Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

sytuacje
z życia wzięte
trzeba teraz oddać
wierne słowa
odtwarzają
klatka po klatce
obraz więzienia

ludzie
skrępowani głupotą
zgorszeni nieobyczajnym
nienadzwyczajnym wierszem
widocznie byli za słabi
na koniec
by nie rzec
zbyt ludzcy

tymczasem
brakuje rządów twardej ręki
złapałaby za mordy
piorunami nie już można nastraszyć nawet psa
mądre zwierze
wie, że to tylko fajerwerki

Opublikowano

wdarła się 'popularna polszczyzna' :P i zepsuła wiersz. frazeologizmy to nie jest najlepszy pomysł - 'sytuacje z życia wzięte', 'rządy twardej ręki' itp. itd. chodzi o to, że odbierają one urok całemu przekazowi wiersza, cokolwiek człowiek mógłby pomyśleć - w poezji to przeszkadza.

jest tu jakiś pomysł, rysuje się gdzieś pod spodem, ale widać go zbyt słabo pod względem warsztatowym, a zbyt mocno pod merytorycznym. to nie jest dobre połączenie.
wiersz jest jak... malina - bez bitej śmietany nie smakuje :P

'piorunami nie już można nastraszyć nawet psa' - to dobre, tylko szkoda, że rozwinięcie jest słabe. moim zdaniem, to myśl sama w sobie i nie potrzebuje żadnego rozwinięcia. tu natomiast widzę sarkastyczne, acz mało przekonujące 'mądre zwierzę'. zupełnie niepotrzebny zabieg upiększenia.

ogólnie jestem na nie, ale mam nadzieję, że moje uwagi zostaną wzięte pod uwagę bez względu na charakter wypowiedzi (a ten, jak wiem, jest poniekąd niesympatyczny :))

pozdrawiam.

Opublikowano

Boże, dzięki Ci, za to, że po raz pierwszy od dawna dostałem konstruktywny komentarz, taki, na który nie odpowiem suchym "dziękuję",albo "spieprzaj" ;P

Ale będę polemizował:
1. Ja maliny uwielbiam w każdej postaci i bez bitej śmietany. :P Ale do rzeczy - Zabawa frazeologizmami, to dla mnie kolejny eksperyment. Ja jestem w pełni świadomy mojego słabego warsztatu, braku "lekkości", ale cały czas do przodu, staramy się :P Mam od Ciebie jasny komunikat, że nie przekonują czytelnika takie zabiegi. Ok, popracujemy nad czymś nowym.
2. Straszenia psa piorunami i konkluzji chciałbym bronic. Bo sarkastyczne "mądre zwierze" to tylko podkreślenie, że nie trzeba być geniuszem, aby się zorientować, że "to tylko fajerwerki", więcej huku niż ognia. :P Ale mam też komunikat, że nie jest to do końca czytelne - ok, popracujemy i nad tym.
3. Charakter twojej wypowiedzi jest mi 100x bardziej sympatyczny niż suche zdanie, pochlebne, lub też nie :P

Mogę się z tobą nie zgadzać, mogę się częściowo zgodzić, mogę się od Ciebie uczyć - mój wybór. Nie miałbym tej możliwości, gdybyś się tutaj nie pojawiła i nie wysiliła, żeby trochę postukać w klawisze ;D

Dzięki piękne!!!!
Pozdrawiam i zachęcam innych do komentowania - ja się nie obrażę ^^

Opublikowano

Wojtku,
a spróbuj zastosować inną wersyfikację
np. pierwsza strofa:

sytuacje z życia wzięte
trzeba teraz oddać
słowa wierne
odtwarzają obraz więzienia
klatka po klatce

drugą strofę bym z lekka przerobił
trzecia też do zmiany wersów
tyle mojego:)
Pozdrawiam

Opublikowano

Taa, wersyfikacja - ten tekst jest raczej nowy, a dodałem go do P, bo w W spadł a 2 stronę po nawałnicy tekstów jakiegoś nowego nicka ;P Liczyłem na dobre rady, nie przeliczyłem się.

Podoba mi się układ 1 strofy zaproponowanej przez Ciebie. Nabrałem dzisiaj generalnie wątpliwości co do samej treści 2 zwrotki - chyba dokonam tam gruntownych przemeblowań...

No cóż, dużo roboty mnie czeka :P

Pozdrawiam gorąco i dziękuję za wgląd.

Opublikowano
sytuacje z życia wzięte
trzeba teraz oddać
- to bardzo ładne (zabrać-oddać, jakby wszystko było jedną pożyczką;
możemy oddać tylko słowem, (nie?)wiernym słowem)

słowa wierne
odtwarzają obraz więzienia
klatka po klatce
- klatka in here [w kontekście psa] jest bardzo wymowna, ale kojarzy się też
taka fraza "kadr po kadrze", która jest trochu oklepana i zwyczajna ;/

ludzie
skrępowani głupotą
- skrępowani głupotą brzydko jest. zostawiłabym samo "skrępowani nienadzwyczajnym wierszem
zgorszeni nieobyczajnym
nienadzwyczajnym wierszem

widocznie byli za słabi
na koniec
by nie rzec
zbyt ludzcy
- te cztery wersy takie rozmazana, niespójne, a formułka "by nie rzec" wydaje się archaiczna(?), jakaś taka sztuczna ;P

tymczasem
brakuje rządów twardej ręki
złapałaby za mordy
piorunami nie już można nastraszyć nawet psa
mądre zwierze
wie, że to tylko fajerwerki
- a ta strofka jest dla odmiany bardzo ładna. chociaż przydałaby się kosmetyka
np. nawias, który objąłby cały czwarty wers
całkiem zgrabna puenta.

pozdrawiam, angie

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...