Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

błękit jaśnieje światłem
w ciszy na werandzie
siądźmy jak dawniej
popatrz

niezabudki w zieleni
jak twoje spojrzenie
zawsze takie urocze
bzy znowu kwitną
jak wtedy

pamiętasz

wilgotne kiście sypałem
garściami na kolana
oszołomione wonią
tuliłaś rumieńce

goniłem siatką motyle
na trawie wyglądałaś
tak zachęcająco
ponętnie

dziś
zaczęły blaknąć chabry
spopielał węzeł na karku
a jesienne grzebienie
wyczesują doby licząc ile
ich jeszcze do mrozów

nie lękaj się
razem przetrwamy

Opublikowano

i czego się tu lękać? :)))))
więcej tu miłości niż menopauzy (miłości - żadnych wrednych zakochań i ekscesów)
to wszystko oczywiście in plus :)
i choć mnie gania po zupełnie innych obszarach (poetyckich), warto czasem zerknąć.
Pozdrawiam :)
Adam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Adam!
w takich różnych menopauzach miłość jest niezbędna :))
miło, że zajrzałeś, choć taki zaganiany i jeszcze
tak cieplutko przywitałeś...dzięki :))
pozdrawiam
-Krysia
Opublikowano

niektóre wersy wydają mi się banalne, na przykład

"jak twoje spojrzenie
zawsze takie urocze
bzy znowu kwitną
jak wtedy

pamiętasz"

za to przypadła mi do gustu zwroteczka

"dziś
zaczęły blaknąć chabry
spopielał węzeł na karku
a jesienne grzebienie
wyczesują doby licząc ile
ich jeszcze do mrozów"

pozdrawiam!

Opublikowano

Łagodne zamyślenie, czułość - to bardzo ładne, ale zakończenie wolałabym niedokończone; tak jak jest, bardzo wprost.
Bardzo podoba mi się

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pozdrawiam, ach, gdzie te niezabudki ...
Opublikowano

wilgotne kiście sypałem
garściami na kolana
oszołomione wonią
tuliłaś rumieńce

goniłem siatką motyle
na trawie wyglądałaś
tak zachęcająco
ponętnie

Dobry wieczór Teresko.
Dla mnie ten fragment
przepiękny obraz ciepła radości i erotyzmu
Cały wiersz jest pogodny:))
Lubię tu zrobić przystanek.

Pozdrawiam serdecznie Tereska:))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...