Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

To nie jest tak że wszystko jest beznadziejne
ostatecznie sensem bezsensu jest jego bezsens
i nie można przecież powiedzieć że nie ma celu
skoro każdy krok jest granicą do przekroczenia
gotową od zarania i czekającą właśnie na ciebie
są wreszcie urozmaicenia: depresja miłość rozdwojenie jaźni,
oczy skulone do patrzenia w chodnik przez pryzmat
gówna mylą tylko widok zza krat okna i przez szkło telewizora
nie istnieją tak jak nie istnieje dziura w moście, dzisiaj wszystko się wypróżnia
z próżni i wypełnia wreszcie uśmiechem

Opublikowano

Co to jest? Ale dżezzz!
No, nie do zaakceptowania.
W/g utworu życie jest bez sensu, ten utwór też jest bez sensu (!) a życie samo w sobie jest do d..y(?)

Pomimo bijącej skrajnej dekadencji pozostanę niepoprawną idealistką - Powodzonka ;)
kasia.

Opublikowano

Nie lubicie pesymizmu? Ja też nie, na co dzień nie rysuje się wszystko w czarnych barwach i dlatego na końcu pojawia się uśmiech. Ale dziękuję za komentarz do mojej pierwszej publikacji :)

Opublikowano

wracam, żeby przyjrzeć się dokładniej. cytat wyłuszczony przez Latawca jest rzeczywiście całkiem niezły.

dochodzę do wniosku, że temu wierszołowi (podejrzewam, że innym w wykonaniu autora też - przepraszam, jeśli się mylę) brakuje klarowności. jest myśl przewodnia, ale upchane dookoła słowa przesłaniają ją i ciężko odczytać sens. inna sprawa, że niektóre z tych słów mogą być przydatne ;))

To nie jest tak że wszystko jest beznadziejne
ostatecznie sensem bezsensu jest jego bezsens
---> to zdanie brzmi jak zasłyszane pod blokiem z okazji rozmowy dwóch pijaków, którzy skończyli tylko podstawówkę. pesymizm można oddać w inny sposób niż przy pomocy niejasnej składni i zaimków typu 'to'.
i nie można przecież powiedzieć że nie ma celu
skoro każdy krok jest granicą do przekroczenia
gotową od zarania i czekającą właśnie na ciebie
-------> wą, cą, chodzi o granicę? wyszło niejasno.
są wreszcie urozmaicenia: depresja miłość rozdwojenie jaźni,
oczy skulone do patrzenia w chodnik przez pryzmat
gówna mylą tylko widok zza krat okna i przez szkło telewizora
-----> a, fe, ta przerzutnia niby. nie podoba mi się.
nie istnieją tak jak nie istnieje dziura w moście, dzisiaj wszystko się wypróżnia
z próżni i wypełnia wreszcie uśmiechem
----> to jest natomiast niezłe.

tyle ode mnie, jak na razie.

pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        ...ogólnie z humorem opisana scena, a David budzi sympatię.:)
    • Wiersz sam sobie przeczy, bo niby niema rymu, a tu nagle łup! Jest! Z Bogiem pewnie tak samo... nic to, że w galerii.  Pozdrawiam. :)
    • Bardzo ładny teks, a te wszystkie nawiązanie dodają mu tylko smaku. Pozdrawiam. 
    • @Dekaos Dondi Natura potrafi się sama obronić. Soplowy sztylet jak niespodziewany cios i to taki na amen.  Mrocznie i zimnawo. Pozdrawiam !
    • Tekst powtórkowy?     Zaczął padać śnieg. Niebanalnie przymroziło tej zimy. Pierwszy płatek spadł mu na rękę. Pomyślał sobie: wszystko jest kwestią stanu. Tak naprawdę, to zmrożona woda. Jest nieszkodliwa. No chyba, że jest jej za dużo. Na przykład na dachu. Albo na powierzchni Ziemi. Tak luzem. Tam, gdzie jej nie powinno być. Może potopić to czy tamto. Jest jeszcze para woda. Cholernie może poparzyć.    Padało i padało.    Wybrał się do lasu. Podziwiać oszronione drzewa. Uwielbiał takie widoki. Wprost szalał za nimi. I jeszcze coś lubił.     Stał pod rozłożystym świerkiem. Otaczały go też inne, bardziej potężne drzewa. Gałęzie uginały się pod białym ciężarem. Nic dziwnego. Tu jeszcze trzymał większy mróz. Promieni Słońca dochodziło niewiele. Co jakiś czas słyszał odgłosy, osuwającego się śniegu. Lubił drażnić drzewa. Nie dawać im spokoju. Szarpać malutkie zlodowaciałe gałązki. Uważał, że to nic złego. Zwykła zabawa.     Złamał nieco grubszy konar. Miał z tym trudności. Był twardy jak kamień. Ale w końcu mu się udało. To tylko zwykła, nic nie czująca, cząstka lasu. Nie musiał się przejmować. Zabawa trwała nadal.       Właśnie schylił się po odłamaną gałązkę, by ją połamać bardziej, gdy usłyszał szelest. Nie zdążył uświadomić sobie, skąd dochodził. Z góry czy z tyłu. Poczuł niesamowity ból. Coś twardego i ostrego, utknęło w jego szyi. Głęboko i dokładnie. Ogarnęła go mroźna, wilgotna ciemność.     Po chwili, był zimnym trupem, leżącym na zimnej ziemi. Jasna twarz, widniała na biało – czerwonym tle. Zawsze czuł się patriotą.     *     Śnieg stopniał zupełnie. Tak jak ostatnie sople lodu. Nie pozostał najmniejszy ślad. Zgłoszono zaginięcie. Odnaleziono go po jakimś czasie. Miał dziurę w szyi. Śledztwo nic nie wykazało. Przede wszystkim, nigdy nie odnaleziono narzędzia zbrodni.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...