Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

haiku


Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 55
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jednak najpierw powinno brać się pod uwagę odczyt rzeczywisty.
To znaczy, że mam odtąd widząc np. taki obrazek:


za szybą
huk pękającej butelki -
skurczone z zimna dziecko


myśleć sobie:
Oho, mróz rozsadził butelkę z wodą, ale dzieciaka to zamienił w kurę!
Cip cip cip... maleńki.

Pozdrawiam ;)



kurczyć się
1. «zmniejszać swoją objętość, swoje rozmiary»
2. «zmniejszać się pod względem liczebności, znaczenia itp.»

h ttp://sjp.pwn.pl/lista.php?co=kurczy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jednak najpierw powinno brać się pod uwagę odczyt rzeczywisty.
To znaczy, że mam odtąd widząc np. taki obrazek:


za szybą
huk pękającej butelki -
skurczone z zimna dziecko


myśleć sobie:
Oho, mróz rozsadził butelkę z wodą, ale dzieciaka to zamienił w kurę!
Cip cip cip... maleńki.

Pozdrawiam ;)



kurczyć się
1. «zmniejszać swoją objętość, swoje rozmiary»
2. «zmniejszać się pod względem liczebności, znaczenia itp.»

h ttp://sjp.pwn.pl/lista.php?co=kurczy
BK...przeczytaj co napisał Orston, a zrozumiesz:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A Ty, to co ja :) Przyklejona to przede wszystkim wysmarowana klejem, a jeśli
potocznie to na przykład przymarznięta, zastygnięta jak mucha w bursztynie
- utkwiona na zawsze. Może głodny dzieciak umarł patrząc na chleb?
"Cóż za widok!" - krzyczy się w takich wypadkach... trwożliwie.

Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A Ty, to co ja :) Przyklejona to przede wszystkim wysmarowana klejem, a jeśli
potocznie to na przykład przymarznięta, zastygnięta jak mucha w bursztynie
- utkwiona na zawsze. Może głodny dzieciak umarł patrząc na chleb?
"Cóż za widok!" - krzyczy się w takich wypadkach... trwożliwie.

Pozdrawiam.
To Twoje zdanie:) Ty zawsze musisz drążyć i doszukiwać się nie wiadomo czego:) Na dodatek robisz z wesołego hai horror:) Ja nie lubię horrorów! Ps. Przeczytaj raz jeszcze post Orstona!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Z wesołego - Twoim zdaniem! Proszę bardzo, wesołe rzekomo haiku mogłoby posłużyć
jako motto np. tego wiersza:

"cóż za widok!
przyklejona do szyby
twarz dziecka"


Zabłąkani

Na mroźnym śniegu w mgle skuleni,
U okna, co się blaskiem mieni,
Jak złoty ślep -
Pięcioro biedot - mali, czarni,
Patrzą, jak piecze się w piekarni
Pszeniczny chleb.

Patrzą, jak mocne białe ramię
Układa bochen w pieca ramie,
W ognistą cieśń,
jako się dobry chleb nagrzewa,
A uśmiechnięty piekarz śpiewa
Swą starą pieśń.

Poprzykucali w krąg bez ruchu
Pod ciepłem, którem tchnie w podmuchu
Piekarny sklep -
A gdy zładzony na wieczerzę
W zarumienione bochny świeże -
Wyjmują chleb,

Kiedy skroś czerni dymnej blachy
Śpiewają grzanki i zapachy,
I blask, i gwar -
Gdy z cieplej szyby bucha życie,
Duszę ogarnia im w zachwycie
Tak wielki czar!

I tyle szczęścia czują w łonie
Maleństwa zmarzłe w mgle i szronie
Spod nędznych szmat -
Że oto wszystkie wraz koleją
Kląkłszy, czerwone noski kleją
Do zimnych krat.

I cicho, niby szept pacierzy,
W ten raj otwarty szept ich bieży,
Gdy tak się gną
Mocno, aż im się drą spodenki
I szmaty białej koszulenki
Na wietrze drżą.

Arthur Rimbaud
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Z wesołego - Twoim zdaniem! Proszę bardzo, wesołe rzekomo haiku mogłoby posłużyć
jako motto np. tego wiersza:

"cóż za widok!
przyklejona do szyby
twarz dziecka"


Zabłąkani

Na mroźnym śniegu w mgle skuleni,
U okna, co się blaskiem mieni,
Jak złoty ślep -
Pięcioro biedot - mali, czarni,
Patrzą, jak piecze się w piekarni
Pszeniczny chleb.

Patrzą, jak mocne białe ramię
Układa bochen w pieca ramie,
W ognistą cieśń,
jako się dobry chleb nagrzewa,
A uśmiechnięty piekarz śpiewa
Swą starą pieśń.

Poprzykucali w krąg bez ruchu
Pod ciepłem, którem tchnie w podmuchu
Piekarny sklep -
A gdy zładzony na wieczerzę
W zarumienione bochny świeże -
Wyjmują chleb,

Kiedy skroś czerni dymnej blachy
Śpiewają grzanki i zapachy,
I blask, i gwar -
Gdy z cieplej szyby bucha życie,
Duszę ogarnia im w zachwycie
Tak wielki czar!

I tyle szczęścia czują w łonie
Maleństwa zmarzłe w mgle i szronie
Spod nędznych szmat -
Że oto wszystkie wraz koleją
Kląkłszy, czerwone noski kleją
Do zimnych krat.

I cicho, niby szept pacierzy,
W ten raj otwarty szept ich bieży,
Gdy tak się gną
Mocno, aż im się drą spodenki
I szmaty białej koszulenki
Na wietrze drżą.

Arthur Rimbaud
BK...To jest haiku, więc nikt nie szuka odpowiedników, podobieńst itp. w wierszach:) No proszę cię:)! To jest haiku!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dlatego czytam przykleojny jako nieszczęśliwy wypadek, w każdym razie
coś o pejoratywnym znaczeniu.
Przyklejony - czy naprawdę nie "słyszysz" tego słowa? Pewnie dlatego porzuciłaś poezję ;)
Przyklejony sugeruje coś trwałego, co nie pozwala oderwać się, albo trzeba do tego użyć siły.
Może chciałaś napisać o twarzy dziecka: przywarła do szyby, rozpłaszczona, coś w tym rodzaju.
Przyklejona sugeruje niestety, że trwale, na dłużej.
Dla mnie to metafor i koniec, kropka:


świtanie -
złodziejowi
kleją się oczy


Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dlatego czytam przykleojny jako nieszczęśliwy wypadek, w każdym razie
coś o pejoratywnym znaczeniu.
Przyklejony - czy naprawdę nie "słyszysz" tego słowa? Pewnie dlatego porzuciłaś poezję ;)
Przyklejony sugeruje coś trwałego, co nie pozwala oderwać się, albo trzeba do tego użyć siły.
Może chciałaś napisać o twarzy dziecka: przywarła do szyby, rozpłaszczona, coś w tym rodzaju.
Przyklejona sugeruje niestety, że trwale, na dłużej.
Dla mnie to metafor i koniec, kropka:


świtanie -
złodziejowi
kleją się oczy


Pozdrawiam.
Czyli, jakbym użyła "przywarła" nie miałbyś skojarzenia z wypadkiem? Jak dla mnie skojarzenie byłoby wówczas większe:) Ps. Poezji nie porzuciłam:) Przecież piszę i czytam i kocham to robić:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To sugestia, ale przywrzeć znaczy przede wszystkim przycisnąć, więc może po prostu: przyciśnięta twarz.
Wydaje mi się, że wina leży w L1 i okrzyku, jakby coś się stało.
W każdym razie nie wpieraj, że to jest miły i sielankowy obrazek skoro aż trzeba
szukać potocznego znaczenia, żeby takim się wydał. Obcokrajowiec uczący się dopiero polskiego,
na pewno wziąłby to dosłownie: ktoś przykleił się do szyby.

Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Podoba mi się "przyciśnięta". Kto wie...może zmienię...Aczkolwiek to też może być negatywnie odbierane, np. jako agresja skierowana w stronę dziecka. Nie pomyślałeś?:)

Hm...Po pierwsze - niczego nie wpieram:) Równie dobrze mogę stwierdzić, że Ty to robisz:)
Po drugie - inteligenty odbiorca nie będzie musiał szukać potocznego znaczenia, bo w tym hai jest ono bardzo czytelne:)
Po trzecie - Hai jest napisane w języku polskim. I jeśli ktokolwiek chciałby je tłumaczyć, zrobiłby to tak, aby zachować sens i treść:) Poza tym obcokrajowcowi można w łatwy sposób wytłumaczyć o co chodzi:) Czy haiku w obcych językach są dla Ciebie zawsze takie oczywiste, czy dopiero ich tłumaczenie na język polski pozwala rozumieć treść?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ale potocznie. Trzeba zawsze liczyć się z tym, że potoczne wyrażenie będzie dowolnie czytane,
a czy o to chodzi?
Dlatego dałem przykład ze złodziejem, tam nawet metafora nawiązuje do poprzedniej:
złodziejowi kleiły się ręce, a teraz kleją mu się powieki.
[quote]
I jeśli ktokolwiek chciałby je tłumaczyć, zrobiłby to tak, aby zachować sens i treść:) Poza tym obcokrajowcowi można w łatwy sposób wytłumaczyć o co chodzi:) Czy haiku w obcych językach są dla Ciebie zawsze takie oczywiste, czy dopiero ich tłumaczenie na język polski pozwala rozumieć treść?

Dlatego zazwyczaj jest to już interpretacja tłumacza, często zupełnie wypaczająca zamiar Autora.
Nie istnieje przekładnia 1:1

Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ale potocznie. Trzeba zawsze liczyć się z tym, że potoczne wyrażenie będzie dowolnie czytane,
a czy o to chodzi?
Dlatego dałem przykład ze złodziejem, tam nawet metafora nawiązuje do poprzedniej:
złodziejowi kleiły się ręce, a teraz kleją mu się powieki.
[quote]
I jeśli ktokolwiek chciałby je tłumaczyć, zrobiłby to tak, aby zachować sens i treść:) Poza tym obcokrajowcowi można w łatwy sposób wytłumaczyć o co chodzi:) Czy haiku w obcych językach są dla Ciebie zawsze takie oczywiste, czy dopiero ich tłumaczenie na język polski pozwala rozumieć treść?

Dlatego zazwyczaj jest to już interpretacja tłumacza, często zupełnie wypaczająca zamiar Autora.
Nie istnieje przekładnia 1:1

Pozdrawiam.
Wiesz...Przyczepić się można zawsze:) A jeśli tłumacz wypacza treść utworu, to jest kiepskim tłumaczem i nie powinien brać sie za coś, czego robić nie potrafi:) Ps. Jeśli potoczne wyrażenie będzie różnie czytane, to dobrze...Takie powinno być haiku!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jeśli używa się metafor, zawsze odczyt będzie różny. Nie wymyśliłaś koła ;)

Pozdrawiam.
Jak to nie?;))) Wymyśliłam!;)Ps. Przecież to nie jest typowa metafora. A co z plecakiem pełnym wspomnień? Tam się nie przyczepiłeś do, jakby nie było, metafory?:))))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak kto nie? Powiedziałbym nawet, że to metafora... początkujących poetów :)
wystarczy wklepać w Google i proszę, choćby taki przykład jej użycia (czyli: oczywisty)


Pod parasolem z gwiazd
zapadła cisza nocna.
Do szyby przyklejona twarz
tej nocy nie chce spać.


www.kobieta.pl/wiersze/pokazwiersz.php?wierszid=1754816524
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak kto nie? Powiedziałbym nawet, że to metafora... początkujących poetów :)
wystarczy wklepać w Google i proszę, choćby taki przykład jej użycia (czyli: oczywisty)


Pod parasolem z gwiazd
zapadła cisza nocna.
Do szyby przyklejona twarz
tej nocy nie chce spać.


www.kobieta.pl/wiersze/pokazwiersz.php?wierszid=1754816524
Wiesz...Ja haiku piszę od (chyba) maja 2007r., więc można powiedzieć, że jestem początkująca;))))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A ja piszę wiersze od 2000 roku, więc widzę takie rzeczy :)
Tylko dlaczego masz mi to za złe?

Pozdrawiam.
To i tak słabo widzisz, jak na taki długi okres:) Może stłukły Ci się okulary w ogrodzie:)??? Ps. Ja nie mam Ci nic za złe! Naprawdę!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kasiu :-)
dla mnie to ewidentna metafora.
A dla mnie nie:) Nawet jeśli tak, to dla mnie jest to ten rodzaj metafor, tzw. dozwolonych:) Ps. Czytaj powyżej:) Pozdrawiam ciepło:)

Zazwyczaj staram się odczytywać haiku nie przeglądając komentarzy innych Czytelników i wyjaśnień Autora, które czasem spaczają mój odbiór.
Tak też było i z Twoim haiku Kasiu. Obraz nie wywołał uśmiechu u mnie.
Poza tym myślałam, że to dziecko zachwyca się widokiem za szybą, a jest odwrotnie.
Obserwator jest zachwycony przyklejoną do szyby buźką dziecka.
Poniższe wyjaśnienia nie przekonują mnie, bo przeczą temu, o czym piszesz w haiku.



Zgadzam się, że są metafory i metafory, które są przemycane w haiku.
I tak, jak wspomnienia w plecaku mogą być do przyjęcia, tak "przyklejona buzia"
no choćbym chciała, nie da rady. :-)). Taki jest po prostu mój odbiór.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Z ostatnich wieści ze wschodu: rzeczywistość  przez okulary zobaczyć nie można.    Istnieje więc  pajęczyna światów, więcej niż much, co najmniej o jeden – nadal ten jeden.   Wybuch. Odłamki.  Cisza. Rozpad kategorii – czy tu tylko o ruchu?   Piękno podobno tkwi  w czyimś oku. Ale współczucie nie musi.
    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...