Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

„Chodź, chodź szybko ze mną. Stary, mówię Ci nie zawiedziesz się.” - Moondek wpadł jak po ogień, zabrał mnie i poszliśmy szybko do jego przytulnej chatki w centrum miasta. Coś go strasznie poruszyło, aż iskrzył w oczach. Wiedziałem, że jak ma te ognie w oczach, to zawsze wteda dopada go osobisty wewnętrzny imperatyw, który zupełnie zmieniał mu patrzenie i pojmowanie rzeczywistości. Przy M wszystko było inne, kolorowe, kwitnące, radosne, euforyczne. Świat zamieniał się w krainę wyobraźni, fantazji, błędnych rycerzy i w niezliczoną ilość fanaberii a te Moondkowe były szczególnie groteskowe.
Weszliśmy na klatkę schodową a tam Wojnaze Słodkim. Chłopaki na stanach, w powietrzu smużą dymy.
„Wiecie, czy może Moondek w domu?” - zapytał Moondek Wojnę.
„E, ee...no wiesz, ja nic nie wiem. Może on wie” - i wskazał na Słodkiego, z miną złodzieja przyłapanego na konsumowaniu zwiniętego w markecie batonika.
„Ja?...Ja nic nie wiem. To on.” - Słodki zgonił na Wojnę i chłopaki wytoczyli na siebie najcięższe działa, ale nikt z nich nie załapał, że sam o siebie pytał ich właśnie Moondek.
Po chwili zatrzasnęliśmy za sobą drzwi moondkowego mieszkania. Jeszcze tylko sforsowanie dwóch par kolejnych i jak we własnej sierści siedzieliśmy u niego w pokoju, bezpieczni w miękkich fotelach i nafaszerowani ideami poszerzania horyzontów myślowych. A do tego potrzeba było mistrzów. I Moondek takowych wynajdywał co rusz. Tym razem padło na Roberta, który oczarował Moondka fruzurą na krem do golenia. Moondek wytaszczył największy telewizor jaki posiadał w domu. Zabrał go mamie z pokoju a ta zmuszona despareckim zachowaniem syna, poszła do lokeżanki na jakiś „tasiemiec”, na który pospolitej wyobraźni nie starcza.
„Siedź tu i ani drgnij przyjacielu” - i ten jego diabelski lubieżny uśmieszek. Wreszcie znalazł wszystkie wtyczki, teraz tylko guzik, cyk i poszło.
„Why can't I be You.....” - jeszcze siedziałem normalnie, jak statystyczny widz na nieciekawym seansie, który przyszedł do kina a nie na film. Później „Close to me” z każdą chwilą wciagało mnie centralnie w tajemnice Moondkowego odkrycia. I wreszcie „Pornography” poszło jak w studnie, zaraz kolejny trzeci, piąty, dziesiąty klip i......ha! Polecieliśmy do łazienki stawiać włosy na krem do golenia. Każdy z nas chciał teraz wyglądać jak Bob Smith z The Cure. Jakby tego było mało, zasada była zawsze taka sama - trzeba się z tym pokazać na mieście. Włosy na kremik, koszula w kwiaty XXL, do tego za duże dżiny i adki nie do pary. Pajac gotowy. Ale dla nas ten styl, to naśladowanie, Boże, to było jak relikwie potarte przez potarte, ale jednak. Zrobiliśmy kilkanaście kółek na mieście. Gawiedź zdziwiona odprowadzała nas wzrokiem, wytykała palcami. Młodzi gniewni z innych subkultur pukali palcami po czołach, ale nikt nam nie wpieprzył. Złapaliśmy niezły wiatr w żagle wyobraźni. Wizerunku dopełniały czarne płaszcze i kłącza włosów postawionych do sufitu. Tak, zdecydowanie naszą siłą były włosy, ale do czasu aż nie spadł deszcz.
„Spadamy Maras!” - Moondek szarpnął mnie zarękę.
„Dlaczego? Co jest? Dawaj dalej, zobacz jak się gapią. Łamiemy tabu.” - bo ja głupi nie wiedziałem wszystkiego. Całkiem niedaleko mięliśmy do domu. I to nas zgubiło. Przylało nieźle i ciuchy nasiąkły do ostatniej nitki. Wyglądaliśmy jak kloszardzi. No i włosy, właśnie włosy.
„Zobacz Moondek! Co się stało, że się zesrało?” - patrzyliśmy razem w lustro kałuży pod naszymi stopami i co? Piana na głowie. Wyglądało to tak, jakby po naszych czuprynach przepełznął ślimak.
„Buuuaaahhhaaaahaahaa....yyyyy...haahaahaa...” - zaryczał Moondek. Nie mogłem tego znieść. Taki wstyd. Wyciągnąłem rurki. Puknęliśmy po jednej a potem, jak zawsze na zejśćiu, do Non Stopu, po snikersy.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Piękne ciało  Morze wspomnień    Ostatni pocałunek  Chłód jesieni    Jej nagie piersi  Prezent od Boga     
    • @Kwiatuszek ostatnio sypiam na podłodze i tak mi dobrze, kołderka nie to, co koc.
    • Pamiętasz to moje nocne misterium? Wtedy, kiedy płonące świece wzniecały poblask jaskrawy. Skrzydlate momenty na suficie, na płaszczyznach porzuconych rzeczy. Teraz już wiem, że ta moja próba przejścia przez ścianę miała na celu dosięgnąć gwiazdy, kiedy stałem w kącie pokoju, przywierając ustami do zimnego tynku.   Szeptałem. Recytowałem słowa tajemne.   Wtedy. I wtedy…   Za oknami szeleściły liście oschłej topoli, kasztanu… Za oknami otwartymi na przestrzał. W ogromnym przeciągu, co się wspinał z krzykiem po ornamentach tapet..   I byłem blisko zrozumienia. I byłem blisko… Blask olśniewał mnie coraz większy. Ten migoczący blask nieznanej natury.   Wiesz... Nie. Nic nie wiesz.   Bo i co masz wiedzieć? Wtedy, kiedy czekałaś długo na nic. Na dworcu, tuż po odjeździe ostatniego pociągu. Czekałaś na mnie. Wiatr zakręcał i gwizdał. I tak jak teraz tarmosił poluzowanymi blachami parapetów. Zacinały ostre krople deszczu…   Z megafonów płynęły enigmatyczne dźwięki jakiejś nadawanej nie wiadomo skąd transmisji.   To nadaje wciąż sygnał. To wysyła w eter zaszyfrowaną wiadomość, której sensu nie sposób zrozumieć. Wtedy i teraz. Tylko, że wtedy nie przyszło nam to do głowy. Nam? Przecież nie ma nas. I chyba nigdy nie było…   A jeśli byliśmy, to tylko we śnie. Razem, gdzieś trzymając się za ręce. Raz. Jeden, jedyny. Albo i niezliczoną ilość razy.   Wiatr szeleści liśćmi topoli. Teraz, kiedy jest bardzo zimno. Skrzypią konary. A więc to już tak późno? Nocne obrazy jak dym z łęciny płyną…   Nie. To już przecież było poprzednim razem. W innym życiu, w innym wierszu… Bądź w innym...   A teraz?   Co z nami będzie? Jeśli w ogóle cokolwiek było.   Światłość wiekuista przemierza otchłań czasu. Wieczność całą. I wywija się z gałęzi topoli księżycowym sierpem.   I ten szelest skrzydlaty wznieca kurz, ten śpiew słowiczy. Aż wzrusza czarną sadzę w kominie, przysiadając na krawędziach pustych krzeseł jak jakiś zbłąkany kaznodzieja. Jak ten blask na dębowych klepkach podłogi. Na fornirze szafy. Na lakierze...   Na jawie? We śnie? Coś pomiędzy…   Coś jak kształt jakiś spętany cieniem mojej własnej ręki, kiedy się przebudzam, otwierając zlepione maligną oczy, próbując to pochwycić w jakimś nagłym przypływie zadziwienia.   Nie. Nie przebudzam się wcale. Przecież ja nie śpię. Spójrz! Mam otwarte oczy!   I nigdy nie spałem. Podczas gdy ty, śpisz snem twardym jak przydrożny kamień. Omszony...   Jeśli w ogóle tu jesteś. Jeśli w ogóle tu kiedykolwiek byłaś.   Co z nami będzie?   Albowiem pęd ten rozwiewa włosy. Czyni bruzdy w skibach mokrej ziemi.   Widzisz?   Jaskółki wznoszą się do nieba. Wychodzą naprzeciw tej łunie coraz większej.   Jeśli uderzy w nas świetlista rozpacz zapomnienia, czy będziemy jeszcze?   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-27)        
    • @poezje_krzyczane Dziękuję za pamięć. Tylko tutaj niczego nie ma. Po prawej stronie Twojego postu masz trzy kropki - kliknij tam - następnie w 'usuń' Ja tego nie mogę zrobić, bo to Twój post.
    • Leśmian - Oczy w niebiosach" width="200" data-embed-src="https://www.youtube-nocookie.com/embed/lRCa7uo021U?feature=oembed"> https: //youtu.be/lRCa7uo021U
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...