Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

mam króla w rękawie, król zaś kochankę aż miło patrzeć
jak się z nią nie certoli. jedziemy pośpieszną karocą take me home do domu
tak, by wyprzedzić nieopłakane
listy. ja wracam z wojny, jeszcze trawa, I love it, pachnie w podniebieniu
cudzą gwarą. nie, już nie będzie jak dawniej, masz to wyraźnie
nie dopowiedziane

od scenariusza najczarniejsze jest niebo; jakby ktoś wysmarował je smołą i przykleił pociąg,
tak dla zabawy; później pałac obrócił się dachem, wessał mnie na dno jak kominiarza
- jeśli widzisz coś gdzieś tam wysoko łap się za guzik głowę wszystko co masz, łap
i nie puszczaj. no, wycałuj mnie znikąd nie pytając po co, pytanie
to taka prostytucja

Opublikowano

Jak na debiut, całkiem fajnie... I motyw królestwa się pojawił, tylko królewny z nadmuchanym rękawem mi brakuje;) .. Przeżyjemy ;)
Pozdrawiam:)
T.

Opublikowano

A ja nie tylko za warsztat - się spieszyłam, więc wcześniej krótko - a teraz Ci powiem, że świetnie wychodzą w tym wierszu obrazki z obrazka, jak w snach, puzlach, natchnionych rysunkach dzieci. Szczególnie w snach - ja tak mam.
Rozpędzasz się w tym wierszu, nabierasz tempa
[quote] pośpieszną karocą take me home do domu
tak, by wyprzedzić nieopłakane
listy. ja wracam z wojny, jeszcze trawa, I love it, pachnie w podniebieniu
cudzą gwarą
. nie, już nie będzie jak dawniej, masz to wyraźnie
nie dopowiedziane

od scenariusza najczarniejsze jest niebo; jakby ktoś wysmarował je smołą i przykleił pociąg,
tak dla zabawy; później pałac obrócił się dachem, wessał mnie na dno jak kominiarza
- jeśli widzisz coś gdzieś tam wysoko łap się za guzik głowę wszystko co masz, łap


Tłoczy się niebo, pałac dach, kominiarz po drabinie fiku-miku juz w kominie.
Lubię tak.

Pozdrawiam :)
Opublikowano

podchodzę do tego wiersza po raz enty - o ile jest jakiś klimat, stylizowany w sposób zabawny - na bajkę - o tyle mam nieodparte wrażenie bałaganu; karoca, pociąg itp. takiego przeskakiwania akcji w teści - treści w akcji - akcji w abstrakcyjne obrazy - obrazów w fabułę, oscylującą wokół trójkąta - rozwartego [sic]
w każdym razie zadymki emocjonalnej, ale straszne to wszystko roztrzepane, niekonsekwentne i treść ustępuje efektom specjalnym, np. klejenia do nieba, rozcałowywania, jak w m.ości.
generalnie dla mnie peelka, to taka podstarzała gimnazjalistka, a Autorka absolutnie sobie z nią nie radzi. do dopieszczenia i to porządnego ;)
- w tej formie mnie nie przekonuje, niestety.

pozdrawiam
kasia.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



tekścik z potencjałem ale jak na moje oko mocno niedopracowany. dużo też niepotrzebnego 'szutu' np. 'wyraźnie nie dopowiedziane' - po cóż tak udziwniać? na tanie przynęty złapią się tanie rybki, proszę o tym nie zapominać.
'od scenariusza najczarniejsze jest niebo' chyba powinno być "czarniejsze"? albo Pan albo ja mam na bakier z logiką, ale stawiam na Pana ;)
po "take me home" mamy "do domu" - no ok, nie mam nic do powtórzeń ale przydałby się przecinek żeby to się dało po ludzku czytać. Zresztą nie tylko tu przydałby się ten przecinek.
"wycałuj mnie znikąd"??? no pliss litości
ale ogólnie pozytywne się ten tekst wyróżnia na tle panoszącej się miernoty. gratki.
pozdr.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A ja myślę, że to w znaczeniu "niebo najczarniejsze z powodu scenatriusza", autorka pisze pokrętnie i swieżo.

bardzo mocno wątpię w to żeby pokrętnie = świeżo. zazwyczaj pokrętnie to po prostu pokrętnie.
zdaje się, że popełniłam faux - pas z tym "Panem", jeśli tak jest to najmocniej autorkę przepraszam :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a gdzie niby ten przecinek?
mówi się, że matematyka to królowa nauk. coś w tym jest skoro nawet na prawie wykłada się logikę. warto się nad tym zastanowić ;-)
a skarbem jestem tylko dla mojego męża i to tylko w te dni kiedy go nie biję.
Opublikowano

hmm, bez przecinka, że bez pauzy, chciałam trochę obrócić w żart, ale ok, więcej z logikami żartować nie będę.

a męża, to ja bym biła codziennie :D orany, ale bym lała ^^
a tak, z braku laku, mogę tylko lać wodę ;)

pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija siemasz, Aga...
    • Ona: Daj! Dopijaj! I podjadano
    • Iwo, i cukru turkuciowi?   I cukru, Turku, ci?   Ano, Turku, cukru tona
    • @huzarc Cześć, dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @violetta O matko, jakie piękne...
    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...