Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

. Właściwie, to Dominik wolałby nigdy nie dowiadywać się co jest na tym chipie. Miał przeczucia. Złe przeczucia. Ale już za późno.

Biblioteka publiczna mieściła się w monumentalnym klasycystycznym gmachu. Od białych marmurowych kolumn odbijało się słońce, wciąż będące nisko nad horyzontem.
Świt i poranek były chłodne, lekko różowe. Mgły podnosiły się zwolna przemierzając ulice, wspinając się po drapaczach chmur.

W bibliotece było pusto i cicho. Całkowicie cicho. Rzędy półek zapełnione tomami wydawały się nie kończyć, jakby ciągnęły się po wieczność. Dominik poczuł jakby w bibliotece czas i przestrzeń stanowiły jedno i nie było różnicy, wzdłuż którego wymiaru się porusza – L-przestrzeń. Tak, ale L, z pewnością, dąży do nieskończoności.

Dominik rozejrzał się między regałami. Szukał nieodwiedzanego, oddalonego od głównej alejki miejsca, gdzie mógłby spokojnie przejrzeć chip.
Dotarł do nieco schowanego zakątka między półkami książek o zielarstwie, botanice i fizyce z drugiej strony. Był tu mały stolik i krzesło. Niewygodne. Oczywiście.
Rozłożył komputer. Podłączył chip do urządzenia czytającego. Na ekranie pokazała się zawartość pamięci. Dwa spakowane pliki. Dominik zaczął po kolei je przeglądać.
Bardzo szybko zdał sobie sprawę jak bardzo niebezpieczne dane zawierały. Ich użycie… Mogłoby zmienić świat, ulepszyć go, to prawda, ale gdyby chip znalazł się w nieodpowiednich rękach. O tym Dominik nie chciał nawet myśleć.

Może jednak powinien oddać chip właścicielce? Albo… jest jeszcze jedno wyjście, choć nie on powinien o tym decydować.

* * *

- Pani Profesor, czy mogłaby Pani…
- Nie teraz Thomson, nie mam czasu. Przyjdź po wykładzie. Może znajdę chwilę. – Alicja obładowana papierami i z kawą w ręku przemknęła przez hol główny zostawiając oszołomioną studentkę w tyle. Za pięć minut miała rozpocząć wykład, a krótka wzmianka w porannej gazecie zapowiadała się interesująco. Może w końcu coś co doprowadzi ją na ślad tego… nie była nawet w stanie pomyśleć jego imienia. W każdym razie w tej chwili musi się zając wykładem: Interpretacja Kopenhaska – tak, to będzie całkiem przyjemne półtorej godziny.

* * *

Natalia Thomson znów miała pecha. Cóż – takie życie studenta.

Alicja zaraz po wykładzie zamknęła się w swoim gabinecie. W samochodzie zdążyła tylko zerknąć na gazetę, ale ten akapit rzucił jej się w oczy.

Niestety – jej nadzieje znów okazały się płonne – a może to i dobrze… Tak czy inaczej miała dość tego oczekiwania na najgorsze. Może jednak ten łajdak nie sprzedał jeszcze chipu. Może w ogóle nie zamierza go sprzedać… Ale przecież nie mógł działać sam – z pewnością dla kogoś pracował, tylko dla kogo? Nie potrafiła tego ustalić. Trzeba przyznać facet musiał być fachowcem. Najlepszym w swojej klasie. Co nie znaczy, że uda mu się jej umknąć. Zapłaci za to co jej zrobił. Zresztą to nie tylko sprawa jej dumy i życia.

Póki co gorączkowo przeglądała gazety, ale nie było nic – żadnego dziwnego morderstwa, kradzieży, włamania czy choćby grubej ryby przylatującej na wyspy. Żadnego zamachu, wybuchu wojny, skandalu politycznego. Nie działo się nic. Zupełnie nic. Nawet nekrologów było zaskakująco mało. Jedyne pocieszenie – jak ktoś już kiedyś powiedział – „No news is good news”.
Jednak coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę to wszystko nie ma sensu – pewne organizacje z pewnością wiedzą jak tuszować swoje sprawy. Zresztą jej zwierzchnicy też robili to doskonale.

Telefon przerwał monotonię jej rozmyślań. Ostry wręcz elektroniczny głos w słuchawce wyrwał ja szybko z odrętwienia. „Tak, na pewno wszystko załatwię. Nie ma się czym martwić. Odzyskam chip.” Odłożyła słuchawkę. Jakby nie wiedziała czym grozi ta kradzież, co jest na chipie. Przecież sama napisała te pliki, do cholery!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka Bo ludzie mówią za dużo. Nie wiem, jak było dawniej, np. w XIX wieku, ale mam wrażanie, że żyjemy w czasach wszędobylskich small-talków. Nawet w pracy u siebie, kiedy kupię sobie obiad i wejdę do windy, słyszę np.: "o, pierożki", zamiast po prostu: "dzień dobry" i koniec. No tak, pierożki i co to w ogóle ma do rzeczy, że powiedziałeś/powiedziałaś "pierożki"? Czy ludziom robi się wtedy lepiej? Nie rozumiem tego w ogóle.   Poza tym, za fasadą dobrych słów, siedzi wielokroć hipokryzja i to taka właśnie przez te słowa domyślnie wdrukowana, ponieważ ludzie wiedzą, do czego używa się takich a takich fraz (literalnie pozytywnych), a mimo wszystko wciąż ich używają. Nielogiczne.
    • aż gęsto od tej całej telepatii. istny pumptrack między nami, pofałdowana przestrzeń, po której skaczą świetlistsi endurnie. co i rusz łamią się zdania, rączki, urywają myśli-linki. dlatego chcę ci opowiedzieć bajkę o zamkniętej na świat, niczym Korea Północna, wsi. o spłachetku ziemi otoczonym strzeżonym betonem, chatach przystrojonych kolczastymi druciskami. kiszono się tam we własnym sosie. i grało, tańczyło w każdym dziwaczne uczucie przynależności. i zjawił się on. miał miejsce błąd dozoru, przez źle pilnowany mur przeniknął albo został wrzucony górą, Węgier. czy też Czech, mniejsza o to. stary ochlaptus z alkoholową demencją, mózgiem rozmiękczonym latami denaturatowania, do tego – w łachmanach. lecz był sensacją, istnym prezydentem, aniołem, Michaelem Jacksonem w marynarce-liberii z epoletami. obcym, a więc lepszym. zrazu zobaczono w nim posłańca. skąd? z samych Niebios? może. lub z Kalkuty, Wadowic, Indiany. i odkrawano od niego uświęcone części, darto znoszone ubranie na kawałeczki-relikwie. widziano w nim wielką metaforę, bo był spoza smolnej i dusznej wsi. każdy centymetr jego postrzępionej kurtki, przesikanych spodni, zaczął kosztować majątek. przybysz bełkotał w sobie tylko znanym języku, czasem igła w jego głowie natrafiła na właściwą ścieżkę i rzucił coś o krajach, gdzie pospolite niegdyś skody favorit są osobliwością i rarytasem. czuł się taką skodovką. zjedzono go szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. delektowali się, wieśniacy, tym, co uznali za komunikant. przełykali z namaszczeniem. ...teraz przydałby się jakiś morał, co nie? jeszcze lęgnie mi się w zwojach, jeszcze tworzy przyszła treść. taka urocza, choć do wykrzyczenia. wmyślę ją w ciebie, jak będzie gotowa.  
    • I tak też można...   Łukasz Jasiński 
    • Dwie strony powoju   Patrzę głębiej Ci w oczy, widząc w nich prawdy kamuflaż, kiedy bardziej i bardziej ślepca – mnie – kłamstwem poruszasz.   Śpiewał psalmy tramwajów na czas i niewczas przybyłych. Drżąc na każde z zawołań rdzawo czerwonych torowisk, był nieważnym kompletnie wśród cielsk grubiańsko olbrzymich.   Jego biały kieliszek z mocą tysiąca królowych, kropli nie uroniwszy, przez stal i rdzawe obrzyny przeszedł, krzycząc w nieboskłon – mogę to zrobić od nowa!      
    • @andreasTo może zbyt małej wiary jesteś :) lub znasz życie :)) Pozdrawiam:) @Jacek_SuchowiczNa kacu jest wszystko możliwe :) Dziękuję i pozdrawiam:) @LeszczymJuż się pogubiłem:)) Dziękuję i pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...