Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

za dużo słów
za dużo nut
za dużo lat zaklętych w drzewach
oliwnych zmierzchów
czarnych pręg

za dużo słoi w tym pniu
ciosanym tępo
stuk puk, cierpko opada przeszłość
stuk puk, rdzeń zegara truchleje
stuk puk, zbędne jęki
sztuka unosi po-wieki

...
bea
7.12.2008

Opublikowano

"zbędne jęki" są tu zbędne;
robi się nadto groteskowo;
osikowy kołek ma zabijać lęki i fobie, a Ty je rozniecasz - jeszcze nie bardzo widzę i rozumiem - po co?
pisałem chyba - ma to ostrze metajęzykowe; takie pisanie o pisaniu, krytyka krytyki, antypoezja;
będę wyczekiwał, jak to rozwiniesz, po temat powraca;
pozdrawiam!
J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



to taki warsztat życia, wióry lecą, czasem boli, zbędne jęki, bo coś powstaje, coś się rodzi , z czegoś trzeba zrezygnować... czasem powstają tylko osikowe kołki. ten warsztat ma szersze znaczenie nie tylko odnośnie lieratury. te wióry to nie tylko słowa. ostatnio oglądałam rzeźby pewnego Pana z doświadczeniem i doszłam do wniosku, że najbardziej przemawia nie ta o wymyślnych formach a taki przecięty w poprzek pień drzewa poszarpany na brzegach od upływu czasu, zeschnięty, popękany, w środku zdrutowany żelazną obręczą. całość tworzyła niby słońce, niby krzywe koło garbate. taki czas zaklęty w słojach, który ma już swoją historię nie tylko przez fakt, wzrostu ale przede wszystkim przez zaistnienie. takie zestawienie pierwotnego czystego piękna z pięknem wartości przeżytych. odzierani po rdzeń wydajemy dziwne jęki.. jakkolwiek groteskowo to brzmi. życie jest groteską, farsą, czasem dramatem. jak czytam wiersze niektórych użytkowników tego forum to nawet czasem horrorem ;)
metajęzykowy, autoironiczny był poprzedni wiersz. i dobrze go odebrałeś. to ten portal zmusił mnie do podjęcia tego tematu wmawiając mi, że należy oderwać autora od jego pisanego słowa. nie zgadzam się z tym. postać Peela, owszem, nie możemy pisać o sobie, ale nie możemy też pisać nie o sobie, bo to niemożlwe. w każdej wypowiedzi jest coć z nas.
ta maniera odcinania się od utworu jak i odwrotna, utożsamianie się wyłącznie z pisanymi tekstami prowadzi u niektórych do paranoi. jakieś rozdwojenie jaźni. zauważ, że najlepsi twórcy, czy w literaturze, malarstwie wyrażali siebie w różnych postaciach. siebie nie jako narodzonego a przeżywającego. przekuwali swoje emocje, swoje doświadczenia w sztukę.
po co i dlaczego to frapujące pytania, zasadnicze :)

Dzięki za wnikliwe uwagi, nie masz pojęcia, jaką mi sprawiasz przyjemność.

PS
jest tu też oczywiście nuta ironii, ale słabiutka i niegroźna choć przewrotna.
wiersz czytany z tego klucza ma zupełnie odwrotne znaczenie i inaczej wtedy brzmią ostanie słowa.

ale się rozgadałam, pa :)
/bea
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no cóż, ja będę próbowała dalej, aczkolwiek twoje zdanie mało mnie już interesuje.
ktoś, kto wypowiada się poniżej krytyki w swoich wypowiedziach nie przedstawia dla mnie wartości.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież,  także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Likey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby?       Cusco, 22. Września 2025       
    • @lena2_ Leno, tak pięknie to ujęłaś… Słońce w zenicie nie rzuca cienia, tak jak serce pełne światła nie daje miejsca ciemności. To obraz dobroci, która potrafi rozświetlić wszystko wokół. Twój wiersz jest jak promień, zabieram go pod poduszkę :)
    • @Florian Konrad To żebractwo poetyckie, które błaga o przyjęcie, dopomina się o miejsce w czyimś wnętrzu. Jednak jest w tym prośbieniu siła języka i humor, dzięki czemu to nie poniżenie, lecz autentyczna, godna prośba. To żebranie z honorem - pokazuje wrażliwość i odwagę ujawnienia się.   Twoje słowa przypominają, że można być nieodspajalnym  (ładny neologizm) prawdziwym i trwałym. Ta pokora nie umniejsza, lecz dodaje blasku.      
    • @UtratabezStraty Nie chcę tłumaczyć wiersza, bo wtedy zamykam drzwi do innych pokoi czy światów. Czasem czytelnik zobaczy więcej niż autor - i to też jest fascynujące, szczególnie w poezji.
    • Skoro tak twierdzisz...  Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...