Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

pawel13

Użytkownicy
  • Postów

    124
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez pawel13

  1. siedzi w garniturze na krawężniku i podgryza szczaw. głowa dynda w rytmie reggae płynącego z pobliskiego bloku. nie będzie jadł kolacji, ma wiec – musi wystarczyć mu to zielsko. chociaż jeszcze jest tu doskonale pusto, wszyscy wiemy co się stanie: nim wejdzie na mównicę, zapadnie długa cisza, jakby kogoś wieszano, aż podstawiony przez nas koleś zacznie bić brawo; potem już z górki: słowo za słowem, brawa przejdą w owację, owacja przejdzie dalej. każdego można oszukać, wszystko można zjeść. szczaw czy frytki – nie ma żadnej różnicy – smakują tak samo, gdy się nimi krztusisz lub podnosisz z chodnika i kładziesz na ładnie przystrojone, schludne talerzyki
  2. pawel13

    anonimowi

    upiłem się z szymkiem nim wszedł na słup; całą noc padał deszcz, a my leżeliśmy w rowie; gdy się obudził, powiedział, że odchodzi. i rzeczywiście, przez kilka tygodni znosił drewno, aż w końcu postawił słup i zbudował na belce coś na kształt domku. od czasu do czasu przychodziła matka i darła się: nie musisz wychodzić tak wysoko, żeby wszyscy widzieli, że jesteś łajdakiem. kiedy stał się sławny przychodziły młode dziewczyny przynoszące grochówkę. w końcu jedna z nich wyszła do góry i urodziła syna. kiedy podrósł, zszedł na ziemię, do miasta. kobieta odeszła z innym, na koniec umarła matka. w dzień pogrzebu krzyczałem spity jak świnia: teraz będziesz musiał wyjść na wyższy słup
  3. dzięki za komentarze. jak przeczytałem po napisaniu, sam się zdziwiłem ;)
  4. miasto charczy i wciąga samochody; kot i dzieci kłaniają się z siedzenia; mówią: mysz była dzisiaj wyjątkowo ułożona – wpadła pod karoserię i pękła od razu; kochanie, może spalimy ich razem z myszą, nasze punto lubi przyjmować ofiary. nie, najdroższa, teraz nie mam czasu – naprawdę muszę wracać do pracy… może później. i czekają – aż przyjdzie moment, kiedy mały chłopiec, który zarządza całym tym majdanem, rozbije klocki – fabrykę, w której pracowało całe osiedle – nikt nie przeżyje. a potem, jak gdyby nigdy nic, pójdzie do pokoju obok, grzecznie ukłoni się gościom, pogłaska kota, poszuka zaginionego osiedla, o które tak często bił się z siostrą na tylnym siedzeniu i przegrywał
  5. do egzegety: kopiowałem skądś, bo nie wiedziałem do końca jak się pisze. do adolfa: wybrałem sobie trudny temat, jakim jest eksterminacja narodu żydowskiego i, jak widać średnio się obroniłem. to mycie to nie metafora. po prostu. literatura poza tym ma oddawać stany, a nie fakty. tu wszystko kręci się wokół tych mydeł. uciąłem niepasujące fragmenty. do Ruffle: zdania są, jak widzisz,podzielone.
  6. esesmani stoją w dwóch rzędach; w wielkiej, jasnej sali biorą prysznic; od zapachu tych mydeł kręci mi się w głowie, obersturmführerze, i oczy przewijają ciągle ten sam obrazek: głaszczę chłopca płaczącego podczas przemówienia hitlera. potem całą ekipą idziemy skandować pod hotel. a teraz między nami lata jakiś podobny, umorusany, jedenastoletni. z oczami jak szkło wpatruje się usilnie w młode ciała. to chłopiec, którego prośbę wysłuchała wielka, jasna sala: zaprowadźcie mnie do mamy
  7. jestem gotów dyskutować. bo: 1) zawiera typowe środki dla utworu poetyckiego: - rymy wewnętrzne, nieregularne, np. opada - opustoszała - paralelizmy, m.in. pytania rodzą się same i wychowują się same - utwór jako całość jest metaforą - elipsy 2) koncept i konwencja oniryczna (impresyjność)
  8. kurtyna podnosi się i opada co chwilę – na scenie nie ma nikogo. widownia opustoszała. gong odzywa się równo, co dwadzieścia pięć minut. stróż zasnął zalany w cztery dymy – wychodzę i wiem, że już tu nie wrócę. samochody stoją w długim korku: puste, pozamykane. na tylnych siedzeniach gotują się kanapki. okna i drzwi w domach zabito deskami. pytania rodzą się same i wychowują się same jak córka stróża, który nie do wytrzymania, ale teraz nie mam nikogo poza nim – nie uzyskam odpowiedzi. nad głową kursuje samolot – córka z dyrektorem teatru siedzą za sterami; zrzucają ulotki z warunkami kapitulacji: pytania panów są źle sformułowane; wywołamy burze, by wygonić was, sprowadzimy kierowców, kobiety z siatkami. i jeszcze jedno: panie pawle, punkciku, pan już tu nie wróci – to jest dopiero początek.
  9. nie o to chodziło mi do końca, a sformułowałem niefortunnie: środowisko kształtuje człowieka, a u mnie jest środowisko jakie w tym wierszu. ja do niego nie należę, ale ono mnie otacza.
  10. przepraszam, w którym miejscu konformizm? :)
  11. :) trudno powiedzieć, czy to mój świat. myślę, że w dużej mierze tak. jakie środowisko, taki człowiek. w tym momencie mam już 15 lat, a ten rok, czy dwa to jednak w moim wieku robi diametralną różnicę ;)
  12. stróż maszeruje powoli, bezradnie kiwa głową - już dawno nie było tylu facetów, którzy nie wiedzą, co jest czym; wystarczy, że suki lubią mocne dźwięki; kiedy proszą o wzmacniacz, to proszą ponętnie; jedna z panienek wychodzi wcześniej, przeszukuje ruiny i mamrocze: tam, w środku są jeszcze suki. udają zwierzątka przewracające oczami w takt piosenki. ale w jakim celu wygibasy, skoro skończą wywąchane przez psy przy śmietniku, z podciągniętą sukienką? i będziemy to wszystko sobie tłumaczyć: tej nocy wiało.
  13. przypływ wyrzucił mewy na brzeg oceanu: leżą w rzędach, dziobami w stronę lądu. rozkładają się bardzo starannie: najpierw mięśnie, potem pióra – wiatr rozrzuca je po plaży. stoję wryty w jedną z wydm od prawej, mam ciasne buty, odparzenia, szkorbut. zbliża się szósta, jakby nadchodził sztorm, podmuchy szarpią chorągiewkami. schną umoczone nogawki. na niebie toczy się chmura i jak zwykle okrąża plażę, by zawrócić nad miastem i przybyć ozuta w nową siłę: żurawie, dworzec, port. wtedy wypełnia dzioby
  14. Zbigniewowi Herbertowi woda podchodzi pod domy, zalała już całą dolinę. na razie nikt o tym nie wie, zielone miasteczka są jeszcze pełne ludzi. wszystko układa się wyraźnie: na lampach osiada muł, rzeka wyrzuca ciało za ciałem – mięśnie ma napięte w oczekiwaniu na kluczowy moment. między śpiącymi przemykają zakorkowane listy. czytam: cudownie być mordercą. kamienie ciągną cię na dno, a ty wychylasz się, chlipiesz powietrze i dyszysz, dyszysz. świta: lampy strzepują muł z głowy. budzimy się, a sąsiedzi ściągają czyjeś ciała z tułowia żon i z drewnianych płotów, i taszczą na górę, w której ich dzieci grzebią motyczkami
  15. pawel13

    pod wieczór

    1. wiersz to nie bajeczka z morałami (przepraszam z góry za agresję tego zdania) 2. jak ktoś się uprze, zawsze można doczytać się aluzji do cytatu. pieczara to grób Jezusa, a dzieci bawiące się w grobie i na dodatek osoby tak słynnej jak Nazarejczyk, to jednak moim zdaniem wymowny obraz.
  16. pawel13

    pod wieczór

    Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejściem do grobu zatoczył duży kamień i odszedł. Mt 27, 59 – 60 dzieci wrzucają kamyki do pieczary, w której leżą czaszki miejscowych rzezimieszków ściętych w lesie nieopodal. w marcu złapano kilku chłopców z pobliskiej wsi – palili fajki, a potem wciskali pety w puste oczodoły. teraz jest lipiec, na wieszakach suszą się ubrania i słońce niemiłosierne, a ziemia wgryza się w każdy kamień, i bierze, co może, ciągnąc za sobą dzieci do spleśniałej pieczary
  17. pawel13

    myszy

    miło wiedzieć ;) zastanowię się. to ciekawa propozycja ;)
  18. pawel13

    myszy

    a co można by, według Pana/ Pani zmienić?
  19. pawel13

    myszy

    dziękuję :)
  20. pawel13

    myszy

    świeczki zgaszone – po cieniach zostały tylko plamki w oczach. ministranci składają komże, jak rekruci przysięgę na ogromnym placu, gdzie wszyscy, prócz słupków, nieruchomo dzwonią. kościelny jest zmęczony: prał ornaty, które pobrudziły się dopiero pierwszy raz – doskonale wiemy kto tego dokonał, kto harcuje po rytuałach, morduje kościelnego, ubija kulki śniegu i rzuca w księdza, działa pod lichtarzami: odejmuje, mnoży, a potem daje wynik w nieskończonych liczbach.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...