Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

w hotelu na uboczu
oaza grzechotników
wiatr przegania
w rytm złowieszczych syren
kępy przepalonych włosów

po twarzy musnęła mnie ręka

zamki w drzwiach pamiętają
jeszcze białe kaptury
wywrócone białka czarnych
i płomienie dalekie
pomalowane twarze widma

po twarzy musnęła mnie ręka
w nieobecnej recepcji








Opublikowano

piękne... mi się bardzo podoba... bardzo bardzo bardzo w moim stylu... tak gdzieś w srodku domyśliłam sie o czym jest... (bo chodziło mi to po glowie) no i sie chyba nie zawiodłam... bardzo subtelne wyjaśnienei... recepcja...

ale tytuł mało zachęcający... zeby tak zwrócic uwage na jedyny minus :))

Tera
[sub]Tekst był edytowany przez tera dnia 17-07-2004 23:30.[/sub]

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Wiesław J.K.Dobrze się czytało. Ciekawe przemyślenia.  Pozdrawiam serdecznie. 
    • @Tectosmith pozdrawiam, dawno cię nie było :)
    • Nadal czytam twoją poezję, bólem i krwią pisaną, cieczą boską ociekającą, błagającą o to wybawienie.   Widzę ją w ścianach twojego domu, zapieczętowanych mym cierpieniem, rozlaną między wierszami twojej pie*dolonej dzielnicy — wciąż gdzieś tam obecną.   Ale teraz, gdy obserwuję ją w snach, przestała do mnie przemawiać, a ja stale zastanawiam się, jak udało mi się tego dokonać.   Czasem szept słyszę: „Przestań żyć przeszłością, to już nie jesteś ty.”   Lecz gdy staram się tutaj zakotwiczyć, gasnę szybciej od śmierci świetlików podczas wrześniowego świtu.
    • Pamiętam jedynie ciemny tunel bez widocznego śladu wylotu. Nie szemrzał w nim żaden dzwięk. Nie błądziły po pokrytych, solnymi i wapiennymi śladami, ogniki nawet najtruchlejszych, zdawkowych, świetlnych iskier. Moje stopy. Nie czuły już ziemi pod sobą. Zmysły stały się energią a umysł kroniką wiecznej wędrówki, nieskończonych wszechświatów. Anioły w pięknych, karmazynowych żupanach, zapiętych na srebrne guzy. Narzutki ich z purpurowego sukna, podbite złotogłowiem i rysiem. A kontusze osmańskie, szyte srebrną strugą nici, lśniły w ciemności tak jak i kamienne, rubinowe oczęta pasów, wokół postawnych bioder. Cholewy podkute, wybijały takt ostatnich oddechów, rażonej starczą chorobą piersi. Prowadzili mnie do ostatecznego potępienia, tam gdzie dytko mówi dobranoc. Podtrzymywali pod ramiona mą duszę umęczoną, skarlałą. Oblicze suchotnicze o bladej, suchej i pooranej bliznami czasu skórze. Wątłej, bez krwi, która się w oczach spękanych zebrała. Nie było tam nawet śladu, zbawczego, żywego przeciągu. Wiatr jak ja. Był cichy i martwy. Lecz kilka razy poczułem delikatny zapach. Przypominał woń świeżo skąpanej w ulewie letniej, ziemi cmentarnej. Lekką woń zaawansowanego rozkładu. Mdłą i drażniącą. Nuty drewna zleżałego od dawna w ciszy marmurowych grobowców. Spękanego i zbutwiałego. Mokrego od krwi, czarnej, przeklętej na wieki. Anioły przystanęły i zapaliły ogarki świec i wręczyły mi je wraz ze złotym chrestem. Po czym jeden z nich przystanął naprzeciw mego oblicza i błogosławił mi tymi słowy. Jam jest Bóg Twój i Twoja wola. Pan Twój i narodów świata, Samodzierżca i Car niebiosów. Ja Mistrz aniołów i świętych, błogosławię Ci w godzinie odejścia. Teraz i zawsze i na wieki wieków. Anioł namaścił mnie świętym olejem żywicznym i wypowiedział te słowa w godzinie męki i sądu, Przez wyższe prawo zostałeś wyklęty i wysłany w ogień wieczny. Idż bez lęku boże dziecię, w pokutny płomień oczyszczenia. Skinął dłonią a po chwili z najbliższej ściany tunelu odsunął się kamień nagrobny i odsłonił wejście do grobowca. Niech Twoje ciało w proch się na powrót obróci, lecz nie lękaj się bo Pan Twój nie zapomni o Tobie i wskrzesi Cię w dniu sądu. Pójdż duszo wygnana na mękę i wychwalaj imię Pana swego. Nastąpiłem ledwie za próg a kamień z głośnym chrzęstem zatrzasnął przejście do świata żywych za mną. W tym samym czasie płonące dotąd jasnym światłem świece, pozostawione u wezgłowia łoża śmierci. Zgasły nagle nie dopalając się nawet do połowy. Śmierć zarzuciła na powrót kaptur na swe oblicze i wyszła cicho z alkowy, zamykając za sobą drzwi.
    • @violettaUroczo, radośnie, namiętnie. Dobry wiersz.  Pozdrawiam serdecznie. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...