Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mimo obaw, do domu dojechałem dość szybko. W ogóle szybko jeżdżę, chociaż w sumie mandatów na koncie mam niewiele. Milion kilometrów w siedzeniu, wyjeżdżonych w większości w czasach, kiedy pracowałem z ojcem Aleksieja robi swoje. Jazda, to dla mnie w zasadzie rutyna. W domu na wieść o moim wyjeździe zapanowały mieszane uczucia. Z jednej strony – rozłąka. Ale z drugiej – podreperowanie dość mocno nadszarpniętego ostatnio domowego budżetu. Już następnego dnia zacząłem się przygotowywać do wyjazdu czytając wszystko, co o Libanie znalazłem w internecie. O kraju tym miałem raczej mgliste pojecie, a słowo Bejrut nieodmiennie kojarzyło mi się z bombami i terrorystami. Jednakże lektury stron internetowych napawały niejaką nadzieją. Wyglądało to nieźle. Pełen dobrych myśli i potencjalnych projektów jechałem na lotnisko. Całą drogę zastanawiałem się, jak tam będzie. Moje rozmyślania przerwał tylko widok roztrzaskanego w drobny mak samochodu, który mijałem gdzieś na wysokości Glinojecka. Wrak był tak rozwalony, że nie byłem w stanie określić marki pojazdu, z którego strażacy właśnie wycinali martwe ciało kierowcy. Na Okęcie dotarłem około 21, to jest na godzinę przed odlotem samolotu. Zostawiłem samochód na długoterminowym parkingu i starając się nie myśleć o wysokości rachunku za postój wszedłem do hali odlotów. Kobieta przy stanowisku odpraw poinformowała mnie, że jeszcze nikt oficjalnie nie zrezygnował z lotu do Bejrutu, ale kilku pasażerów jeszcze nie zgłosiło się do odprawy. Czyżby blondyna z Mariotta się myliła i nie znajdę wolnego miejsca, pomyślałem?
- Pasażer Jerzy Kosiński odlatujący do Bejrutu rejsem Polskich Linii Lotniczych Lot numer 145 zgłosi się do odprawy biletowo bagażowej – obwieścił lotniskowy megafon. Oho, pomyślałem, może to moje szczęście?
- Pasażer Jerzy Kosiński... - Powtórzył megafon.
- Chyba ma pan szczęście - powiedziała do mnie dziewczyna przy stanowisku odpraw. Niech pan szybko biegnie do kasy i wykupi bilet. Odprawa biletowo – bagażowa kończy się za 15 minut.
Nie zastanawiając się ani chwili pobiegłem do kasy biletowej. Kątem oka zauważyłem, że przygląda mi się uważnie jakiś facet, stojący w kolejce do odprawy. Ale nie miałem do tego specjalnie głowy.

***
Władimir przekroczył granicę w Terespolu dość szybko. Gdyby nie to, że jego misja była tajna jak to tylko możliwe – wykorzystałby swoje znajomości i przejechał na kanały bez kolejki. Wolał jednak nie ryzykować dekonspiracji w żaden sposób. Teraz, po wprowadzeniu wiz, kolejek i tak praktycznie nie było. Postanowił pojechać do Gdańska. Z poprzednich pobytów w Polsce znał to miasto i lubił je. Miał tam nawet kiedyś dziewczynę – Krystynę. Dziś jednak nie mógł jej odwiedzić. Może po powrocie z Libanu ? - pomyślał.
Całą drogę rozmyślał o czekającym go zadaniu. Miał zabić człowieka. W zasadzie nie była to dla niego nowość – zabijał już przecież w Afganistanie i Czeczenii. Ale to było coś innego. Tam miał naprzeciwko siebie uzbrojonych po zęby bojowników. Tu ofiarą miał być cywil. Doskonale strzeżony i ochraniany, ale jednak cywil.
Władimir zastanawiał się, jak generał Mostovoj dogadał się z szefami Hesbollachu i czy faktycznie miał na tę akcję zgodę najwyższych czynników rządzących Rosji. A jeśli to jakieś indywidualne rozgrywki, albo co gorzej, prywatna wojna Mostovoja ?– myślał Władimir. Co wtedy ? Przecież niewykluczone, że jego rękoma Mostovoj chce załatwić stare porachunki z Mossadem. Z drugiej strony czasy się zmieniły. To nie dawna KGB, która pod rzekomą przykrywką biura politycznego partii robiła co chciała, kiedy chciała i z kim chciała. Świadomość faktu, że nie jest w stanie tego sprawdzić nie dawała mu spokoju. A może zadzwonić do Rusłana? Władimir przed wyjazdem powiedział przyjacielowi w największej tajemnicy, że leci do Libanu, nie wspominając absolutnie o celu wizyty. Rusłan i tak czegoś się tam domyślał. Wpadł kiedyś na Władimira i Mostowoja na Czerkizowskiej, niedaleko konspiracyjnego lokalu FSB. Był wtedy na spacerze z dziewczyną przydzieloną niedawno do ochrony prezydenta. Mówił potem Władimirowi, że dziewczyna zauważyła nieznaczne skinienie głowy Władimira i Rusłana i z wrodzoną babską ciekawością spytała go o przyjaciela. Rusłan udzielił wymijającej odpowiedzi, nie zdając sobie sprawy z tego, że jego towarzyszka rozpoznała także Mostovoja. Ale nie to było teraz największym zmartwieniem Władimira. Dalej zastanawiał się nad telefonem do Rusłana. W końcu najbliższy przyjaciel był osobistym ochroniarzem Putina. Może spróbuje zamienić słowo z prezydentem? A jeśli się mylę? Jeśli Mostovoj działa w interesie państwa i za zgodą prezydenta? Moja kariera w FSB będzie skończona. I to definitywnie. Władimir wiedział, że generał nie puszcza płazem zdrady i knowań za plecami. Co ma być, to będzie, pomyślał i postanowił poczekać do spotkania z szejkiem Nasrallą. Tak... To spotkanie wiele powinno wyjaśnić.

Po przyjeździe do Gdańska zamieszkał w hotelu Heweliusz jako Władimir Ostiakow. Dwudniowy pobyt minął mu szybko i bez jakichkolwiek zdarzeń. Miał wreszcie chwilę czasu dla siebie i postanowił to wykorzystać. Przeszedł się po Długim Targu, potem pojechał na Świętojańską do Gdyni, gdzie ze zdziwieniem ale i przyjemnością stwierdził, że Gdynia wypiękniała od jego ostatniego pobytu, a nowoczesny image Świętojańskiej dodał jej nowego blasku. To nie Moskwa, ale też ładnie - skonstatował. Ostatniego dnia Władimir wymeldował się z hotelu, zostawił samochód w pobliżu konsulatu rosyjskiego, taksówką pojechał na lotnisko i wypożyczył w Avisie Forda na swoje nowe fałszywe nazwisko – Jerzy Kosiński. Dokumenty na nazwisko Ostiakowa starannie spalił a popiół wsypał do muszli klozetowej toalety na lotnisku Rębiechowo. Droga z Gdańska do Warszawy nie należała do najłatwiejszych. Sporo samochodów, a do tego padający chwilami deszcz sprawił, że Władimirowi czas zaczął uciekać miedzy palcami. Muszę przyspieszyć, pomyślał, bo jeszcze nie zdążę na samolot. Ford jechał prawie 160 km/h, kiedy zza zakrętu wyłoniły się dwie wyprzedzające się ciężarówki. Ostatnią myślą Władimira było wspomnienie Krystyny.

Rozdział III

W pokoju narad atmosfera była ciężka od papierosowego dymu. Pułkownik Kędzierski palił rzadko, ale w wyjątkowych sytuacjach nawet podwładnym pozwalał palić w swoim gabinecie.
- Poruczniku Żwirski , co dla nas macie – zwrócił się do młodego oficera?
- Niewiele, panie pułkowniku. Sprawdziłem osoby z listy pasażerów. Oczywiście brałem pod uwagę mężczyzn w interesującym nas przedziale wiekowym. Nie sadzę bowiem, aby Rosjanie wysłali na taką misję emeryta lub całkowitego młokosa.
- A konkretniej ?
- Wytypowałem sześciu podejrzanych spośród pasażerów znajdujących się na liście , oraz jednego z listy rezerwowej. W zasadzie nie znalazłem nic ciekawego. Sami businessmani, jeden zapalony turysta. Poza podejrzeniami. Może poza dwoma.
- Macie jakieś sprecyzowane podejrzenia, poruczniku Żwirski ? – niecierpliwie dopytywał się Kędzierski.
- Nic konkretnego, ale pasażer Kosiński przez długi czas przebywał w Stanach Zjednoczonych i całkiem niedawno przypomniał sobie o starej ojczyźnie.
- Nie mamy też żadnych danych o jego przybyciu do kraju. Albo więc przejechał przez któreś z przejść drogowych, na których przy pobieżnej kontroli nie zanotowano jego przekroczenia granicy, albo jest to nasz człowiek.
- A ten drugi ? – zapytał Oleszuk.
- Z tym drugim też jest dziwna sprawa. Polak, zamieszkały oficjalnie gdzieś pod Olsztynem, po rozwodzie, dwójka dzieci.
- I co w tym dziwnego ? Mamy takich miliony –przerwał Kędzierski.
- Spokojnie, panie pułkowniku, to jeszcze nie koniec. Ten Podwaniecki, ma całkiem ciekawy życiorys. Z naszych danych wynika, że po odbyciu służby wojskowej długo studiował, następnie spiknął się z jakimiś Holendrami i coś dla nich robił w państwach byłego ZSRR. Potem zakładał firmy dla pewnego człowieka z Białorusi. Dzisiaj czasami pracuje dla jego syna.
- No dobrze, ale co w tym jest takiego podejrzanego ?
- Ano coś mi się nie zgadza w datach. Do wojska trafił w 1983 roku, przeszedł szkolenie w ośrodku spadochronowym w Krośnie a potem zniknął na jakiś czas i wypłynął pod koniec 1985 roku już jako student. Dziwna sprawa. Ale czekam na materiały z WKU z Gdańska i Olsztyna, może one coś nam wyjaśnią.
- W porządku. Macie na to dwa dni. Pojutrze odlatuje samolot do Bejrutu i chcę mieć rosyjskiego agenta namierzonego. Na razie dajcie dyskretną opiekę Podwanieckiemu i znajdźcie Kosińskiego. Musi mieć przecież w Polsce jakąś rodzinę czy znajomych. Do roboty – pożegnał podwładnych Kędzierski.
Taaak.. myślał pułkownik.. 1983 rok, Krosno, spadochroniarz… Ciekawe, ciekawe. A i ten drugi może okazać się strzałem w dziesiątkę. Ale dlaczego kołacze mi się po głowie ten 1983 rok ? Dziwne...

***
Boswell miał problem. I w zasadzie nie wiedział jak ma się do niego zabrać. Oparł łokcie na mahoniowym biurku i ukrył głowę w dłoniach. Po prawej stronie biurka leżał stos niedbale poukładanych dokumentów. Spomiędzy kartek papieru gdzieniegdzie wystawały zdjęcia. I to właśnie te zdjęcia przyprawiały Boswella o ból głowy.
- Miss Parsons, proszę wezwać do mnie Simmsa – rozkazał przez interkom swojej sekretarce.
- Tak jest, odpowiedziała Parsons – chuda szatynka w nieokreślonym wieku.
Poprawiając lewą ręką fryzurę, prawą wcisnęła kombinację klawiszy na interkomie.
- Panie Simms, szef pana wzywa – powiedziała.
- Co tam znowu – odburknął Simms.
- Nie wiem, ale od dwóch godzin siedzi za biurkiem, pali cygaro za cygarem i ogląda jakieś zdjęcia. Nie wygląda to najlepiej – odpowiedziała Parsons.
Simme wygramolił się z trudem zza swojego stołu. Pokaźna tusza już dawno kwalifikowała go do zwolnienia z agencji. Tylko jego nieprzeciętna inteligencja i zmysł analityczny utrzymywały go jeszcze na powierzchni. W innym przypadku dawno podzielił by los agentów, którzy nie potrafili powstrzymać się od kilku piw i hot-doga w McDonaldsie.

- Siadaj Simmy, powiedział Boswell do wchodzącego do pokoju mężczyzny i zapraszającym gestem ręki wskazał mu fotel naprzeciw swojego.
- Skoro mnie wzywasz, musisz mieć nie lada kłopot, - odezwał się Simms.
- A niech to szlak –nerwowo odparł Boswell. Widzisz, było już tak spokojnie a tu szykuje się jakiś hokus pokus.
- I ja mam ci ten pasztet pomóc zjeść? Co masz konkretnego ? – zapytał Simms
- Od kilku miesięcy docierały do nas informacje, jakoby Rosjanie ponownie nawiązali kontakty z członkami Hesbollachu w Libanie i Hamasu na terytorium palestyńskim. Nasi ludzie donosili o sprzedaży najnowszych modeli Strieły i zupełnie nowego systemu naprowadzającego "Purga"
- I to cię tak niepokoi ? – Przecież co jakiś czas mamy tego typu informacje na tapecie.
Boswell wstał z fotela i zaczął krążyć po pokoju.
- Widzisz, coś mi w tej całej sprawie śmierdzi i to ostro. Raporty niby wyglądają dobrze, ale mam przeczucie, ze Rosjanie chcieli, abyśmy dowiedzieli się o tych sprawach. Co więcej – zaczynam mieć pewność, że coś jest nie tak.
- A może jesteś po prostu przewrażliwiony ?
- Na pewno nie. Popatrz zresztą na to zdjęcie – powiedział Boswell wyciągając ze sterty dokumentów dwie fotografie.

Simms przyglądał się odbitkom przez dłuższa chwilę.
- Ten niższy to z całą pewnością generał Mostovoj, ale drugiego, mimo najszczerszych chęci, nie da się rozpoznać z tego ujęcia. Gdzie zrobiono to zdjęcie ?
- Widzisz, Sigmy, ważniejsze jest pytanie w jakich okolicznościach je zrobiono. Otóż Mostovoj od dłuższego czasu nie podlegał naszej bezpośredniej inwigilacji. Czasami rutynowo sprawdzaliśmy jego rozkład dnia. Aż przypadkiem natknął się na niego jeden z naszych ludzi. Mostovoj wchodził do budynku przy Bolshoj Czerkizovskoj w Moskwie, w miejscu, gdzie nigdy dotąd się nie pojawiał. Nasz człowiek z czystej ciekawości wszedł za nim do klatki. Potem stwierdził, ze do mieszkania wszedł młody mężczyzna prawdopodobnie widoczny na naszym zdjęciu.
- I czego to ma dowodzić? – zapytał Simms.
- Ano właśnie tego, że kroi się cos dużego. Mężczyzna wyszedł z miejsca spotkania sam i zauważył chyba naszego agenta. Ten zdążył mu zrobić to nieudane zdjęcie i został zgubiony jak dziecko. Dodatkowo mogę ci powiedzieć, ze rozwalił jeszcze auto miejscowej milicji
- Taaak...A tajemniczy nieznajomy oczywiście rozpłynął się we mgle.
- Zgadza się. A co najdziwniejsze – Mostovoj objęty przez nas dyskretną opieką więcej nie pojawił się pod tym adresem. Właściciel mieszkania twierdzi, że wynajął je z ogłoszenia. Sprawdziliśmy – wygląda na to, że to prawda.
- I chcesz usłyszeć moje zdanie na ten temat – powiedział Simms.
- Owszem.
- Według mnie Mostovoj cos szykuje. I to szykuje w najgłębszej tajemnicy, skoro spotyka się z kimś poza swoim biurem. O ile bowiem pamiętam, nie ma skłonności homoseksualnych, tak wiec możemy wykluczyć spotkania na tym tle ?
- Z całą pewnością - odpowiedział Boswell, siadając ponownie na swoim miejscu.
- Kogo z tym ożeniłeś ?
- Na razie Polaków. Jeżeli Rosjanie zaczną coś kombinować w Bejrucie, to ich standardowa droga przerzutu agentów wiedzie przez Warszawę.
- Myślisz, ze to wystarczy ?
- Polacy są naprawdę dobrzy. Pamiętasz te sprawę z naszymi chłopakami z Iraku. Gdyby nie polski wywiad,Saddam miałby używanie...
- Ale chyba nie zostawisz tego samopas ?
- Nie. Właśnie zastanawiałem się co robić.
- Poślij za nimi kogoś. Proponuję Angelikę. Nie znajdziesz do takiej akcji nikogo lepszego. Aha, i jeszcze jedno – nic im nie mów. To może być nasz as w rękawie.

***


Oleszuk siedział w sali odlotów lotniska Okęcie i nerwowo palił papierosa. Dookoła kręciło się kilku pasażerów nocnych samolotów, ale generalnie ruch był minimalny. Obserwacja w tych warunkach będzie niezwykle trudna, pomyślał. Rosjanie nie przyślą przecież do takiej akcji nowicjusza, tylko kogoś doświadczonego, a tacy mają oczy dookoła głowy.
Oleszuk już na początku zauważył i rozpoznał Podwanieckiego. Facet nerwowo przechadzał się po sali odpraw. Z informacji uzyskanych w biurze LOT-u wynikało, ze nie ma go na liście pasażerów. Był natomiast na liście oczekujących. Czyżby jeszcze nie dostał miejsca? – Zastanawiał się Oleszuk. Kosińskiego nie było. A przynajmniej nie było nikogo, kto odpowiadałby zdjęciu i opisowi, jaki Oleszuk dostał z biura paszportów.
Na monitorze pojawił się komunikat o rozpoczęciu odprawy pasażerów odlatujących do Bejrutu. Oleszuk niespiesznie podszedł do stanowiska odpraw i stanął w kolejce. Podwaniecki stał w zasięgu jego wzroku i wyraźnie na coś czekał. Nagle rozległ się komunikat wzywający pasażera Kosińskiego do zgłoszenia się do odprawy. Czyżby przewidywania miały się sprawdzić i Rosjanin pojawi się w ostatniej chwili?- pomyślał Oleszuk.
Po drugim komunikacie dziewczyna przy stanowisku odpraw przywołała Podwanieckiego i coś mu powiedziała. Ten niemal biegiem podszedł do kasy. Dostał miejsce Kosinskiego, pomyślał Oleszuk. Ciekawe... Kosinski się nie pojawia, chociaż ma wykupiony bilet. Nie ma żadnej informacji o zwrocie. Czyżby to była misterna zagrywka Rosjan i prawdziwym agentem był Podwaniecki? A może to fałszywa tożsamość? Oleszuk pamiętał informacje z odprawy, o lukach w życiorysie Podwanieckiego.
Po odprawie paszportowej Oleszuk wyjął z kieszeni komórkę i zadzwonił do pułkownika Kędzierskiego. Nie był to zwykły telefon a najnowsze dzieło inżynierów z Wojskowej Akademii Technicznej – komórka z cyfrowym szyfratorem, w której na złamanie kodu jednej tylko transmisji najszybszy komputer na świecie potrzebowałby trzech miesięcy. A jak zapewniali inżynierowie – kodów było wiele milionów.
- Oleszuk, panie pułkowniku.
- Co tam? – zapytał Kedzierski, który już zaczynał się niecierpliwić czekając na telefon od podwładnego.
- Panie pułkowniku, Kosiński nie zgłosił się do odprawy a jego miejsce w samolocie zajął Podwaniecki. Ciekawa kombinacja, zważając na fakt, że obaj byli w kręgu naszych podejrzanych.
- Dobrze, Oleszuk, bierzcie na tapetę klienta. Po przylocie do Bejrutu Podwaniecki dostanie anioła stróża z naszej delegatury a ty się wyśpij. Kontakt jutro rano. Aha, i jeszcze jedno. Dostałem kwity z WKU w Gdańsku i Olsztynie. Klient szkolił się w Centrum Szkolenia Spadochronowego w Krośnie, wcześniej robił uprawnienia na ciężarówki skierowany przez wojsko a potem ma czystą kartę. Po ponad roku pojawił się na studiach, zakończył i nigdy nie był nawet w Szkole Podoficerów Rezerwy.
- Hmm, to dość dziwna kombinacja
- Owszem, biorąc pod uwagę, ze były to czasy tuż po stanie wojennym i gość mając kategorię A – Teoretycznie nie miał prawa wykręcić się od wojska. Chyba, że w grę wchodzi opcja, która od kilku dni kołacze mi się po głowie - kontynuował szybko Kędzierski.
- Co takiego, panie pułkowniku?
- Na początku lat osiemdziesiątych krążyła po ówczesnym MSW plotka o supertajnej jednostce do zwalczania specjalnych zagrożeń. Podobno mieli być szkoleni w Związku Radzieckim przez rosyjski specnaz i wywiad. Taki dzisiejszy Grom. Potem projekt padł ze względów politycznych i finansowych. Ale czy na pewno? Może kogoś jednak szkolili i na przykład zwerbowali w trakcie szkolenia?
- Nigdy o czymś takim nie słyszałem – odpowiedział Oleszuk.
- Bo jesteś za młody, żeby znać te sprawy. Spróbuję popytać tu i ówdzie – może się czegoś dowiem. A teraz dość tej paplaniny, bo się spóźnisz na samolot.
- Odmeldowuję się, panie pułkowniku – powiedział Oleszuk wyłączając telefon. Przez najbliższe 3,5 godziny nie będzie mu potrzebny.
W tym czasie, jak zauważył Oleszuk, Podwaniecki kupił bilet, przeszedł przez odprawę nie niepokojony przez celników i straż graniczną i spokojnie poszedł robić jakieś zakupy w sklepie wolnocłowym. Oleszuk dyskretnie mu się przyglądał.
Kim jesteś, u licha, pomyślał? Jeśli jesteś tym, za kogo cię uważam, to będziesz mój. Oleszuk postanowił się nie martwic. W końcu jest jeszcze pułkownik Kędzierski, niech on się martwi. Z tą myślą, witany uśmiechem stewardessy, wszedł na pokład samolotu. Zajął miejsce w ostatnim rzędzie, skąd doskonale mógł obserwować podejrzanego. Jak jednak wkrótce zauważył – Podwaniecki przykrył się kocem i zasnął. Mi też należy się odpoczynek, pomyślał Oleszuk wygodniej układając się w fotelu.

CDN

Opublikowano

Hej, Kapitanie! Naostrzyłeś już noże? Właśnie wrzuciłam Twoją ulubioną Modliszkę. Wiem,że z utęsknieniem czekasz na dalsze przygody mojej bohaterki.
Zaraz zabieram się za Twoje dzieło. Pewnie całości nie dam dzisiaj rady, ale jutro z pewnością dokończę i wrzucę swój komentarzyk.
Pozdrawiam!

Opublikowano

Wciąga coraz bardziej. Chociaż odczuwam lekki chaos- dotyczy przeskoków akcji. Ale zrzućmy to na karb mojego ADHD i trudności z koncentracją uwagi.
Zatem mamy tu też olsztyńskie klimaty!
Troszkę pogubiłeś znaki diakrytyczne no i ciąglenie łączysz partykuły "by". Zamiast :"podzielił by" sugerowałabym "podzieliłby".
Oczywista czekam na dalszy ciąg.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...