Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Urodziny


Rekomendowane odpowiedzi

Tu Polskie Radio Olsztyn. 18 marca, godzina bzzzzz. Lokalne wiadomości:
Nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Jedynym, godnym pożałowania i współczucia, zdarzeniem, są czterdzieste trzecie urodziny nieznanej hodowczyni parchatych kotów, Małgorzaty Iksińskiej. Dzisiejsza data to dzień pożegnania się dostojnej jubilatki z jej kobiecością i dawno utraconą, wątpliwej jakości, urodą. Ta data to również symbol jej wielkiej przegranej, poddała się i przestała walczyć o siebie…
Szybko sięgnęła ręką w kierunku radia. Przekręciła gałkę, aby ściszyć to diabelstwo. Głos prezentera nie dawał za wygraną.
…Poprosiliśmy naszych słuchaczy, aby skomentowali to wydarzenie. Oto pierwszy głos:
- Tu Kazimierz z Ostródy. Wie pan, uważam, że kobiety powyżej czterdziestego roku życia powinny…
Tym razem rozwścieczona nacisnęła wyłącznik radia. Bezskutecznie.
…bo wie pan, gdyby moja Stasia nie przywiązywała wagi na przykład do bielizny, wyrzuciłbym z domu…
Miała już tego dość. Chwyciła za kabel i mocno pociągnęła nim. Wtyczka wypadła z gniazdka.
…Tak, tak. To pożałowania godne, zgadzam się z moim przedmówcą- tym razem dobiegł z radioodbiornika głos kobiecy. -To , że miała marnego chłopa, to co tam! Każdy chłop jest psa warty. Ale jak mogła siebie doprowadzić do takiego stanu! Czy pan widział jej odrosty?! Zapuściła się kobiecina! A czy pan wie, że powysychały jej wszystkie kwiaty w doniczkach? To niedopuszczalne. A kamienia nazębnego od kilku miesięcy nie usuwała. Nie wspomnę już o tym, że nawet nie upiekła ciasta urodzinowego, a przecież jej wypieki to była poezja! A ten jej chłopak ma w szafie niesparowane skarpetki, a w co drugiej jest dziura. Siebie niech zapuszcza, ale chłopaka?! No i żałuje mu na aparat ortodontyczny. To jest matka? Jakieś marne cztery tysiące, a ona ma węża w kieszeni. A chłopak zęby skrzywił na klarnecie realizując jej niezrealizowane marzenia.
-Dziękuję pani z komentarz. Ciekawe, co na ten temat ma do powiedzenia nasza jubilatka. Chwila muzyki, a potem, po utworze jej znienawidzonego wokalisty, Jurka P., połączymy się z naszą bohaterką. Bzzzzzzzzzzzzz.
Cała sala, śpiewa z nami!...z radia wylał się trzęsący głos podstarzałego piosenkarza. Cholera, to chyba nagranie sprzed 5 minut, nigdy aż tak tragicznie nie śpiewał- pomyślała. –On jeszcze żyje?- zaczęła się zastanawiać.
Nagle wyjątkowo drażniący śpiew Jurka P. zamienił się w głos Dudziak, a po pokoju rozprzestrzeniła się jej ulubiona Papaya.
Uffff, to już lepiej, to lubię- z zadowoleniem pomyślała.

6.40
Dźwięki były coraz ostrzejsze i głośniejsze. Otworzyła oczy.
-Niedobrze- pomyślała, wyłączając alarm w komórce- znowu kolejny, parszywy dzień. – A może dobrze, ten sen był wyjątkowo paskudny. Mam po nim kaca.
Nie otwierając oczu sięgnęła stopami po kapcie. Nie mogła wymacać jednego.
-Znowu bydlę ukradło! Mamut!- wściekła zawołała psa.
W jednym kapciu, lekko kuśtykając, ospale ruszyła w kierunku łazienki. Kolejny dzień powitała rutynowymi czynnościami.
- Siusiu, prysznic, zęby, balsam. Cholera- odezwała się do siebie spuszczając wodę- poranne siusianie- nuuuuuuda! Strata czasu. I takie mało kreatywne. Fizjologia i nic więcej. A gdyby tak pomyśleć nad technikami kreatywnego siusiania…- uśmiechnęła się do siebie- Idiotka ze mnie. Odwala mi kompletnie.
Wskoczyła do wanny. Zatrzęsło nią. Woda pod prysznicem, po naciśnięciu rezerwuaru, zrobiła się zimna. Skurczona siadła w wannie czekając aż woda nabierze odpowiedniej temperatury. Ramionami objęła swoje nagie ciało. Tak bardzo brakowało jej dotyku. Z tego letargu wyciągnął ją dzwonek telefonu. Wyskoczyła naga z wanny, wbiegła do sypialni i trach! Poślizgnęła się na podłodze tracąc równowagę. Wylądowała na pupie, a do jej uszu dobiegł plaskacz- efekt zetknięcia się nagich pośladków i lakierowanej, drewnianej podłogi. Telefon nadal natrętnie dzwonił. Sięgnęła w pośpiechu słuchawkę, nie patrząc czyj numer się wyświetla.
-Halo?- rzuciła z nieukrywaną złością. Do jej świadomości zaczął dobiegać ból okolic jej jędrności.
- Sto lat, sister!- usłyszała radosny głos swojej siostry.
-Co?
-Sto lat! Jak się czujesz w roli czterdziestotrzylatki? Chyba nie obudziłam ciebie?- radosny szczebiot nabrał barwy wahania.- Mówiłaś, że wstajesz przed siódmą.
- Skąd, nie obudziłaś. A jak się czuję? – przez chwilę zawahała się.- Jak potłuczona czterdziecha z okładem.
- O! Widzę , że poczucie humoru dopisuje. – Głos po drugiej stronie nabierał radosnej pewności siebie i jeszcze większej szczebiotliwości.- Kiedy można wpaść z życzeniami do ciebie?
- Olu, w weekend. Piątek, może być? Słuchaj, teraz jestem goła i lekko potłuczona. Wybiegłam z wanny.
- Dobra, wracaj do piany, Wenus. A ja zaraz wyjeżdżam ze studentami na fermę. Będziemy szczepić świnie, dlatego tak wcześnie dzwonię.
Z trudem podniosła się z podłogi. Czuła, że po tym upadku będzie miała solidnego siniaka.
- No i jak mam sobie życie układać, skoro nawet ono daje mi po dupie?- pomyślała. Pogłaskała się po stłuczonym pośladku i udzie. Wróciła do wanny.
Rutyna porannych czynności pochłonęła ją na tyle, że na chwilę przestała myśleć o swoim jubileuszu. Walka z zaspanym, jak zwykle o tej porze wrogo nastawionym do świata małolatem, również nie odbiegała od codziennych standardów. Wszystko jak co dzień. Nawet nakłonienie syna do punktualnego wyjścia z domu nie wyglądało inaczej niż zwykle.
- Mamo, przyjedziesz po mnie o 18.30 do muzycznej?- zapytał zatrzymując się w drzwiach.
- Tak synuś, jak skończą się zajęcia puść sygnał, podjadę. Chyba , że…- zawahała się przez moment.- Czy jakby coś się wydarzyło, mógłbyś dzisiaj, w drodze wyjątku, wrócić pieszo?
- Muuuuuuuuuuuuuu- z ust małolata wydobył się skrzeczący, zmieniony mutacją głos.
- Proszę!
- Dobra, jakby co. – Chłopak wybiegł przed dom. Nagle odwrócił się do matki stojącej w progu. – Mamo, wszystkiego naj naj. Zapraszam ciebie na kolację. Stawiam. Termin ustalimy jak się wieczorem spotkamy.
Nic nie powiedziała, tylko uśmiechając patrzyła na oddalającą się sylwetkę chłopca.

7.50
Z chwilą zatrzaśnięcia drzwi do jej uszu dobiegł szum czajnika. Zaparzyła sobie kawę. Z filiżanką czarnej bagiennej zanurzyła się w fotelu. Rozpoczęła bilans. Bilans nie tyle czterdziestu trzech lat, co ostatnich miesięcy. Do pracy miała dzisiaj na późniejszą godzinę. Postanowiła ten czas wykorzystać.
Wyszukała w notesie wciśnięty jej przez przyjaciółkę numer telefonu. Lekko zdenerwowana wybrała numer z kartki. Bała się tej rozmowy, ale udało się. Umówiła się na spotkanie. To miało być dzisiaj, godzina dziewiętnasta. Zdążę, ze wszystkim zdążę- pomyślała.
Od czego tu zacząć?- zaczęła się zastanawiać. Jest tyle do zrobienia. Tyle do nadrobienia. Zaczęła od łazienki. Lustro. Lustereczko prawdę powie. Spojrzała w swoje odbicie.
- Cholera, trzeba się podrasować. Faktycznie, nie jest najlepiej- spojrzała na siebie krytycznie.- Ale to tylko opakowanie. Znacznie trudniejszy będzie remont tego, co w środku.
Podeszła do komody i z wielką starannością wyszukała bieliznę, której od dawna nie zakładała. Podobnie z resztą garderoby. Postanowiła ubrać się tak, jakby szła na randkę.

9.30
Podjechała na stację benzynową. Podczas tankowania wnikliwie przyjrzała się swojej cytrynie. Auto było brudne. Nie myła go od sierpnia.
-No tak, ona też wymaga niewielkiej renowacji- oceniła krytycznie.
Skierowała się do myjni.
- Z woskowaniem?- zapytał pracownik myjni.
Przez chwilę zawahała się, po czym ręką pogładziła się po łydce. Poczuła jeża- znak, że i u niej nadeszła pora na wosk. Czekając na auto zasiadła w barze z lurowatą kawą. Postanowiła wykorzystać ten czas na załatwienie jeszcze kilku spraw.
Kosmetyczka
-Witam, pani Joanno- zagaiła do głosu w słuchawce.- Kiedy można się z Panią umówić?
- O, pani Małgosia, dawno pani nie widziałam. A na co ma pani ochotę?
- Na wszystko!- rzuciła zdecydowanym głosem.- Woskowanie, oczyszczanie, regulacja brwi. A najlepiej ogólna renowacja nadwozia.
- No to chyba nie za jednym razem. Proponuję jutro depilację, a zabiegi kosmetyczne w piątek. Jaka godzina pani najbardziej pasuje?
- Jutro może być od 15,30. Dostosuję się. A piątek…- przypomniała sobie, że umówiła się z siostrą. Ale w końcu można urodziny przesunąć- w piątek ta sama godzina- dodała pośpiesznie.
- Zatem czekam na panią- usłyszała zadowolony glos kosmetyczki.
Fryzjer
- Pani Malwinka?- zapytała, bo w słuchawce usłyszała nieco zmieniony chrypką głos.- Tu Małgorzata Iksińska.
-A, witam, witam. Moja pani Małgosia! A już myślałam, że pani się na mnie obraziła.
-Skąd. Codziennie patrząc w lustro pamiętam o pani.
-Co będziemy robić?- odezwał się rozbawiony głos dziewczyny.
- Kompleksowy remont, pani Malwinko. Odrosty, cięcie i ujarzmienie kudłatości.
Ustaliły dogodny termin. Zadowolona z siebie zaczęła szukać w komórce kolejnego numeru.
Dentysta
- Dzień dobry, panie Leszku. Tu Iksińska.
- A, witam panią Małgosię. Cóż się stało?- odezwał się przesympatyczny głos stomatologa.
- Panie doktorze, kamień nazębny. Koniecznie i jak najszybciej.
- Nie za często?!- zapytał zdziwiony. Przecież była pani u mnie miesiąc temu i usuwaliśmy kamień. Ubytków, o ile pamiętam, też pani nie ma. Uzgodniliśmy, że za trzy miesiące przyjdzie pani do kontroli.
- Tak?!- Faktycznie, dopiero do jej świadomości dotarło, że akurat tej sfery nie zaniedbała. Zadowolona z siebie poszła odebrać auto.
Przypomniała sobie jeszcze o zasuszonych kwiatach w doniczkach, nieupieczonych ciastach, zakurzonych bibelotach i innych sprawach, które jednak mogą poczekać. Wszystko po kolei- pomyślała i już w myślach układała plan działań.

18.50
Zdenerwowana zajechała na parking. Zanim wysiadła odsłoniła lusterko. Poprawiła konturówką usta. Uśmiechnęła się do siebie. Nie była pewna, czy to był uśmiech, czy grymas. Zdenerwowanie dawało jej się we znaki. Bardzo bała się tego spotkania.
Weszła do wskazanej sali. Z trudem opanowując drżenie rąk krytycznie przyglądała się zgromadzonym ludziom. Wydawali jej się tacy szarzy, pospolici. A może patologiczni? W końcu większość z nich pewnie ugrzęzła w patologii do szpiku kości- pomyślała. Nie czuła potrzeby integrowania się z obcymi. Jednak zazdrościła im, że dobrze czują się w swoim towarzystwie, że się znają, i nie są tak zestresowani jak ona.
Towarzystwo usiadło w kręgu. Cholera, kolejny krąg. Sama prowadząc szkolenia z komunikacji wiedziała jaki opór budzi krąg przed jej słuchaczami. Potrzeba otwierania się przed innymi- ekshibicjonizm. Nie miała na to ochoty. Była pełna obaw czy da radę.
Sama nie wie, kiedy z jej ust wydobyły się dźwięki:
- Mam na imię Małgorzata. Jestem… byłam..nie, ciągle mentalnie jestem – zawahała się przez moment, po czym dorzuciła- jestem żoną… alkoholika. Jestem współuzależniona- nagle poczuła wielką ulgę. Urodziłam się na nowo- pomyślała.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i co z Wami zrobić Iksińska?

My tu - paniedzieju - Poety, a Wy tak ... z grubej rury!

No cóż, jak w tej piosence - "... być kobietą, być kobietą..."
Bo facet z tego całego urodzinowego Menu - to tylko dentysta i tankowanie (samochodu!).

***

gdy podniosłam swe powieki
jak tysiące razy przedtem
... dookoła moje zycie
ani piękne, ani szpetne


... a dalej juz pisz sama - tylko odważnie(j) i wiosennie(j) - czas postawić żagle!!!

Buuuziak ! - Marek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Och! Napisałem Ci to i owo na mail.
A co do samego tekstu - to tylko na dobre wyszła mu spontaniczność, wymuszona imperatywem urodzin.
Tak jak zapewne - szybko - pisałaś, tak samo szybko i lekko sie czyta. Poza tym sama prawda o życiu - ciężkie sny, namolna rodzina (nie w porę) i zbuntowane kochane maleństwo.
Jest też - jakże kobieca - ucieczka w auto-modeling (to mój zlepek:)) żeby we własnych oczach podnieść swoja wartość.
Wprawdzie nie rozumiem tego mechanizmu, że wyskubane brwi= optymistyczny światopoglad ... ale jak zauważyłem w swoim otoczeniu - to działa. Koleżanki (zawsze zauważą!) - chwalą, podpowiadaja jeszcze to i owo - bo wiedza, że kiedys oddasz im to z nawiązzka.

A co do męskiego Menu - to nie jest tak źle, choć ja zawsze potrzebowałem jeszcze jakiegoś procesu twórczego - stąd grafika czy pisanina ... taki substytut ciąży i porodu (???)

Tak czy siak napisałaś dobry, "swój" tekst - masz dziewczyno tyle atutów że po prostu ... graj nimi dalej, z wyczuciem chwili, kiedy należy położyć je na stole:))

Pozdrawiam i ... pisz!

M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK dziewczyny - wyjaśnienie:))

Kiedyś pracowałem w Pracowni Plastycznej Opery Wrocławskiej i tam, oprócz codziennej pracy - zacząłem malować obrazy. poten sprzedawałem je ( te komercyjne) we wrocławskich Galeriach a te inne rozdawałem znajomym.
Potem Opera poszła do remontu - zmieniłem prace i musiałem pędzel zamienić na myszkę i klawiature. Współpracowałem z PWN w ilustrowaniu podreczników - i oczywiscie robiłem coś dla siebie.
A że w miejscowych gazetach czasem drukowali moje wiersze - to tak poszłooo!!!

Jak więc widzicie nie mogę długo bezczynnie "usiedzieć na miejscu' - bo jeszcze gramy czasem z kolegami na sali w kosza a latem w nogę.
No cóż - wy zabijacie czas pudrem i kremem (*) a ja wolę - "krew, pot i łzy" + odrobina liryki, kiedy trzeba:))

A jaka była Wasza droga do - "pierwszego akapitu"?

Pozdrawiam - Marek


(*) - Pod Budą - Stowarzyszenie Porannej Rosy - poszukajcie na You Tube:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


No,Mareczku, Pudernicą bynajmniej nie jestem!!A jak sam wiesz, wielka frajdę sprawia mi trzymanie szotów. A zdobyte na łapkach odciski z dumą potem , niczym brylantową kolię, noszę. Incydent z pędzlem i szpachlówką w moim życiorysie również był. Zarówno w roli muzy(freski) jak i pacykarki. Moich obrazów nikt kupować nie chciał. Jeden ukradziono, a drugi z wlasnej , nieprzymuszonej woli wyruszył za ocean(z tego incydentu jestem niezwykle dumna- w koncu polecial do Kanady!). Trzeci- straszy za szafą. Ale czekają akryle i dwa porażające swą bielą płócienka. Czekają na moją lepszą formę. A romans z pisaniem- od dziecka. Teraz częściej pisanie w periodykach, lub pracach zbiorowych pod egidą wydawnictw akademickich lub np PWN-jeśli ktoś łaskawie zaprosi taką miernotę jak ja do współpracy. Stowarzyszenia mnie nie chcą, więc halsuję jako samotny maleńki żagielek pomiędzy światem realnym( wspominane publikacje) a wyimaginowanym (moja radosna twórczość). Grunt,że jest na tej niwie namiastka maleńkiego spełnienia. A wspólny mianownik dla obu "gatunkow" się znajdzie- dążenie do lekkości przekazu( nie cierpię hermetycznego,nieczytelnego dla większości, języka nauki).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przesłanie jest. Mimo tego, że zawaliło się wszystko, trzeba iść do przodu. Choćby robiąc gruntowny remoncik nadwozia i tego (to najważniejsze), co w środku. Wiele kobiet ma z pozoru poukładany światek ukrywając w czterech ścianach swój prywatny koniec świata. Odcięcie się, od strony prawnej, od męża alkoholika to najprostsza sprawa. Znacznie trudniejsze jest mentalne wyzwolenie się z poczucia winy (syndrom współuzależnionych), z amoku w jaki popadło się i przyznanie do faktu, że problem takowy ciągle istnieje. Pozostaje jeszcze strach- przed przemijaniem w samotności.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat mi bliski, dobiegam pięćdziesiątki i faktycznie pamiętam taki okres, kiedy wydawało mi się, że teraz to już nic, tylko czekać na wnuki :) Nic bardziej mylnego.
Podoba mi się watek syndromu współuzależnionych, trochę równoważy feministyczne fanaberie. Żywy, dynamiczny, język, dowcipne komentarze.
Ale od strony warsztatowej... Oj! Przydałoby się jeszcze trochę popracować :)
Pozdrawiam serdecznie - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...