Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


będę sobie słuchać, wyławiać perły dla się - dzięki, Toster.
jeśli chodzi o moje najulubieńsze spośród ulubionych - www.youtube.com/watch?v=d-5JvACzGp8



dziękuję Wam za tę muzykę. proszę dalej ;))))
  • Odpowiedzi 84
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

www.youtube.com/watch?v=AMuMXNreQrA&feature=related
www.youtube.com/watch?v=moMPIqst5Jc
www.youtube.com/watch?v=bVLCHDw9vOk
www.youtube.com/watch?v=d6h84W8qz0I
www.youtube.com/watch?v=Uje_RvacpS8&feature=related

www.youtube.com/watch?v=8gLWTtlMwo4

Opublikowano

www.youtube.com/watch?v=Q-lX5ZOpA-k&feature=featured

To też jest dobre.
I nie bijcie. Ale jest w tym coś, co mi się tak przyjemnie kojarzy z wczesnym rankiem, czwarta rano, szarym śląskim świtem, za którym strasznie tęsknie, małym mieszkaniem w starej kamienicy, z krzywą podłogą, pobojowiskiem po najlepszych imprezach na świecie, zamiast powietrza dym z papierosów, wszyscy śpią, tylko ja i on przy stole z odrapaną ceratą rozmawiamy piątą godzinę o niczym i najważniejszym na świecie... ;))

Chlip...

Idę pisać ;D

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzięki Krzysztofie
ten utwór ma charakter,
dobre
pozdrawiam
chyba posłucham jeszcze raz, może coś mi umknęło w przelocie? ludzie się zachwycają, a ja nie rozumiem, o co chodzi. tak być nie może! ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


sama nie wiem. będę studiować dalej, ale na pierwszy rzut oka - odlot w dziwnym stylu.

możliwe, że zazębiamy się tylko w okolicach Interpolu ;)

chociaż w Fake Empire chyba się zakochałam. doszłam do wniosku, że głos nieco przypomina mi Nicka Cave'a, a to jak najlepsze skojarzenie - www.madzik69.wrzuta.pl/audio/lpJGqon2jG/nick_cave_-_people_ain_t_no_good
Zdecydowanie w dziwnym stylu, chciałem by potrząsnęło;)

Nick ok., podobny głos, i Knopfler też ma podobno podobny;) do tego kolesia z The National albo odwrotnie:)
Co do zgodności do Interpolu i okolic to trzeba byłoby bardziej szczegółowo obgadać tę kwestię kiedyś;) Ja dość kompromisowy jestem w kwestii muzyki:P
Massive nie jest złe, ale jakoś ten kawałek zaproponowany przez Ciebie nie zatrzymał mnie na dłużej.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ja lubię melodie ze Zmierzchu, mimo że w samym filmie tylko aktor fajny ;) jeszcze Władca Pierścieni i Solaris. oj, tak, posłuchaj koniecznie ;)

dalej - Archive - ;)
Radiohead - (15 steps rozwala mnie równomiernie, więc ;))
Massive Attack - pierwsza fanka od lat!
Dead can dance - kurde, chyba mamy podobny gust
dalej dam spokój, bo zaraz będzie i po mojej kontroli. chociaż wiesz, jestem mocno zdziwiona - dawno nie spotkałam kogoś, kto by mi podał repertuar tak zbliżony do mojego naj ;))
Radiohead to moja trzecia miłośc(chronologicznie, bo serce wypełnia mi w 65%), więc od płyty The Bends rozwala mnie wszystko (chociaż najlepszym podkładem jest chyba Kid A)
Archive - polecam najnowszą odsłonę: premiera w maju :) miejscami genialne
Władca Pierścieni zaliczony :) Solarisa nie próbowałem (ale ja generalnie unikam ekranizacji, chociaż sa wyjątki) Zmierzch (no śliczny jest, śliczny :)))
Mam na tyle szerokie upodobania, że zawsze w kogoś trafię :)
Ma byś smutno, nostalgicznie, depresyjnie (długo podejrzewałem, że jestem emo:))) i chociaż odrobinę alternative ;)
A propos Dead Can Dance:
www.youtube.com/watch?v=lGSnTFX_lzQ
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


chyba nie moje klimaty, ale podejdę do tego z wielkom lupom ;)

Moje też nie, ale tak sobie przypomniałem czytając wątek :)))

Za to pod Dead Can Dance podpisuje się łobiema ręcoma!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


przez najbliższy tydzień, ucząc się do egzamów, będę tę Waszą musicę maglować. Twoją też. aktualnie nie mogę się oderwać od Nationala, nie potrafię ;)
ano, Knopflera mogę z czystym sercem polecić. szczególnie płytę Brothers in Arms.
sugerujesz coś a propos obgadywania czy nie, bo nie wiem? to 'kiedyś' brzmi jak 'be going to' - niby przyszłość, niby prawie pewna, a jednak nie ustalona :P
Massive jest więcej niż niezłe. popatrz na to - www.bloo123.wrzuta.pl/audio/1dHgfORJIL/massive_attack_-_risingson
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


przydybaj to Solaris, First sleep się nazywa jedna melodia, a druga Wear your seat belt czy jakuś tak ;)
mam chyba duże muzycznie serce - w zależności od nastroju / pory roku / zwyczajnie aktualnej sytuacji kocham różne brzmienia ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
    • @Somalija zmęczenie, zapomnienie... hm...
    • @KOBIETA   ludzie też są emitentami ultrasłabego światła w zakresach widzialnych.   procesy metaboliczne i chemiczne.   ci byle jacy maja latarki .     @KOBIETA   Dominiko. ty masz takie zdolności poetyckiè  ze potrafisz o sprawach wywołujących dreżenie nie tylko serca pisac z eleganckim i czarem.   jest super :))   Ty też !!!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...