Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

terapia


Rekomendowane odpowiedzi

postaram się przylgnąć do tych lekkich słów
infantylnie odpowiednio poważnie odpowiedzieć
wykrzyczeć i pochuchać w lustro z psem mojego zniewolenia i bezpiecznej wolności
na smyczy trzymać dystans z przerażeniem

tak to sobie ostrzej tłumaczę



nie bój się trwam przy tobie

na smyczy niegroźne lustrzane odbicia
w dłoń chwyć i rozmemłaj

bestia spojrzy złowrogo
natychmiast przybędę
odpędzę

czułą melodią jak sen
jedynej nocy tysiącem strun
zagramy szepcąc

z nami zanucą gwiazdy spójrz
mrugają przyjaźnie na dobranoc
spokojnie

zasnę



myślę że coś zostało z poprzedniego 'nocnego koncertu'
miło było poszeptać na słowach /

pozdrawiam/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



jaka tam pani, po prostu teresa :) a o czepianie nie mam pretensji, czytelnik ma prawo wyrazić swoje zdanie, tym bardziej, że to warsztat, więc szanuję;
dobrym słowem, życzliwością, pocieszeniem itp. wspomaga się leczenie...znam to dobrze...
są takie schorzenia, które bez takiego wspomagania nie dają się wyleczyć;
po prostu nawet trzymanie za rękę jest 'terapią' (psychoterapią), a coż dopiero, gdy ktoś ma lęki?
ech, za dużo nagadałam
dziękuję
:)))
serdeczności
-teresa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



jaka tam pani, po prostu teresa :) a o czepianie nie mam pretensji, czytelnik ma prawo wyrazić swoje zdanie, tym bardziej, że to warsztat, więc szanuję;
dobrym słowem, życzliwością, pocieszeniem itp. wspomaga się leczenie...znam to dobrze...
są takie schorzenia, które bez takiego wspomagania nie dają się wyleczyć;
po prostu nawet trzymanie za rękę jest 'terapią' (psychoterapią), a coż dopiero, gdy ktoś ma lęki?
ech, za dużo nagadałam
dziękuję
:)))
serdeczności
-teresa

okazanie wsparcia, a jednak ta druga strofa, przyjrzyj jej się pod słowami, ma takie znaczenie, ze nie ty dasz sobie radę przy moim wsparciu, a ja za ciebie odpędzę . właśnie chodzi mi o tę małą subtelność.
można by rzec, to pierdoła, drobiażdżek, a jednak w kontekście tytułu urasta mi do dużej piłki :)
chodzi o to, ze okazywanie wsparcia, to nie przeganianie lęków. lęk ma zostać przegoniony przez samego poddającego się terapii chyba:) a tylko winien otrzymać niezbędne oparcie :)

powiedz to dziecku specjalnej troski, do niego mówi się inaczej albo komuś, kto nie zaznał życzliwego ludzkiego odruchu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytuł wskazuje, że podmiot liryczny będzie się starał uzmysłowić bardzo bliskiej osobie, że nie powinien się on niczego obawiać, bowiem ma obrońcę w swej miłości Peel z pewnością darzy uczuciami adresata, można także dodać, iż pewnie tworzą parę albo mogą to być innego typu relacje, np. matka - syn /co szczerze mówiąc bardziej wydaje mi się prawdopodobne/

Moim zdaniem 'lustrzane odbicia' to sny nękające postać, do której kierowane są słowa podmiotu lirycznego Ten z kolei zapewnia o swojej gotowości do walki z nimi, kiedy tylko nadarzy się sposobność Obiecuje, że pomoże, ma przecież za sobą zastępy gwiazd W każdym razie po stoczonej batalii peel będzie mógł sam spokojnie zasnąć

Tak widzę ten tekst Pozbyłem się nadmiaru słów i pewnych fraz, które mogłyby uchodzić za bezczelnie wytarte Chociaż 'sen', 'bestia' czy 'gwiazdy' również nie biją świeżością, stwierdziłem, że można opcjonalnie zostawić, bo są odpowiedzialne za właściwą tonację tekstu Radziłbym jednak pomyśleć nad zastąpieniem tychże słów metaforami Jakkolwiek oto moja wersja:

nie bój się

lustrzane odbicia na smyczy
niegroźne w dłoni

bestia spojrzy złowrogo
natychmiast odpędzę czułą melodią
jak sen

zagramy cichutko

z nami
zanucą gwiazdy
spójrz
mrugają przyjaźnie
na dobranoc

zasnę spokojnie


Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mr.Suicide, bardzo dziękuję za obecność, poświęcony czas i wnikliwą interpretację, która jest trafiona w dziesiątkę. Wszystkie uwagi i propozycje przemyślę;
zaproponowana wersja będzie wielką pomocą; jeszcze raz dzięki za konstruktywny komentarz;
:)
Serdecznie pozdrawiam
-teresa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • niełatwo napisać wiersz który ozdobi szczyt poezji najpierw trzeba się nauczyć cierpliwości  pokory   one pomogą iść po bruku czyli twardym i śliskim pod wiatr i  z wiatrem czyli z czymś co niełatwe   trzeba  zobaczyć  przeżyć rzeczywistość która różne  obrazy maluje  nie tylko ładne  zrozumiałe   to co wyżej napisałem nie pachnie kłamstwem to próba zrozumienia jak trudno  jest upiększyć wspomniany  szczyt    
    • @Natuskaa    Wygląda, że aby napisać "(... schody)" posłuchałaś >>'tum dum'<< serca, zjednoczonego z >>'tum dum'<< umysłu. "(...)  "(...) No co (...)" napisać więcej, jak Brawo

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      . Wspaniale, że tak zrobiłaś - i stąd wspaniały tekst .     Pozdrowienia.
    • Ze ścian wystają kościste ręce. Zwisają bezwładnie. Martwe. Doskonale nieruchome artefakty jakiegoś dawnego życia. Między palcami pajęczyny. Wszędzie. Zlepione z tynkiem płótnami szarej pleśni. Skamieniałe tym trwaniem pełnym ciszy. Ćma okrąża wiszącą lampę w nikłym trzepocie skrzydeł. Szara jak twarz nieboszczyka, co tańczy na suficie ze swoim ostrym cieniem. W dusznej nocy lipcowej, parnej. Opieram się plecami o ścianę, olśniony blaskiem żarówki. Ręce zwisają uspokojone pod ciężarem niezliczonych wieków. Wyrosły jak korzenie. Jak gałęzie z prastarego drzewa. Lecz zamiast liści, jedynie płótna pajęczyn z uschniętymi truchłami much i motyli, które znalazły tutaj swoje przeznaczenie. Po moich bokach puste fotele. Wgniecione siedzenia. Puste fotele. Ojciec wydaje się coś do mnie mówić, rozparty wygodnie. Porusza ustami. I mówi. Mówi w kłębach papierosowego dymu. Podobnie matka. Lecz niedosłyszę. Niedowidzę… Zagłusza ich bowiem piskliwy szum gorączki. Ciężkie w skroniach pulsowanie...   Zaciskam powieki.   Otwieram.   Nie ma nikogo. To tylko imaginacja chorego umysłu. Wpatruję się w puste fotele. Wgniecione siedzenia. Pomiędzy nimi stylowy stolik z błyszczącym blatem i z brunatną plamą od tlącego się niegdyś niedopałka. W deszczu maleńkich, mżących pikseli. W okrywającym wszystko pyle zapomnienia. Stoję oparty plecami o ścianę. O zimną powierzchnię spękanego tynku, którego pęknięcia zdają się poszerzać i kurczyć w głębokich oddechach czasu. Zresztą wszystko tu oddycha, mimo że w milczeniu. W tym milczeniu głośnym aż do ogłuchnięcia. Gdzieś pomiędzy puste fotele. Wgniecione siedzenia. Na stoliku brunatna plama. I na stoliku tym, na zdobionej serwecie, stał kiedyś wazonik z kwiatami, szklana popielniczka ojca. I na stoliku tym brzęk talerzy, filiżanek z herbatą… Po bokach puste fotele…   Ćma przysiadła w kącie. Zmęczona. Albo zagłębiła się w fałdach zasłony. Tej albo innej. Tego albo tamtego okna. Przytulam się do forniru szafy, regału. I patrzę tak od dołu w górę jakimś takim psim spojrzeniem. Patrzę na te półki uginające się od książek, czasopism. Przytulam się do odłażącego miejscami forniru albo do okleiny w kolorze dębu, do pilśniowej płyty. Za mną puste fotele. Wspinam się powoli. Półka po półce. Wspinam się i chłonę kurz zatęchły przez lata. Przede mną litery tworzące tytuł: „Żyj i pamiętaj”. Więc żyję. Pamiętam. Choć pamięć wrasta powoli w kamień. Choć obrastają ją powoli mech i paprocie. Za mną puste fotele i ja, choć ten sam, to już przeraźliwie inny. Spójrz! Wyrosły mi właśnie skrzydła! Stałem się uskrzydlonym złudzeniem. Mówię w liczbie pojedynczej. Do kogo to mówię? Do nikogo. Tak jakby do samego siebie. I to, co mówię, spływa do wnętrza mojego unicestwienia. Do tego wiru, z którego nie ma już powrotu. Wydaje mi się, że widzę swoją matkę. Jej dłoń na stole w jakiś dzień lipcowy, o poranku. Na stole filiżanka z parującą jeszcze kawą, książka z zakładką liścia dębowego. I jej dłoń z obrączką, która być może została na jej palcu. Jakoś tak podobnie pisał Mieczysław Jastrun w: „Dla wiedzy większej od wspomnienia”. Tylko, że tam dłoń jego matki miała na palcu pierścień, który zalśnił w błysku otwieranego nagle okna. Tutaj przytłacza wszystko noc tysiącleciami gwiazd. Wiesz, istnieję jeszcze, choć tylko mgliście. Zaprzepaszczony w sobie i o konturze już całkiem nierealnym. Pełen niedopowiedzeń i tajemnic.   Zaciskam powieki.   Tam na ganku mojego dzieciństwa. W szumie łąk i drzew wysokich, sięgających nieba. Słyszałem wołanie matki na obiad. Skąd ta nagła reminiscencja? Pragnienie czułości. Cierpienie. Złamana gałązka… Fragmenty obrazów płynące wolno jak w fotoplastikonie. W ustach kwaśny smak owocu zerwanego z krzaka. I w słońcu, w białych obłokach. W światłocieniach na trawie, na piasku drogi…. Przez otwarte drzwi domu moich dziadków dobiega gwar zebranych wewnątrz gości. Wznoszone toasty, śmiechy… Choć ich nie widzę i nigdy nie zobaczę, są tam wszyscy ci, co umarli. W jakiejś takiej przytłumionej zieleni lata. W zagadkowej poświacie przedmiotów. Słyszę ich i czuję, kiedy tak patrzę na szeroką łąkę przez szpalery naparstnic, przez tarcze słoneczników. W ten bezkres nieokreślenia.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-07-02)    
    • W jakim cię miejscu znajdę tym razem? Na czyjej świata mapie? Czy każesz zejść mi omdlałym krokiem W piekło złożone z pragnień? Czy muszę nagle oczy odwrócić? Moje łzą zacienione Proszę, pamiętaj, że są zielone Tyle ich mieszka w tobie Czy każesz czekać, wtopić się w nicość? Nigdzie mi się nie spieszy Mogę cię szukać w pustym mieszkaniu Mogę zasnąć na wieki
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...