Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Małgorzata


Rekomendowane odpowiedzi

Zapadał lipcowy zmierzch. Po niedawnej burzy zostały tylko nieliczne krople na dachach samochodów, parował gorący asfalt, powietrze było ciężkie od zapachów i wspomnień.
Małgorzata siedziała nieruchomo na tarasie, wpatrując się w ciemniejące niebo. Jej myśli były czarne jak wrony, które obsiadły krawędź rynny w domu naprzeciwko. Cały dzień była dziwnie niespokojna, pod krawędzią świadomości kłębiły się złe przeczucia, ale odpędzała je, wmawiała sobie, że to tylko duchota przed burzą, że minie. Zresztą miała tyle do zrobienia. Jak co dzień.
Poczucie narastającego zagrożenia powróciło, kiedy wreszcie uporała się ze wszystkimi nudnymi czynnościami i usiadła w wygodnym, wyplatanym fotelu z butelką reńskiego wina. Najpierw zafascynowana, obserwowała spektakl rozgrywający się wprost przed jej oczami. Błyskawice przebijały chmury jak na rożnie, z każdej strony, wyobrażała sobie ulgę i siłę, z jaką strugi deszczu wyrywały się z uwięzi, w akompaniamencie bezsilnie wściekłych grzmotów. Zazdrościła im tego. Nigdy nie bała się burzy, już jako dziecko trudno było ją wtedy odpędzić od okna, chociaż przesądna babcia zawsze szczelnie je zamykała - jeszcze piorun mi tu wpadnie – mawiała i żegnała się lękliwie.
W połowie butelki burza ucichła. Nieoczekiwanie na moment błysnęło słońce, jakby chciało ocenić skalę szkód. Girlandy świateł na purpurowych płatkach pelargonii, liściach dzikiego wina, jeszcze nietkniętego jesiennym przemijaniem, pajęczynie, przemyślnie rozpiętej na okiennej kracie, rozbłysły i zgasły, zupełnie jakby ktoś nagle włączył i wyłączył bożonarodzeniowe dekoracje. - Koniec balu panno Lalu – Małgorzacie przypomniało się ulubione powiedzonko dziadka. – Czemu wszyscy, których kochałam odeszli i zostawili mnie samą? Czy mam stracić to wszystko? Tak bym chciała … - Urwała, czując, że zaraz się rozklei na dobre.
Zapaliła kolejnego papierosa, ale po chwili przestał jej smakować. Dołączył do pokaźnego stosu niedopałków, piętrzącego się w dużej, ceramicznej popielniczce obok pustego kieliszka. – Muszę wreszcie rzucić to świństwo – pomyślała z roztargnieniem, nalewając kolejną porcję, zbyt ciepłego już, wina. Znowu się zawiodła, licząc na to, że alkohol przyniesie jej upragnione odprężenie, przeciwnie, myśli miała bezlitośnie wyraźne i ostre, archiwum pamięci w pełnej gotowości do współpracy.
- No, więc dobrze, kiedy po raz pierwszy zorientowałam się, że coś się dzieje nie tak? Co przegapiłam? – Małgorzata poddała się, nie miała siły na dalsze uniki. Jak za kliknięciem myszy, z katalogu wspomnień wyłonił się ten dzień, kiedy ziemia usunęła jej się spod stóp. – Co za beznadziejnie banalne określenie – skonstatowała z sarkazmem – a jednak dokładnie oddaje odczucie tamtej chwili. Może na tym polega siła banału? Że jest tak porażająco prawdziwy, że bezpieczniej jest go wyszydzić niż dopuścić? Jeszcze raz pozwoliła sobie na dygresję. Przypomniała jej się dawno przeczytana historia o dziwnym zdarzeniu, które miało miejsce w małym miasteczku, w bliżej niekreślonym miejscu i czasie.
Pewnego dnia, na najczęściej odwiedzanym słupie ogłoszeniowym w samym środku rynku, pojawił się ogromny plakat. Jaskrawo czerwone litery z daleka przykuwały wzrok: „Uwaga! W najbliższą sobotę, w samo południe, w miejscowej remizie strażackiej odbędzie się jedyny pokaz Wykrywacza Nieprawdy! Nie przegap okazji! Super promocyjne ceny!” Nikt nie widział, kto i kiedy powiesił zaproszenie, nikomu nic nie mówiły obco brzmiące napisy, okalające płomienne litery i choć nikt nie zamierzał niczego kupować, to domysłom i spekulacjom nie było końca. Intrygujący Wykrywacz Nieprawdy zawładnął wyobraźnią wszystkich - od piegowatego Józka od Kowala do Księdza Proboszcza.
W sobotę, na długo przed tym, nim kościelne dzwony rozdzwoniły się na Anioł Pański, remiza strażacka była nabita po brzegi. Honorowe miejsce przy stole nakrytym zielonym suknem, czekało na zagadkowych gości. Dzieciaki na zewnątrz, rozpłaszczały nosy na szybach. Przed wejściem krążył spocony z emocji burmistrz, powtarzając w pamięci powitalna mowę. W gwarze podenerwowanych głosów, przepychania do bliższych rzędów, nikt nie zauważył pary nieznajomych, którzy w niepojęty sposób, nieoczekiwanie pojawili się za stołem. Ludzie gwałtownie zamilkli.
Młody, smagły brunet o przenikliwie czarnych oczach, w nienagannym garniturze nieco staroświeckiego kroju, uśmiechnął się swobodnie na widok zaskoczonych twarzy. Towarzyszyła mu równie młoda i elegancka kobieta, oburącz trzymała zwykłe kartonowe pudło, średniej wielkości.
- Wszyscy chcemy znać prawdę. Nie chcemy być oszukiwani – mężczyzna bez wstępów przystąpił do rzeczy – oferujemy więc Państwu niepowtarzalną możliwość przyłapania wiarołomnych żon, kłamliwych mężów, oszukańczych wspólników i fałszywych przyjaciół. Wystarczy nosić przy sobie takie maleńkie urządzenie – tu, sięgnął do pudła i zademonstrował coś, co wyglądało jak zwykły zegarek. – Jak to działa? Zakładam je na rękę, kiedy usłyszę nieprawdę, poczuję wibrowanie i już będę wiedział, że ktoś kłamie. To, co z tym zrobię potem, zależy już tylko ode mnie – w oczach mężczyzny na moment mignęło jakby okrucieństwo, ale szybko się opanował. Na sali rozległy się nerwowe chichoty. – A teraz uwaga! Moja asystentka ma dla Państwa bezpłatne egzemplarze naszego Wykrywacza! Możecie go wypróbować całkowicie za darmo! Oczywiście przyjmujemy zwroty … - Głos mężczyzny utonął w tumulcie głosów i hałasie przewracanych krzeseł. Kiedy zawartość pudła została dosłownie rozdrapana przez szturmujących, zagadkowa para zniknęła tak nagle, jak się pojawiła.
Po dwóch tygodniach w Firmie odbyło się spotkanie akwizytorów. Naczelny, o szpakowatych włosach i przystrzyżonej w ostry szpic bródce, półleżał rozparty w fotelu. Dookoła siedzieli identyczni mężczyźni w staroświeckich garniturach. Każdy z nich miał przed sobą kartonowe pudło. - Ile mamy zwrotów? – Zagaił Naczelny. – Sto procent – padła pierwsza odpowiedź. – Sto procent – powiedział drugi. Sto procent – powtórzył trzeci. Sto procent. Sto procent. Sto procent …
- Tak… - Naczelny uśmiechnął się zadowoleniem – ludzie wolą nie znać prawdy. To była udana transakcja. Zasłużyliście na premię.
Ostry dźwięk telefonu wyrwał Małgorzatę z zamyślenia. Rozejrzała się nieprzytomnie. Która to już godzina?
- Słucham? Tak, to ja, przy telefonie. Co takiego? Są już wyniki histopatologii? Nie, proszę nic nie mówić. Zaraz tam będę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj Aniu,
czytając pierwsze zdania, pomyślałem, że są zbyt łatwe i banalne - ale potem ... okazały się siłą tego utworu.
W banalnym życiu pojawia się Pięść Boga - która albo nas zabije, albo tylko zrani.
Nigdy jednak potem, nie będzie już tak samo bezpiecznie na tym najlepszym (???) ze Światów.

Opisałaś to fantastycznie - Pozdrawiam - Marek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

długo, długo, długo - a przez to i nudnie. oczywiście na koniec dowiem sie o raku - najlepiej piersi - o tym jak się walczy z cierpieniem z uśmiechem na twarzy, ale to i tak będzie nudne.

moim zdaniem tekst musi być jak najbardziej naturalny - a tu owej naturalności brak. zamiast niej widze jakiś trud, jakbyś mierzyła się z granitowym blokiem granitu w kamieniołomie w Kostrzy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje za opinię a zwłaszcza świetne porównanie "jakbyś mierzyła się z granitowym blokiem granitu w kamieniołomie w Kostrzy". Wprawdzie kompletnie nie odpowiada to moim odczuciom jako autora ale przecież nie o to chodzi. Nie wiem dokładnie gdzie jest Kostrza ale zaraz sprawdzę! Pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstęp, w moim odczuciu, może nazbyt kwiecisty. Sporo tu porównań, metafor. Natomiast druga część wciagała swoją tajemniczością. Koniec też uważam za dobry. Krótko. Nic dodać , nic ująć. Myślę, że trzeba samemu przeżyć ciarki tego typu oczekiwania, żeby wszystko, co dotychczas banalne, wydało się niezwykłym.
Twoje zdrówko, Aniu, wznoszę szklaneczką przedniego burbona.
Agniecha

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie, rzadzieńko zdarza mi sie za dnia toasty wznosić. Ale dzisiaj była ku temu okazja. Po kilku dniach i nocach skończyłam swojego gniota. Tasiemiec straszeczny. Poczułam w zwiazku z tym wielką ulgę i to był powód, żeby zejść do mojej piwniczki po jakiś lepszy trunek.Przy okazji wyciągnęłam moje stare zapiwniczone opowiadanka, o które pytałaś. Muszę je deczko odkurzyć, odrestaurować, powyganiać ewentualne szkodniki. Krótko mówiac moje wypociny trzeba podrasować! Jest mi to teraz potrzebne, bo muuszę nabrać dystansu do gniota, żeby potem z czystą głową ciut go uzgrzebnić, schamić i odlandrynić. Nie może być zbyt kobiecy.
Wieczór cuudny, idę zapalić!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy widzisz, Aniu, mam dylemat. Gniot jest długi (14 stron), chociaż wyraźnie podzielony na 3 części. Zauważyłam, że tutaj umieszcza się raczej mniejsze formy, a te dłuższe na raty.
Chyba najpierw umieszczę coś starego podrasowanego, dopiero potem wezmę świeżynkę. Teraz utworek został puszczony w drugi obieg, tzn. pomiędzy znajomych. Czekam na ich opinie. Dziecko i zwierzyniec odetchnęli z ulgą- skończyłam pisanie,więc jest szansa na normalne żarcie. Zawaliłam jedną sprawę służbową, wprawdzie urlop, ale spory projekt puściłam w eter. Cóż, ale ma to wymierne korzyści. Wprawdzie mniej środków płatniczych mi wpadnie, ale za to kilka spokojnych weekendów zyskam. Heh..wybory!
Teraz czekam na pogodę, muszę koniecznie na żagle!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"pod krawędzią świadomością"
Nie do końca wiem, co powiedzieć. Muszę przeczytać ten tekst jeszcze raz i być może wtedy będę w stanie lepiej zopiniować. Na tę chwilę powiem, że zgadzam sie z tym, że ludzie nie chcą znać prawdy. Z drugiej zaś strony nie chcą być oszukiwani, a przemilczenia także biorą za kłamstwo. I jak tu wyjść zwycięską ręką w gąszczu wykluczających sie teorii...Prawda często bywa bolesna, pewnie dlatego rodzi tyle dylematów. Ale znowu sie rozgaduje;p lubię ten temat, przygotowywałam także maturę w tych klimatach i to pozwoliło mi mocno zagłębić sie w kwestię prawdy i kłamstwa. Ostatnie moje "nieprzygody" szpitalne spowodowały, że rozmyślałam także o tym czy lepiej dowiedzieć się o strasznych podejrzeniach lekarzy, lub wręcz wyroku, czy być oszukiwanym w imię zwalczenia choroby przez psychike. Na dzień dzisiejszy mówię - chcę wiedzieć. Ale wiedzieć tak, żeby mieć nadzieję. Wydawało mi się, że lepiej znać najczarniejszą prawde, a kiedy leżałam po operacji w obawach przed komplikacjami bardzo pomagało mi, że mama przy mnie nie płakała, była dobrej myśli i mnie pocieszała. Bo choć początkowo wiedziałam, że jest kiepsko, to w końcu zaczęłam wierzyć, że się uda. Nie jest to może najlepsze porównanie, bo mnie nikt nie okłamywał, wiedziałam jak jest. Ale gdyby rodzina operowała wyłącznie prawdą, suchymi faktami i statystykami byłoby mi ciężko. Zmierzam do tego, że prawda ZAWSZE powinna iść w parze z EMPATIĄ i być podana w odpowiedni sposób. Bez tego traci swą wartość i sens. Nie będę opisywać przykładów, myślę że każdy miał takie sytuacje w życiu, że mniej więcej kojarzy o czym mówię;p
Nie kłamać się nie da. I w jakiś sposób trzeba sie z tym pogodzić i po prostu bardziej świadomie podchodzić do drugiego człowieka, żeby nie zawyżać statystyk;p bo podobno statystycznie każdy człowiek kłamie średnio 2 razy dziennie;p i jeśli będziemy na kogoś nieziemsko wściekli, że ktoś nas okłamał, to może go nie przekreślać od razu, tylko pomyśleć ile razy nam sie zdarzyło zrobić tak samo. Wiadomo, że kłamstwo może być perfidne i wtedy nie ma przebacz;p ale ludzie czasem mają dużo pretensji do innych nie patrząc na siebie. Miałam takie wrażenie, jak przeczytałam ten fragment o zwrotach, że ludzie którzy ten wynalazek zwrócili trochę sie tak mogli czuć. Każdy wie, że jest okłamywany, ale niekoniecznie chce wiedzieć, kiedy i jak. Czy to oznacza, że żyjemy w jednej wielkiej iluzji? a może to nasz sposób na niedoskonałość i radzenie sobie z tym, co nie jest fajne na tym świecie...hmm w każdym razie Twój tekst po raz kolejny obudził we mnie dużo różnych myśli;p gdybym miała je wszystkie napisać, to pewnie zajęłyby kilkadziesiąt stron. Hm może jakiś tekst sie z tego bedzie dało zmontować hehe;p ale.. ile ludzi, tyle spostrzeżeń, czasem mocno sprzecznych więc to niebezpieczny temat. Dobra, kończe, ciesząc sie, że znalazłaś czas na tekst, bo wiem, że ostatnio Ci go brakowało

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Edyta, przeczytałam bardzo uważnie co napisałaś i wiesz, mam wrażenie, ze trochę się rozminęłyśmy tzn. moje intencje były takie, żeby skierować refleksje czytelnika pod hasłem "ludzie wolą nie znać prawdy" bardziej do wnętrza niż na zewnątrz. Problemem bohaterki nie jest to, że ktoś jej nie mówi prawdy, bo np. chce jej oszczędzić stresu (być może zbędnego) ale to, że bohaterka za wszelką cenę stara się uniknąć otwartego starcia, uczciwej konfrontacji ze swoimi przeczuciami i lękami a może i faktami. Najdłużej jak może, stara się odseparować psychicznie, odsunąć ten moment, kiedy nie da się już bagatelizować sprawy, udawać, że nic się nie stało i wszystko będzie jak dawniej. Tyle, że zawsze dochodzi sie do pewnej granicy. Pisałam już na doku, że długo wahałam się nad zakończeniem tego opowiadania. Zastanawiałam się, czy kwestii przyczyny rozterek Małgorzaty nie zostawić otwartej, tak, żeby równie prawdopodobnym powodem mogła być np. zdrada bliskiej osoby. W obronie własnej, być może fałszywej, sami się oszukujemy, bo iluzja, ze jesteśmy wciąż młodzi, atrakcyjni, szanowani, lubiani, kochani, itp. jest cenniejsza niż prawda. O tym miało być to opowiadanie. Pozdrawiam mocno - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego właśnie stwierdziłam, że muszę przeczytać je jeszcze raz, bo nie byłam pewna o czym tak naprawde jest. Ale myślę, że nie do końca rozminęłyśmy się. Jak Ci napisałam, Twój tekst po prostu obudził we mnie pare refleksji i sie rozpisałam być może nie na temat;p Ale temat jaki poruszyłaś bardzo godny uwagi. Choć wiem z ostatnich moich doświadczeń, że trudno sie oszukiwać czasem... no chyba że tylko ja tak mam, bo zdaje sie więcej we mnie pesymizmu. Uśmiechy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

cze-eść! :))))
co mi w tym tekście nie leży, to myśli danej Małgorzaty. nie owijając w zbędne bibułki - czy ludzie naprawdę myślą w ten sposób? podążają schematem, brnąc w niego?
ciężko jest opisać myśli, rozbiegają się najczęściej po drodze i nie chcą scalić, a tutaj jakoś mało wiarygodnie mi zabrzmiały. mądrzy ;), doświadczeni pisarze rzadko myślą bohaterami dłużej niż na jedno, 2 zdania i moim zdaniem mają rację - to jest dość skomplikowany proces.

kurczę, ale głupot nagadałam.

ps. ale życzliwa z Ciebie kobieta, więc mi pewnie wybaczysz ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...