Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

W naszym klubie nie ma par
aby nikogo nie urazic.
Nawet w bucie chodzimy jednym.

Wszyscy są tu tylko przyjaciółki
zgodnie z tradycją.

Chociaż wszyscy są wolni
nikt się tym nie cieszy,
życie jest podobno piękne
i tak nie nasze,

W naszym klubie
nie przybywa nowych,
tylko przez nikogo nie wybrani
mogą w nim pozostac.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie ma par i wszystko jest pojedyncze - jedno wynika z drugiego, może tak :

W naszym klubie nie ma par
aby nikogo nie urazic.
Nawet w bucie chodzimy jednym.

Wszyscy są tu tylko przyjaciółki
zgodnie z tradycją.

Chociaż wszyscy są wolni
nikt się tym nie cieszy,
życie jest podobno piękne
i tak nie nasze, - bez "ale" brzmi zdecydowanie lepiej
- wers "ale po co?" wydaje mi się zbędny,bardzo upraszcza tekst

W naszym klubie
nie przybywa nowych, - za dużo członków
tylko przez nikogo nie wybrani
mogą byc jego dozgonnymi - nie mam pomysłu na wyraz "dozgonnymi" ale mi nie pasuje

Całokształt raczej na plus ale nad końcówką bym popracowała, bo warto. Serdeczności
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie ma par i wszystko jest pojedyncze - jedno wynika z drugiego, może tak :

W naszym klubie nie ma par
aby nikogo nie urazic.
Nawet w bucie chodzimy jednym.

Wszyscy są tu tylko przyjaciółki
zgodnie z tradycją.

Chociaż wszyscy są wolni
nikt się tym nie cieszy,
życie jest podobno piękne
i tak nie nasze, - bez "ale" brzmi zdecydowanie lepiej
- wers "ale po co?" wydaje mi się zbędny,bardzo upraszcza tekst

W naszym klubie
nie przybywa nowych, - za dużo członków
tylko przez nikogo nie wybrani
mogą byc jego dozgonnymi - nie mam pomysłu na wyraz "dozgonnymi" ale mi nie pasuje

Całokształt raczej na plus ale nad końcówką bym popracowała, bo warto. Serdeczności
Dziękuje za uwagi posmyśle nad tym, pozdrowienia:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...