Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Tego ranka Krystynę obudził narastający huk przelatującego nisko samolotu. Budzik nie zadzwonił. - Co się dzieje? Która godzina? Siódma? Boże! Spóźnię się do biura! - Zerwała się przerażona. Po chwili oprzytomniała. – Urlop. Przecież dzisiaj mam już urlop – z miłym uczuciem satysfakcji cofnęła się w wygrzane miejsce i zamknęła oczy, ale sen nie wracał. Wyćwiczony przez lata organizm domagał się zwykłej kolejności: pobudka, kawa, prysznic, makijaż, garaż. Przez kwadrans nieustępliwie przewracała się jeszcze z boku a bok, aż wreszcie zirytowana odrzuciła kołdrę. Po chwili, z kubkiem gorącej kawy w jednej ręce i pilotem w drugiej, nie dbając o rozgrzebaną pościel, usadowiła się wygodnie z fotelu. Tak, to było to, o czym tak marzyła przez ostatnie tygodnie. Żadnego pośpiechu, żadnego stresu, mnóstwo czasu, mnóstwo wolnego czasu dla siebie. Co za rozkoszne uczucie! Popijała z przyzwyczajenia gorącą kawę małymi łykami i przerzucała kanały szukając czegoś interesującego, ale poranne powtórki seriali, porady dla działkowiczów i kreskówki dla dzieci szybko ją znudziły. Wzięła długą, gorącą kąpiel, ubrała się, uprzątnęła tapczan, pedantycznie wygładziła narzutę, wstawiła do zmywarki brudne naczynia porozstawiane po całej kuchni, sprawdziła zawartość lodówki, zanotowała w pamięci stwierdzone, liczne braki. Przez ostatni, przedurlopowy tydzień, dzieci, piętnastoletnia Weronika i trzynastoletni Mateusz, byli skazani na żywieniową samodzielność . Wbrew buńczucznym deklaracjom, jak zwykle skończyło się na mrożonkach i pizzy. Trudno, ona była zbyt zajęta wykańczaniem sprawozdań, przekazywaniem tematów, przygotowywaniem kolegi, który przez dwa tygodnie miał ją zastępować. - Jakże ten Krzysztof sobie sam poradzi? Czy nie powinnam jeszcze do niego zadzwonić? Nie jestem pewna, czy nie zapomniałam o ostatniej fakturze … -Krystyna już sięgała po komórkę, ale zreflektowała się. – Urlop. Mam ciężko zapracowany urlop. Problemy firmy przestają być moimi problemami. Nie ma ludzi niezastąpionych – z udaną surowością przywołała się do porządku i co ciekawe, przez moment naprawdę w to uwierzyła.
Szeroko ziewając do kuchni wszedł Mateusz. Boso, z potarganymi, dawno nie strzyżonymi włosami, w rozchełstanej piżamie, z poobrywanymi guzikami. – Cześć, mamo, jest coś do jedzenia? Muszę szybko, bo zaraz idę z chłopakami na rajd ... – Na rajd? Jaki rajd? Może byś się najpierw umył i ubrał? –Oj, mamo, coś ty! No wiesz, MMORPG World of Warcraft, zresztą, co ci będę tłumaczył i tak nie zrozumiesz ... W końcu mam wakacje, nie? - Nie czekając na reakcję matki, chłopak pospiesznie wycofał się do swojego pokoju, czy też raczej jego komputerowej nory, jak z przekąsem mawiała Weronika. Krystyna otworzyła usta i zaraz je zamknęła. - Urlop. Nie denerwuję się. Wrzucam na luz. Porozmawiam z nim później – postanowiła bohatersko, choć jej poranny entuzjazm jakby nieco osłabł.
Zajrzała do pokoju Weroniki. Już kilka dni wcześniej poprosiła oboje o przygotowanie rzeczy na wyjazd. Następnego dnia mieli zarezerwowany lot na Kretę. Wymarzone wakacje; pięciogwiazdkowy hotel, słońce, plaża, piękne widoki. Krystyna nigdy nie lubiła pakowania w ostatniej chwili, kiedy zawsze okazywało się, że czegoś brakuje, a to kremu z odpowiednio wysokim filtrem, a to klapki były za małe, a to baterie się skończyły. Czuła się komfortowo, kiedy wszystko było przygotowane wcześniej, zgodnie z planem, jak w zegarku. Z doskonałym skutkiem zaszczepiła te zasady podwładnym w biurze, ale na gruncie domowym stale ponosiła porażki. Tak było i tym razem. Wprawdzie największa walizka została wywleczona z pawlacza i zajmowała honorowe miejsce na środku pokoju, ale jej rozbebeszona zawartość cieszyła oko jedynie feerią kolorów. Dookoła, na wszystkich meblach były porozwieszane kolorowe ciuszki. Z niejakim zaskoczeniem Krystyna rozpoznała wśród nich także własne. Weronika niewinnie spała z dłonią pod policzkiem. Skąpa koszulka odsłaniała kształtne ramiona i długie, zgrabne nogi. Rude loki, rozrzucone na poduszce, były jeszcze bardziej czerwone. – Kiedy ona zdążyła się znów ufarbować? Przecież wyraźnie mówiłam, że dobierzemy razem jakiś spokojniejszy odcień – pomyślała Krystyna z rezygnacją na poły pomieszaną z dumą. – Moje dziecko to już prawie kobieta – nagle poczuła ciężar swojej zbliżającej się pięćdziesiątki. Cicho zamknęła drzwi.

Opublikowano

Heh..., jakbym siebie widziała- kompletnie zaskoczoną nagłym urlopem, przy tym brak jakiejkolwiek kontroli nad tym , co się dzieje w domu.
Czyta się z przyjemnością, lektura wciąga.
Zaciekawiła mnie nazwa MMORPG Wrod itd. Coś mi się o uszy obiło. Przed chwilką nieśmiało zapukałam do dżungli (inaczej tego nazwać nie można) mojego czternasto(i 1/2)latka. Latorosł właśnie podziwiała sufit wylegując się, w prawie nigdy nie ścielonym, łóżku. I cóż się dowiedziałam? Najpierw rozwinął skrót, a potem "Mamo, to nie dla Ciebie".:))
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
A.

Opublikowano

Massive Multiplayer Online Role Playing Game - to samo? :))

Cieszę się, jeśli wyszło realistycznie. Mój problem polega na tym, że zaczynam pisać pod wpływem impulsu i rzadko mam w głowie gotowy plan na calą historię. Nie mówiąc o tym, żeby mieć ją całą napisaną. Trochę tak, jakby moje bohaterki - bo na tym etapie "pisarskiego" rozwoju, wcielanie się w postacie rodzaju żeńskiego jest mi jednak bliższe - śledząc reakcje czytelników, same podpowiadały, co będzie dalej. Co roku sama doświadczam depresji urlopowej, więc na pewno, po części, obarczam Krystynę własnymi fobiami. Wprawdzie sytuację samotnej, zapracowanej ponad miarę, matki z dwójką dorastających dzieci, mogę sobie tylko wyobrazić, ale przecież każdy ma takie przykłady wśród bliższych lub dalszych znajomych. Jedyny problem to nie wpaść w stereotyp. Za jakiś czas będzie ciąg dalszy - obiecuję.
Pozdrawiam - Ania

Opublikowano

Widzę Aniu, ze znów jesteś "na fali' - teraz wskocz na deskę i fruuuń! :))

Bardzo dobrze mi się czytało - początek spokojny (jak u Chmielewskiej:)) - więc liczę na późniejsze niespodzianki - może porwanie samolotu do Dubaju? Tam są hotele sześciogwiazdkowe!

Pozdrawiam - Marek

Opublikowano

Cześć Marek, jeśli pamiętasz moje poprzednie teksty, to raczej grzeszą one niedostatkiem niż nadmiarem sensacyjnej fabuły, więc na takie atrakcje, jak porwanie samolotu, raczej nie licz. Żebyś jednak nie czuł się całkiem rozczarowany i jednak przeczytał następny odcinek - coś "ożywczego" wymyślę. Masz to jak w banku. Pozdrawiam - Ania

Opublikowano

znalazłam literówke i jeden niepotrzebny przecinek, ale kto by sobie tym głowę zawracał;p
Typowo wakacyjne opowiadanie - lekkie i odzwierciedlające sytuację w pewnie niejednym domu. Przy czytaniu zastanawiałam sie ile w Krystynie jest Ciebie, ale w jednym z komentarzy już odpowiedziałaś. Jedyne czego żałuję, to że nie mam wykupionego na jutro biletu na Kretę...;(;p
Choć właściwie bardziej kręci mnie Japonia, Kanada, Nowa Zelandia...tylko daleko...Ja na razie nie umiem sie wysilić na jakikolwiek tekst, także wakacyjny, więc po prostu poczekam na kolejną część Twojego i innych naszych kolegów. Pozdro!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


życie człowieka też da się przedstawić w 2-3 mniej lub bardziej rozbudowanych zdaniach, więc po co żyć 60 lat?
Ilionowski, nie szarżuj tak. przesadzasz, człowieku.
skoro nic ci się nie podoba, pisz - nie podoba mi się. ale bez tego taniego moralizatorstwa.

cześć, Aniu.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...