Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

I

Wylewam ognistą rzekę na Pompeje
Tak to żelazo - - - wulkan jest jego duszą
Już wiecie rzeczywiście jestem kowalem
Krzesło staje na baczność koński grzbiet
Przeistacza się w zajęczy a ręce kreślą białe litery - - -

Mieszkam we Frygii bardzo lubię czapki wolności
Choć tak naprawdę pochodzę z Arkadyjskiej krainy
Ale nie pamiętam swojego domu
Ani drogi prowadzącej do niego
Tym bardziej łanów mleka stosów miodu
Nawet ojca
- - -
Tutaj ludzie szanują tylko marmur
Z opowiadań wiem że w moim kraju było lepiej

- - - Mimo to godzę się z bogami bo co mam zrobić
Nie jest przecież tak tragiczne jak chciałby ten głupiec Sofokles

- - - Cichy zaułek cichy szept cicha nadzieja
Na nowego klienta słoneczny dzień
Słoneczny promień słoneczna noc
Oto moje życie
Ostatnio wykonywałem okucie dla zamku

- - - Bardzo rzadko płaczę
Niekiedy szkoda mi metalu i wtedy właśnie
Wylewam myśli które są prawie tak prawdziwe
Jak najzwyklejsze łzy

II

Przybyło do mnie dzisiaj rano dwóch efebów
Nie wyglądali na ludzi twarz stworzona
Przez rzeźbiarzy z Attyki wymiary ciała obliczył im
Pitagoras i Poliklet być może są herosami
Zwłaszcza że młodość spływa z nich afrodyzją

Stanęli patrzą w ślepia i szepcą przekleństwa na niby
Jestem umorusany kowalstwem ale cóż se la vi
- - - To dziwne - - - w końcu mówią do mnie
Że jestem herosem i mam wykonać wóz półświatka
I wjechać nim samotnym do miasta o nieznanym imieniu

Zacząłem dziękować całować po rękach
Wszak oni uświadomili mi moją wartość amnesis
- - - Od dziś wiem czynię tylko powinność Fortuny

Dla niewtajemniczonych
Taką nazwę przywdziewa los w starych lekturach
Z desek porcelanowych i z szklanych butli po dzikim winie

*

- - - Ostatnio czytałem dytyramby
Kupiłem je lata temu dzisiaj jest jakiś
Dziwny dzień - - jakże tu ciemno

*

- - - Wieczorem przyszli do mojej kuźni koledzy
Naiwniaccy upletli się na skrzydłach miedzianych
I pytają czy bym nie poszedł do karczmy na samogon

Chyba kpią jestem przecież herosem i mam zadanie

- Nie pójdziesz z nami na piwo
- Nigdy

* * *

Theos
Phanta rei

I ja mogę stać się bogiem

O boże - - -

III

Złocista brama szczęka w szańcach zbroi
Oto nadjeżdża brunatny kowal na swym wozie
Skleconym z desek pewności i z okucia nadziej patrzy
Na rzeźby krystalicznie marmurowe sztywnie białe świątynie
On będzie królem on będzie królem
Na tronie tylko on zasiąść może - - -

Tak mi śpiewali dziś już jestem władcą

- - - W zamku tysiąca kobiet i tyluż niewolników
U mych stóp klęczy świat
Złoto płynie rzeczką
Apollon przysyła muzy
Kość słoniowa połyka wodę
Jest cudownie soczyście
Nocne orgie pełnia bytu
Demiurg sieje na drugim końcu łąki zboże
Arystotelesowska forma sensu stricte mknie
Na białym koniu nakrył mój ogród powiew
Helios pocałował go w usta Eol
Nadstawia ucha róg Artemidy

Ostatnio
Oddałem nawet stary wóz Zeusowi
Być może wiecie znam się z nim dość dobrze
Niech sobie ma tego starego indora może go rozwiąże
Idiota wiekowy pyszałek po dobrym winie
Plecie koronki swojej przeszłości że zna Kronosa wariat

*

Dzisiaj święto
Nazwano już moim imieniem szkółkę leśną
Przedszkole i
Wysypisko śmieci Gordiosa
Od teraz jestem eponimem

- - -

Poznałem tysiące ksiąg miliony
Brudnopisów artystów leży w mej bibliotece
Okalanej przez złote frędzle

Tam grają mówią śpiewają
Byłem tam tylko raz
Dzisiaj w nocy

Poznałem tysiące ksiąg
Leżały na półkach
I mówiły

*

Co sobie myśli ten kapłan
Nigdy nie pomodlę się jak człowiek
Na durnej uroczystości którą tak nazywają przez wypaczenia
Języka frygijskiego jest on bowiem pozbawiony koniunktiwu
Metafory paraboli i paru innych błahostek które jednak
W ogólnym ujęciu dają blask bełkotowi
Zwijają go brutalnością
Jak papirus w dalekim Egipcie nad zielonym Nilem

- - - Ha ha a mój ojciec to Horus

(Jestem bardzo konsekwentny)

IV

Na dwa dni przed zgonem
Zapowiedzianym przez cyrulika
Który jeszcze nic w życiu nie osiągną
Poza pewnością że jest Hipokratesem

*

Dziś z perspektywy łoża skołtunionego
Zakurzonych koszar i trumny wygiętej
Nie pamiętam niczego amnezja
Mej wyobraźni

Tylko ból lewej ręki mi dokucza bardzo
Zbyt często ją podnosiłem
Do góry głosując kontra w senacie jak amen
W modlitwie której nie odmawiam bo nieestetycznym jest
Według mej niesubordynacji jest całować
Po rękach bezrękiego

*

Dzień później - -
Wstało nawet słońce

Wystawiam oczy a raczej
Gały tak bo boję się śmierci
Jak psa urwanego z łańcucha
Guza
Zbóż
I ognia
Srebrzystej nocy która wydaje
Się tak ciemna
Jak dzień

Przez mgłę pól kamiennych ujrzałem kowala
Który bije w kuźni metale czerwone
I rozczula się nieraz nad nimi
W swym trójkątnym rozumie

To jednak nie mogę być ja
Bo przecież me oczy muszą codziennie płakać łzami
A myśli dawne rozczulistki zostały porwane
Przez boginie zemsty
I nie podobna ich odnaleźć wśród ciemnych gór
Chmur piór i meteorów



*

Teraz wiem

Patrz rozdział pierwszy

Stara kuźnia
to mój jedyny dom
Jak gloria
Hosanna
Ecce logos - - -

Choć nie pamiętam młota
Wiem że był jestem tego pewien
Jak niezbitych faktów mitologii - - mojej
Kochanej Arkadii kochliwej Afrodyty
I Zeusa błyskawicznego chłopca - - -

Przecież oni są widziałem ich wczoraj
Jak poszli wszyscy razem za rękę przez ciemną rzekę
Ciernistych krzewów wołając
Ruszaj z nami
Idziemy robić okucia do podwojów Olimpu

- - - Tak - - -
I poszedł

( Urywki rękopisu króla Frygii pochodzące z I w. n.e. )

[22 lipca 2008 r.]

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...