Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Co ma przeminąć to przeminie
A proch ponownie prochem stanie
Dokąd zmierzamy Panie?
Bogu boskiego nie odbieraj
Czcią ozłoć to co niewidzialne
Słysz mego serca zawołanie
Dokąd zmierzamy Panie?
Rzekł Bóg po powstaniu świata
By wolę Jego uszanować
Przez grzech porządku załamanie
Więc dokąd zmierzamy Panie?
[…]
Choć dawno pytanie to znamy
Nie wiemy wciąż dokąd zmierzamy.

Szukam konceptu na dokończenie tego wiersza (jeden dwuwers), a przy okazji przyjmuję wszelkie propozycje poprawek.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Trudny temat poruszasz, jak letnią porę, ostatki słońca a i upału...
a tu zaduma nad nad losem i do wołanie do Boga,
Nie komentowany nie znaczy, że nie czytany.
Wiersze czytane a nie komentowane, czasem wzbudzają więcej myśli
i bywają trudną do podjęcia inspiracją do zastanowienia, to przecież dobrze...
Co do wiersza to też dobrze, bo nie wołamy do Boga tylko do ludzkich
serc albo zastanawiamy się co z naszym losem nie tak...
To takie moje małe zdanie co do twojego wiersza.

pozdrawiam serdecznie
Opublikowano

cammomille ma rację, tematyka obu wierszy nie jest lekka, gdyż wiąże się z historią, odpowiedzialnością, religią nawet.. a to czasami zniechęca, niestety przede wszystkim odbiorców płci żeńskiej.. co więcej, tyle już o tym napisano, że trzeba mieć niezły polot i pomysł, żeby czymś zaskoczyć..

pozdrawiam, Ulka

Opublikowano

Tak, dokończenie wiersza z oparciem o taki temat jak religia to jest kłopot. Choć moja uwaga wynika z dwóch rzeczy:

1. Brak zainteresowania - ewidentnie wiersz nie był zbyt wiele razy czytany.

[quote]Nie komentowany nie znaczy, że nie czytany.



Otóż sprawdzałem po wyświetleniach wiersza. Po odjęciu moich własnych wejść niewiele razy był otwierany, podobnie z drugim tekstem. Czyli naprawdę niewiele osób tenże wiersz przeczytało. Nie wiem, czy to tytuł nie wzbudził entuzjazmu?... Ale akurat ten pasuje najlepiej.

2. Brak komentarzy choćby doradzających dokonania poprawek. W końcu to Warsztat, nie? Nie obrażę się, jak ktoś zaproponuje np. zmianę wyrazu w trzecim wersie. A dla mnie to też istotne.

Drugi powód jest rzecz jasna uzupełnieniem pierwszego, bo gdybym miał tak jak teraz - 30 wglądów (licząc własne) - to nie zareagowałbym. Ale 15 wejść, w tym moje - a tyle było gdy pisałem tamtą uwagę - to wyraźnie wskazuje na brak zainteresowania.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Czekaj, czekaj mnie się temat podoba. Ja dopiero teraz wiersz twój otworzyłem.
Może tak na koniec:

Patrzymy pustym wzrokiem
Mijając się z Twoim wyrokiem.
Grzęźniemy we własnej słabości
Nie dając szansy wolności.

No i jak? Trochę ciężko się skupić przy dzieciach, przepraszam.
Opublikowano

Dziękuję za radę, chyba znalazłem swój dwuwers:

[...]
Patrzymy na świat pustymi oczami
Grzęznąc wciąż w miejscu błędnymi myślami
Więc chociaż dawno pytanie to znamy
Nie wiemy dokąd zmierzamy.

Rzecz jasna twój pomysł był dobry, chciałem jednak zakończyć odpowiedzią na zadawane w wierszu pytanie. Dlatego potrzebowałem żeby ostatni wers był taki, a nie inny. Ale koncepcja była niezła. :)

Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Polityk wdziera się do przychodni NFZ jak tornado w złotej marynarce, jak kapsułka witamin z huraganem w środku. Drzwi skrzypią jak stare respiratory na kredycie. Kolejka pacjentów cofa się w popłochu – czują, że zaraz zniknie im nie tylko limit refundacji, ale i resztki nadziei. Rejestracja mdleje, bo wszystkie miejsca są już „tylko prywatnie”. Krzesła jęczą i próbują schować się pod podłogą. Termometr robi fikołek i udaje martwego. Plakaty o zdrowiu rwą się same – wiedzą, że zdrowie to luksus. Lewatywa rzuca się pod nogi pielęgniarki, błagając o ratunek przed uzyciem politycznym. Polityk siada. Fotel pęka jak budżet po wyborach, jak złamana obietnicą wyborcza. Kroplówki skaczą jak kibice na stadionie – każda kropla to podatek, każdy worek – dotacja dla kolegi z partii. Pacjenci   chowają się pod stołami. Stoliki robią salta. Gabinet drży jak cały system ochrony zdrowia. Lekarz blady jak recepta bez refundacji. Stetoskop na jego szyi dygocze jak bankomat przy pensji minimalnej. Biurko ginie pod brzuchem polityka – Zeppelin absurdu unoszony na naszych składkach. Oczy – dwa rentgeny pychy. Oddech – inhalator z piekła, co dmucha na półki z lekami. Syropy bulgoczą jak marszałek sejmu w amoku. – Co panu dolega? – pyta lekarz drżącym głosem. Polityk śmieje się jak rezonans magnetyczny na dopalaczach, śmiech rozdziera gabinet na części pierwsze. – Wszystko mnie boli, doktorze! Plecy od noszenia władzy, ręce od brania kopert, żołądek od darmowych bankietów, nogi od omijania kolejek do specjalistów… A sumienie? – tu wybucha rechotem – Nie pamiętam, gdzie je zgubiłem! Lekarz nie cofał się, nie drżał. Patrzył na polityka w absolutnej, nienaturalnej ciszy. Na jego policzku, tuż pod okiem, pojawiła się linia – pojedyncza, lśniąca kropla, która sunęła wolno w dół. Nie była słona. Była lepka jak zaschnięty tusz, gorzka jak brak refundacji. Ciśnieniomierz na biurku zaczął dziwnie syczeć, jakby łapał ostatni oddech tuż przed krzykiem. Wtedy eksplodował. Skala kończyła się na słowie „EGO”. Rentgen pokazuje wnętrze: katastrofalnie rozdęte ego za publiczne miliardy. Widać przerzuty władzy na wszystkie organy, metastazy stanowisk w każdej tkance, a w sercu – pustą salę sejmową. W środku wakacje na Krecie, darmowe kotlety, kilometrówki, premie, premie, premie. Dookoła – zadłużone szpitale, pacjenci czekający latami na operacje. Długopis lekarza wybucha w dłoni. Tusz wsiąka w sufit i układa napis: „Naród zapłaci”. Szafka na leki płonie ze wstydu. Pielęgniarka mdleje, rejestratorka śpiewa hymn w omdleniu. Kroplówki robią falę. Pacjenci salutują jak w Sejmie. Polityk wspina się na wagę i czyni z niej tron. Ze stetoskopu – berło. Z kart pacjenta – nową ewangelię o sobie. Każdy kilogram jego ciała to nasze podatki. Każdy oddech – kredyt wzięty w naszym imieniu. Każde mrugnięcie – nowa ustawa na jego korzyść. Wstaje i woła: – Tu nie ma przychodni! To moje żarowisko! A wy wszyscy jesteście moimi sponsorami! Pacjenci uciekają przez okna. Stoliki robią fikołki. Strzykawki latają jak ptaki apokalipsy. Lekarz chowa się w szafce, która rozpada się z hańby. Na podłodze rozsypane tabletki i recepty układają się w napis: „Tu był Polityk. I już nikt… nigdy nie wyzdrowieje.” Ostatnia tabletka toczy się po podłodze, zatrzymuje w kałuży krwi i wykwita na niej napis: „REFUNDACJA = 0 zł”.      
    • @aniat. namiętność spadła wraz z żółtym liściem z pierwszym kasztanem uleciał sen wspomnienia z jeżem czmychnęły szybko wiem :))
    • nie chroń myśli od świtu jasnego choć sen złudą czas zatrzymuje przeszłość ciąży i tłamsi twe ego kroplą rosy deszcz namalujesz?
    • @iwonaroma piękna metafora    dojrzewamy jak te kasztany bez kolców gładkości do piękna choć wdepczą to ulatamy by dalej swe życie wypełniać  
    • @Waldemar_Talar_Talar ... a dzisiaj narzekamy bo wciąż za mało mamy uczucia i miłości   życie to nie gra w kości  ... Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...