Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jako odniesienie i komentarz:
przeczytałem ten wiersz tak:

wstań
ze mną znów bądź
wstań
przecież już spałaś
wstań
podnieś się już
wstań
chce żebyś wstała

między blaskiem ekranów
z apetytem na nic
siedem metrów od ciebie

wstań
trzeba mnie zranić

sorczak za taką dowolność ale to nadal jest tylko Twoje. Dobry tekst skoro daje takie możliwości interpretacji bezpośredniej. Pozdrowizm z serdeczyzną
Opublikowano

skoro wolna interpretacja to ja powiem tak:

wstań
ze mną znów bądź
wstań
przecież już spałaś
wstań
podnieś się już
wstań
chce żebyś wstała

między blaskiem ekranów
z apetytem na nic
siedem metrów od ciebie

ja
niemy widz

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Wiersz ok. Magnetowicie, chociaż po pierwszym przeczytaniu nie zwróciłem uwagi, dopiero po tylu interpretacjach cuś w mię drgło :)
Pozdrawiam

wszyściutkie pomysły ciekawe
i "chce" we wszystkich jednakie
Ino "chcę" tu zgłaszam - naprawę,
bo różnicę mie czyni... niejakie.
;)
Opublikowano

"teraz myślę nad wierszem z alternatywnymi puentami dla każdego czytelnika oraz użytkowych - np wpisywanych na sprzętach AGD i narzędziach rolniczych;)" ok tygodnia temu tu gdzieś napisałem i proszę - drobiazg napisany po drzemce i się częściowo spełniło:) teraz jeszcze seria malakserów ozdobionych słowem;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dobra kucharka potrafi zrobić z niczego coś, a poeta ?
Poeta potrafi zrobić z niczego wszystko i z wszystkiego nic ;)

Moja propozycja:

wstań
ze mną bądź
przecież już
podnieś się
chcę żebyś wstał

z ekranów snów
z apetytem na wszystko
blisko znów

trzeba nam stać

do tego jeszcze link :
www.youtube.com/watch?v=90TZYogsoEw
Opublikowano

lecterze, obecnie prowadzę negocjacje z producentem tanich win, mówią że niektóre moje wiersze pasowałyby na etykiety;)

Agato, twój remix wykręcił sens, ale w remixach wszystko wolno;) numer manaamu świetny ale nic wspólnego nie miał.

a wierszyk powstał po zbyt długiej drzemce, w wyniku irracjonalnego poczucia żalu i pretensji, że moja lepsza połówka pozwala sobie spać dalej, skoro JA wstałem i nie mogę sobie znaleźc logicznego i satysfakcjonującego zajęcia:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Lidia Maria Concertina -dziękuje - 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Witaj - miło że rekompensuje - cieszy mnie to - dziękuje -                                                                                                        Pzdr. Witam - cieszy mnie że bardzo dobra - dzięki -                                                                                     Pzdr.serdecznie. @Lidia Maria Concertina - dziękuje - 
    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...