Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

jeśli wędkarz złowi na rosówkę (raczej na żywca - choć nie wolno, albo na błysk),
szczupaka, to kogo pocałuję? Wiadomo;
najpierw rosówkę, potem szczupaka.
A wędkarza? No, ewentualnie,
ale dopiero jak uwolni szczupaka!
Jezioro, jest cycuś, nawet więcej!
Żabka też (zaczęłam kumać)!
Dziękuję za wyjaśnienia, zwyczaje perkozów,
były mi b. znane niż zw.szczupaków.
Misie innym już okiem na wiersz!
Z bogatszym wnętrzem -
baba

Opublikowano

ornitologicznie się zrobiło;)
szczerze mówiąc zajrzałam ze względu na nick, panie wstretny. bo zastanawiam się czy pan ten sam wstretny co na innej stronie związanej z interklasą. mylę się? jeśli tak,to przepraszam:)
pzdr.
a.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


tak, ale się nie gniewam, więc proszę nie przepraszać. jeśli chodzi o "ornitologiczne"
dotyczy raczej wątkowych wypowiedzi, sam wiersz mówi zupełnie o czymś innym.
powiedzmy, że badam horyzonty poznania, czy ktoś już był tam, gdzie nieraz bywam?
jak na razie myślę, że nawet poeci kończą zazwyczaj gdzieś między Herbertem, Szymborską a
Barańczakiem. hihi... to żart. pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nieprawda! nie zwątpiłem. wręcz przeciwnie: zrozumiawszy czytając komentarz, że ktoś
wreszcie rozumie wygarnąłem to, co wygarnąłem (jako okoliczność łagodzącą proszę odnotować, że nie użyłem ani jednego garnka). dziękuję, pozdrawiam, ściskam a nawet -
choć trzymałem to na ostatnią godzinę - całuję z dubeltówki.
Opublikowano

dubeltówki wolałabym uniknąć - póki co życie mi miłe. chyba, że to strzał z pocałunków.
gdyby miał pan okres (co możliwe jest tylko metaforycznie) używałby pan siedmiu garnków;)

ps.nie odpowiedział mi pan na pytanie;)
pzdr.
a.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


fotografia tylko amatorska, ponieważ wymaga jeszcze więcej czasu niż opisanie tego co się widziało, przeżyło. okres? miesiąc (jak nazywano kiedyś księżyc) nie działa tylko na kobiety -
stąd przy pełni ludzie zamieniają się w wilkołaki, lub kiedy brak księżyca
budzą się w nich wampiry. toteż wampirzę nieraz,albo przemieniam w piszącego
o kimś, kim nie jestem. pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


fotografia tylko amatorska, ponieważ wymaga jeszcze więcej czasu niż opisanie tego co się widziało, przeżyło. okres? miesiąc (jak nazywano kiedyś księżyc) nie działa tylko na kobiety -
stąd przy pełni ludzie zamieniają się w wilkołaki, lub kiedy brak księżyca
budzą się w nich wampiry. toteż wampirzę nieraz,albo przemieniam w piszącego
o kimś, kim nie jestem. pozdrawiam


tak,tak, znam i okres i okres:) przesądy i wierzenia też znam (bardzo dobrze) i o czwartej godzinie rano proponuję posiedzieć kiedyś i wsłuchać się w ciszę:)
ps. nadal dualna odpowiedź- a może źle zadane pytanie? nieistotne.
pzdr/a
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


wsłuchiwać się w ciszę o czwartej nad ranem - to mówi samo za siebie.
jeśli nie ma jej o czwartej po południu - czym jest południe?) to nie ma jej wtedy
również po przeciwnej stronie dnia. kiedy zakładałem sobie na miesiąc, dwa opaskę na oczy,
żeby nauczyć się rozpoznawać dotykiem kolory - cisza przestała istnieć.

- czyli nie ma pan nic wspólnego z fotografią?
amatorsko owszem
- czy pan ten sam wstretny co na innej stronie związanej z interklasą?
nie

pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


wsłuchiwać się w ciszę o czwartej nad ranem - to mówi samo za siebie.
jeśli nie ma jej o czwartej po południu - czym jest południe?) to nie ma jej wtedy
również po przeciwnej stronie dnia. kiedy zakładałem sobie na miesiąc, dwa opaskę na oczy,
żeby nauczyć się rozpoznawać dotykiem kolory - cisza przestała istnieć.

- czyli nie ma pan nic wspólnego z fotografią?
amatorsko owszem
- czy pan ten sam wstretny co na innej stronie związanej z interklasą?
nie

pozdrawiam

no i nie chodziło mi o ten sens czwartej rano, a sens związany z przesądami ( a`propos wilkołaków, o których pan wspomniał ) i wiedziałam, że cisza nie będzie dobrym określeniem tego co chcę przekazać, bo dla "poety" zawsze będzie kluczowa (jak widać;) nie będę balansować na linie poetyckiego myślenia, bo spadnę:)
pzdr/a
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


proszę mi w takim razie wybaczyć. albo odłożyć mnie do jutra, gdzieś obok mało ważnych spraw.
z pewnych względów sam oceniam swoją sprawność intelektualną na stan obecny
(ta! chwila) na jakieś 25-30% (pomiędzy pesymistycznie a optymistycznie - neutralnie)
więc i moje wypowiedzi są jedną czwartą tego co myślę zazwyczaj około i jutra sam będę miał obiekcje i wyrzuty na ich temat. pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


proszę mi w takim razie wybaczyć. albo odłożyć mnie do jutra, gdzieś obok mało ważnych spraw.
z pewnych względów sam oceniam swoją sprawność intelektualną na stan obecny
(ta! chwila) na jakieś 25-30% (pomiędzy pesymistycznie a optymistycznie - neutralnie)
więc i moje wypowiedzi są jedną czwartą tego co myślę zazwyczaj około i jutra sam będę miał obiekcje i wyrzuty na ich temat. pozdrawiam

ależ ja nie mam obiekcji co do pana sposobu myślenia:) każdy wędruje po swojej nitce myślowej, która zwiazana jest z jego osobistym kłębkiem zainteresowań, sposobu życia i blisko-stojących "fenomenów". to nie problem, to raczej cudowne zjawisko indywidualizacji jednostki (jednak!:))
pzdr
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


miło mi w takim razie, jeśli coś tam poruszyłem, jeżeli Pani spojrzała na coś
zwykłego do tej pory troszkę inaczej, choćby to było nic ważnego. pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


miło mi w takim razie, jeśli coś tam poruszyłem, jeżeli Pani spojrzała na coś
zwykłego do tej pory troszkę inaczej, choćby to było nic ważnego. pozdrawiam.

nie, nie o to mi chodziło;D już nie ważne, zaplątaliśmy się, mówiłam, z lepiej nie balansować:)

pzdr
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


i jak teraz z tego wybrnąć? tym bardziej, że wbrew pozorom
potrafię pisać sonety o Miłości?


Nie chcę Twych oczu! Znam inne, gorące.
I ust też nie wiem! Błądziłem innymi
w łożu majowym, w pochmurne pierzyny -
z nocą pod głową, nim zapieje słońce.

Ujrzałem cię dzisiaj i znowu jak dawniej
wszystko zawrzało i zadrgało we mnie...
- czyżbym ciągle jeszcze kochał nadaremnie,
czy to tylko wiosna westchnęła bezradnie?


Nie chcę Twych oczu! (znam inne, gorące)
i ust tych nie wiem? (błądziłem innymi)
Oczy - normalne (mijanej dziewczyny)
a usta? - zwykłe (mówiące, mówiące...)

- Komu dziś wiosny rozkwiecasz łąkami?
- Komu rozmarzasz, achnoce, oczami?
słów przemilczeniem (włosami, włosami...)

w łożu majowym, gdzie usta gorące
w pierzyny nad wami płynące, płynące
z nocą pod głową? (Aż zapieje słońce!).


pozdrawiam ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


i jak teraz z tego wybrnąć? tym bardziej, że wbrew pozorom
potrafię pisać sonety o Miłości?


Nie chcę Twych oczu! Znam inne, gorące.
I ust też nie wiem! Błądziłem innymi
w łożu majowym, w pochmurne pierzyny -
z nocą pod głową, nim zapieje słońce.

Ujrzałem cię dzisiaj i znowu jak dawniej
wszystko zawrzało i zadrgało we mnie...
- czyżbym ciągle jeszcze kochał nadaremnie,
czy to tylko wiosna westchnęła bezradnie?


Nie chcę Twych oczu! (znam inne, gorące)
i ust tych nie wiem? (błądziłem innymi)
Oczy - normalne (mijanej dziewczyny)
a usta? - zwykłe (mówiące, mówiące...)

- Komu dziś wiosny rozkwiecasz łąkami?
- Komu rozmarzasz, achnoce, oczami?
słów przemilczeniem (włosami, włosami...)

w łożu majowym, gdzie usta gorące
w pierzyny nad wami płynące, płynące
z nocą pod głową? (Aż zapieje słońce!).


pozdrawiam ;)


:D tak,tak,wierzę;)))
cmoki
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


cmoki, jak smoki pożerające nasze ciała z każdą godziną,
gdy czasu szkoda.... chcesz, zapiszę Cię, jak jeszcze nikt nikt nikogo.
a co tam.. zależy Ci na śmiertelnych mężu i dzieciach?


Roztrzepotał się deszczyk w zapachach konwalii,
w niepotrzebnej sukience różowiącej trawy,
deszcz na klucz wiolinowy w twojej smukłej talii
zamykał po cichutku ważkie świata sprawy.

Zapominaliśmy się! Szaleni! Zaklęci słowami
rodziliśmy na nowo w gorących uściskach:
deszcz majowy pod nami, konwalie nad nami
i ziemia zwilgotniała, kosmiczna - kołyska.

Dla takiej chwili z nami kiedyś świat stworzono!
Wszystko w nim powstawało dla tej właśnie chwili!
Błyskawice na niebie po to właśnie płoną!

Ręką Boga spisane, byśmy tutaj byli:
nagie ciała zwrócone ku mokrym ramionom,
jak atrament biel kartki, czas Mu wypełniły!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


cmoki, jak smoki pożerające nasze ciała z każdą godziną,
gdy czasu szkoda.... chcesz, zapiszę Cię, jak jeszcze nikt nikt nikogo.
a co tam.. zależy Ci na śmiertelnych mężu i dzieciach?


Roztrzepotał się deszczyk w zapachach konwalii,
w niepotrzebnej sukience różowiącej trawy,
deszcz na klucz wiolinowy w twojej smukłej talii
zamykał po cichutku ważkie świata sprawy.

Zapominaliśmy się! Szaleni! Zaklęci słowami
rodziliśmy na nowo w gorących uściskach:
deszcz majowy pod nami, konwalie nad nami
i ziemia zwilgotniała, kosmiczna - kołyska.

Dla takiej chwili z nami kiedyś świat stworzono!
Wszystko w nim powstawało dla tej właśnie chwili!
Błyskawice na niebie po to właśnie płoną!

Ręką Boga spisane, byśmy tutaj byli:
nagie ciała zwrócone ku mokrym ramionom,
jak atrament biel kartki, czas Mu wypełniły!

to dla mnie?:)
czy pan jest drugim wcieleniem messalina?:) tak mi jaoś to pisanie pasuje do niego;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dagna dziękuję Dagna.
    • Kocham Cię, bo tylko Ty szeptem słów malujesz świat. Kocham Cię, bo tylko Ty jesteś pieśnią, której nikt nie nuci. Kocham Cię, aż stopnieją ostatnie granice jaźni, gdzie pragnienia, niczym mgła o świcie, bezpowrotnie w Tobie nikną. Bo nigdy już nie odnajdę takiej konstelacji, co rozświetla ciemność i z gwiazd wykuwa nowy sens istnienia. Nikt inny nie tka słów w ten świetlisty gobelin, jak Ty, jesteś echem wieczności, nieuchwytnym dla dłoni, lecz sercem dotykanym. Twoja obecność wskrzesza uśpione oceany, a cicha bliskość gasi wrzące piaski istnienia. Będę Cię kochać, póki ten kruchy atom miłości wciąż drży, nim zblednie obraz, co w sercu, jak wieczny brylant lśni – ten nierealny, a jednak mój cały wszechświat. To TY.
    • @Alicja_Wysocka Widzisz, podoba mi się Twój tekst. Ja tylko mam zastrzeżonko do tej gry w jednorożce, wilki, psy i dziki. W świecie mocno symbolicznym te symbole mnie nie do końca przekonują. A jestem właśnie po filmie gdzie akcentowano jakoś mocniej figurę jednorożca. O bycie dzikiem byłem posądzany z 5 razy już nawet. Przez kogoś, prawdopodobnie przynajmniej, kogo można by sformatyzować słowem pies. Ale z tym się nieco kłócę po prostu. Człowiek to ani jednorożec i w sumie dużo gorszy od tych wspaniałych zwierząt czyli wilków, psów i dzików. Nawet jak ma kota nie jest kotem :) To tak w skrócie :)
    • @Leszczym, dzięki Michale, tutaj się zamelinowałam, bo taki dawny obrazek, trochę śmieszny, ale ma swój morał. Może komuś się przyda. Tato zapracowany, a tu ciekawskie dziecko zawraca głowę. Zamiast powiedzieć - Nie mam czasu, nie przeszkadzaj, to odpowiada jakąś zagadką, jakie drzwi? Jak to, to da się takie zrobić?  
    • Historia prawdziwa Mieszkałem wtedy w małym miasteczku w południowo-wschodniej części Polski. Prowadziłem tam lekcje fizyki w liceum oraz — z powodu przewlekłej choroby jednej z koleżanek — często także lekcje geografii. Moja młoda żona Kaśka, radczyni prawna w warszawskiej firmie polonijnej, oddawała się uciechom życia z jej zamożnym, zagranicznym właścicielem. Jej bezwzględny upór w podtrzymywaniu tego romansu stał się gorzkim splotem, który wyrwał mnie z korzeniami i pchnął w objęcia tego niewielkiego miasteczka na krańcach Polski. Poznałem tam i zaprzyjaźniłem się z miejscowym proboszczem. Wiele wieczorów spędziliśmy razem, grając w szachy i gawędząc. Ksiądz opowiedział mi pewną historię. Powtarzam ją teraz po raz pierwszy. Historia Porębów W jednej z zapomnianych przez czas i ludzi wiosek tamtego regionu znajdowało się gospodarstwo rodziny Porębów. Drewniany dom o wypłowiałych ścianach przylegał do ciemnego lasu, który zdawał się pochłaniać światło i dźwięk. W tym miejscu czas płynął inaczej — ciężej, głębiej, jakby w rytmie oddechu czegoś, co spało pod ziemią. Coś, co pamiętało czasy, zanim pojawił się język, zanim narodziła się modlitwa. Miejscowi mawiali, że „tam ziemia ma głos, ale nie mówi do ludzi”. Rodzina Porębów była wielopokoleniowa i składała się z siedmiu osób: Bronisław Poręba, prostoduszny rolnik o ciężkim spojrzeniu i powolnych ruchach, jego żona Antonina — kobieta o surowej twarzy i silnym charakterze, którą sąsiedzi nazywali "twardą jak skała". Jej ojciec, dziadek Błażej, stary, niemal ślepy, ale zawsze poruszający się z dziwną pewnością, twierdził, że potrafi rozpoznawać duchy po zapachu. Była też siostra Bronisława — Aniela, nieco zdziwaczała kobieta, która co noc układała kamienie wokół przybudówki w geometryczne wzory, mówiąc, że to "dla ochrony". Dzieci — trójka, w podobnym wieku — były osobliwe. Starszy syn, Marek, mówił mało, lecz często rysował dziwaczne symbole patykiem w ziemi. Młodszy, Janek, miał sny, o których bał się mówić, ale czasem budził się z krzykiem, mówiąc, że "coś przyszło przez las". Córka, Hela, zdawała się słyszeć głosy w ścianach — z początku myślano, że to dziecięca wyobraźnia, ale z czasem zaczęła się ich bać do tego stopnia, że przestawała mówić na całe dni. Dom Porębów był pełen rytuałów — co rano zakopywano garść soli na progu, okna smarowano czosnkiem, a lustra odwracano do ścian — nie z przesądu, lecz ze strachu, że odbiją coś, czego nie da się już zapomnieć. W piwnicy, zamkniętej na trzy zamki, podobno trzymano "stare rzeczy po pradziadku" — nikt z sąsiadów nie wiedział, co to znaczy. Ale Aniela szeptała kiedyś: "To nie rzeczy, to dowody... że oni tu byli wcześniej niż my..." Późną wiosną 1993 roku, wczesnym popołudniem, przy bezchmurnym niebie, sąsiedzi Porębów zostali przestraszeni widokiem krwistoczerwonej piramidy chmur, odwróconej spodem do góry, wysokiej może na dwa kilometry, ze stożkiem wychodzącym jakby z domu Porębów. Zjawiło się to nagle i było nienaturalnie wyraźne — nie przypominało chmury, ale strukturę, geometryczną i pełną migotliwego  światła. Dwójka sąsiadów, ogarnięta paniką, rzuciła się na rowery i pomknęła do wsi po straż pożarną. Inni, sztywniejąc z trwogi, ruszyli pieszo w stronę gospodarstwa, jakby hipnotycznie przyciągani przez to zjawisko. Im bliżej byli, tym większe ogarniało ich zdumienie . Olbrzymia piramida, tak krwisto-czerwona i groźna z daleka, rozpłynęła się w nicość – z podwórka Porębów nie było po niej śladu. Zastali gospodarzy w domu, spokojnych, ale nienaturalnie milczących. Dzieci siedziały nieruchomo, wpatrując się w jedno miejsce. Strażacy, którzy nadjechali chwilę później, rozproszyli się po obejściu. Wszyscy milczeli. W powietrzu wisiała ciężka cisza, przetykana jakby przeciągłym, gardłowym szmerem, którego źródła nikt nie mógł zlokalizować. Tylko dziadek Błażej powtarzał: "Już wstało... Już wstało..." Ci, którzy mieli odwagę obserwować zjawisko z daleka, mówili potem o tym, jak przez dwie godziny piramida kurczyła się i bledła, aż znikła. Ale ten dźwięk... nie dźwięk raczej szmer, nikt nie potrafił go opisać. Nie był głośny, a jednak niósł się daleko, wchodził w kości, drażnił zmysły. Seria tragedii Nie minęły nawet dwa dni jak siostra Poręby, Aniela, wyprowadzała rano krowy na pastwisko. Zatrzymała się przy furtce. W ziemi tkwił drewniany kołek, jakby stary znak graniczny. Gdy schyliła się, by go wyciągnąć, krowa — zazwyczaj łagodna — pchnęła ją z niespotykaną siłą. Uderzyła głową w słup. Poręba znalazł ją chwilę później — martwą. Oczy miała szeroko otwarte. W dniu pogrzebu ciotki, czternastoletni Marek wracał rowerem do domu. Przy starym drewnianym mostku rower zahaczył o wystającą deskę — tak uznała policja. Ale to, co znaleziono, było inne: ciało chłopca w wodzie, ręce rozsunięte, oczy przerażone, a zakupy wokół jakby rozsypane w panice. Tydzień później dziadek Błażej rąbał drewno. Pies zawył przeraźliwie. Młodszy syn, Janek, wyskoczył z chałupy... i znalazł dziadka martwego. Twarz miał wykrzywioną w grymasie, którego nie dało się opisać słowami — jakby ostatni raz zobaczył coś nienazwanego. Policja i różnego rodzaju urzędnicy pojawili się we wsi. Porębowie, coraz bardziej milczący, postanowili wywieźć dzieci do dalekiej rodziny w sąsiedniej wsi. Na skrzyżowaniu z asfaltową drogą furmankę potrącił mleczarski beczkowóz. Nie zatrzymał się. Zginęły dzieci i koń. Matka zemdlała. Poręba przestał mówić. Wzrok miał pusty, jakby coś w nim umarło. Teren otoczyła policja. Przyleciał nawet wojskowy helikopter. Pogrzeb dzieci odbył się nocą. Tylko ksiądz, prokurator, policja i kilku urzędników. Ludzie z wioski zaczęli omijać dom szerokim łukiem. Miesiąc później znaleziono martwą Antoninę. Zasztyletowana. Na ścianie domu ktoś paznokciami wyrył coś przypominającego znak sprzed lat — geometryczny, surowy, niepojęty. Cztery dni później robotnicy leśni natknęli się na ciało Poręby. Wisiał na potężnym dębie, splątany w gałęziach w sposób niewytłumaczalny. Prokuratura zaklasyfikowała tę śmierć jako samobójstwo. W marcu 1994 roku całe gospodarstwo zrównano z ziemią. Drewniane budynki spalono. W kwietniu mieszkańcy wsi postawili z rzecznych kamieni kapliczkę i drewniany krzyż. Wydawało się, że ziemia domagała się tego aktu. Ksiądz, który mi to opowiedział, uczestniczył w tym obrzędzie jako młody wikary. Echo przeszłości Wikary został później wysłany na misję do Senegalu. Po sześciu latach wrócił i został proboszczem w miasteczku L. Tam  się spotkaliśmy. Zmarł kilka lat później. Zawiadomiony telegraficznie byłem na jego pogrzebie. Minęły lata. Z nową żoną jechałem któregoś lata do Arłamowa. Skręciłem do wsi znanej mi z tej historii. Rolnik wskazał mi drogę. Sam poszedłem, przez kwieciste łąki, do miejsca dawnego gospodarstwa. Wokół wszystko było zielone i żywe, ale samo miejsce — szare, jałowe, jakby martwe. Spruchniały krzyż. Puste podwórze. Wszedłem tam. I wtedy poczułem to znowu — przeszywające drętwienie, paniczny lęk, który nie miał źródła. Stałem tam sparaliżowany, jakby coś mnie obserwowało spod ziemi. Już miałem uciekać, kiedy zauważyłem między kamieniami coś błyszczącego. Mały, ciemny, idealnie gładki kamień — jakby szkło, jakby zastygła kropla krwi. Schyliłem się, nie wiedząc czemu. Podniosłem go. Nie ważył prawie nic. Ale kiedy go dotknąłem, poczułem jakby odległe, pulsujące mrowienie — i szmer. Ten sam szmer, który kiedyś słyszał cały świat wsi. Nie pokazałem go żonie. Powiedziałem tylko, że źle się poczułem. Ale kamień mam do dziś. Trzymam go w szufladzie biurka, zawinięty w folię spożywczą. Kilka lat później, pod wapienną skałą w Jerzmanowicach, doznałem tego samego uczucia. Drętwienie. Nienaturalny strach. Nie wiem, co to było. Inny czas, inne miejsce, inne okoliczności historyczne a jednak... Wiem tylko jedno: pewnego razu, w cichej, przesyconej starym kurzem bibliotece seminaryjnej w Przemyślu, szukałem potwierdzenia tej historii, choć sam nie wiedziałem, czego szukam. I oto, w jednym z zapomnianych, opieczętowanych tomów, na pożółkłej stronicy, natrafiłem na zdanie zapisane po łacinie. W przypisie, ręką kogoś, kto musiał znać niepojętą grozę, widniało tłumaczenie: „Non sunt mala quaedam loca. Esuriunt.” „Niektóre miejsca nie są złe. One są spragnione.” Wtedy uderzyła mnie lodowata prawda. To miejsce nie było przeklęte, ani nawiedzone,  nie było też opętane żadnym duchem. Ono po prostu ssało. Wysysało życie. I wciąż, wciąż może być nienasycone. Nigdy tam nie wróciłem. Ale do dzisiaj pozostał we mnie niepojęty szmer niepokoju. Najsilniejszy gdy próbuję zasnąć. Echo tamtych wspomnień. Jedyne dokumenty jakie w tej sprawie uzyskałem to dokumeny amerykańskiego Federalnego Biura Śledczego zamieszczone na stronach The Vault. Niestety z powodu blokad w upublicznianiu znaków USA jak pieczęcie FBI nie jestem w stanie wkleić tutaj oryginalnych skanów graficznych dokumentów FBI dotyczących sprawy wyżej opisanej. ZAŁĄCZNIK: Notatka Służbowa FBI – National Center for the Analysis of Violent Crime (NCAVC) > NCAVC – Internal Report 5488SD-9PK KLASYFIKACJA: TAJNE / Declassified 2019, ref. NCAVC 167/2019 Dostęp: The Vault / Federal Bureau of Investigation Data sporządzenia: Maj 2008 Autor raportu: SA M. R. Jeffries Referencje operacyjne: Case File P-93/PL 1. Nazwa obiektu: P-93/PL („Poręba Estate”) – lokalizacja w powiecie bieszczadzkim, Polska. 2. Współrzędne geograficzne: 49.745°N, 22.591°E 3. Opis zdarzenia: Na przełomie lat 1993–1994 zarejestrowano ciąg niepowiązanych z pozoru zdarzeń: zjawiska świetlne o charakterze geometrycznym, anomalie atmosferyczne, nagłe zgony, zaburzenia poznawcze i zanik funkcji werbalnych u świadków. Zgłoszenie przesłane przez konsulat USA w Warszawie (notatka konsularna no 533/07 z dn. 04.12.2007) po analizie korespondencji lokalnej parafii oraz raportów polskiej policji wojewódzkiej. 4. Obserwacje potwierdzone w toku analizy porównawczej: Obiekt wykazuje cechy wspólne z następującymi incydentami: Red River, TX (1977), Carbon County, MT (1953), Franklin County, OH (1965), Atitlán, GT (1986), Avellino, IT (1990). 5. Zidentyfikowane cechy anomalii (występowanie ≥3 przypadków): deformacje lokalnego pola elektromagnetycznego, zjawiska świetlne o strukturze geometrycznej (odwrócone formacje piramidalne), występowanie tzw. sensorycznego zakłócenia ciągłości (ang. Temporal Sensory Disruption), objawy rozkojarzenia poznawczego (ang. Cognitive Splintering) wśród obserwatorów, stała obecność zjawiska dźwiękowego nienależącego do znanych źródeł (low-frequency internal resonance / "the hum"), występowanie lokalnych zgonów bez jasnej przyczyny (analogia z przypadkami „Cluster Death Events”). 6. Hipoteza robocza (NCAVC/CRU): Obszar może stanowić lokalny punkt styku z niezidentyfikowanym zjawiskiem o charakterze parasensorycznym. Obiekt wykazuje cechy pasożytnicze względem organizmów biologicznych – interpretowane jako absorpcja bądź interferencja z procesami życiowymi. 7. Dodatkowe ustalenia: W relacjach świadków powtarza się wzmianka o „szmerze” (the hum) – jednostajnym, trudnym do zlokalizowania zjawisku audialnym, które trwało od 30 minut do kilku godzin, często współwystępujące z zaburzeniami orientacji przestrzennej. 8. Rekomendacje: brak prób rekultywacji terenu, zakaz działalności cywilnej w promieniu 500 m od współrzędnych głównych, obserwacja pasywna (ang. passive monitoring only), brak kontaktu bezpośredniego z rezyduami architektonicznymi, zakaz prowadzenia działań naukowych bez zgody CRU (Critical Response Unit).
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...