Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Spogląda na swoje dłonie, pomimo strachu prawie się nie trzęsą. Prawie. Od razu przypomniało się jej durne powiedzonko Zbyszka. „Kiedy włożysz dwa palce do ... każdy wkłada gdzie chce, ale jak już włoży te dwa palce, to wskazującego jest mniej, środkowego jest więcej, a właśnie ten kciuk jest prawie.” Głupie to wszystko. Sterczy tu od rana. Myślała, że skoro jest wpisana na 08:00 to po godzinie będzie wolna. Minęło 11 godzin. Tyle czasu pod kolejnymi gabinetami po to chyba tylko, żeby czekając przemyśleć ile warte jest życie. Miło ze strony Anki, że chciała tu przyjechać razem z nią. Dobrze, że nie przyjęła tego wsparcia. Po pierwsze wiedziała, że w towarzystwie zacznie się rozklejać i byłoby jej głupio, a do tego utknęłyby tutaj na cały dzień. Długo nie wiedziała czy komukolwiek mówić o odkryciu. Siostrze na pewno nie powie od razu. Rozważała to poważnie. Niedawno straciły matkę. Młoda może niepotrzebnie się wystraszyć. Marta czuła się w obowiązku odkryć karty dopiero kiedy pozna jakieś konkrety i tylko pod warunkiem, że będą one wyrokiem. Pamięta jak długo bolało, że matka ukrywała przed nimi zbliżające się zagrożenie. Powiedziała więc na razie tylko Ance i przyjęła jej pocieszenia. Nie chciała za dużo o tym rozprawiać żeby za każdym razem nie przeżywać na nowo wdzierającej się paniki. Choć chyba taka cicha panika nigdy jej nie opuszczała. Od tamtej chwili mocowały się cały czas. Kiepsko wtedy spała. Kręciła się całą noc jak królewna na ziarnku grochu. Faktycznie uwierało ją jakieś ziarenko. Wymacała prześcieradło i nic nie znalazła. Podniosła się i światło dopalającej się świeczki też niczego nie objawiło. Dotknęła czułego miejsca i...znalazła drania. Zamarła. Był wielkości grochu, może fasolki - Jak to? Kiedy on tam...przyszedł, urósł, przyplątał się? Nie chcę, nie, to nieprawda! -zaczęła szeptać – wszystko będzie dobrze, Martuś, wszystko będzie dobrze - uspokajała samą siebie. Rano zadzwoniła do lekarza, umówiła się na wizytę. Prywatnie, bo szybciej. Ważne żeby szybko reagować. Choć to pewnie nic wielkiego, no przecież takie rzeczy się zdarzają. Przypomniała sobie jak w zeszłym miesiącu klientka jej opowiadała z nadzieją w głosie:
- No jak będę miała dobre wyniki, to za dwa tygodnie amputują mi pierś, bardzo się modlę żeby były dobre.
Słuchała i nie wiedziała co powiedzieć. W tej chwili ta młoda kobieta pragnęła najbardziej na świecie pozbyć się własnej piersi. Wyniki były dobre, bo w zeszłym tygodniu, kiedy się widziały, pani Aneta z ożywionymi oczami podniosła przed nią bluzkę i pochwaliła się blizną jak wymarzonym tatuażem. Horror.
- Ja siebie tak szybko nie skreślę, nie dam się nikomu kroić - teraz wiedziała, po co chłonęła tyle wiedzy na temat ratowania zdrowia, kiedy zachorowała matka - mamik za szybko się poddała, Ja nie jestem taka miękka. Nie ze mną takie numery. Ej , Życie! Czy mnie teraz słuchasz? Ja tak szybko nie odpuszczam. Pogódź się z moim towarzystwem, bo niełatwo się mnie pozbyć. Postanawiam trwać - pyskowała myślami w eter dodając sobie odwagi i poczucia, że nikt nie musi się o nią troszczyć, bo sama świetnie da sobie radę.
Jednak klimat szpitala nie wpływa korzystnie na budowanie dzielnej postawy. Dlatego od jakiegoś czasu zaczynała się dusić. Zawsze kiedy wkradało się zdenerwowanie w Marcie narastało napięcie i zaczynało jej brakować powietrza. Kolejka ospale ruszyła i znalazła się za piekielnie skrzypiącymi drzwiami. Iście niekomfortowa sytuacja. Kiedy prawie nagą stanęła przed kimś szczelnie ubranym, panika objęła dominację. Piersi usmarowane zimną galaretą, a pani w kitlu powarkuje i szarpie oschle. Kobieta o ładnych rysach i nadętej minie, na kieszonce kitla podpisana Katarzyna Jakaśtam. Pewnie też zmęczona siedzeniem w tej instytucji do późnych godzin. Za oknem słońce zachęca do lenistwa na łące, czy biegania po mieniącej się wodzie. Łąka, maki, cały dywan zieleni przetykany czerwienią delikatnych płatków, motyle.
- Tak, powinnam myśleć o rzeczach przyjemnych i wyłączyć mózg na bodźce zewnętrzne - Marta złapała się ratunkowo świtającego w głowie wątku. Mają zapaść decyzje: chemicznie hodować dalej, czy na rzeź. Pierwsze wkłucie, ból którego się nie spodziewała, przecież była taka wytrzymała, miała pewność, że bolesne mogą być tylko wyniki, a ten z zaskoczenia uwierał ją już nawet w głowie, narastające napięcie... potem już tylko bezdech i po akcji.
- Niech pani nie wydziwia, jak mam pobrać próbkę? - zdenerwowanie pani Katarzyny sięgało apogeum równego strachowi Marty, która zemdlała. Kiedy już doszła do siebie i świadomość ulokowała na właściwym miejscu wyszeptała:
- Pani Katarzyno? Bardzo Pani nie lubi tej pracy? - delikatność wnętrza i podrygi dumy dawno poszły w odstawkę podczas walki o przetrwanie, dlatego zapytała naturalnie cicho i najspokojniej. Pani Kaśka zastygła w bezruchu, a na jej twarzy zaczęło się malować wzburzenie graniczące z nienawiścią. Pełnym chłodu oraz pogardy wzrokiem chciała wymierzyć policzek, ale zauważyła, że oczy Marty były nadal spokojne i ciepłe, już nie ukrywała w nich samotności. Przy zderzeniu źrenic obu kobiet, niczym gromu i spokoju, pani Kaśka się poddała. Opuściła ręce i głowę, po chwili milczenia najdelikatniej jak potrafiła pozwiedzała:
- Przepraszam, bardzo przepraszam, siedzę tu od rana i wie pani ludzie potrafią zmęczyć. Zachowują sie jakbym to ja decydowała o wynikach.
-Tez pracuję z ludźmi i nie wyobrażam sobie żeby ich źle traktować tylko dlatego, że poprzedni klient był niemiły, a teraz bardzo się boję. - odpowiedziała Marta
- Również się boję, o każdą osobę, która stąd wychodzi. To nie jest lekka praca, choć nie męczy fizycznie to jednak dobija bezradność. Przetwarzam tylko dane, nie mam wpływu na owoce -
Tutaj znów przypomniało się Marcie powiedzonko sąsiada „Nie kwiat, lecz owoc stanowi o wartości rośliny, chcesz poznać człowieka patrz na jego czyny” a kiedy się ubrała, pani Katarzyna podała jej rękę i wyznała:
- Jest pani wyjątkowa osobą i dlatego z serca życzę pani, abyśmy się więcej nie spotkały, a jeśli już to nie w tym gabinecie.
Marta uścisnęła ją ciepło i wyszła nacieszyć oczy widokiem nieba, które delikatnie się różowiło przygotowując słońce do zachodu.
- Może jutro też będzie dzień? – przemknęło Marcie przez głowę – pożyjemy zobaczymy – wsiadając za kierownicę cieszyła się, że ma za sobą kolejne pozytywnie zakończone zmagania z ludzkimi słabościami i to były dla niej wystarczająco dobre owoce.

Opublikowano

ojej juz ktoś
tzn Ty to czytałaś?
pewnie jeszcze jakieś szlifki potrzebne, ale musze umykać, bo mój pies na parcie
na łowienie gwiazd
jeszcze sierpień
jeszcze spadają
a my mamy sporo życzeń do spełnienia

ściskam serdecznie i do kolejnych literek
pa słonko

Opublikowano

Zauważyłem kilka literówek. Czytając wracałem pamięcią do niedalekiej przeszłości, gdzie codziennie odwiedzałem, na takim oddziale bliską mi osobę. Najbardziej utkwił mi widok wolno idących korytarzem kobiet, niosących przy sobie, bądź pchających przed siebie na metalowych wieszakach, plastikowych pojemników-odsysaczy, zapełnionych ciemną cieczą.

Opublikowano

„Ale kiedy Marta pozna jakieś konkrety i będą one nieprzyjemne, to dopiero wtedy czuła się w obowiązku odkryć karty z wyrokiem.” - chyba „poczuje się”?
„Dotknęła czułego miejsca i... jest.” – może lepiej „było”?
„Nie chcę, nie, to nie prawda!” – „nieprawda”
„Kiedy prawie nagą stanęła przed kimś szczelnie ubranym, panika objęła dominację.” – literówka „naga”; zwyczajowo mówi się „panika wzięła górę” – czy tu celowo ma być inaczej? Nie rozumiem tego: „kimś szczelnie ubranym”? Jeśli to miała być mammografia, to nie ma żadnego uzasadnienia do takiej ochrony osoby robiącej zdjęcie, poza tym to „kimś” jest strasznie bezosobowe. W ogóle dziwna ta diagnostyka :) Tak jednym ciągiem mammografia, USG („Piersi usmarowane zimną galaretą”) i od razu biopsja wykonywana przez panią, która „tylko przetwarza dane”? Albo trzeba dać sygnał czytelnikowi, że to tylko luźne myśli-obrazy, albo wcisnąć gdzieś pomiędzy jeszcze onkologa – nie ma rady :) Poza tym biopsja nie boli, tyle co ukłucie igły. Można łatwo zemdleć ze strachu, owszem, ale nie z bólu.
Może się czepiam (nawet na pewno) ale temat jest taki, że budzi emocje, dotyka doświadczeń wielu kobiet w bardzo różnym wieku (nawet całkiem młodych), więc sądzę, że warto byłoby się postarać o większą zgodność z realiami. I jeszcze propozycja: jest jeden wyrazisty element w klimacie szpitala, który, jak słusznie zauważasz „nie wpływa korzystnie na budowanie dzielnej postawy” – są to nieuniknione opowieści „doświadczonych” współtowarzyszek wielogodzinnej kolejki przed gabinetami. Te wieszaki z drenami ciągnącymi się spod szlafroków, o których napisał Marcin, są świetnym tropem. Inne wspomnienia, skutecznie wykańczające psychikę nowicjuszki badań, to np. przerzuty, chemia, powroty na oddział. Zabrakło mi tego elementu w obrazie całości.
Dalej czytało mi się coraz gorzej. Scena z panią Kaśką, moim zdaniem, w tej wersji bardzo mało wiarygodna, do dużego przeredagowania.
No i ostatnie zdanie. Zgrzyt gwoździem po szybie. Psuje wszystko.

Dobrze napisać o takim doświadczeniu to duże wyzwanie, masz u mnie szacuneczek za odwagę. Pozdrawiam - Ania

Opublikowano

nie jestem odważna
więc chyba nie zasłużyłam na ten szacunek
co do bólu może niech każdy mówi za siebie
znam różne zdania
cudzy ząb zawsze boli mniej (a są też tacy którzy mają dentofobię albo coś gorszego)

jeden dzień z szpitalnej kolejki dla bohaterki tego tekstu wyglądał właśnie tak i właśnie tak go czuła
poza tym zgrzyt gwoździa na szybie był najistotniejszy

reszta do polemiki, a co tam
nawet z panią Kaśką (mogę ją poświęcić)
nieudolności poprawię jak skończę pracować

dziękuję za uwagę, nawet to miłe

bajabongo (w wolnym tłumaczeniu "do niebawem")

Rhiannon
.ozdrawiam

Opublikowano

Kamertonko, bardzo trudny temat - niełatwo jest wyrazić artystycznie psychikę kobiety, która odgania myśli o zbliżającej się śmierci, pocieszając się, że "wygrała" potyczkę słowną z kimś tam i że to daje jej wystarczającą satysfakcję. Nie wiem, czy tak miało być, ale to jest najbardziej żałosne w bohaterce.
Dlaczego miałaby być wyjątkowa? Nie widzę uzasadnienia dla takiej opinii, którą wyraziła jej rozmówczyni. Czegoś brakuje w tym dialogu.
Do uwag Ani Ostrowskiej muszę dodać kilka własnych:

"Pogódź się z moim towarzystwem, bo nie łatwo się mnie pozbyć." - niełatwo;

"bo sama dzielnie da sobie radę.
Jednak klimat szpitala nie wpływa korzystnie na budowanie dzielnej postawy." - powtórzenie;

"Zawsze kiedy wkradało się zdenerwowanie w Marcie narastało napięcie i zaczynało jej brakować powietrza." - zdenerwowanie to także napięcie, więc mamy tu "masło maślane";

"a na jej twarzy zaczęło się malować wzburzenie graniczące w nienawiścią." - z nienawiścią.

Ciekawy temat, ale mnie także kilka scenek wydaje się dość sztucznych. Nie mniej temat naprawdę trudny i ambitny.
Właściwie w całości zgadzam się z komentarzem Ani.

Pozdrawiam serdecznie.

Opublikowano

zgodzę się z Wami tylko poczęci
bo końcowy gwóźdź owoców nie jest jednoznaczny (dla mnie)
przełamanie własnych ograniczeń jest pierwszym owocem
nie chodzi też o podaną wyżej chorobę tylko o nasze reakcje w sytuacjach jakiegokolwiek przyparcia do muru

podczas wymiany zdań pomiędzy bohaterkami tekstu
zasugerowałam się sprawdzoną zasadą, że silniejszy dyktuje warunki w tym wypadku klimatu spotkania
( gdzie dla mnie „silniejszy” nie znaczy „mocniej zadający ból”)
może sytuacje które nas spotykają są tylko sprawdzianem jak zachowamy się w całym łańcuszku następujących po sobie scen i dowodem na to czy wystarczająco poznaliśmy siebie aby dopiero wtedy zrozumieć i dotrzeć lepiej do drugiego człowieka
choćby po to żeby czegoś go nauczyć wybaczając, a tym samym ulżyć sobie

postawiłam niewidzialne pytanie o nasze refleksje nad wartościami życia, które niestety budzą się dopiero w chwili zagrożenia tego cennego skarbu
tekst przeczytany samymi literkami faktycznie może być zlepkiem banałów
jeśli tak go odbieracie to pozostaje mi tylko się uciszyć i czytać go, i poprawiać
ale wiem, że żadną kolejna wersją nie zadowolę wszystkich
każdy z nas jest odrębną galaktyką emocji, myśli i doświadczeń mających wpływ na naszą postawę i świadomość
zatem nie trafię w percepcję wszystkich czytających
za orty, gramaty i liretowniki przepraszam i dziękuję za ich wyłowienie, widać lepsza jestem w hodowaniu ziół, psów i podglądaniu gwiazd, niż sprawdzaniu swoich tekstów
czy z tego wyrosnę?
czas pokaże

tulę Was mocno i dziękuję jeszcze raz za obecność przy kamertońskiej zlepce
do niebawem, bo lubię tutaj być

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Kamertonko, ale tutaj tego pytania nie widać. Zobacz, nikt go nie dostrzegł. Czegoś tu naprawdę brakuje jeszcze.

Nie wyrastaj. Nigdy.
A do prawidłowych ortów, gramatów i literowników postaraj się dorosnąć. :-)

Na razie, do następnego. :-)
Opublikowano

Ooo, Pani Kamertonko, zakładam Pani fanclub ;))
Chociaż, szczerze przyznam, że ten Pani tekst nie jest moim ulubionym i chyba bywały lepsze, to mimo to - stoję za Panią murem i będę niczym wierna fanka, śledziła pani teksty ;)

pozdrawiam cieplutko
zuzka ;)

Opublikowano

pochłonęła mnie ta historia. wzruszająca i ciepła, mimo trudnego tematu, o którym nie każdy chce rozmawiać. czytając czekałem finału i się nie zawiodłem. trzeba mieć zawsze nadzieję ona umiera ostatnia. bardzo dobre opowiadanie, a wspominane niedoskonałości mało istotne do całokształtu.
Autorka przecież poprawi:) Chylę czoła
pozdrowienia
r

Opublikowano

.....chwila milczenia, powiem tylko wiele widziałem, dzielnych kobiet, bohaterskich kobiet,rozmawiałem z nimi; dotknięte tym choróbskiem smiały się z przeciwnosci losu zwalczając apatię. Wygrały siłą woli, wiarą - oczywiscie nie czekając bezczynnie, a jednoczesnie lecząc chore ciało. Siła wiary i wspólczesna medycyna wyleczyły...pozdrawiam

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Gosława myślisz, że jest dobrotliwa? nalał bym jej kielicha... odłożyła by kosę w kącie... o czym bym z nią gadał? zagrałbym z nią w szachy? warcaby? karty? otworzyłbym drugą butelkę wina...
    • @Arsis nie znałam tego obrazu  Bardzo mi się podoba  Łagodna ta śmierć  Dobrotliwa
    • @Gosława Fragment o Macieju nasunął mi obraz Jacka Malczewskiego pt. "Śmierć"...        

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Arsis noszę

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ja tam z tych wszystkich postaci najbardziej lubię Jagnę  Ona jest jak nie z tego świata  Narowista i taka do ugryzienia  Ma w dupie konwenanse  W dzisiejszym świecie na bank została by celebrytką i tym wszystkim którzy na Nią pluli pokazałaby środkowy palec
    • @Gosława to ty nosisz okulary? gdzie? nie wierzę... @GosławaPozostałe fragmenty...   " Heksaptyk chłopski -----------------   (Na motywach powieści pt. „Chłopi”, Władysława St. Reymonta) I   Kuba ----   Przekręcasz się z wielkim trudem, leżąc na wprost wywartych wrót. Wystawiasz drżącą rękę ku srebrzystej smudze księżycowej poświaty, ku wirującym powoli cząsteczkom kurzu. Zimno, coraz większe zimno. Nadciąga śmierć… Ręka opada ci na pokrytą słomą i zwierzęcymi odchodami ziemię. Ciche końskie rżenia, sapania, mlaskania ozorów. Krowy wystawiają ze swoich zagród rogate, szerokie gębule. Spoglądają swoimi bezrozumnymi ślepiami, błyskając odbitym światłem, ledwie zauważalnymi ukłuciami, jakby dalekich gwiazd. Przez usłane zwiędniętymi liśćmi podwórze przechodzi falami weselny tumult, przemykając ponad twoją głową, bych pomknąć daleko, dalekuśko… ― w boży świat. Rozświetlone, otwarte okna, uśmiechnięte, rozkrzyczane twarze… Piski… Głuche tupoty taneczników… Migające kolorami stroje, korale… Pędząca niczym górski potok szalona gra skrzypeczkowych muzykantów… Pot pozlepiał ci przerzedzone, siwe włosy. Podnosisz ciężką, pulsującą głowę, obserwując, zachwycony, jaśniejące światło. Ktoś głaszcze cię, obejmuje. Szeleszczą liście rozchwianych gałęzi, szepcząc cicho pacierze. Cosik jeszcze niewyraźnie mamroczesz, Kubo, deliberujesz, rozważasz, pomimo śmiertelnego skurczu. „Jezusie, Maryjo!...” ― I oddajesz ducha w Panajezusowe rączki, dostrzegając taką miłość niezgłębionych ócz.   (...)   III   Hanka -----   Dlaczego jesteś smutna, Hanuś? Idziesz samotnie zaśnieżoną drogą. Mijasz rozświetlone okna chałup. Przejrzyste niebo migocze gwiazdami. Wschodzi nad lasem okrągluśka, księżycowa twarz. Zimno ci. Obejmujesz ramionami próżnię lodowatego powietrza. Zamiast kożucha, masz jedynie cienką, podartą chuścinę. Zamarzają ci pod oczami strużki łez. Płaczesz cicho, cichuśko, wznosząc zapuchnięte wysoko oczy. Drepczesz drobnymi kroczkami… - samiuśka, otoczona bezbrzeżną otchłanią nocny… Dochodzą cię dalekie, żałośliwe zawodzenia, jęki. „Jezusie, Maryjo!” Klękasz przed Panem Jezusem na pustym, mrocznym cmentarzu. Składasz dłonie do modlitwy, aże słychać jedynie łkający szept pacierza. ― „Ojce nas, któryś jest w niebie (...)” ― Wiatr tarmosi gałęziami topól, wierzb… Ulatuje. Pędzi po zaśnieżonych polach. ― „(…) chleba nasego powsedniego daj nam dzisioj (...)” ― Wilki ciągną dalekuśko swoje przejmujące wycia aż cierpnie skóra. ― „(...), ale nas zbaw ode złego. Amen.” Żegnasz się skostniałymi od mrozu rączętami, padając na twarz w bieluśki śnieg, by, leżąc krzyżem, zażebrać gwałtownym płaczem ― o zmiłowanie.   IV   Maciej -----   Okrągluśki księżyc zagląda przez szeroko wywarte drzwi pokoju. Dochodzi skądsiś ściszony szept. Otwierasz, Macieju, szeroko oczy, chcąc dojrzeć lepiej srebrną smugę światła, pełznącą powolutku po ścianie. Wyraźnieją kontury okrytych półmrokiem przedmiotów. We framugach okna migoczą niedosiężne gwiazdy. Obserwują cię obojętnie święci, spomiędzy drewnianych, zakurzonych ram. Śpik wiekuisty zmorzył całą ziemię. Nastał czas niewidzialnych, zbłąkanych dusz. Ktoś ciebie nawołuje. Kto? Wstajesz powoli z łóżka, tchnięty nagłym impulsem. Wzuwasz długie cholewy. Dotykając rozedrganą dłonią drzwi, przekraczasz próg wiosennej nocy. Wszystko jest dla ciebie takie dziwne. Wiatr rozwiewa ci włosy. Jesteś blisko… ― ale to coś ― zaraz pierzcha za kotarę mroków niepamięci. Jednak ponownie zaczynasz rozumieć, obejmując ze zdumieniem głowę, lecz ― ogarnia cię pustka… Znowu kolejny błysk świadomości rozjaśnia absolutną czerń. Chwytasz kolejne sprzęty… Juściś cosik wyciągasz, juściś… ― znowu nic… Stajesz po środku pola zapatrzony przed siebie. „Jezusie, Maryjo! Tyle zeczy, tyle…„ ― mamroczesz niewyraźnie, rozważasz... Wiatr targa młodymi liśćmi wierzb, otacza cię… Wszystko nachodzi… Ogromna, księżycowa twarz… Światło wciąż ogromnieje do niebywałej jaskrawości… Klęcząc, szepczesz pacierze ze złożonymi ściśliwie dłońmi… Śmierć kreśli ci na podniesionym czole krzyż.   V   Jagna i Jasio -----------   Widzisz, Jaguś, jego cudowne oczy. Uwielbiasz ten rozmodlony, mądry głos. Wtedy, kiedy czyta ci przeróżne historie z książki o dalekim świecie. Uwielbiasz historie o królach. To taki inny świat. Czy kochasz? Tak. Kochasz nad życie, mimo że miłość to nieodwzajemniona. Oczekujesz każdego spotkania z łomotaniem serca. Podziwiasz go rozmiłowanie, przystrojonego za ołtarzem, odprawiającego mszę, jakoby zstępował anioł z jasnymi loczkami. Słuchasz jego przedsennych modlitw podczas dusznej, pachnącej jaśminem nocy, ukryta pod jego otwartym oknem… Czy on wie? Nie. I nigdy się nie dowie. Tajemnica miłości przeogromnie słodka, paląca cosik we wnętrzu. Marzysz tkliwie o każdym, niewinnym muśnięciu. Bo miłość to niewinna, przepełniona zapachem kwiatów, lekkością motyla, rozwianym puchem mleczy… Choć wiesz, że jest beznadziejna, niespełnialna, obarczona klęską, wciąż czekasz niewysłowienie tęskniąc. Bo jest piękna, pięknością szczęśliwych ludzi, idących przez rozsłonecznione, falujące łany złotych zbóż. Którym, mimo zagubienia, nie potrzeba jakichkolwiek drogowskazów.   VI   Jagna -----   (Koda)   Nie płacz, Jaguś. Chodź. Obetrę ci delikatnie kapiące łzy. Stoisz przy oknie, okrywając ramiona połataną chuściną. Ptaki przelatują, gdzieś nad żółtymi polami więdnących kwiatów. Ogromne słońce dotyka ziemi… Ciemnieje…   (Włodzimierz Zastawniak, grudzień 2018)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...