Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Myśli na manowce


Rekomendowane odpowiedzi

Chłód przemyka po dachach, między palcami. Cień latarni zaraz wybije szybę w samochodzie. Dopijam kakao i kaszlę, jakbym chciał pobiec przed siebie. Miłości najpierw jesteś, potem jesteś niesprawiedliwa, wreszcie stajesz się tak oczywista jak dwa łóżka, zamglony telewizor, rozpięta koszula, czy nie wstrząśnięty sok pomarańczowy wprost z kartonu. Życie bez ciebie snuje się, niczym powieść o powolnym znikaniu ciała. Gdybym mógł zobaczyć twoje kształty, delikatne skurcze mięśni, na pozór niewidoczne grymasy twarzy, gdy wsłuchujesz się w twarde, kamienne rymy. Dopada mnie wtedy to uczucie, niepoprawne pragnienie cudu. Więc wystawiam dłoń próbując zatrzymać podmuch wiatru, ponieważ nigdy się nie obudzę. A jeśli powoli otwieram oczy to nie sweter płacze, to gryzie mnie deszcz. Deszcz cudowny cały czas, prawie cały czas klnie za oknem jak szewc. Tutaj są prawdziwe myśli prawdziwych ludzi. Są też nasze słowa i nawet, gdyby ich nie było nie można by powiedzieć, że nie dzwoni w uszach na samą myśl. A myślę o tobie szukając daleko aż po najdalsze migotanie gwiazd. Oczy mam co prawda trochę słabsze niż, kiedy miałem piętnaście lat i chwilami jest ciemno, lecz za chwilę księżyc wygląda zza chmur i szumi. Wszystko szumi jakby wiatr czytał wieczorami, ale cichutko by nie zdmuchnąć świeczki. Szepczemy tak obaj bez opamiętania. A może to z niewyspania? Zapominam się. Znikam po szyję w tych słowach do ciebie, zakręconych, zawiłych, koślawych, lecz wszystkich prosto do ciebie. Od czasu do czasu muszę wstać z krzesła, rozprostować plecy żeby żebra trzasnęły jak los, co nas niekiedy rozdzieli. W te dni osobno powtarzam sobie, że się upiłem. Wtedy przychodzi chłód a noc wchodzi na stół, światło opiera głowę o ścianę i palimy sobie papierosa za papierosem, i muzyka jakaś tam leci. Gdy nadchodzi dzień, a nadchodzi prawie zawsze w dodatku wcześniej od kawy. Jest permanentny, niczym pielęgniarki w szpitalu, które budzą cię rano i rozdają termometry. Mam nadzieję, że ciebie nikt nie zbudził. Ani dzisiaj, ani wcześniej wbrew woli twego snu. Zawsze modlę się, byś miała sen jak rejs po Morzu Śródziemnym. Pełen Włochów, Greków, ale w końcu byś zawsze wracała do mnie. Czytając to w pośpiechu, kryjąc się przed słońcem na tarasie, lub powtarzając w myślach jadąc zatłoczonym tramwajem. Wszystko zatrzyma się z tą chwilą. Elektryczność, poniedziałek i ja także przystanąłbym przy tobie. Gdybym tylko miał ze trzy kroki w niejasnym kierunku.
Tajemnice znowu pod drzwiami niosą twój zapach odległy, choć oczami cię nie widać. Ponownie przeszywa mnie dreszcz, ćma błądzi dokoła głowy, jak krążenie krwi, jak serpentyny żył oraz naczyń. Razem z wiatrem udają kształty. Choćby tylko nas dwoje na ławce. Ledwie, po trochu a przychodzisz mi na myśl.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...