Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

zburzysz codzienność jak mur Jerycha
oddalisz myśli które o niczym
a w zakamarkach sekretarzyka
takty melodii cichej usłyszysz

nadal pobrzmiewa Marsz Radetzkiego
Nad pięknym modrym wiedeńskie walce
i sama nie wiesz znów pragniesz czegoś
może zatańczysz lekko na palcach

w szufladkach bocznych czarnego trema
zapach lawendy bzu oraz róży
przypomniał ludzi których dziś nie ma
akord muzyki co może urzec

spójrz bibeloty te na serwantce
zda się wirują na balu miejskim
tańczą też pary na filiżance
tej z porcelany starej miśnieńskiej

już ulatuje wiedeńskie echo
falą płynące dźwięki muzyki
gdyż ze snu budzi disco lub techno
by osobowość twoją zakrzyczeć

wdzierając ostro wrzeszczącą formą
głęboko w umysł jak jazdą krzywą
niech cię nie kusi wulgarne porno
zadbaj o siebie swoją wrażliwość

Opublikowano

Mam co do niego mieszane uczucia. Wielce pozytywne pierwsze wrażenie z lektury niemal przesłoniło mi pewne braki. Niemal. Wiersz jest ładny, poruszył mnie, może dlatego, że sam mam sentyment do wszystkiego, co dawne, niedzisiejsze. A do tego wyraża myśli bardzo mi bliską.

Niestety, myśl ta ukryta jest bardzo płytko. Już powierzchowny odczyt pozwala ją dostrzec bez żadnego zastanowienia. Tak oczywista pointa powoduje, że nawet jeśli w utworze jest coś więcej, to czytelnik (w tym wypadku moja skromna osoba) po dwukrotnym przeczytaniu, stwierdza z zadowoleniem, że wydobył, co trzeba i wiersz jest skonsumowany.

Co więcej dosyć ubogo prezentuje się stylistyka utworu. Całość opiera się na kontraście muzyki dawnej i nowoczesnej: zgiełkliwej i "masowej". Ta stara niesie ze sobą wspomnienia, jest istotną częścią osobowości bohaterki (adresatki). Ta nowa natomiast to pusty hałas, dzięki któremu człowiek zatapia się w masie ("gdyż ze snu budzi disco lub techno /
by osobowość twoją zakrzyczeć"). Opis wrażeń i skojarzeń związanych ze wspomnieniami jest nawet ładny, ale mógłby być bardziej poetycki, metaforyczny. Potrzeba moim zdaniem więcej wieloznaczności, zwrotów w stylu "zburzysz codzienność jak mur Jerycha" z pierwszej strofy i "jak jazdą krzywą" z ostatniej.

Ale pomijając ten drobny niedostatek, wiersz jest całkiem dobry. Rytm w porządku, rymy dobre. I poruszył, jak się rzekło, a to rzecz niezmiernie ważna. W moim przekonaniu jest wart tego, by nad nim jeszcze troszkę posiedzieć, spróbować ten lub tamten obraz przedstawić bardziej metaforycznie. Bo tak jak jest, w samym środku - w trzeciej, czwartej strofie - zaczyna się dłużyć powtarzaniem tego samego przed przejściem do pointy.

Pozdrawiam,
Drax

P.S. Aha, zapomniałbym.
[quote]nadal pobrzmiewa Marsz Radetzkiego
Nad pięknym modrym… - wiedeńskie walce


Tu się nam wkradła interpunkcja. Sugeruję konskwentnie: albo wprowadzić w całym wierszu, albo w całości zrezygnować. Osobiście byłbym za tym pierwszym, ale

święta wola
autora...

(nie jestem pewien, czy w tym momencie kogoś nie splagiatowałem; jesli tak, to przepraszam)
Opublikowano

Dziękuję za konstruktywną krytykę i wyznam pewną prawdę - głowy do pisania to akurat nie mam gdyż pracy mnóstwo ale poruszyła mnie Alicja, W. swoją Retrospekcją i gdzieś to zostało.
Słuszna uwaga odnośnie stylu. Najwyższa pora tworzyć swój styl skoro opanowało sie w miarę warsztat a do tego potrzebny czas i "wolna głowa".
Ulegając modzie rezygnuję z interpunkcji ale bez przekonania.

Pozdrawiam Jacek

ps.
do pracy nad nim jeszcze powrócę w trakcie urlopu

Opublikowano
wdzierając ostro krzyczącą formą
głęboko w umysł jak jazdą krzywą
niech cię nie kusi wulgarne porno
zadbaj o siebie o swą wrażliwość


Jacku, to sobie zabieram /
wiersz mnie wzruszył, wywołał wspomnienia /
dotkął osobiście, więc przemawia /
podoba mi się i nie zostanie zapomniany po przeczytaniu /
:))
serdecznie pozdrawiam
-teresa
Opublikowano

Mam niejasne odczucia po przeczytaniu wiersza. Pierwsze wersy liryczne i naprawdę piękne, łamie prostota dwóch ostatnich wersów. Zważywszy na puentę wydaje się, że jest to celowy zabieg, ale jak dla mnie, psuje to urodę wiersza. Ale to tylko moje odczucie.



już ulatuje wiedeńskie echo
w kolażu zmysłów jaskrawość chwili
czasy serwantki coraz to bledną
i filiżanki kruchość straciły

Przyszło mi do głowy takie zakończenie, ale to tylko taka myśl :-). Wiersz naprawdę warty uwagi. Anna

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dziękuję ale różńie z tą puentą

pozdrawiam Jacek
zadbaj o siebie swoją wrażliwość
no tak Jacku, ale to jednak fajowe,
ciepłoniaście
Opublikowano

Moim zdaniem zakończenie wszystko zepsuło. Przez większą część wiersza stworzyłeś przyjemny, sentymentalny nastrój i nawet pomijam dłużyznę jaka przy okazji powstała. Ale potem disco, techno i porno - wiem, że taki był pierwotny pomysł, tak miało być. Tylko już dawno znudziły mi się wiersze o tym jak to kiedyś było cudownie, a jak teraz jest źle. To dość płytkie i nazbyt oczywiste.

Arek

Opublikowano

Aniu
chyba nie do końca - widać po komentarzach

Judyt
zadbać o siebie i swoją wrażliwość - nie dać "zatopić się w masie" - mieć osobowość
ciężko nie ulec dyktaturze mediów

a. mroziński
ten wiersz nie jest o rym że kiedyś było cudownie a dziś źle - więcej uwagi przy czytaniu
zresztą jak to się mówi: kiedyć było źle a dziś jest lepiej ale kto wie czy lepiej jak jest źle czy jak lepiej - pytanie retoryczne, autor nie oczekuje odpowiedzi

pozdrawiam i dziękuję za wizytę Jacek

Opublikowano

Judyt
zadbać o siebie i swoją wrażliwość - nie dać "zatopić się w masie" - mieć osobowość
ciężko nie ulec dyktaturze mediów

Jacku
może i tak, najlepiej wyrzucić tv przez okno i nie będzie dyktatury;),
ciepłoniaście

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @lena2_ prawda
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...