Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Chamstwo na portalu


Bea.2u

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 204
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie


Pędzący tłum mija Cię, powietrzem jakbyś był.
Na ulicy setki aut i krzyk.
Siedzisz sam na ławce tej, poezji czytasz tom,
Nie spiesz się w ten słoneczny dzień, Ty wiesz:

Albo być, albo mieć
Albo być, albo mieć

Jakiś grosz przydałby się, przyjaciół zabrać gdzieś
Małe święto i mały bal - za grosz.
A ludzie pędzą jakby świat za chwilę zniknąć miał.
Dalej sam na ławce tej - Ty wiesz:

Albo być, albo mieć
Albo być, albo mieć
Albo być, albo mieć
Albo być, albo mieć...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pani Bea, aby przeczytać konstruktywną krytykę, trzeba coś najpierw napisać. Pani prowokuje, nie pisze. Po to Pani stworzyła ten „twór”i po to założyła Pani ten wątek.
Jeżeli „ban” do czegoś tutaj służy, to powinien właśnie eliminować takie zachowania.
Polepszyłaby się atmosfera i poziom wypowiedzi.

Bije Pani pianę, Droga Bea – na dodatek na żenująco niskim poziomie i nic Panią nie tłumaczy. Gdyby Pani wykazywała wysoki poziom swoich wierszy, można by rozpatrywać, czy zestroić się emocjonalnie z autorem, bo poczuł się poszkodowany, ale tutaj nie ma czego szukać. Szkoda czasu i energii.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W głównym wątku mówię o tym, że wiersze zostały zdjęte i zmienione dokumentnie.
rozumiem, że pamięta je Pani z dni poprzednich...
z resztą to bez znaczenia. nie biję piany, wręcz przeciwnie, chcę ukrócić złe zwyczaje na portalu.

Czy na prawdę te wszystkie obelgi Pani nie mierżą??

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po prostu rozluźnij się, tu chodzi o wiersze, nie o komentarze, nie walcz z wiatrakami, bo chamstwa nie wytępisz, szkoda Twojego zdrowia.
Wyluzuj. Rozwiąż krawat, wyciągnij nogi, napij się ciepłego cappuccino i wyśmiej nas w naszej głupocie i naiwności (bez sarkazmu, serio mówię)

Chrupiące pozdrowienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Leję ze śmiechu :)
sPokój z tobą.

Już wiem, jak się rozmawia kulturalnie z takimi "damami" :))
Szybko się uczę i dlatego jestem dobrym poetą i nie potrzeba
mi jakiegoś konkretnego miejsca, żeby to udowadniać.


może wyrwałem z kontekstu. ale nie mniema się - jestem dobrym poetą, no chyba że narcyzm albo jakieś inne dolegliwości ...

że co Szymborska też jest na tym portalu - no nie sądzę

poziom dyskusji i formy wypowiedzi prezentowane przez niektóre osoby czy to o autorów czy o krytykantów chodzi skłania mnie do refleksji. zauważam co następuje : komentarze - ( te wulgarne - wyjaśnienie dla Hani. K ) są dla niektórych pewnego rodzaju protezą współuczestniczenia ze sztuką , z tym że im dłużej się takiej protezy używa tym bardziej ciągnie ona nas na dno. ot co.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzie wuszko,

Bea.2u to oczywiście nie jest moje imię i nazwisko ale nie wywnetrzam sie nad nikim.
Proszę przejrzeć moje komentarze wobec różnych autorów. Nawet "oprawcom" przyznałam rację, jak zasłużyli.

nie bardzo rozumiem jaki sens miał ten komentarz, czyżby nie zrozumiała Pani tematu?
a może lubi Pani sluchać o gównach, dupach i obolach wkładanych w otwory??
bo ja nie. i temu właśnie się sprzeciwiam.

ale każdy widać lubi coś innego.

pozdrawiam
/bea

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Leję ze śmiechu :)
sPokój z tobą.

Już wiem, jak się rozmawia kulturalnie z takimi "damami" :))
Szybko się uczę i dlatego jestem dobrym poetą i nie potrzeba
mi jakiegoś konkretnego miejsca, żeby to udowadniać.


może wyrwałem z kontekstu. ale nie mniema się - jestem dobrym poetą, no chyba że narcyzm albo jakieś inne dolegliwości ...

że co Szymborska też jest na tym portalu - no nie sądzę

poziom dyskusji i formy wypowiedzi prezentowane przez niektóre osoby czy to o autorów czy o krytykantów chodzi skłania mnie do refleksji. zauważam co następuje : komentarze - ( te wulgarne - wyjaśnienie dla Hani. K ) są dla niektórych pewnego rodzaju protezą współuczestniczenia ze sztuką , z tym że im dłużej się takiej protezy używa tym bardziej ciągnie ona nas na dno. ot co.

protezą współuczestnicznia ze sztuką...
brak mi słów.
ale może mający się za "Boskiego" w końcu coś zrozumie.

dzięki :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tak. Że można kogoś nawzwać świnią co jest niewspółmierne do gnita w stosunku do wiersza. Może to jakiś Nowszy Dwór Mazowiecki, ale od kobiet wymaga się trochę kultury,
skoro o pisaniu nie ma pojęcia. I proszę jeszcze raqz zejsć z mojego tematu: NIE ŻYCZĘ SOBIE! Po raz kolejny apelujędo Admina: dlaczego pozawla się na tego rodzaju chamskie zaczepki i insynuajce które wydaja się nie mieć końca?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Panie i Panowie. Przed Państwem –- Ciscollo! Powitajmy go gorącymi brawami! Jedyny i niepowtarzalny…   A więc w pustej sali…   (Zaraz, zaraz. Jakaż to pusta sala? Wróć. Jeszcze raz. Od początku. A gdzie, Ciscollo?)   A więc w pustej sali. W pustym teatrum. Puste siedzenia rażą po oczach czerwonym obiciem, jak wtedy, kiedy jechałem donikąd w pustym przedziale pociągu… Walają mi się pod nogami jakieś zużyte sprzęty. Jakieś truchła rozsypujące się w proch. Bielejące… Albo raczej żółknące w świetle wiszącej lampy mojego pokoju. Rozsuwam na bok krzesła. Pufy. Taborety…   (A co z teatrem, w którym jedynie cisza i szum płynącej w moich uszach krwi?)   Jakie to ma znaczenie. Pustka tu. Pustka tam…   A więc, pomiędzy krzesłami… Przedzieram się jak przez gęste chaszcze amazońskiej dżungli…   (strasznie dużo tu tych krzeseł)   A więc, pomiędzy pufami…   (tych też jest wiele)   Pomiędzy pustymi fotelami…   (Aa. Tych jeszcze nie było)   Więc, pomiędzy fotelami z poprzecieranym obiciem, pomiędzy tymi czworonogami przestępującymi niecierpliwie ze stukotem jadącego pociągu. Nie. Pomiędzy pustymi, stojącymi spokojnie fotelami, na których zasiadali moi rodzicie za życia. Ojciec wypalił nawet na oparciu dziurę od niedopałka papierosa, kiedy zasnął pijany po seansie spirytystycznym podczas przyjęcia z okazji którychś tam swoich urodzin czy imienin. Nie pamiętam.   W każdym bądź razie zasnął z tlącym się petem, który wypalił właśnie tę dziurę w oparciu. Za oknami pachniały jaśminy. Pachniało czerwcem i ptaki śpiewały tak tkliwie. Słowiki…   Ojciec mówił coś przez sen. W tej to żywiołowej gmatwaninie fazy REM, nadającej pozorów jawy. Poruszał szybko ocznymi gałkami. Pod zaciśniętymi powiekami albo i bez powiek. Jakoś tak przerażająco otwarcie. Mówił z przekąsem i z całą swoją surowością człowieka z zasadami. Wygłaszał coś oskarżycielskim tonem i wygrażał palcem.. Do kogoś. Do czegoś. Do nie wiadomo czego. Jak to bywa we śnie. Mówił potem o przestrzeni, która jest wg niego zakrzywiona. Jak tęcza… O wyimaginowanym napisie na froncie pianina (którego już dawno nie ma, albowiem został sprzedany przez matkę z grosze do jakiegoś muzycznego ogniska)  A więc dopatrzył się go między wyrzeźbionymi na nim liśćmi jakiegoś egzotycznego krzewu. Ciscollo! (cokolwiek to znaczy, mimo że brzmi jakoś tak z włoska) Powiedział to wyraźnie, wykrzyczał wyskoczywszy z fotela jak oparzony. Nie. Nie obudził się, tylko jako ktoś, kto śni na jawie albo w gorączce.. Potem powtórzył to słowo wiele razy, cały czas śniąc i przestępując z nogi na nogę. Wyglądał jak wypchana kukła albo manekin w kolorze wosku. Wreszcie opadł z sił, popadając w apatię i przygnębienie. I zanurzył się w bezkres szumiącego oceanu. Jego tors opadał. Wznosił się. Opadał… Niczym przypływy i odpływy dostojnego oceanu…   Teraz jest to pusty, wygnieciony przez niego fotel i z wypaloną przez tlący się niegdyś niedopałek dziurą na oparciu.   Pusty fotel po mojej matce…   Cóż…   Pusty po mojej matce fotel z odpadającą drewnianą listewką między drewnianymi nóżkami, którą muszę chyba przykleić. Odpada i już. Widać, tak ma, że musi odpadać. Podłogowa klepka jest przed nim wytarta od ciągłego szurania przez nią kapciami z twardymi podeszwami. Jest wytarta, bo szurała stopami podczas oglądania filmów nocnego kina. Albo i nie szurała. I miała je spokojnie ułożone. Bez najmniejszego drgnięcia. Tak jak miała je spokojnie ułożone w otwartej jeszcze sosnowej trumnie. Widziałem… Była już sina na twarzy, kiedy leżała ze złączonymi dłońmi oplecionymi różańcem. Ojciec też był siny podczas trumiennego spoczynku w przykościelnej kaplicy dwadzieścia kilka lat wcześniej. Chciał coś jeszcze chyba powiedzieć, bo miał otwarte usta. Wokół nich był siny. W głębi czarny od toczących go gnilnych procesów. Oboje już dawno zsinieli, rozsypali się w rozwiany wiatrem pył. W atomy. Neutrony. Kwarki… Całą tę subatomową menażerię wkuwającego gówna. Bo nie zbadanego do końca. I wymykającego się wszelkim prawidłom naukowego postrzegania.   A więc puste po nich fotele. I pusta kanapa. Na której często kładła się moja matka, wracając późnymi popołudniami z pracy. Miesiąc przed śmiercią już się nie kładła, bo nie mogła leżeć i spać z powodu niewydolnego serca. Ale ostatecznie poszła spać. Już tak na amen. Pewnego marcowego przedpołudnia po kolejnej nieprzespanej nocy. Pamiętam, że rano świeciło słońce, mimo że takie lekko przymglone. Za to pod wieczór rozszalała się śnieżna burza. Zabrała ją. Tak po prostu zabrała ją wtedy śmierć. Tak bezceremonialnie. Z okrutnym rechotem absolutnej potęgi wszechwładzy. Runęły wówczas wszystkie gmachy. A każdy z nich miał w sobie mniej lub bardziej wierną, rozpadającą się twarz mojej matki. No cóż, zagrała kostucha na skrzypcach. Fałszywie…   Rozglądam się. Na ścianach wiszą jakieś zdjęcia. Krajobrazy namalowane przez nieznanych mistrzów. I stary wiszący zegar. Nie bijący już od dawna. Martwy, zeskorupiały trup. Nasłuchuję… Poprzez szumiący w uszach pisk przychodzą do mnie przez ściany dźwięki z dawnych kreacji przeszłego czasu. Takie pomieszane i jakoś tak nie po kolei. I pomiędzy wychylanymi do dna haustami alkoholu. Która to butelka? Nie wiem. Nie pamiętam. A zresztą nie ma to już znaczenia. Wznosząc kolejny toast do widma w stojącym tremie, zapominam nagle, co miałem zrobić dalej. Opadam na fotel. Bezsilny. Nie pamiętam, co zaplanowałem. Nie wiem. Nic nie wiem. Ale wiem, że płoną gwiazdy albo świece poustawiane w zakamarkach pokoju. Poustawiane nie wiadomo przez kogo. Przeze mnie? Ja to zrobiłem? Albo może ja, jako nie ja? Przez takie coś nie będące mną? Nie ważne. Płoną, to płoną. Niech ściekają stearyną czy woskiem. Na ścianach drgający zarys twarzy, skrzydeł. I czegoś tam jeszcze… A więc ktoś tu jeszcze jest. Kto? Nie odpowiada nikt. Zatem to muszę być ja, tylko podczas przepoczwarzania się w kolejnego ekscentrycznego robaka.   To, co przed chwilą było jeszcze kształtem, teraz nie ma już żadnego kształtu. Jakby jakiś negatyw nie-ludzkiej twarzy czy czegoś na jej podobieństwo. W każdym bądź razie to rozmija się ze mną. Zbliża. Oddala. To znowu przesuwa się coraz bardziej. Odchyla, odchyla…  Wygina się w pałąk jak podczas próby wniebowstąpienia… W ekstazie. W skowycie. W spazmie agonii…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-03)    
    • I. Starzy mężczyźni Inspiracja oraz Motto: Rafał Adaszewski z cyklu "Trzy wiersze o kobietach i mężczyznach" "Starzy mężczyźni wyglądają dobrze. Noszą niewielkie zakupy, nie wiercą się na ławkach w parkach gdy z kimś rozmawiają, to odsuną się te pół metra od rozmówcy. Nie mówię zaraz, że są cichymi mędrcami o przenikliwym, łagodnym spojrzeniu. Raczej nie, ale wyglądają dobrze na żywych." Starzy mężczyźni z tonsurą łysiny lub glacą popstrzoną jak indycze jaje nie klną za to ryczą lub skrzypią omotani głuchotą - Starzy mężczyźni choć nie klną ale się śmieją szczęką stukającą na odległość chuchając placebo czosnkowym czasem z laseczką i jeszcze panie po rękach całują - Mówi się że lepszych od nich kładą do trumny II. Odchodzę lub Laurka Na dzień urodzin mojej Pani Lilki z Kossaków Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej :) Jesień z późnych ta najpóźniejsza Sianem lawenda przesuszona i jak krupy rozsypany wrzos - - - - - - - - - - - - - - - Odbicie nie okłamie - ze starej urody rozbieram się do naga 24 - 25.11.2015  
    • „ żywej miłości. I to właśnie jej chcę się wciąż uczyć, mając tę świadomość, że samo uczenie jest jedną z najtrudniejszych sztuk, które w dodatku wymaga nieprzebranych pokładów czasu i kilku innych jeszcze spraw i rzeczy...” skomplikowane stwierdzenie i fajna muzyczka:)) Pozdrawiam.
    • @andreas Może Jemu, ciągle zbywa I to amen, zachłannością nazywa   Fajnie napisane Z głową   Pozdrawiam miło, M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...