Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dotarło w końcu do rzeki spragnione,
stado szczęśliwie lecz bardzo zmęczone
i pić wodę chłodną poczęło zachłannie,
i pryskać na grzbiety trąbami starannie,
chwaląc sobie komfort w słoniowym żywocie,
bo cóż warta wolność na takiej spiekocie,
gdy nie ma wytchnienia chwili odprężenia,
nie może wtedy cieszyć się zwierzę z istnienia,
i choć świat ma zalety, w surowości nikną Afryki niestety.
Biało czarne wtem przybiegły, zebry w pasy pełne klasy,
by się również wody napić, zrobić sobie niby wczasy
i choć krótki ich przystanek nad srebrzystą rzeką,
zawsze pragną się nasycić słodkich chwil uciechą.

Widząc zebr sielankę największy ze słoni,
co mógłby ciosami swoimi rozgromić,
każdego rywala, gdyby wszedł mu w drogę,
nawet wielkie koty czują przed nim trwogę,
a, że widział wiele udanych polowań,
znał już zatem wiele drapieżnych zachowań
i chcąc ustrzec zebry powiedział z powagą,
pijcie koniowate lecz zawsze z rozwagą,
czujność jest wskazana, i zawsze popłaca,
nieostrożność za to często życie skraca,
wiele krokodyli tutaj w rzece pływa,
którym nie wystarczy czasem zwykła ryba,
mają wielkie paszcze uzbrojone w zęby,
którymi rozerwać potrafią na strzępy.

Po tych słowach zebra stara, która ucha nadstawiała,
na tę przestrogę odparła zuchwale,
nie widzę by w wodzie robiło coś fale,
siejesz tylko tu panikę, lepiej poćwicz atletykę,
jestem bystra szybko biegam, gdy mnie gonią to uciekam,
i jak widać jestem cała, nikt nie pożre mego ciała,
wiele już wody z tej rzeki wypiłam
i żadna mnie bestia nie pochwyciła.

Po tych słowach słoń sprostował,
od lwa szybciej biec nie możesz,
wie to nawet nosorożec,
wiele razy już widziałem,
gdy ze stadem wędrowałem,
lwów pogonie i biesiady,
bawół przy nich jest dość słaby,
ich jadłospis jest obszerny,
mają wiele kociej werwy,
nie pogardzą żadnym ssakiem,
zebry zaś są ich przysmakiem,
a jeśli chodzi o krokodyle,
wiem, że wcale się nie mylę,
kiedy polują nie widać ich w wodzie,
zbliżają się zawsze po cichu jak złodziej,
wątpię by dzisiaj przeszły na dietę,
zawsze wyskoczyć może z impetem,
gad wygłodniały i mułem cuchnący,
z każdej okazji korzystający,
a gdy już ciebie zaskoczyć zdoła,
nic nie powstrzyma tego potwora.

Nagle duży się wynurzył, groźny z wody hipopotam
i zaczyna głośno mówić, co za straszna z was hołota,
nie ma chwili tu spokoju, mam już dosyć życia znoju,
wkroczyliście na mój teren, i nie myśląc chyba wiele,
więc uprzedzam was lojalnie, już nie jeden skończył marnie,
kiedy działał mi na nerwy, tutaj ginie ktoś bez przerwy,
często w paszczy krokodyla, ale czasem ja zabijam,
i nie będę nic ukrywał, wielu ludzi tutaj bywa,
pewnych siebie i odważnych, lecz zwyczajnie niepoważnych,
chyba myślą, że w tej dziczy na posiłek nikt nie liczy,
i choć mięsa nie spożywam, śmierć swe zbierać musi żniwa.
Raz dorwałem tu człowieka, co od domu był z daleka,
dobrze skończyć nie miał prawa, przecież sprawę sobie zdawał
z ogromnego zagrożenia, przecież ze mną żartów niema.

Słoń wysłuchał tych przechwałek i powiada co za talent,
co za wielki krasomówca, ale bać bym mógł się wówczas,
gdybym nie był wszędzie królem, każdy tutaj respektuje
prawa moje i szanuje.
Jestem tutaj najsilniejszy i na pewno skuteczniejszy,
niż niejeden hipopotam, każdy przymnie to miernota,
mam od ciebie więcej w kłębie, grubą skórę wręcz pancernie,
moja trąba umięśniona może wyrwać drzewa konar,
na dodatek kły posiadam, każda ze mną większa zwada,
zwykle skutki ma tragiczne, wiem jak zadać rany liczne.

Groźbę słonia chcąc odeprzeć
z gniewem w oczach, jakby zetrzeć w proch spojrzeniem,
co jest zwykle klęski cieniem, więc orzeka w sposób butny,
wiem, że umiesz być okrutny, masz przewagę co do masy,
ale nie masz mojej klasy, miarkuj słoniu swoje siły,
może bój ten odłożymy, bo gdy dojdzie do potyczki,
efekt będzie jej tragiczny. Wszystko jednak przemyślałem,
sprawę sobie z tego zdałem, że bez szwanku nie wyjdziemy,
gdy tę walkę rozpoczniemy, i choć nie mam długiej trąby,
zawsze szczęki ścisk ogromny, mógłbym nawet krokodyla,
w pół przełamać jak badyla.

Słoń zaś uniósł swoją trąbę i powiedział to rozsądne,
stanowisko racjonalne, po co walczyć bez potrzeby
lepiej myśleć integralnie, przecież jakoś żyć musimy
choć jesteśmy z innej gliny, cechę jednak wspólną mamy,
granic swoich przestrzegamy, lecz ominąć czasem trzeba,
tę regułę gdy potrzeba, do odstępstwa zwykle zmusza,
nas pragnienie, wielka susza.

Argumenty rezolutna także miała zebra smukła,
więc wtrąciła się w rozmowę,
przed innymi ręczyć mogę
broniąc swego stanowiska, iż rozwaga jest wam bliska,
nie jesteście tylko silni, rzec dziś muszę nieomylni,
dwa kolosy pragmatycy mądrzy bardzo zawodnicy,
których wielka równowaga umysłowa i powaga,
w stanie trzymać jest na wodzy nerwy,
każdy z was mnie tym zaskoczył, podziwiam was w pełni.

Po tych słowach w ekscytacji w których było wiele racji,
łeb schylając swój ku wodzie, mówić nagle zaprzestała,
nie zważając na przestrogę, gdy się napić chciała
i w tej wielkiej kontemplacji, zamyślona, pełna gracji,
czuła dumnie się radośnie, wtedy chwycił ją krokodyl
w paszczę bezlitośnie.
Tak swój żywot zakończyła, nieroztropność ją zgubiła.

Reszta członków zebry stada, widząc tak wielkiego gada,
zaskoczona wydarzeniem biec zaczęła z przerażeniem,
aby dalej co sił w nogach, prysł ich spokój radość błoga,
na ten obraz hipopotam, mówi szczerze to głupota
być posiłkiem krokodyla, to jest chyba losu kpina,
bo te gady prymitywne, liczą zawsze na naiwne,
trawożerne i kopytne, myślą pewnie, że są sprytne,
ja zaś myślę bez wątpienia, iż krokodyl się przecenia,
gdyż poluje na niezdary, swym zwyczajem bardzo starym.

Na ten przebieg sytuacji, słoń powiedział z przekonaniem,
nie ma życia takiej stacji, która mogła by być rajem.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Polowanie! Polowanie! - wiatr porywczy w knieję niesie,
rozkrwawiła się na dobre październikiem w liściach jesień:
pajęczyny z drzew ogaca, szumi w trawach cicho, ciszej
lisom kity napuszyła, rozziewała sennie misie.
Polowanie! Polowanie! - lecą chmury na łeb, szyję,
postradały drzewa liście, już ostatnie mrą motyle,
w niebo coraz mgłą poderwie, aż zapłacze zimno, zimniej
skryje w wieczór coraz głębszy tajemnice las intymne.
Polowanie! Polowanie! - próżno smuci rosą zieleń,
próżno szepczą w szronach trawy - jesień broczy w leśnym ciele.

Teraz będzie część bajkowa:
w takiej chwili Miś się chowa
w sny miodowe, złote lipcem
w międzyczasie śniąc o pipce,
co gdzie indziej śni tymczasem
że wędruje z Misiem lasem...

(tu się w głowę któryś drapie)
Czemu razem nie śpią, chłopie?

- bo ten Misiu bardzo chrapie!
zaś Misiowa, przez sen kopie!


(Morał wyciągniecie sami,
omijając ich saniami.)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Rafael Marius wróciłam do domu jak dama nowej generacji toyotą corollą, mam tyle systemów bezpieczeństwa. Gdyby ktoś usnął przy jeździe, zatrzymałaby się sama w punkcie zero. Dłuższy sen, weekend odpoczywam w domu:)
    • - Witaj, Rzeszowie - powiedziałam na głos, gdy wysiadłam z piątego wagonu pociągu ekspresowego Pendolino po przemierzeniu trasy z Gdańska. Działo się to późnym wieczorem 23. Grudnia, kilka minut po 23.00 . Cóż: zbieżność daty z godziną po typowym, jak wiedziałam, ponad półgodzinnym opóźnieniu tego właśnie pociągu. Kolejna zbieżność, tym razem odwrócona względnie naprzemienna: trzydzieści dwa. Ano, co zrobić. PKP, emocje nie pomogą. Rozejrzałam się odruchowo, poprawiwszy plecak ujęłam uchwyty walizek dużej i małej, po czym szybkim krokiem ruszyłam w prawo, w kierunku ruchomych schodów.    - Dawno tu nie byłam - kontynuowałam myśl. - Czas to nadrobić, pobyć w twojej przestrzeni chociaż raz na rok. Chociaż teraz, z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Tak zwanych Bożego Narodzenia, poprawiłam się. Wszak Wszechświat odnawia się austannie w każdej żywej istocie, od najbardziej skromnej rośliny poczynając na najbardziej imponującym wiedzą, światowym obyciem, majątkiem czy fizycznością człowieku kończąc.     Westchnęłam ciężko.    Nasza przedwyjazdowa rozmowa - w znaczeniu moja i mojego mężczyzny nie była zbyt miła. Wiadomość, że chcę pojechać do dawno nie odwiedzanej rodziny na święta przyjął spokojnie - trudno zresztą, aby było inaczej. Ale gdy zapowiedziałam, że przez cały ten czas nie znajdę dlań ani chwili, poczuł się urażony.  Z tonu jego słów i wyrazu twarzy, pomimo zachowywanego spokoju, przebiło się wspomniane poczucie urazy.     - Chwilę - zaczął powoli. - Po twoim ponadrocznym zniknięciu bez słowa wyjaśnienia schodzimy się na powrót pod warunkiem, że będziesz dokładać więcej starań niż za pierwszym razem. Tymczasem w dwa miesiące po naszym drugim początku dajesz mi do zrozumienia, że nie dość, że podjęłaś decyzję o wyjeździe beze mnie, to jeszcze oznajmiasz mi, że nie będziesz miała wtedy czasu nawet na rozmowę, bo - jak to określiłaś - potem na pewno będziemy mieli go wiele? Nawet nie zaproponowałaś, abym z tobą pojechał - zaciął usta w sposób, którego nie lubiłam i którego trochę się obawiałam.     Dłuższą chwilę zbierałam się na odwagę. Przyszło mi to wbrew pozorom tym trudniej,  że pozostał opanowany, czego zresztą mogłam być prawie pewna: przy mnie zawsze bardzo mocno kontrolował uzewnętrznianie swojej mrocznej strony.     - Nie zaproponowałam - zaczęłam powoli odpowiadać, ze słowa na słowo coraz szybciej - wiedząc, że i tak pojedziesz tam ze mną. Chociażby po to, aby być blisko mnie. Co zresztą jest całkowicie logiczne także z emocjonalnego punktu widzenia. Po co miałbyś tkwić sam na drugim końcu Polski? - spróbowałam uśmiechnąć się lekko. Wyszedł mi ten uśmiech jak zwykle w podobnych sytuacjach. W reakcji uśmiechnął się tyleż lekko jak ja, a trochę od swojej strony - krzywo.     - Chyba lepiej, że proponujesz mi to późno niż wcale - odparł. - Ale czy zmienia to fakt, że sytuacja ta nie powinna mieć miejsca? Spójrz na to od mojej strony, wyobrażając sobie, że to ty zgadzasz się dać mi drugą szansę pod określonym warunkiem, tymczasem ja daję ci do zrozumienia, że ty i ten związek nie jest dla mnie tak ważny, jak cię zapewniam.     - To nie tak... - spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Nie udało mi się. Odruchowo spuściłam wzrok, odwracając po chwili głowę. Wiedziałam, że w pierwszym odruchu chciał wyrzec z przekąsem, że dokładnie taki mój ruch był do przewidzenia. Jednak po chwili ciszy usłyszałam inne pytanie.    - A jak? - spojrzał na mnie, pozostając tam, gdzie stał i krzyżując ręce, po czym powtórzył trochę głośniej: - Jak?    Chciałam podnieść wzrok i spojrzeć mu w oczy. Nie zdołałam. Kotłowało się we mnie do tego stopnia, że przestałam być zdolną wykonać jakikolwiek ruch, o wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa nie wspominając. Przeklęte emocje! Przeklęte wspomnienia! Nie byłam gotowa powiedzieć mu o tak wielu sprawach z przeszłości. Gdy spotkaliśmy się i zaczęliśmy być ze sobą po raz drugi, obiecałam sobie - solennie na wszystko, co dla mnie ważne - że tym razem będę wobec niego w porządku. Że nie popełnię żadnego błędu. Że koniec z przerwami w komunikacji, z zamykaniem się, wycofywaniem i milczeniem. Z osobnym spaniem wreszcie, chociaż akurat przy spaniu w jednym łóżku nie upierał się twierdząc, że chrapie, a nie chce, abym chodziła ciągle niewyspana. Skończyło się tak, jak się obawiałam. W miarę upływu tygodni strach zapanowywał nade mną, coraz bardziej wpływając na moje postępowanie. Zmianę w moim zachowaniu i milczące "odstawanie" od złożonych deklaracji zauważył od razu. To, że początkowo przyjmował to w ciszy, ciążyło. Gdy zasugerował, abyśmy o tym porozmawiali, poczułam się przybita jeszcze bardziej.    - Znów zaczyna się dziać ze mną jak wtedy - spostrzeżenie to, a jeszcze bardziej to, że dzieje się tak właśnie - nie dawało mi spokoju. - Ale jak mam przyznać mu się do strachu? Do rozdźwięku pomiędzy uczuciem i chęcią bycia z nim a lękiem przed wspólną przyszłością?    Starałam się przerwać ten napierający na mnie od wewnątrz tok myśli, ciągnąć za sobą walizki międzyperonowym korytarzem do hali dworcowej, po przejsciu której zamierzałam złapać taksówkę. Nie wychodziło. Przemieszczały się po owalnej linii wewnątrz mojego umysłu, to przyspieszając, to zwalniając przy pytaniu "Pędzimy jak chcemy. I co nam zrobisz?" Po czym gasnąc i przekształcając się w pobrzmiewające jego głosem pytanie. Które zadał mi sięgając po moje ręce, biorąc za dłonie i przyciągając do siebie, ale zatrzymując krok przed nim tak, aby musiała popatrzeć mu w oczy.    - I co ja mam teraz z tobą zrobić?      Rzeszów, 25. Grudnia 2025   
    • Rzekli mu bracia: – „To dziś bracie!” – „Następne dziecko dla mnie macie.” – „Tak dziecko, ale nie następne! Tysiącleć wpraw szlaki tu błędne, Weź duszę Zbawiciela na świat! Choć wątpliwe czy będzie mu rad? Widzisz z nami wszystko…: krzyż i śmierć, Na Boga, tak ma być, bierz i leć!” Wziął czarnoskrzydły dziecko-słońce I spadł pociech szepcząc tysiące, Zdumion, a szczęśliw kogo niesie… . . . – „Panie magu, patrz tam: Kometa!” – „Choć, zda mi się piękna, to nie ta, Co się wśród dal kosmosów niesie… Siodłaj koń! Anioł niósł tam dziecię.”   Wszystkim dobrym duszom z życzeniami wszystkiego najlepszego na Święta Bożego Narodzenia.
    • @Rafael Marius Rafał ja lubię swoje piosenki. Lubię je i lubię każdą z nich. Jest to nieco bezkrytyczne przyznaję, ale istotnie lubię te teksty. Wiadomo jedne gorsze, drugie lepsze, trzecie nijakie. W dodatku z podkładem AI, a to zupełnie nie to samo. Ale nie przeskoczysz. W ogóle świat nie bardzo chce żebyś to przeskoczył :) Taki lajf już. 
    • @Rafael Marius będę tęskniła :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...