Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 54
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



tak, zapraszam na policję, pogadamy sobie - o nękaniu wszelakim.
i szantażowaniu wszelakim
i oszukiwaniu wszelakim
tak, dokładnie,
o ocierającym się o psychopatyczne zachowania nękaniu, oszukiwaniu itd.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pani, zaświadczam, że nigdy nie byłem kobietą, ani nie zmieniłem płci. Nie wiem, skąd przypuszczenia, że jestem kobietą?
Natomiast co do słowa to proszę zapytać w opiec społecznej. Napiszą Pani odpowiedź czy jest takie słowo.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


i szantażowaniu wszelakim
i oszukiwaniu wszelakim
tak, dokładnie,
o ocierającym się o psychopatyczne zachowania nękaniu, oszukiwaniu itd.
piszesz o sobie? prawda?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pani, zaświadczam, że nigdy nie byłem kobietą, ani nie zmieniłem płci. Nie wiem, skąd przypuszczenia, że jestem kobietą?
Natomiast co do słowa to proszę zapytać w opiec społecznej. Napiszą Pani odpowiedź czy jest takie słowo.
oczywiscie, ze jest
jest egzystencjalnej, egzystencjonalnej i
egezystencja

no ale jak ktos w zyciu nie musial bywac w takim miejscu, to co moze wiedziec?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


tak, dokładnie,
o ocierającym się o psychopatyczne zachowania nękaniu, oszukiwaniu itd.
piszesz o sobie? prawda?
nie, kamilo, pisze o Tobie i obawiam się, ze tylko dla Ciebie jest to nieoczywiste.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


piszesz o sobie? prawda?
nie, kamilo, pisze o Tobie i obawiam się, ze tylko dla Ciebie jest to nieoczywiste.
oBaiwam sie, ze dla ciebie nie jest to oczywiste. zarzucasz mi bycie jakimi osobami- jozefem, bog wie kim jeszcze

KIEDY DO CIEBIE TRAFI ZE NIE MAM INNYCH NICKOWP
przestan mnie dreczyc!
nie szantazuj mnie, ze znasz moje dane!
i ie waz sie wiecej zwracać do mnie po imieniu!
mam cie dosyc- nękasz mnie!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zgłaszam post do moderatora:]
Ja zgłosiłem naruszenie zasad, że jestem pomawiany, że niby jestem inną osobą może wysłucha.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Kamlilo, Katarzyno, józefie, pallasie, Bóg-jeden-wie-kto-jeszcze:
naprawdę Pani nie rozumie, że egzystencjalne to nie to samo czo egzystencjonalne?
dyskutuje Pani o filozofii nie znając podstawowych pojęć, trudno przejść obojętnie.
żalosny komentarz
przejęzyczenie kazdemu moze sie zdarzyc. tylko cham komentuje tak, zeby kogoś ponizyc.

czy ty uwazasz,z e ja jestem józefem? tak? mamy sie spotkac na policji?
odpierdol sie od mojego imienia, jasne??

Ban, bye.

a.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie, kamilo, pisze o Tobie i obawiam się, ze tylko dla Ciebie jest to nieoczywiste.
oBaiwam sie, ze dla ciebie nie jest to oczywiste. zarzucasz mi bycie jakimi osobami- jozefem, bog wie kim jeszcze

KIEDY DO CIEBIE TRAFI ZE NIE MAM INNYCH NICKOWP
przestan mnie dreczyc!
nie szantazuj mnie, ze znasz moje dane!
i ie waz sie wiecej zwracać do mnie po imieniu!
mam cie dosyc- nękasz mnie!
dobrze, katarzyno, już mnie nie ma, uspokój się, bo to groźne dla psyche,
papa
Opublikowano

najpierw:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a potem:




to przejęzyczenie czy jest takie słowo - zdaniem pallaso-józefo-Kamili?

nazywanie kogoś chamem - po tym wszystkim, co Ty pokazałaś na forum, podziwiam tupet.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie, kamilo, pisze o Tobie i obawiam się, ze tylko dla Ciebie jest to nieoczywiste.
oBaiwam sie, ze dla ciebie nie jest to oczywiste. zarzucasz mi bycie jakimi osobami- jozefem, bog wie kim jeszcze

KIEDY DO CIEBIE TRAFI ZE NIE MAM INNYCH NICKOWP
przestan mnie dreczyc!
nie szantazuj mnie, ze znasz moje dane!
i ie waz sie wiecej zwracać do mnie po imieniu!
mam cie dosyc- nękasz mnie!
no wiesz?
Anna szantażuje?
ty za to uskuteczniasz - przeprowadzasz pseudośledztwa i podajesz moje dane osobowe, miejsce pracy itepe na forum publicznym. mam przypomnieć?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Spotkamy się może w niedzielę w Krakowie i mam nadzieję, że potem odszczeka Pani tutaj to co napisała, że jestem kobietą. A psychoanalizy to Pani powinna napisać o sobie. Bo jak określić osobę, która uważa, że facet jest kobietą?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Spotkamy się może w niedzielę w Krakowie i mam nadzieję, że potem odszczeka Pani tutaj to co napisała, że jestem kobietą. A psychoanalizy to Pani powinna napisać o sobie. Bo jak określić osobę, która uważa, że facet jest kobietą?
bany są po to, żeby uniemożliwić logowanie się na forum (w ramach przypomnienia), dzięki czemu nie można ludziom bezczelnie grozić.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Spotkamy się może w niedzielę w Krakowie i mam nadzieję, że potem odszczeka Pani tutaj to co napisała, że jestem kobietą. A psychoanalizy to Pani powinna napisać o sobie. Bo jak określić osobę, która uważa, że facet jest kobietą?


to jest odpowiedź na moje RZECZOWE (w cytatach) pokazanie kolejnego absurdu w Twoich wywodach?

szczekanie nie jest naturalną dla mnie metodą komunikacji ze światem i jego mieszkańcami,
znów nie ta miara, niestety.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
    • @Somalija zmęczenie, zapomnienie... hm...
    • @KOBIETA   ludzie też są emitentami ultrasłabego światła w zakresach widzialnych.   procesy metaboliczne i chemiczne.   ci byle jacy maja latarki .     @KOBIETA   Dominiko. ty masz takie zdolności poetyckiè  ze potrafisz o sprawach wywołujących dreżenie nie tylko serca pisac z eleganckim i czarem.   jest super :))   Ty też !!!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...