Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

mam dla ciebie uśmiech we wszystkich
barwach dopełniających
możesz wybierać mieszać odkrywać
płótno niech wreszcie coś
znaczy

płynna sztuka performance’u
pewnie żaden rodzaj bieli
nie rozcieńczy kawy

trwa
improwizacja w czarnych rękawiczkach

krzyk zmyśla ciszę
potem uśmiech
cisza zmyśla krzyk

długo wybierałam odcień błękitu ale żaden
nie pasował do sukienki

Opublikowano

Niektórzy wiedzą, że klarowność nie zawsze jest najkorzystniejsza ;)

Tym niemniej tutaj chwila jest bardzo klarowna, jak dla mnie zawiera się od początku do końca i na poprzek w całym wierszu. Jest 'płynna', 'improwizowana', dlatego rozciąga się i trwa, zamiast przeminąć, zagarnia najbliższą przeszłość i przyszłość, które są jasno określone, jest w niej wybieranie kolorów, sukienki i cisz, które mają nastąpić po nagłych i zmyślonych krzykach.

Oczywiście, że bardzo się podoba puenta, jest tak ładna, że nie trzeba się wcale wysilać.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ciekawy tekst.
Można go różnie interpretować.
Jest w nim zamaskowany pewien rodzaj napięcia, wersy:
" płynna sztuka performance’u" i "improwizacja w czarnych rękawiczkach" wiele mówią o wzajemnych relacjach w związku a niedopasowanie w puencie można odczytać przenośnie.

Bardzo mi się podoba.

Pozdrawiam nocnie

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Leszczym refren chyba najlepszy z tych dotychczasowych 
    • Czy będziesz jeszcze kiedyś wspominać o naszej wspólnej zabawie w podchody — które odnajdzie większą odwagę, które podejdzie do drugiej osoby?   Tak bardzo grzeczni, tak bardzo młodzi, tak nieśmiali, jak słońce za chmurką, z nadzieją ciągłą, że wyjdzie ponownie, i znowu oślepi, i znów oczy mrugną.   Czasami niebo chmurzyło się wieczność, a gwiazda, co świecić mi miała za oknem, zamiast znów wyjrzeć, zmierzała w ciemność, oślepiać innych swym blaskiem przelotnym.   Lecz jak daleko by nie uciekła, dnia kolejnego znów mnie witała, a będąc w jej blasku, czułem z nią jedność — była czymś więcej niż wodór i skała.
    • Wszystko jebło. Nie runęło – roztrzaskało się na milion kawałków, a ja zostałam w epicentrum chaosu, zalana ogniem własnej pustki, lodem, który wbija się w kości.   Cisza krzyczy. Każdy oddech wbija się w płuca jak tysiące ostrzy. Każda myśl, każde wspomnienie, każdy cień – rozrywa serce na kawałki, które nie chcą się już złożyć.   To była miłość. Cała, prawdziwa, dzika i pełna nadziei. Oddałam wszystko, co miałam, serce, które biło dla Ciebie, każdą cząstkę siebie, każdy uśmiech, każdą noc, każdy dzień.   A Ty odszedłeś. Nie było ostrzeżenia, nie było słowa. Tylko pustka, która zalała wszystko, co kiedyś miało sens. Świat stracił kolory, dotyk, smak – została tylko dziura, w której kiedyś mieszkała miłość.   Moje oczy patrzą w nicość, szukają ciebie w odbiciach, w cieniu, w każdej drobnej rzeczy. Dusza pali się od środka, rozrywa mnie chaos uczuć, które nie mają gdzie uciec.   Każdy ruch, każdy oddech, każdy dźwięk jest ciężarem, który miażdży ciało i serce. Wszystko, co kochałam, co dawało poczucie bezpieczeństwa, rozprysło się nagle, zostawiając tylko ból i tęsknotę.   Próbuję oddychać, próbuję iść dalej, ale pustka jest oceanem, który wlewa się do płuc, zalewa serce, kruszy każdy krok, ciągle przypomina, że to, co kochałam całym sercem, już nie wróci.   Wspomnienia wracają i szarpią mnie wciąż. Nie mogę ich odrzucić, nie mogę ich wymazać. Każdy uśmiech, każdy dotyk, każdy wspólny moment – wszystko wbija się we mnie i pali od środka.   Już wiem, że nic nie będzie takie samo. Nic nie wypełni pustki, która została po miłości, która była całym moim światem, która dawała sens i nadzieję, a teraz pozostaje tylko echo w sercu.   Ból we mnie nie jest cichy. Nie jest mały. Jest jak tsunami ognia i lodu, zalewające wszystko, co kochałam, co dawało choć cień poczucia bezpieczeństwa.   To nie mija. Jest we mnie w każdej komórce, w każdym oddechu, ciągle szarpie, pali, wypełnia chaos, ciągle przypomina, że wszystko, co kochałam całym sercem, roztrzaskało się w proch i pył.   I mimo że nic nie mogę zmienić, ciągle próbuję istnieć wśród ruin, ciągle próbuję znaleźć choćby ścieżkę, która pozwoli przetrwać kolejny oddech, bo nawet w tej pustce, ta miłość, choć utracona, wciąż mnie definiuje, wciąż mnie kształtuje, wciąż mnie boli.
    • tylko walizka terkocze mi znajomo w tym obcym mieście szczerbatymi frontami kpią nawet kamienice
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...