Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

ponury ranek znowu mazgai się
za oknem miarowo odmierza kapki
leciwy zegar
w kącie nie dopakowany plecak
jeszcze tylko dopiąć
parę wydarzeń

tam gdzieś we mgle
łódka gotowa do drogi
i przewoźnik

na drugi brzeg

niebawem ostatni rejs
i niepewność
czy tam

wieczna niedziela

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



I o to chodzi. A tak ogólnie, to ta niedziela ma głębszy wymiar.
Cieszę się, że wiersz pozwolił się zbliżyć do niedzieli...
I jeszcze może...nie "pani" tylko po prostu teresa. OK?
Dziękuję za czytanie i komentarz.
:)
Serdecznie pozdrawiam
-teresa
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



I o to chodzi. A tak ogólnie, to ta niedziela ma głębszy wymiar.
Cieszę się, że wiersz pozwolił się zbliżyć do niedzieli...
I jeszcze może...nie "pani" tylko po prostu teresa. OK?
Dziękuję za czytanie i komentarz.
:)
Serdecznie pozdrawiam
-teresa
Dobrze Teresko:)
pozdrawiam:)
Opublikowano

Nie wybieraj się teresko za szybko do tej wiecznej niedzieli ;-))
A tak poważnie nie utożsamiam cię z peelem. Dla mnie to wiersz o starości, zmęczniu życiem, przemijaniu i świadomości śmierci. Za pierwszym razem przyciągnął moją uwagę, ale nie wciągnął mnie, za drugim (kiedy przeczytałam go naprawdę uważnie) bardzo mi się spodobał. Bardzo zgrabnie go napisałaś.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Aniu, takie patrzenie na życie pomaga cieszyć się każdą chwilą i starać się nic, co piękne i dobre nie marnować; nazywam to mądrym stąpaniem po ziemi krokami walca.
A metaforyczna niedziela ma wymiar sięgający nieba.
Dziękuję za wnikliwe czytanie i refleksję.
:)
Serdecznie pozdrawiam
-teresa
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Stanowczo nalegam (;)), żeby się pozbyć wszystkich inwersji!! I radzę nie przesadzać z przerzutniami, zwłaszcza wtedy, gdzy prowadzą do zaniku poprawności językowej.

A zobacz tak:

ponury ranek znowu mazgai się
za oknem miarowo odmierza kapki
leciwy zegar
w kącie nie dopakowany plecak
jeszcze tylko dopiąć
parę wydarzeń

gdzieś tam we mgle
czeka łódka i przewoźnik

drugi brzeg

niebawem ostatni rejs
i niepewność
czy będzie tam wieczna

niedziela


Nawet fajny klimat.
Pozdrawiam :-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Stanowczo nalegam (;)), żeby się pozbyć wszystkich inwersji!! I radzę nie przesadzać z przerzutniami, zwłaszcza wtedy, gdzy prowadzą do zaniku poprawności językowej.

A zobacz tak:

ponury ranek znowu mazgai się
za oknem miarowo odmierza kapki
leciwy zegar
w kącie nie dopakowany plecak
jeszcze tylko dopiąć
parę wydarzeń

gdzieś tam we mgle
czeka łódka i przewoźnik

drugi brzeg

niebawem ostatni rejs
i niepewność
czy będzie tam wieczna

niedziela


Nawet fajny klimat.
Pozdrawiam :-)

Dziękuję za wnikliwe uwagi i poświęcony czas.
Cieszę się, że klimat się podoba.
Propozycje rozważę.
:)
Serdecznie pozdrawiam
-teresa

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ból Najgorszy ból to ten, który widzimy u bliskich Wszyscy czują jak zamykasz się w sobie i stajesz się niski Czujesz jak szpilki wbijają Ci się w serce, w oczach stają łzy A ty musisz być silny i wytrzymały jak kły Mimo wszystko kły też mogą się kruszyć Lecz trzymasz się dalej, nie toniesz, by tylko ich ruszyć Oni muszą ruszyć się z miejsca i dalej żyć, bo gdy ktoś umiera Stają w miejscu i czują jak ten ktoś ich ze sobą zabiera.  
    • @Waldemar_Talar_Talar wąż wymyślił śmierć
    • Pamięć bezdenny kielich na ołtarzu myśli pełen łez i uśmiechów idących bez końca bez początku powroty zdarzeń trucizna gorąca schronienie tych obecnych co dopiero przyszli krucze skrzydła złowrogie w głowie szalejące w szatni ptaki zamknięte piórem połamane karmiąc się wspomnieniami nietoperze szklane powracają głodne zamknięte w oczu zagadce a ja wciąż niosę w dłoniach tę ciszę rozdartą jakby była kluczem do drzwi których nie ma pod powieką rośnie las — splątana ziemia gdzie każdy krok budzi echo snów odkarmionych stratą próbuję wrócić tam gdzie nigdy nie byłem śledząc tropy pozostawione przez własne odbicia ale one uciekają w głąb czasu — bez liczenia bez bicia jakby znały prawdę której ja dotknąć nie umiem i tylko wiatr co przewraca karty nieistniejących ksiąg pyta szeptem czy pamięć to dar czy przeklęta droga a ja mu odpowiadam — wciąż szukając Boga w niedomkniętych chwilach w których mieszka błąd
    • Gęste pnącza, coraz skuteczniej zniewalają bieg. Blokują już i tak trudną drogę. Na domiar złego kawałki ścian i wszelkich innych śmieci, jeszcze bardziej utrudniają parcie do przodu. A jest ono przemożne, bo też cel dla mnie istotny. Niestety. Ilość przeszkód powiększa nieustannie skale trudności.          Powstają wciąż nowe i bardziej upierdliwe. Blokują uparcie drogę. Jakby coś mnie chciało zniechęcić, wyrzucić poza nawias, gęsto zapisanej kartki, dając do zrozumienia, że jestem niepotrzebnym elementem w tej całej układance, w której nie wiem, co jest grane. Czy fałszuje orkiestra, czy wręcz przeciwnie – nie pasuję, do tonacji i rytmu świata, a cały mój wysiłek, pójdzie na marne.      Może na szczęście, nie dla całego, ale i tak, trudno mi przebrnąć przez ten, nieprzychylny tunel. Poza tym, nie mam pewności, czy warto, chociaż przeminą bezpowrotnie, jakiś bliżej nieodwracalne chwile.    Jednak  promień przywołujący, coraz słabiej, acz stanowczo, wyznacza drogę. Cel jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Czynniki utrudniające, przytłaczają ze wszystkich stron. Kolczaste druty jaźni, dławią i ranią niemiłosiernie.      Pomimo, że  wołanie już trudno słyszalne, odczuwam jakieś dziwnie rozpaczliwe przynaglenie. Mówi o tym, że za chwilę może być za późno. A wystarczy tak niewiele. To właściwe już tylko same echa, powtarzają wciąż to samo.   A jednak. Niemożliwe, może byś możliwym. Jeszcze trochę rozgarniania przeszkód i wchłonę sensowne wytłumaczenie. Może jeszcze nie wszystko stracone. Widzę przysłowiowe światełko w tunelu. Błyszczy daleko, lecz odległość, jakby krótsza. Mam w sobie więcej energii, spotęgowanej widocznością celu, lecz może to tylko, złudzenie.       Cholera. Światełko zaczyna zanikać. A przecież w jakiś niepojęty sposób, jestem prawie u celu podróży. Nawoływanie było przecież bardzo silne. Aż prawie bolało. Nie chcę popełniać błędów, ale czasami tak mam. Mylę cel. Może teraz, zmylił, mnie?    Jestem wewnątrz umysłu. Niestety. Przybyłem chyba za późno, bo raczej już po sprawie. Nie mogę nic na to poradzić. Czuję się jak ścierwo, wyciągnięte z zamrażarki, którym ktoś stuka, o kant przegapionej powinności.   Mogłem bardziej uwierzyć w przeszkody, by mieć większą pewność, że je pokonam, chociaż trochę wcześniej. Dupa ze mnie, a nie empatia! Może wystarczyło kilka słów zrozumienia. Przepraszam – wypowiadam w myślach – patrząc na nieruchomą ciszę.  
    • Widziałem ją w śnie? Była na ulicy? Znałem ją?   W innym śnie: Jawił się jej zarys na krętych schodach. Prowadzą one do krzywej wieży…    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...