Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Trzydniówka w Mrągowie


Krzych Kowalski

Rekomendowane odpowiedzi

Wprowadzenie.
Połowa lat siedemdziesiątych. Polana położona między zboczem i zagajnikami leśnymi. Granatowa tabliczka informowała o zgrupowaniu lekkoatletów Wojskowego Klubu Sportowego „Oleśniczanka”. Szereg dziesięcioosobowych namiotów ustawionych było wzdłuż zbocza. Kilka innych – po drugiej stronie polany. Te były z widokiem na jezioro. Do jeziora wiodły kręte ścieżki w dół, wśród krzewów i drzew. Jedna ze ścieżek była oznakowana drewnianymi kołkami, wbitymi w miękką ziemię. Kołki, połączone sznurkiem znaczyły drogę do leśnej ubikacji – latryny.

Dzień pierwszy.
Słońce już dawno schowało się za horyzontem odległych lasów. Obozowisko oświetlało kilka lamp, zawieszonych na wysokich słupach. W jednym z namiotów, przy zboczu, słychać było jeszcze wesoły gwar. Nastoletni sprinterzy i skoczkowie dzielili się opowieściami z ostatniej dyskoteki. Wyjścia Waldka z namiotu nikt nie zauważył. Wszyscy licytowali się swoimi podbojami. Nagle… Zamilkli. Opowieści przerwano w pół zdania. Nasłuchiwali i patrzyli na wejście do namiotu. Stamtąd dobiegł ich przeraźliwy krzyk. Patrzyli na wejście i puste łóżko polowe Waldka. Stało przy wejściu. Zrozumieli – nie ma Waldka. Krzyk był jego. Co robić? Chwila konsternacji… i równie przeraźliwy odór, smród wypełnił wnętrze namiotu. Waldek wszedł…
- Ej! Gdzie leziesz! Śmierdzisz! Spadaj! – krzyczeli pozostali i jak na komendę za ręczniki, i już furczały w powietrzu. Inny rzucił się na tył namiotu, by go rozwiązać i sprowokować przeciąg.
- Czego?! Potknąłem się o ten pierd… kołek i wpadłem! – tłumaczył Waldek – Jeszcze łydkę rozharatałem!
Wziął ręcznik i wyszedł. Wymył się w jeziorze. Obozowy lekarz opatrzył powierzchowną ranę prawego podudzia.

Dzień drugi.
Bezchmurne niebo zapowiadało upalny dzień. Całe zgrupowanie od godziny było po śniadaniu. Sprinterzy i skoczkowie, ci młodsi i ci nieco starsi, zebrali się wokół trenera. Spojrzeniem sprawdził obecność i przedstawił plan porannego treningu. On ze starszymi pobiegnie dłuższą trasą, a młodsi z drugim trenerem łatwiejszą. Obie grupy miały się spotkać w drugim lesie. Tam miała być przeprowadzona część główna treningu. Luźna grupka dziesięciu chłopców ruszyła. Biegli wzdłuż pierwszego lasu. Wbiegli na otwartą przestrzeń – morza zielonych kęp szuwarów, podmokłego terenu. Co raz przeskakiwali przez strumyk, albo przebiegali po miękkich dywanach z mchów. Przez jedno małe rozlewisko wiodła ścieżka z desek. Grupa przebiegła… Krzyk i przekleństwa ostatniego zatrzymały grupę. Leszek przebiegał po desce. Nadepnął na jej koniec. Zadziałało prawo dźwigni. Deska odbiła i … drugim końcem, uzbrojonym w gwóźdź – ugodziła Waldka w prawe udo. Powrócił do obozu.

Dzień trzeci.
Zgrupowanie sportowe rządzi się swoimi prawami. Po porannym treningu – prysznic (w odległej jednostce wojskowej – jak się zdążyło – była ciepła woda), potem obiad i do dwóch godzin – odpoczynek przed mocniejszym treningiem. Starsi zawodnicy trzymali się tych zasad ściśle. Ale młodsi? Leżeć w ciszy przez godzinę? Kara, czy co? Zebrali się w kącie namiotu i już płynęły pikantne opowieści o sercowych podbojach. Co chwilę przerywała je salwa śmiechu. Tylko Waldek zamknął się w sobie. Leżał na łóżku przy wejściu do namiotu. Wybuchy śmiechu potęgowały się z każdą chwilą, gdy…
- Co jest do jasnej cholery?!!!!
- Moja nooooooooggaaaaaaa!!!!
Krzyki złości i bólu przerwały te swawolne opowieści. To jeden ze starszych zawodników krzycząc, wpadł do namiotu, zwalając się całym swoim ciężarem na … ranną, prawą nogę Waldka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...