Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

7.07. Budzik trąbi jerychońsko burząc siódmą bramę snu.
Liczę do trzech i odsuwam głaz wstając z śpiących.
„ Po chuj oddzielał dzisiaj jasność od ciemności!”
Klnę w drodze do łazienki, w której żyletka obrzeza
znaki nocy, a woda Ocean lotion chrzci kolejny dzień.
W radiu znowu plagi. Zima zaskoczyła drogowców. W Palestynie Goliat bije Dawida.
Po drodze do szkoły mijam Mojżesza,
w odblaskowej kamizelce i z laską w ręku
przeprowadza dzieci wśród falujących spalin.
Ziemia obiecana im teraz nie w głowach, będą szukać jej w portfelach.
Po kazaniach wieczerza na mieście. Bladożółty owal neonu Bistro „Raj”, obiecuje:
„Głodnych nakarmię, spragnionych napoję”
Zamawiam Rybę i żując pierwszy kęs już rozumiem:
„Na pewno leżała tu dłużej niż trzy dni,
nawet Jonasz zdążył spierdolić”
Wpatruje się w gwiazdę, która prowadzi mnie i resztę z 6 miliardów.
Czteroramienny telewizor pod sufitem, elektroniczne tablice Synaju.
W polityce wieża Babel, w sporcie zeznania Samsona – brał sterydy.
Potop reklam wzbiera. Uciekam, chowając się w arce, świątyni. W markecie
wybieram jabłka ze sraczkowato-brązowego kartonu, kusząca alternatywa drzewa.
Miażdżę głowę węża w kieszeni, wrzucając nieświadomą lewicą złotą cielęcinę do koszyka.

Płacę słoną cenę ziemi, tej ziemi, modląc pod nosem:
„Wszystko przez tę sukę Ewę!”

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oj, trzeba poznać cały tekst a nie uciekać ;)

nie uciekam Robercie:) koniec mi wystarczył z całym szacunkiem (nie)
przynajmniej dla puenty, jeśli się mylę to tyle ,
:)ciepłoniaście
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



nie uciekam Robercie:) koniec mi wystarczył z całym szacunkiem
:)ciepłoniaście
no łokej :)
Pozdrawiam R.
no nawet jak czytam więcej niż puentę jakaś to mieszanka
ogórków kiszonych z malinami czy jakoś tak łojejuu
mało takich mieszanek wybuchowych na tym zieleńsku?
ale z pewnością znajdzie swoich odbiorców(gut apetit!:)
współczesny mróz wymiętolony ze spranymi mózgami;
:)ciepłoniachy
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


no łokej :)
Pozdrawiam R.
no nawet jak czytam więcej niż puentę jakaś to mieszanka
ogórków kiszonych z malinami czy jakoś tak łojejuu
mało takich mieszanek wybuchowych na tym zieleńsku?
ale z pewnością znajdzie swoich odbiorców(gut apetit!:)
:)ciepłoniachy
W końcu mamy tu na zielniku wolność trendów i pomysłów :)
Tak więc publikuję.

Pozdrawiam R :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


no nawet jak czytam więcej niż puentę jakaś to mieszanka
ogórków kiszonych z malinami czy jakoś tak łojejuu
mało takich mieszanek wybuchowych na tym zieleńsku?
ale z pewnością znajdzie swoich odbiorców(gut apetit!:)
:)ciepłoniachy
W końcu mamy tu na zielniku wolność trendów i pomysłów :)
Tak więc publikuję.

Pozdrawiam R :)

to prawda, eh(...)na co mi tu przyszło łojeju(..........)
to jest trend(-owate;)
trąbi:pora umierać zdaje się, koniec świata hi
(kult śmierci jako apogeum zniszczenia czegokolwiek
co dobre, tylko to wynieść można z tego, łe...i po co?
odpowiadam: bo tak wmaga 21 wiek)
ciepłoniaście
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


W końcu mamy tu na zielniku wolność trendów i pomysłów :)
Tak więc publikuję.

Pozdrawiam R :)

to prawda, eh(...)na co mi tu przyszło łojeju(..........)
to jest trend(-owate;)
trąbi:pora umierać zdaje się, koniec świata hi
(kult śmierci jako apogeum zniszczenia czegokolwiek
co dobre, tylko to wynieść można z tego, łe...i po co?
odpowiadam: bo tak wmaga 21 wiek)
ciepłoniaście

Śmierć - no to mocna interpretacja, ale rozumiem że tekst nie w twoim klimacie, ale żeby od razu obrzydzać :)

Pozdrawiam R.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



to prawda, eh(...)na co mi tu przyszło łojeju(..........)
to jest trend(-owate;)
trąbi:pora umierać zdaje się, koniec świata hi
(kult śmierci jako apogeum zniszczenia czegokolwiek
co dobre, tylko to wynieść można z tego, łe...i po co?
odpowiadam: bo tak wmaga 21 wiek)
ciepłoniaście

Śmierć - no to mocna interpretacja, ale rozumiem że tekst nie w twoim klimacie, ale żeby od razu obrzydzać :)

Pozdrawiam R.
Oj przepraszam Robercie, obrzydzać nie chcę,
powiedziała głowa m.in. co zauważała i tyleż
sam tytułak taki jednak:)co jo porodzić mom?
:)ciepłoniachy bez urazachy!
ps. tekst znaczy wiersz jest naładowany mocnym przesłaniem
taki ma być zdaje się, mnie jednakowoż nie wydaje się potrzebnym
w swoim bycie, tyleż o ileż gadaninki,; lecę żeby Cię nie wkurzać więcej
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


acha to jeszczem szurnę końcem iż mm..
może takież przesłanie budzić nie tylko
odrazę do wiary itd. u wierzących/bądź nie
wcale może nie nastrajać pozytywami
(mogę się mylić), takie moje zdaniowatości
marności,:)-dzięki:ciepłoniaście
jakiś tam stopień niebezpieczeństwa takiego słowa>
Opublikowano

Wcale nie chciałem budzić odrazy do wiary , może odezwała się moja agnostycka cząstka i chciałem trochę odsakralizować pewne pojęcia, których nie przyjmuje za dogmat etc.
no a wnioski zostawiam czytaczom, i na pewno żadne zdanie nie jest marne , cenne jest , cenne!
Pozdrawiam R.

Opublikowano

'7.07. Budzik trąbi jerychońsko burząc fortyfikacje snu.
Liczę do trzech i odsuwam głaz wstając z śpiących.
„ Po chuj oddzielał dzisiaj jasność od ciemności!”
Klnę w drodze do łazienki, w której żyletka obrzeza
znaki nocy, a woda Ocean lotion chrzci kolejny dzień.
W radiu znowu plagi. Zima zaskoczyła drogowców. W Palestynie Goliat bije Dawida.
Po drodze do szkoły mijam Mojżesza,'

fajne, bo konsekwentnie trzymasz się wytyczonego celu i nie mieszasz stylu,
przeczytałam z zainteresowaniem,
wiesz, ostatnio staje się moda na dłuższe pisanie?
i dobrze, twój, nie jest przegadany,(no, może troszkę)
ale mi to nie przeszkadza, bo tak lubie
pozdry, "trąbo jerychońska "):P

Opublikowano

Przeczytałam od początku do końca i jeszcze raz. Podobały mi się odniesienia do
Biblii, po to ona jest, żeby z niej czerpać. Ty zrobiłeś to świetnie - miszmasz sacrum i profanum. Ta Ewa na końcu trochę mnie zżyma przez lojalność wobec niej... i może ogólnie lepiej by było bez ostatniego zdania. Pozdrawiam, podziwiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Leszczym raz na jakiś czas coś się uda;)  Dziękuję i pozdrawiam serdecznie w ten jesienny wieczór

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Oli mak, Asi musu misa, Kamilo
    • Na poboczu, tam, gdzie dzień i noc mieszają się jak świeża krew w brudnej filiżance, stoją – „dziewczynki”. Twarze ich oświetlone reflektorami jak manekiny z wystawy grzechów, które ktoś zostawił, żeby lśniły w ciemności jak lodowate diamenty z krwi i kurzu. Śmieją się cienko, śmiechem sprzedawanym na minuty, który odbija się od asfaltu jak plastikowa zabawka zmiażdżona przez ciężarówkę, i pęka w tysiąc dźwięków, które drżą w powietrzu, nie dla ucha, ale dla ciała, które czuje ciepło rozpadu. Kierowcy – rycerze szos z rdzą kilometrów w sercu – mylą pożądanie z wybawieniem, zatrzymują się nagle, jakby samotność wskoczyła na maskę i wbiła pazury w światło reflektorów. Jakby śmierć przyszła po swoje w najprostszej formie: dotyku. Wsiadają w tę ciemność jak w automat z losami, które zawsze wygrywają klątwę – lepka, śmierdząca klątwa, która przywiera do skóry jak cień po pożarze, jak sół w ranie, co nigdy nie przestaje szczypać, jak szron, który zamarza w żyłach, wstrzymując oddech. A choroby wracają z nimi jak czarne gołębie, z piórami pełnymi szeptów i trucizny, które nocą siadają żonie na ramieniu, dziobią jej zaufanie do kości, zamieniają ciepło w pył, zimno w ból, i wciągają w siebie kawałki serca, tak, że bije nie tam, gdzie trzeba, a krzyczy tam, gdzie nie ma słów. Wracają do domów z „pamiątkami” tak egzotycznymi, że nawet wirusy zadają pytania: kto tu zwariował naprawdę ? Patrzą w lustro z osłupieniem – nie poznają twarzy, która przed chwilą wciąż miała ciało, teraz wypełnione chemicznym oddechem ulicy, i światem, który twardo depcze po duszy. W kuchni żona pyta: „Dlaczego znowu unikasz światła ?" Nie wie, że mąż przywiózł spod znaku kilometra ruinę, starannie zapakowaną w milczenie i perfumy obcej skóry, w spalone wspomnienia, które pachną popiołem i krwią, i zostawiają na rękach rany, których nikt nie umie obmyć. Moralność leży na poboczu jak potrącony lis – wszyscy widzą, nikt się nie zatrzymuje, wszyscy patrzą, jakby zło było oczywistością, jakby czekało na kurs życia w przyspieszonym tempie, jakby każdy błąd był tylko kolejnym kliknięciem w automacie cierpienia. „Dziewczynki” stoją dalej, przetrwanie nauczyło je cierpliwości, jakby były latarniami z żarzącymi się żarówkami bólu, postawionymi, by oświetlały cudzy upadek, jakby nad każdą z nich wisiał anioł z wyrwanymi skrzydłami, trzymający w dłoniach ich los jak garść czarnego pyłu – i za każdym razem, gdy sprzedają dotyk, anioł dmucha w ten pył, rozsiewając go po świecie jak zarazę cudzego grzechu, aby każdy grzech odbił się w ich oczach jak ostrze stali. Liczą pieniądze, jakby przeliczały własną niewidzialność, a świat mija je z prędkością wstydu udającego pośpiech, jakby wszyscy byli ślepi, głusi i martwi jednocześnie. I tylko noc – wielka, czarna gospodyni samochodowych grzechów – poleruje gwiazdy, zamienia je w lustra ludzkich win, i patrzy, jak ludzie sprzedają sumienia za chwilę dotyku, zimną jak moneta wyjęta z błota, twardą jak kamień, którym rozbijają własne serca. Małżeństwo kruszy się jak witraż uderzony kamieniem cudzej skóry – kolory uczuć rozsypują się w kurz, nie ma już przez co przejść światłu, bo wszystko, co było, zostało odarte z delikatności, pozostały tylko ostre krawędzie, które tną duszę. Cały ten teatr kręci się dalej, jakby ktoś nakręcił go kluczykiem od stacyjki, aktorzy nie wiedzą, że grają w tragedii, i że scenariusz pisze noc, która nigdy nie kładzie się spać, której oczy widzą wszystko, a serce nie zna litości. Nikt tu nie jest diabłem, ale każdy niesie iskrę, która może podpalić dom, życie, twarz w lustrze, i w tym ogniu ujawni się prawda – surowa, bezlitosna, ostra jak brzytwa. Bo na poboczu, przy asfalcie, gdzie człowiek zdejmuje człowieczeństwo jak brudny kombinezon, nawet cienie mają choroby. A miłość – jeśli kiedykolwiek tędy jechała – wróciłaby tylko po własną, dawno zgubioną tożsamość, i płakałaby nad resztkami tego, który kiedyś nazywał siebie „człowiekiem”.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...