Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Odetchnął z ulgą. Ciężko było. To wyjątkowa zdobycz. Unikalne trofeum nawet dla wytrawnego tropiciela wrażeń, furii zmysłów i prawdziwych orgazmów. To tak, jak dla wytrawnego alpinisty zdobycie K-2 w łańcuchu górskim Karakorum i to w zimie, bez aparatu tlenowego. Był z siebie dumny i rzeczywiście nie bez powodu. Zacząć wszystko od końca i doprowadzić do końca, zapominając, że nie istnieje coś takiego, jak początek...Nieznajomej, niezależnej i uczciwej kobiecie zaproponować seks, jako kontrakt towarzyski. Opisać w detalach, „co będzie po czym”, gdzie będzie a na dodatek przygotować ją do faktu, że na miejsce „przestępstwa” przyjedzie swoim samochodem i wejdzie do jego łóżka, bez kropli alkoholu, bez romantycznego tańca, cygańskiej muzyki i oczywiście bez... majtek. Słyszał jeszcze jej śmiech, gdy szeptał jej do ucha lubieżne słowa, jak się broniła oburzona i w sekundzie rozbawiała. Udawała, że bierze to za żarty. Czarował słowem i ciepłym głosem o pewnej charakterystycznej dla dziennikarzy radiowych barwie, przed którą kobiety nie są w stanie opanować pewnego niebezpiecznego „maślanego” błysku oczu. Wpatrzony w nią nawet nie zwracał uwagi na kelnera przynoszącego kolejne smakołyki. Lampka na środku stolika podświetlała ich twarze pełne wzajemnego zainteresowania i iskrzących oczu. W dyskretnym kąciku, lokalowy taper pogłębiał nastrój wieczoru grając przeboje Neila Sedaki. Patrzył na nią bez słowa i wiedział, że wszystko miał wypisane w oczach. Jej każdy ruch, uśmiech i nawet bezwiedne poprawianie kosmyka włosów rozrywało powietrze jakąś niewidoczną aureolą.
Boże – pomyślał, ona nawet nie zdaje sobie sprawy jaka jest śliczna...
Wiedział, że do zdobycia takiej kobiety nie wystarczy być zuchwałym i szarmanckim. To że umówiła się z nim mimo, że pracował w tej firmie co i ona dopiero miesiąc, graniczyło z cudem. Koledzy widząc jego zapędy proponowali umywalkę z zimną wodą lub zanurkowanie do... muszli klozetowej i dwukrotne spuszczenie wody na rozpaloną głowę. Jutro spali ich triumfalnym błyskiem zwycięzcy, chociaż wiedział, że to spotkanie o niczym nie może przesądzić. Nie może jej spłoszyć głupim ruchem. Był coraz bardziej pewny, że lądowanie z taką kobietą w łóżku przypomina spacer na Księżycu i równie jest odległy jak Chiński Mur od Warszawy.
Gdyby mógł, to w tej chwili już wszedłby na nią, gdyby tylko pstryknęła palcem.
- Ja cię muszę zdobyć, choćbym miał resztę życia spędzić w Korbielowie u Bonifratrów, w białym kaftanie bezpieczeństwa – myślał gorączkowo, zaglądając jej w ogromne, niczego się niespodziewające oczy.
Wiedział, że to będzie graniczyć z magią i alchemią. To nie sztuczka kuglarska. To piękne „Kilimandżaro” musi zdobyć podstępem i sprzyjającymi okolicznościami, na które przyjdzie mu z pewnością jeszcze poczekać.
Zauważył, że od pewnego czasu zaczęła staranniej kontrolować swoje zachowanie. Była miła i wesoła ale jakby ostrożniejsza. Czyżby sama zauważyła, że bezwiednie ulega jego czarowi i słowom, które trafiały ją w miejsca nie odkryte nawet przez nią samą?.
Marku – przerwała na moment. - Przy tobie można zapomnieć o całym świecie ale niestety świat nie może zapomnieć o nas.
Już w tym momencie wiedział, że coś ją spłoszyło. Może nawet ona sama siebie.
Wyczuł, jakby obawiała się czegoś, nad czym nie potrafiłaby zapanować.
- Jesteś niezwykle zabawny i wesoły. Przy tobie nie można się nudzić. Jutro znowu do pracy...
Posmutniała jakby na moment.
- Oczywiście, jak sobie życzysz i tak się cieszę, że wykradłem ci kilka tych uroczych godzin – wiedział, że tak musi mówić, bo życzył sobie zupełnie innego zakończenie niż takie, o którym mówił.
- Widzisz, w pracy nieraz miesiącami można się o siebie ocierać a jeden miły wieczór zapoznał nas bardziej niż miesięczna nudna praca – mówiąc to spojrzała na niego z pewną obawą i podziwem równocześnie.
Wyszli z lokalu głęboko wdychając świeże, zimowe powietrze.
- Dzisiaj jakoś tak wszystko mi się podoba, bardziej niż zwykle ale to chyba dzięki tobie – spojrzała na niego z niekłamaną wdzięcznością.
- Nigdy nie pomyślałabym w pracy, że jesteś taki, jak dzisiaj, bezpośredni, sympatyczny i taki gaduła ale ja lubię takich ludzi. Czuję się dobrze w takim towarzystwie, gdzie nastrój nie tworzy się przy pomocy alkoholu lecz słowa i tego co słowo w sobie potrafi ukryć – mówiąc to spojrzała na roziskrzone niebo.
- Dzisiaj nie tylko na Ziemi jest święto. Tam w niebie pewnie też, bo wszystko pozapalane jak choinka bożonarodzeniowa.
Jechali w milczeniu, spoglądając na siebie ukradkiem. To milczenie było nieznośne. Dojechali na miejsce. Podprowadził ją pod klatkę schodową dobrze utrzymanej kamienicy, prawie już z ciemnymi oknami o tej porze.
Wiedział, że mieszka sama. Jakby ostatnim rzutem na taśmę szykował się do ataku w którego powodzenie sam nie wierzył. Podała mu dłoń.
- Było bardzo fajnie. Dziękuję ci za miły wieczór - nawet nie musiała tego mówić. Jej oczy śmiały się jak to mówiła a wesołe ogniki podstępnie zdradzały jej nastrój. Trzymał jej dłoń już o wiele za długo. Zorientowała się, i delikatnie cofnęła rękę.
- Nie wpuścisz mnie na ciepłą herbatkę? – wstrzymał na niej swój badawczo – błagalny wzrok.
Nie, wybacz jest już późno – uśmiechnęła się przy tym uroczo i zupełnie naturalnie, tak jakby rzeczywiście pora miała tu decydujące znaczenie. Nie nalegał, wiedział, że więcej nie może pytać. Dla niej dzień dobiegał końca.
Może to tylko kokieteria? – błysk nadziei zaświtał w bezradnej głowie.
Wyczytała to z jego twarzy natychmiast.
- To niemożliwe, nie rób sobie nadziei...to niemożliwe – powtórzyła jakby obawiała się, że mógł nie dosłyszeć jej cichego głosu.
- Co jest niemożliwe – z natężeniem wpatrywał się w jej zamyślone oczy.
Ocknęła się szybko z kilku sekundowego zamyślenia.
- Herbatka, głuptasie – śmiała się, sprytnie mrużąc powieki i powoli zamykając drzwi klatki za sobą.
- To chociaż malutkie buzi na pożegnanie – przystawił głowę do futryny ze śmiesznie nadętymi ustami i zamknął oczy.
- Nie, nie, naprawdę, zrozum mnie, to nie jest tempo dla mnie... – ugryzła się szybko w język, wiedząc, że już powiedziała za dużo.
- Proszę cię, jest zimno i tobie i mnie. Spotkamy się jutro w pracy.
- Dobrze wiesz, że nasze spotkanie w pracy będzie tak wyglądało, jakbyśmy umówili się w tym samym czasie w dwóch różnych miejscach – mówiąc to, patrzył jej ciągle w oczy.
Zmarszczył „groźnie” brwi.
- Albo dostanę buzi, albo czekam tu do rana na ciebie – starał się wyglądać desperacko, jak tylko mógł.
- Idź, proszę cię, pa, do jutra. Nie wygłupiaj się. Dziękuję ci za miły wieczór.
Zawahała się na moment. Poprawiła mu włosy na głowie, zatrzymując na moment dłoń na jego policzku.
Cofnęła szybko rękę, bo tam, gdzie był policzek, pojawiły się jego rozpalone usta...
- Wracaj. Do jutra – teraz już bardziej stanowczym ruchem, zamknęła mu drzwi prawie przed nosem.

Złapał się za głową.
- O boże, tracę rozum. Co to za kobieta?!
Stał, jak zamurowany. Gdyby mógł, wypaliłby swoimi roziskrzonymi oczami dziurę w drzwiach jej kamienicy...
Stał i czekał, jak sparaliżowany.
- Ona mnie wykończy, ona mnie doprowadzi do szaleństwa...
...................................................................................................................................
Wstała o szóstej, zmuszając się nadludzkim wysiłkiem, jak co dzień zresztą. Te same kroki. Te same miejsca. Zaparzyła kawę i włączyła radio. Podeszła do okna, podnosząc rolety. Oparła się o parapet, przeciągając się, jakby resztki snu i ospałości można było swobodnie wypuścić w świat przez okno. Jego mercedes stał jak wczoraj...
Coś się stało?! Odwróciła się szybko od okna. Zarzuciła na siebie kurtkę i pośpiesznie zeszła do drzwi na klatce.
Serca biło jej szybko. Otworzyła energicznie. Marek stał przy drzwiach. Grymas na jego twarzy, który miał być uśmiechem powitalnym dla niej, wykrzywił go jak po paraliżu mięśnia policzkowego.
- Dzień dobry – ledwie wykrztusił z siebie.
- Ty wariacie! – przytuliła się do niego, wciągając go do klatki domu.
- Jak mogłeś! Tak cię prosiłam, jest prawie -10 stopni! Chcesz się rozchorować?!
- Chciałeś mi koniecznie dokuczyć? – z wyrzutem patrzyła na niego.
- Nie, teraz już mi nic nie będzie. Chory, to ja już jestem, na ciebie. To bardzo fajna choroba ale na szczęście nieuleczalna. Nie zasłużyłem na malutkie buzi? – z teatralnym smutkiem rozglądał się po jej twarzy.
Zbliżyła głowę do jego twarzy. Patrzyła na niego z niedowierzaniem i wahaniem. Zasłoniła mu dłonią oczy i ustami przywarła do jego warg. Miał wrażenie, że zaraz musi upaść. Jak prąd przeszył go żar jej ust. Odsłoniła mu oczy tuląc w dłoniach jego lodowate policzki.
- Nie, to chyba niemożliwe...ona mnie pocałowała... ja chyba śnię - wyszeptał jakby sam w to wszystko nie wierzył.
- Nie, to nie sen – spojrzała czule na niego i pocałowała go jeszcze raz.
- To na jutro, żebyś nie musiał tu dzisiaj znowu stać – dodała już wesoło.
Oparł się o skrzynki na listy.
- Poproszę o krzesło, bo zaraz się przewrócę – mamrotał szczęśliwy, grając rolę omdlewającego Romeo.
Nacierała mu energicznie policzki całując je na przemian. Szczęk otwieranych drzwi u sąsiada na górze, sprowadził ich na ziemię.
- Chodź na górę, kawa pewnie już gotowa – wzięła go za dłoń i lekko pociągnęła za sobą.
Pies sąsiada, aż przysiadł na wycieraczce, przekrzywiając wścibski łeb. Przystanęła na chwilę.
- Bendżi idzie na spacerek, tak.... – poklepała płowego labradora po grzbiecie. Pomachał jej na dzień dobry ogonem. Spojrzała na Marka trzymając ciągle jego dłoń.
- Tak mi cię szkoda, ty chyba naprawdę oszalałeś z tym staniem – powiedziała, kiedy już weszli do środka.
- Tak oszalałem a teraz jestem poważnie chory.
- Och, nie żartuj – odwróciła na moment głowę ale on wiedział dlaczego uciekała od jego spojrzeń.
To wszystko było dla niej za szybko, za mocno i za poważnie. Bała się tego uczucia, chociaż podświadomie pragnęła. Wiedziała, że było już za późno na strach. Niepokój, który ogarnęła jej dusza, przywitała z nadzieją i radością. Czuła przez skórę, że Marek jest kimś wyjątkowym... miał pewną zdolność budzenia do życia wszystkiego, co go otaczało...

Opublikowano

Magdo, lepiej skończyć wcześniej niż za późno... więcej się pod deklem kotłuje... hahaha Dzięki
za wizytkę. A, byłbym zapomniał... Magda Tara, to Magda w opakowaniu? Jak wobec tego nazwać Magdę bez opakowania? hihihi... Magdalena Jawnogrzesznica? hihihi. Pozdrawiam i czułkami radosnemi muskam delikatnie. :)

Łobuzie, nie nadążam pisać o Tobie, birbancie, utracjuszu, hulako, biboszu, szaławiło, lekkoduchu, hedonisto jeden... chciałbym mieć tyle kwiatów w ogrodzie, ile Ty miałeś kobiet... niech mnie piranie do białej kości obgryzą, jak jest sprawiedliwość na tym świecie! Ktoś całe życie się gapi na coś, na co ma cholerny apetyt i oblizuje suche wargi, by inny jadł tylko po to, żeby się nie popsuło.
A niech Cię, Liryczny... błagam, podeślij coś dla mnie. Samotnym, jak pies. Bywały czasy gorsze, ale nie było haniebniejszych. Budzą mnie koszmary i ciągle stopy mi marzną od tych cholernych namiotów hahaha pozdrawiam Cię Łobuzie Lirycznie. :)

Dominiko, już mam dość tych wspinaczek wysokogórskich, tych namiotów beztlenowych i tego białego szaleństwa na Kilimandżaro... hahaha Pozdrawiam skołatanym serduchem :)

Opublikowano

"Magdo, lepiej skończyć wcześniej niż za późno... więcej się pod deklem kotłuje... hahaha Dzięki
za wizytkę. A, byłbym zapomniał... Magda Tara, to Magda w opakowaniu? Jak wobec tego nazwać Magdę bez opakowania? hihihi... Magdalena Jawnogrzesznica? hihihi. Pozdrawiam i czułkami radosnemi muskam delikatnie. :)"

:D
:D
łaaaaaaaaaj! łaskoczesz! zerwałeś ze mnie Tarę!! nie obronię się :D
buziak !! jawny!!
:))

Opublikowano

I tym sposobem trafiłaś Stasiu na moje prawdziwe imię... a właściwie kogoś, kto mnie wymyślił...

Emil Grabicz, to postać, która jak mi się wydawało - nie istnieje. Okazuje się, że tak naprawdę, to on mnie wymyślił a nie ja jego. I już sam teraz nie wiem, czy jestem teraz bardziej Dr. Hyde, czy Mr. Jekyll.
Dziękuję Stasiu za wspinaczkę po Kilimandżaro bez aparatu tlenowego.
Jak zwykle cmokusie w cy... sie.
Wybacz, faceci, to świnie, ale czyż świnka nie jest uroczym zwierzątkiem? Czasami idzie do rzeźni nie oglądając nieba. Recuerdos :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kto chce kochać poczeka  Z uniesionymi rękami    Śpiewając te kilka słów:   "Boże daj mi jeszcze dzisiaj  Trochę pięknej miłości"   Niech zapuka do moich drzwi  Przywitam ją z otwartymi ramionami    Jeszcze tego wieczoru...
    • @Berenika97 Bo musi się słuchać, oglądać i klikać - z tego leci kasa, Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa, a kiedy w kasie forsa, to sukces pierwsza klasa. Super solo na gitarze i saksofonie    
    • 1. Czy rzeka naszych dziejów gdziekolwiek zmierza? Nie kieruję nią, więc wieszczyć nie zamierzam. Ale patrzę za siebie w tył podręczników, Gdzie spisany bieg coraz wbrew do wyników: 2, Piszą tam wszędy, że Polski wewnętrzny stan Za powód jej zwycięstw i klęsk winien być bran; I z kim na geo-ringu przeciwnikiem To bez znaczenia i nic tego wynikiem. – Lecz wbrew: Na mapie Polska za Batorego, Za Władysława, za Zygmunta Trzeciego W innej proporcji jest do Rosji jak widać Niż za Króla Stasia,  – to się może przydać. – Może, bo „Historia magistra vitae est” [1] Kiedy pisze: co było i co przez to jest. Gdy odwraca uwagę od spraw istotnych Nie jest belferką dla państw spraw prozdrowotnych.   A trzeba by pilnie wyciągnąć wniosek „bokserski”, że po to ważą tych panów w rękawicach, żeby 1 zawodnik o wadze piórkowej nie walczył z 1 zawodnikiem o wadze superciężkiej, gdyż jak pouczał Izaak Newton „Siła równa się masa razy przyśpieszenie.” Więc dalej, że kiedy Rzeczypospolita mniej więcej utrzymywała swoją wielkość do r. 1772, to Rosja bardzo powiększała swoje terytorium wcale nie kosztem Rzeczypospolitej, ale tym samym zwiększając swoje możliwości i tzw. głębię strategiczną. Co by jeszcze dalej kazało wyciągnąć negatywny wniosek co do braku sojuszu Polski z sąsiadami Rosji na znanej w geopolityce zasadzie „Sąsiad mojego sąsiada jest moim przyjacielem.”, więc np. Chanatem Kazachskim (قازاق حاندىعى, istniał w latach 1465-1847 i podzielił los Rzeczypospolitej), Chanatem Dżungarskim (istniał w latach 1634-1758, który toczył wojny z Rosją w XVII i XVIII wieku), Chanatem Jarkenckim vel Kaszgarskim (istniał w latach 1514-1705.), Chanatem vel Emiratem Bucharskim (istniał w latach 1500-1920, i w końcu podzielił los Polski w starciu z ZSRR), Chanatem Chiwskim (Xiva Xonligi , istniejącym w latach 1511-1920, i w końcu podzielił los Polski w starciu z ZSRR), Chinami (których stosunki układały się dosyć pokojowo z wyjątkami, np. próbą powstrzymania ekspansji Rosji przez armię chińską w r. 1652 przy nieudanym oblężeniu gródka Arczeńskiego bronionego przez Jerofieja Chabarowa, który jednak po stopnieniu lodów wycofał się w górę Amuru oraz odstraszające kroki militarne w tym samym celu w latach 80-tych XVII w. cesarza Kangxi (panującego w latach panujący w latach 1661-1722.))  i Mongolią (która akurat wystrzegała się większych konfliktów z Rosją od XVI do XVIII w.). Nie wspominając o Chanacie Krymskim i Persji, z którymi Rzeczypospolita jakieś stosunki utrzymywała. Wniosku tego jednak lepiej nie wyciągać, bo takie wyciąganie prowadzi wprost do pytania o ewentualny sojusz azjatycki blokujący ewentualne agresywne poczynania Rosji, bo takiego ani nie ma, ani nawet prac koncepcyjnych.   3. Albo fraza „królewiątka ukrainne” Z sugestią: one Polski kłopotów winne, Latyfundiów oligarchów dojrzeć nie raczy, Konieczne, – tuż czyha wniosek, co wbrew znaczy!   A trzeba by pilnie wyciągnąć któryś z przeciwstawnych wniosków, że: a) Albo te latyfundia magnatów w I RP nie były takie złe, skoro i dzisiaj są latyfundia. Bo? – Np. taka jest właściwość miejsca, że sprzyja ono wielkim majątkom ziemskim. b) Albo, że dzisiaj na Ukrainie biegiem trzeba by przeprowadzić parcelację latyfundiów oligarchów.   Nasi lewicowi histerycy-historycy wniosku a) nie chcą przyjąć, bo przeszkadzałby im w lewicowaniu, (albowiem przecież nie w badaniu czy wykładaniu historii!). Wniosku b) zaś przyjąć nie chcą, bo zarówno by im utrudniał propagandę, jak i nie wydaje im się specjalnie bezpieczny (ci wszyscy pazerni a krewcy współcześni oligarchowie jeszcze by postanowili rozwiązać problem lewicowego histeryka), co zresztą może i słusznie, tyle, że wyjątkowo tchórzliwie.   PRZYPISY [1] Jest to cytat z „De Oratore” Cycerona.   Ilustracja: W żadnej książce opisującej historię wojen Rosji z Polską ani razu nie udało mi się zobaczyć porównania ich wielkości, tedy je sobie sam zrobiłem w Excelu.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @MIROSŁAW C. święte to one nie są lecz ciut prawdy w nich jest ludzie gdy skończą pracę siedzą lub leżą we dnie   zamiast skorzystać z czasu bo mogą robić co chcą tworzyć poznawać tematy czekają - chyba wiadomo co Pozdrawiam
    • a o kwiatach to możemy pomalować otoczeni igłami lasu oddychamy ciszą to tu usycha lipcowy deszcz nie ma krawężników i ulicznych bram nawet nie widać naszych zmarszczek malujesz dłońmi cień miniaturkę chwili czuły uśmiech uzależnieni od marzeń i kolorów dnia przenieśmy niebo w naszą stronę obłoki wędrujące ptaki i ten lecący w oddali samolot czas niestety wracać ponagla nas niedziela czarny pies i kończy się ostatni papieros.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...