Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Pielgrzym idzie z obcego kraju
na głowie ciernista korona,
na ciele całun ze szmat,
stopy zostawiają krwawe ślady.

Fanatyzm w sercu niesie,
który przenosi góry.
Zmierza ku Jasnej Górze
w imię odkupienia grzeszników.

Głowa zatopiła się w bruku
ze strugi krwi powstała kałuża,
którą wierni omijali,
by nie pobrudzić butów.

Na piersi mały krzyżyk
podobny do blasku słońca,
złodziej go szybko zerwał
dzieląc się łupem z ateistą

Opublikowano

Temat ciekawy, owszem, acz myślę nad tym przesłaniem całym. Dwa pierwsze wersy drugiej zwrotki są dość dziwne, czegoś mi w nich brakuje, może określenia tego, do czego tyczy się "który".
pozdr

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


kałuża mi nie pasuje. pomysł dobry - ciernista korona=Chrystus (analogia) - więc krew czysta, święta, a pielgrzymi - niewierni - bardziej przejmowali się swoimi butami niż pielgrzymem, o którym mowa. ostatnia strofa podobnie - pomysł bardzo fajny, choć wykonanie warto mocno podciągnąć.


a tytuł - ostatnia pielgrzymka, moim zdaniem, dlatego, że Chrystusowi założyli koronę cierniową niemalże prowadząc go na śmierć. no i "głowa zatopiła się w bruku" - tu dosłownie widać, że ostatnia.

Pozdrawiam :)
Opublikowano

Ewel K no nie załamuj mnie tymi wersami , a wiersz jest dosłowny i raczej prosty,, Wiara przenosi góry" jest takie powiedzenie, a fanatyzm to już raczej zatracona i chora ideologia w myśl Allacha , Irak , Palestyna itd rterroryzm, jednak chciałem przedstawić fanatyzm chrześcijaństwa ot tyle.
Sam już nie wiem jak mam pisać. Gubię się, jak piszę o poważnych tematach i filozofii to nikt nie potrafi zrozumieć, gdyż piszą za dosłownie, ale w wierszu są zawarte poważne myśli np pisze o gwoźdżiu ale to tylko przenośnia do tego że małe może więcej zdziałać niż duże itd można sobie to tłumaczyć na wiele sposobów racjonalnych i abstrakcyjnych, gubię się.

dzięki za przeczytanie i odwiedzenie skromnych progów

serdecznie pozdrawiam

bestia

Opublikowano

Gregory jestem pod wrażeniem teraz wiem , że znasz się na poezji i to dobrze ostatnia strofa tez mi nie bardzo pasowała ale wiersz i tak jest dosłowny, więc musiałem jakos wybrnąc z tego, tylko nie wiedziałem jak? Tu jak mówisz chodzi zasadniczo o krytykę katolików dosłownie zmierza do Jasnej a u nas w kraju 90% katolicyzmu, a reszta to ateiści i inni .

wziąłem Twoje rady do serca jednak widzisz tu nie mogę się połapać , gdyż wiersz dosłowny spoko ale w nim jest zawarta myśl lub myśli, które dają wolną drogę dla czytacza w tym wierszu, gdyż można sobie myśleć o heretykach i innych chwalić, jak katolicy :):):)

mam wiele pomysłow ale jestem pogubiony, gdyż opis sytuacji, obrazka, podróży kwiecistą prozą w których nie ma przesłania ani nic z nich nie wynika są chwalone pod same niebiosa:):):) heh ja tak nie chcę pisać, gdyż ja wiem co to jest lutnia i z niej ma płynąć muzyka nie która przeleci z ucha do ucha , tylko w nim pozostanie. Tak postrzegam przekaz poezji

dziękuję za przeczytanie , krytykę która popiera moją,że z ostatnią strofą coś jest nie tak, gdyż za bardzo się ucina , czyli brakuje można powiedziec 2 wersów i tym traci rytm wiersz chociaz tu tez bym się spierał odnosnie białego wiersza i szacunek za odwiedziny.

no muszę schylić przed Tobą głowę, gdyż wiesz co w trawie piszczy.

serdecznie pozdrawiam

bestia

Opublikowano

Miło mi to czytać, dzięki.

Myślę sobie, że nie znam się jeszcze na poezji. Ona we mnie żyje i to ona mnie zna i sprawia, że ja ją poznaję.

mówisz "opis sytuacji, obrazka, podróży kwiecistą prozą w których nie ma przesłania ani nic z nich nie wynika są chwalone pod same niebiosa"? dlaczego? myślę, że wręcz przeciwnie! wykonaj proste doświadczenie - napisz byle jak wiersz, o czymkolwiek byle się rymowało w dowolny sposób i pokaż ludziom.

swoją drogą, też lubię słowo "czytacz", tak jak "człowieki"

zamiast chylić przede mną głowę, schyl przede mną pióro, nad kartką, naskrob coś jeszcze.

pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


edit:Bestio ja takowej wiedzy nie posiadam,
ale dobrze było przeczytać;
Gregory'a tytuł - ostatnia pielgrzymka, moim zdaniem, dlatego, że Chrystusowi założyli koronę cierniową niemalże prowadząc go na śmierć. no i "głowa zatopiła się w bruku" - tu dosłownie widać, że ostatnia.'i wszystko jasne;

płoniaście

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Wiedziałem. I oby taka dalej była. W wieku nastoletnim różnie "niespodzianki" mogą się trafić. Niektórzy przechodzą w miarę bezboleśnie tak jak ja, ale zdarza się prawdziwa droga przez mękę.      Czyli tak zwane jeziora.
    • Jej oliwkowo zielone, lekko zmrużone, za zasłoną krótkich acz grubych rzęs, oczęta.  Wpatrywały się we mnie  z cichym uwielbieniem. Szybko doskoczyła, jeszcze nie ostygłym po niedawnym spełnieniu ciałem  ku mojej piersi. I złożyła na moich  zamkniętych na głucho ustach, pocałunek  zbyt lubieżnie gorący bym mógł nadal  ignorować z wyższością samca alfa  jej próby zwrócenia na siebie uwagi. Wczepiłem palce w jej ciemne pukle, dziś wyjątkowo pofalowane. Może to sen tak spokojny. Dziecięcy wręcz. Rozrzucił je na świeżej pościeli. A potem żar zespolonych ciał  nadał im tego nęcącego blasku  i kształtu morskiej fali.     Mając ją w ramionach  czasami zapominałem o całym świecie. Żyłem w jej blasku i cieniu. Dla jej głosu i ciepła słów miłosnych. Dla jej oczu. Wzroku anioła. Ona mną władała. Choć nie chciała tego. Chciała być. Leczyć mnie. Rekonstruować moją duszę. Z każdym dotykiem i pocałunkiem,  odrastało mi serce. Kiedyś wyjedzone przez mrok. Otoczyła je opieką i troską.     Nie musiałem mówić. Nasze myśli zawsze były jednością. Czasami śmiała się, że mnie usidliła magią. Zaklęcia z jej ksiąg,  pozwoliły mnie przywołać i ujarzmić. Czy kiedykolwiek chciałem od niej odejść? Przenigdy. Już nie migruję wśród leśnych mokradeł  i zapomnianych nawet przez szeptuchy bagiennych borów. Mroźny księżyc ma jednak potężny zew. Tej klątwy nie zakończy nawet moja śmierć. Więc przemieniam się w jej ramionach. Samotny wilk, który dzięki ludzkiej czarownicy, jest choć trochę zrozumiany. Poddany nie ocenie a wysłuchaniu.      Lecz pamiętam i te noc czerwcową przed laty. Gdy świeżo porzucony na skraju polany. Wyłem aż do utraty głosu. Padłem w wystające ponad ściółkę, korzenie prastarego dębu. Moje żale obudziły go ze snu. Schwycił mnie w swe starcze konary i umościł wygodnie na listowiu gałęzistych dłoni. Zapytał kim jestem. Samotnym wilkiem odpowiedziałem. Drzewa myślą i odpowiadają dość długo. Wreszcie odparł z wielką rozwagą. Nie wyglądasz na wilka. Bo kiedyś byłem człowiekiem, lecz pobratymcy z wioski  nałożyli na mnie klątwę. Wypędzili mnie z granicy siół. Stałem się bestią. Znasz ludzi? To podły gatunek.     Dąb zasępił się lub nawet przysnął myśląc nad odpowiedzią. Wreszcie odrzekł z powagą. Nic nie wiadomo mi o gatunku ludzi.  Młody to zapewne szczep lub plemię. Znam dobrze ptaki co zamieszkują przestworza i korony moich pobratymców. Znam ryby srebrzyste i prędkie co płyną w nurtach górskich i leśnych strumieni. Znam jaszczurki, pająki czy ślimaki  co wędrówkami swymi po korze. Wywołują łaskotanie i uczucie świądu. Znam łosie, jelenie czy dziki. Co chadzają w ostępy. Zniżają łeb w ukłonach  ilekroć widzą mą postać  przechadzająca się po lesie. Czasami rozmawiam z wilkami. O wolności. Lecz Ty nie wyglądasz  na szczęśliwego i wolnego.     Rzucono na mnie czar.  Klątwę, której ani czas ani pokuta nie zdejmie. Dąb znów długo myślał. Czar… klątwy… magiczne konszachty. Runy, pergaminy, konstelacje. Drzewa nie znają się na tym. My rośniemy w ciszy prastarych puszcz. W miejscach świętych,  dotkniętych jedynie stopą Pierworodnego. Naszymi braćmi są chmury i skały. Słuchamy pieśni wichru. A kołysze nas do snu  szemrząca dziko Atrubre. Pani wszystkich wód,  której źródło spłynęło z nieba przed eonami.     Ale znam kogoś kto mógłby zaradzić  na Twą niedolę dziwny wilku. Zabiorę Cię do czarownicy,  która może będzie potrafiła zdjąć klątwę. Las jest wielki i dziki. Pełen parowów i dolin. Nie zbadają go w połowie nawet  tak śmiesznie mikre łapy jak Twoje. Zresztą nieroztropnie byłoby wysyłać  Cię tam samopas. Zaniosę Cię zatem wilku. Ku dawnemu kręgu rady. Do magicznych wrót Dok Natt. Tam jest dom czarownicy. Mieszka w wysuszonym cielsku trolla. Ona będzie umiała pomóc.     I ruszył ku kniei  z moim ciałem uwięzionym  w gałęzistym uścisku. Dopiero szóstego dnia stanęliśmy u celu. Dąb wyszedł zza  ostatniego szpaleru świerków. Każdy z nich zaszumiał  w ich drzewnym języku, oddając hołd władcy lasu. Moim oczom ukazał się przepołowiony światłocieniem zmierzchającego słońca  krąg polnych głazów,  pokrywały je wyżłobione linie runicznych, elfickich zaklęć. W centrum okręgu stała budowla  prawie tak wysoka jak Dąb, Złożony z kamieni i księżycowego srebra  łuk Dok Natt.     Miejsce gdzie Pierworodny  śpiewał swym dzieciom  pieśń o powstaniu życia. Gdzie nauczył ich miłości i dobra. Bo zła wtedy w krainie nie było. Nie było elfów, ludzi ani krasnoludów. Był tylko Pierworodny, jego głos  i zrodzone ze śpiewu dusze. Ognie natchnienia. Które dały początek życiu. Dąb ułożył mnie delikatnie w kręgu. Dopiero wtedy dostrzegłem osobliwe domostwo na lewo od nas. Było to cielsko trolla. Zamienione w kamień. Naruszone eonami opadów i erozji, pełne wgłębień i pieczar, prowadzących wgłąb jego martwych trzewi. Jedno z nich prowadziło do domu czarownicy.     Dąb z zaciekawieniem  krążył wokół cielska trolla. Z pewnością kiedyś go znał. I nie myliłem się. Kelljoon Maczuga… pomiot magii  która zatruła pieśń. Zabił go przed wiekami Jannii, Bóg góry. Była to era jaką pamiętamy już tylko my, strażnicy lasu i skały górskich zboczy. W jego wnętrzu  uwiła swe gniazdo czarownica. Bywaj wilku. Obyś w świętym Dok Natt, odnalazł to czego szukasz  i zmazał klątwę swego rodu. Ludzi jak ich nazywasz. Odszedł w las a za nim udały się  dwa najwyższe świerki. A ja ruszyłem niepewnie do trollowej jaskini. By szukać ratunku. I znalazłem go w objęciach czarownicy.  
    • Witam - wiersz ciekawy Czarku -                                                                Pzdr.
    • @Berenika97   Bereniko.   dziękuję Ci za ten komentarz.   czytając go, miałem wrażenie, że ktoś otworzył okno w dusznym pokoju.   nagle powietrze zrobiło się lżejsze, a świat jakby się odrobinę uśmiechnął.   masz niezwykły dar widzenia rzeczy w ich prawdziwych barwach - nawet kiedy piszę o mroku.   Twoje słowa są jak taki mały, własny kubek ciepłej herbaty, niby  nic wielkiego, a jednak człowiek po niej wraca do siebie.     dziękuję Ci za to :)   bardzo :)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...