Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dzwonnik z kamiennej wieży


Rekomendowane odpowiedzi

Nie do końca wiem, gdzie to było. Nie pamiętam nawet dokładnie kiedy. Wszystko zdawało się zbiegać do końca. Tak, finał wisiał w powietrzu. Może to te ciemne, nisko zawieszone granatowe niebo. Może struna światła przecinająca przestrzeń, z góry na dół, rozświetlająca horyzont gdzieś na granicy wzroku. Wszystko zdawało się dawać znak. Wszyscy to wiedzieli. Było nas już coraz mniej. Kolejni odchodzili.
To nie musiała być apokalipsa. Zbyt wielu ją widziało w swoich wizjach, zbyt wielu wskazało dzień, w którym miała się zjawić. W końcu zabrakło dni. Zbyt wielu dotknęło jej boku, wskazało na błyskawice i zasłonę świątyni. Zbyt namacalna i po tysiąckroć spostrzeżona. A przecież miała być niespodziewana.

Tak więc czekaliśmy. Czekanie było redukcją. Krzywa życia zbiegająca do zera. Nic nie zmienił tylko on. Dzwonnik. Gdy my mieszkaliśmy w płaskich pudełkach z tektury, by ziemia nas łatwiej przykryła, by nie zginąć w trzęsieniu, wybuchu trzęsawiska, okruchach szkła i odłamkach betonu wbijanych w podstawę czaszki, pod żebra, przygniatających uda i stopy, lecz łagodniej zgasnąć w jednym ciele pod pokrywą gliny, on wciąż tkwił w swojej kamiennej wieży.
Wieża była zupełnie zwykła, zbudowana z grubych, tłustych brył, o kształcie walca z jednym nagim otworem okiennym pod szczytem. Na górze zawieszony był podobno dzwon. Podobno, bo nasi dziadowie mówili, że podobno ich dziadom ich dziadowie to mówili. Głuchy telefon praszczurów. Jak yeti. Jak potwór w Loch Ness. Dzwonu nikt nie widział. Nikt nie słyszał. Tylko podmuch wiatru niesiony pomiędzy naszymi organizmami szeptał, że raz usłyszymy ten dzwon, a potem już nic nie będzie.
Dzwonnik był zawsze. Nie wiem, czy się zestarzał w ciągu mojego życia. Zawsze wyglądał tak samo. Jak Żyd wielki tułacz. Jak Matuzalem. Zgarbiony jak Quasimodo, z uporem Syzyfa dzień w dzień wdrapywał się na górę i schodził na dół, aby zebrać garść glist do miski, które codziennie wynurzały się z podmokłych gleb pogranicza naszej osady.
Kamienna wieża widoczna niemal jak latarnia. Niemal, zamiast światła i ocalenia wróżąc ciemnym, lekko ugiętym konturem złowieszczą wróżbę. O tak, dzwonnik być może chciałby być latarnikiem, ale każdy miał swoje miejsce, jego było zbyt odległe od wody, zbyt bliskie gór, żeby świecić komukolwiek za wyjątkiem samego siebie i tej małej świeczki, którą zapalał o zmroku i która mu gasła po kilku sekundach od podmuchu wiatru.

Podobno dzwonnik widział całą osadę. Sięgał wzrokiem aż do wbitych w ziemię drewnianych, spróchniałych pali, znaczących kres tego gdzie przebywaliśmy.
Nie wiem, co było poza osadą. Kiedyś podobno było nas wielu. Codziennie ktoś odchodził w dal, za las, za przestworze puszczy, aby znaleźć inną twarz słońca o poranku, inny zapach wiatru, inną woń kwiatów. Nikt nigdy nie wrócił. Każdego czeka ta podróż, gdy wreszcie odkryje w sobie żądzę i pewność, że tam jest lepiej. Póki co wciąż czekaliśmy na koniec.

Kiedyś mieliśmy pełne brzuchy i to nam wystarczało. Dziś pozostał tylko strach wieczności i potwór nicości, porywający nasze owce, wyjący nocami siejąc obawę w naszych i tak pogrążonych sercach.

Nie wiem, dlaczego tutaj jesteśmy, ani dlaczego jest wśród nas dzwonnik. Oczy jednak rejestrują własne ciało na brązie tej gliny i zgarbiony odwłok na tle ciemnosinego nieba, przecinanego arabeskami piorunów.

A więc jesteśmy tutaj, a ja zapisuję te słowa. Nie żeby został ślad, nic nie zostanie, nic się nie uchroni. Nasz jedyny lament jaki usłyszymy, został w tych znakach. Nasza opowieść, jedyne świadectwo tych ponurych, beznadziejnie zwykłych i pogrążonych w szarej codzienności lat.


* * *

Codziennie wychodziliśmy na wzgórze. Jedyne wzniesienie w obrębie palisady. Każdy odrzucał swoją skorupę, zdejmował pancerz z plastiku i wczłapywał na niewielki kopiec. Tak, to było człapanie. Słowo „wejść” zarezerwowano dla dumnego kroku. Dla kroku zdobywców. Dla marszu zwycięskiej armii, dla Tenzinga Norgaya, dla westalki na kamiennych schodach świątyni. Nie uzurpowaliśmy sobie prawa do tego słowa. To było przemyślane. Skoro to koniec, niech jak najmniej stracimy, powoli oddawszy wszystko. Kolejnym krokiem miało być pełzanie, udoskonalone, bo zredukowane człapanie. Jak socjalizm wygładzony w geniusz komunizmu.

Została jedna idea. Redukcja. Bez tożsamości, bez twarzy, z zestawem codziennych czynności.
Najtrudniej było oddać pamięć. Udało się okroić ją do wspomnień z wczoraj. Może to i dobrze.

Czas zatrzymał się, a może nigdy go nie było.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie chcę się wypowiadać na temat storny warsztatowej, ponieważ wstydzę się przed kimś mądrzejszym o 800 komentarzy :)
widzę pewne zgrzyty, np. tutaj: "Wszystko zdawało się zbiegać do końca". może lepiej brzmiałoby zdążać? dostrzegam także inne, ale sądzę, że Autor po dokładniejszym przeanalizowaniu wychwyci te błędy :)
dalej wrażenia, praktycznie najważniejsze. już po pierwszym słowie zdania spodziewam się za chwilę jego końca- tekst rozstrzelony, poszarpany, przestrzeń od kropki do kropki wyraża pewną myśl.

Dzwonnik był zawsze. Nie wiem, czy się zestarzał w ciągu mojego życia. Zawsze wyglądał tak samo. Jak Żyd wielki tułacz. Jak Matuzalem. Zgarbiony jak Quasimodo, z uporem Syzyfa dzień w dzień wdrapywał się na górę i schodził na dół, aby zebrać garść glist do miski, które codziennie wynurzały się z podmokłych gleb pogranicza naszej osady.
to jest moim zdaniem świetne, plastyczne, nie za trudne, akurat do przełknięcia przez takiego przeciętniaka jak ja.

Została jedna idea. Redukcja. Bez tożsamości, bez twarzy, z zestawem codziennych czynności.
Najtrudniej było oddać pamięć. Udało się okroić ją do wspomnień z wczoraj. Może to i dobrze.

Czas zatrzymał się, a może nigdy go nie było.

natomiast ten fragment zalicza się do najsłabszych. zwyczajnie umyka sens, poza tym trochę nuży.

to tylko moje pierwsze wrażenia, poczytam jeszcze tekst i, o ile najdzie mnie mądra myśl, napiszę.

pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dziękuję za zajrzenie.
komentarze nie świadczą o mądrości, zwłaszcza ich liczba, więc nie należy się wstydzić:)

"zbiegać" użyłem specjalnie, jest bardziej matematyczne, jak funkcja zbiegająca asymptotycznie do zera itd

tekst rozstrzelony dobrze czy źle?:) trochę rozstrzelony bo to na razie zarys, a poza tym krótkie zdania ułatwiają zwykle czytanie, nadają jakiejś dynamiki.

uwagi przemyślę i będę pracować dalej.

pozdrawiam,
mz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Gdy my mieszkaliśmy w płaskich pudełkach z tektury, by ziemia nas łatwiej przykryła, by nie zginąć w trzęsieniu, wybuchu trzęsawiska, okruchach szkła i odłamkach betonu wbijanych w podstawę czaszki, pod żebra, przygniatających uda i stopy, lecz łagodniej zgasnąć w jednym ciele pod pokrywą gliny, on wciąż tkwił w swojej kamiennej wieży."
"Kamienna wieża widoczna niemal jak latarnia. Niemal, zamiast światła i ocalenia "
"strach wieczności" "potwór nicości"
Końcówka rzeczywiście trochę nużąca, jak już wspomniała Rachel.
Generalnie w pozostałych niewymienionych przeze mnie fragmentach wszystko jest ok i podoba mi się, bo dobrze sie czytało. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UFO - dzięki za przeczytanie.

odnośnie powtórzenia - a może tak byłoby lepiej?:
"Kamienna wieża widoczna niemal jak latarnia. Niemal. Zamiast światła i ocalenia..."
powtórzenia czasem lubię, pomagają podkreślić jakiś wątek, odcień, rzucić na coś światło. natomiast dodawanie tutaj "bo" zwolniłoby tempo zdania, a tego nie lubię:)

strach wieczności i potwór nicości - teraz patrzę że chyba masz rację, przemyślę co i jak z tym zrobić.

a to długie zdanie - no długie, ale np. u prousta byłoby krótkie:) z drugiej strony mogę tam łatwo wstawić kropkę, na przykład bo "przykryła", jeszcze pomyślę nad tym.
zauważmy jednak, że tutaj poszatkowanie zdania nie dodałoby dynamiki w czytaniu, co najwyżej by ułatwiło percepcję. a że badania wykazują, że ludzie i tak nie rozumieją co czytają, to nie zawsze jest sens ułatwiać:) ale pomyslę jeszcze.

pozdrawiam,
mz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Ajar41 Rżysko po słonecznikach   siał słoneczniki zakonnik w Pisku olej da poślizg i ciut połysku mniszkom do żniw pilno także wolą księdzu dać po viagrze niż kucanego berka na rżysku   Pozdrowionka.
    • In memory of Zoya Zelinskaya (née Yushchuk), the Meritorious Activist of Culture of Poland, 1976  Ku pamięci Zoji Zelińskiej (ur. Juszczuk), Zasłużonego Działacza Kultury Polski, 1976 r.   Mrs. Theresa and Mr. Vladek  in their incessant no-win struggle in the 13 Chairs Pub Pani Teresa i Pan Władek w nieustannej walce bez zwycięstwa w Knajpkie "13 Krzeseł"   A FAIRY TALE FOR ADULTS BAIJKA DLA DOROSŁYCH   A SOUND OF CRASH OUTSIDE Mrs. Theresa: It’s the devil knows what! It’s the devil knows what! Mr. Vladek: I’m sick and tired of that al last! Mrs. Theresa: Ah! It’s the devil knows what! Why should you brake on a wet slippery road? Mr. Vladek: But I started braking after you’d grasped at the wheel. Mrs. Theresa: I caught hold of it because you drove at warp speed. Mr. Vladek: I stepped on the gas to escape from a FIAT whose driver was called names by you. Mrs. Theresa: I called names because the FIAT driver looked at me and gave the screw-loose sign at the moment you were overtaking him. Mr. Vladek: He put his forefinger to his temple and twisted it because you put out your right hand as if to show that we were to turn right! Mrs. Theresa: I put out my right hand to show you the tree we were about to run into because of your idiotic driving. Mr. Vladek: But we ran into the other tree! Mrs. Theresa: Of course! As always you did all to spite me! L`IN CHORUS: That’s all! Enough! Divorce! Mrs. Theresa: Right now, immediately, on the spot! Divorce! Mr. Vladek: Without any delay! Presenter: Good evening! Mr. Vladek: Good evening! Mrs. Theresa: (with annoyance) Good evening, goo evening, goo`vning! Yes, yes, yes. yes! Presenter: Our old acquaintances, Theresa and Vladek. The spouses live in accordance with the law of unity and struggle of opposites. Stating that what is real is reasonable Hegel never meant by this their marriage *).   INDOORS Mr. Józef: Oh, my cheers for you. L`IN CHORUS: Good Evening. Mr. Józef: Welcome, Mr. Vladek. AT TABLE Mrs. Theresa: Why did I marry that awkward person! Dozens of men made court to me! They were clever than you, I think. Mr. Vladek: Now I don’t doubt they really were. What a ... I was when I married you. Mrs. Theresa: Yes, my dear. I was so in love with you that failed to notice it at once. Now full stop! Mr. Vladek: Agree! Period! Enough! Mrs. Theresa: Divorce! Mr. Vladek: Divorce! Mrs. Theresa: Right now! This instant! Presenter: Even after finding herself in a short story `Divorce` by Felix Derecki after a short story `A family couple and highway` by Stefania Grodzieńska **) Mrs. Theresa contrived to remain a very practical lady. She took the initiative in her family in her own hands and held it so tightly that almost strangled it. Mr. Vladek (on second thoughts): But whence it turns so, that divorce? We can’t afford of it. What about our car? Our new furniture we’d bought the day before yesterday? Mrs. Theresa: The car has been smashed. Mr. Vladek: I’d hardly wrecked her if ... Mrs. Theresa: But you’ve smashed, smashed her! Furniture? No problem. Just look. Here’s our ottoman, sideboard, bookcase with a built-in bar, table and chairs. Mr. Vladek: Where’s the portrait of a ***)grandfather? Mrs. Theresa: Here you are! Have your portrait of a grandfather. Mr. Vladek: With the Russian wolfhounds ****) at his feet! Mrs. Theresa: With the Russian wolfhounds at his feet! As I was saying, ottoman is going to be mine! Mr. Vladek: Awesome! In exchange for it I’m going to take our table and chairs. Besides I let you have the portrait of a grandfather with the Russian wolfhounds at his feet! Mrs. Theresa: Ha-ha! Your portrait of a grandfather is the last thing that I need. Especially as because he hadn’t been a hunter according the latest news! Mr. Vladek: He hadn’t been, had he? A grandfather? Mrs. Theresa: A grandfather! Mr. Vladek: I recall distinctly how he fired a gu .... Mrs. Theresa: Here you are. Keep a grandfather, I`ll take table and chairs in exchange of his portrait. Mr. Vladek: Oh my! You are going to get the excellent oak chairs in exchange for a grandfather, even though he only pretended to be a hunter? Mrs. Theresa: All right! To avoid unnecessary negotiations I offer to come to an amicable agreement. Ottoman, sideboard, bookcase with a built-in bar are going to be mine, a grandfather is going to remain yours, I`m going to have a mini system in return for his portrait as well as our table and chairs. Mr. Vladek: For goodness` sake, I want to live too. Mrs. Theresa: Live. Mr. Vladek: Theresa, as a matter of fact, what is that very divorce? Just a mere formality! What if to try back from a fresh start? Mrs. Theresa: The fresh start from a grandfather as a starting point, the one who, by the way, even wasn’t a hunter, is only appropriate for folks of twenty, my dear. As to you, you are a have not. Mr. Vladek: Lemme .. Mrs. Theresa: A have not! Mr. Vladek: A have not! Mrs. Theresa: You don’t even have furniture. ... By the way, Vladek! It concerns our furniture ... The wife of Kovalsky, our neighbour from the 10th flat, saw our furniture yesterday and greened with envy. Today she`s literally bursting with envy! Mr. Vladek: What made you think so? Mrs. Theresa: Why do you think she presented the toy kit of The Young Carpenter with our Voitek? Swish-swish-swish! Mr. Vladek: Swish-swish-swish! A-ha! I’ve guessed! Mrs. Theresa: Yes-yes-yes-yes-yes-yes-yes! Mr. Vladek: To saw up our new furniture! Mrs. Theresa: Keep your eyes glued on Voitek. Mr. Vladek: Theresa, aren`t we going to divorce any more? Mrs. Theresa: My dear, at least until you have our car repaired keep your mind off any divorce ... whatever much you might wish it.  
    • @Bożena De-Tre również pozdrawiam i życzę wszelakiego powodzenia ;) @Łukasz Jasiński polityka to godzenie interesów tak wewnętrznie sprzecznych, że no naprawdę sprawa to niełatwa ;)) @Łukasz Jasiński ale pomysł ciekawy jak niegdysiejsze zebrania przedstawicieli w spółdzielniach mieszkaniowych ;)
    • Pomyślałem właśnie, że nawet w ciemności, może być wszystko jasne.   Bywa, że w świetle, bardziej jeszcze.   Lecz niekoniecznie.
    • @Ilona Rutkowska ↔Dzięki:)↔Zapewne każdy zrozumie, trochę inaczej:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...