Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Improwizacja ni wielka ni mała


Michał Kosiński

Rekomendowane odpowiedzi

(Aczkolwiek całkiem do bani cała
Bo bez powodu ciągiem powstała)

PAN P. LIR:
Chęć popełnienia dziełeczka tego
W łeb mi wpłynęła dnia dwudziestego
Maja, gdy słońce złote zagrzało
I mózg jak toster tost przypiekało.

(Jakoż geneza już w pełni znana
Odcięte paszcze od szyj badania:
Niech profesory w katedrach siedzą
I nad księgami się ciągle biedzą!

A co się szczypać! Człeka los taki -
Jak uczy ładu sen konfucjański!)

Tegoż samego chińczyka słowem
Siedzę spętany, więziony oknem.
I biurkiem również. Takoż pokojem,
Spokojem, nosem, włosem i trzosem.

Łoże tu jeszcze w nieładzie leży.
Jakoby swoim zmierzwieniem mierzy,
Kreśli, powala, zniewala, wyje,
Lecz za poszewką figlarnie kryje
Swoje działania -
Na nic starania!

Ja tu już przerwać ten opis muszę:
Sprzątnąć czas przyszedł sprośną poduchę.
Echże! To babsko jest nienażarte:
Wszystko wywleka niestrojnym żartem!
Choć na żer daję noc w noc marzenia,
Też sny i plany, miłe wspomnienia,
Czasem westchnienia;

To wciąż jej mało! Dalej się stara
Na chwilę krótką pod głowę wpadać,
Wyżreć i wyssać więcej chce jeszcze!
Aż się rozchyla
Cała pierzyna
Żeby mnie złapać w potworne kleszcze!

W kąt więc cisnąwszy wiedźmę okropną
Chłonną a głodną jak świniaki wiosną -
No i dzieciaki, wszak te ciągle rosną
Rosną i rosną, wyrosnąć nie mogą
Z głupoty mnogiej choć witką srogą
Smagać, lać, prać -
Nijak wychować!

(Wiedzcie, iż słońca pierwszeńkie promieńki
To takowe właśnie rosnące dziateńki:
Wgryzają się zgrają i nijak je strząsnąć
Chociażby i z trzosa coś im wytrząsnąć!)

Wskroś nich więc patrzę już nie raz pierwszy
(Choć może jest to debiut dzisiejszy):
Naprzeciw model mój piękny, uroczy
Jego kanciaste i szklane oczy...
Jemu też wzrostu zazdrościć może
Każdy co piłki nagania w kosze
Albo co z nożem
Lata po dworze
(Chroń dobry Boże!).

Wyciągam zatem smukły kajecik
Z okładki machnąć zdążył mi krecik
I z dymku wrzasnąć czeskim jął słowem
(Choć nie rozumiem - i tak wiem swoje!).

Stronicę tam jaką skrzętnie otwieram
I raz po raz dawne rysunki zbieram:

Raz - w oczodoły!
I dwa - do głowy!

Żeby się tam też coś wypościły,
Jakowychś wzorców w mózg wypuściły:

Bowiem - w pierony!
Trza być natchnionym!
Jak hufiec Boży
I Boża krówka
Z mocą ołówka
Ubierać w piórka
Niemądre słówka.

Tak więc rysunek przybiera kształty:
Model jest dzisiaj nieźle nażarty.
Ciepło, duchota,
Dzika spiekota,
Pewno nie wyjdą z niego zaskrońce
(Dziś według mnie nie słoneczko, słońce,
Ale już wielkie słońcewoczewo
Czy może wszego innego czego).

Linia za linią powstaje zgrabna:
W smukłości swojej wcale układna!
Choć gdy kontury wyraźnie wiszą,
Już na papierze - wydają kliszą
Się niezbyt ładną -
Ni też dokładną...

Właściwie całkiem są beznadziejną
Figurą jakby płasko-przestrzenną
(Wszak w łapska tego chwycić się nie da
Lecz perspektywa przestrzenną się zda)...

Na wielkie nieba!
Jałowa gleba -
Talentu trzeba!
Bo nie urośnie rys fundamentów
Jeśli się nie ma tej mocy w ręku!

DAJMONION:
Panie drogi!
Zdejm ostrogi!
Już nie zmyślaj,
Nie wymyślaj
I bzdur nie pleć...
Mądrą kreśl treść!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...