Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wszystko jest względne
i zależy od sposobu patrzenia
powiedział Wstrentny siadając
w najwilgotniejszej części błotnistej kałuży

z pewnością jestem pierwszym facetem
który nie oczekując w zamian niczego
robi to nieznajomej kobiecie

Słodka patrzyła zdumiona i rzeczywiście
raczej zainteresowana?
wreszcie wykrzyknęła
żaba!

wtedy Wstrentny też zauważył
gapiła się ze skraju od paru minut jego bajorka
zahipnotyzowana urokiem osobistym
i
w międzyczasie
poprawiała błoto na czole

nagle
rzuciła zielono
pocałujesz?

Wstrentny zgłupiał jeszcze bardziej

nigdy nie całował się z żabami
w dodatku gadającymi?
po dokładniejszym rozpoznaniu zauważył
brzydkie do przesady szerokie usta
i cudownie obrzydliwe oczy ze złotymi koronami źrenic

pochylił się podniecony...

na chwilę przed momentem Słodka
skoczyła na rozum płaza
aż skrzek odbił się o najniższą chmurę
spadając gdzieś

Wstrentny żałował dwanaście sekund
a potem pomyślał
o Słodkiej i zielono

musi mnie kochać skoro aż?

wsadził w usta butwiejącego liścia
do zimy pozjadam wszystkie!
obiecał sobie w środku
zadowolony

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


tak, to wyjątkowo drastyczna scena. w tym miejscu poloniści zwykle mdleją a matematycy mylą ofiary. bohater wiersza i przy okazji wstrentny typ zwraca liście.
dziękuję.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Dodam, że tak postępują wstrentne glizdy, czyli dżdżownice. Przez całą zimę wciągają liście do norek w ziemi, a kiedy zbutwieją - zaczyna się wielkie żarcie.

Ps. :-)))))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


o to... to właśnie! teraz czuję się wyjątkowo wstrentnie, już dawno tak wstrentnie się nie czułem samego: no jak ja mogłem coś tak wstrentnego napisć? no jak?
dziękuję
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



w końcu mamy zimę! mawiają źle wyhodowane dżdżownice. i śpiewają nieprzyzwoite piosenki:

Gdy wiosenne słoneczko zaczynie fest przygrzewać
a od strony jezior słychać łamanice,
kiedy powyłażą na spacer dżdżownice:
czas sobie panowie
czas panowie sobie
czas zrobić swój własny
widoczek między korzeniami drzewa.

Mały dołek wykopać, potem na dno dołka
dać sreberko i wapnem sypnąć zdrowo:
czas zrobić panowie
czas panowie sobie
swój sekretny zrobić
widoczek na przyszłość
z żoną i teściową.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


i do filmów Kurosawy oglądanych podczas podróży metrem Warszawa - Tokyo
(metro wygląda z perspetywy jak jamka dżdżownicy, co do stacji - na razie kończy się na kanarach albo jak się uda na Kabatach, ale teoretycznie istnieje możliwość przedłużenia linii do Japonii)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


i do filmów Kurosawy oglądanych podczas podróży metrem Warszawa - Tokyo
(metro wygląda z perspetywy jak jamka dżdżownicy, co do stacji - na razie kończy się na kanarach albo jak się uda na Kabatach, ale teoretycznie istnieje możliwość przedłużenia linii do Japonii)

ale z Warsem? ;)

no z Warsem. ale kura więc po bożemu, z podziałem na płcie

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ból Najgorszy ból to ten, który widzimy u bliskich Wszyscy czują jak zamykasz się w sobie i stajesz się niski Czujesz jak szpilki wbijają Ci się w serce, w oczach stają łzy A ty musisz być silny i wytrzymały jak kły Mimo wszystko kły też mogą się kruszyć Lecz trzymasz się dalej, nie toniesz, by tylko ich ruszyć Oni muszą ruszyć się z miejsca i dalej żyć, bo gdy ktoś umiera Stają w miejscu i czują jak ten ktoś ich ze sobą zabiera.  
    • @Waldemar_Talar_Talar wąż wymyślił śmierć
    • Pamięć bezdenny kielich na ołtarzu myśli pełen łez i uśmiechów idących bez końca bez początku powroty zdarzeń trucizna gorąca schronienie tych obecnych co dopiero przyszli krucze skrzydła złowrogie w głowie szalejące w szatni ptaki zamknięte piórem połamane karmiąc się wspomnieniami nietoperze szklane powracają głodne zamknięte w oczu zagadce a ja wciąż niosę w dłoniach tę ciszę rozdartą jakby była kluczem do drzwi których nie ma pod powieką rośnie las — splątana ziemia gdzie każdy krok budzi echo snów odkarmionych stratą próbuję wrócić tam gdzie nigdy nie byłem śledząc tropy pozostawione przez własne odbicia ale one uciekają w głąb czasu — bez liczenia bez bicia jakby znały prawdę której ja dotknąć nie umiem i tylko wiatr co przewraca karty nieistniejących ksiąg pyta szeptem czy pamięć to dar czy przeklęta droga a ja mu odpowiadam — wciąż szukając Boga w niedomkniętych chwilach w których mieszka błąd
    • Gęste pnącza, coraz skuteczniej zniewalają bieg. Blokują już i tak trudną drogę. Na domiar złego kawałki ścian i wszelkich innych śmieci, jeszcze bardziej utrudniają parcie do przodu. A jest ono przemożne, bo też cel dla mnie istotny. Niestety. Ilość przeszkód powiększa nieustannie skale trudności.          Powstają wciąż nowe i bardziej upierdliwe. Blokują uparcie drogę. Jakby coś mnie chciało zniechęcić, wyrzucić poza nawias, gęsto zapisanej kartki, dając do zrozumienia, że jestem niepotrzebnym elementem w tej całej układance, w której nie wiem, co jest grane. Czy fałszuje orkiestra, czy wręcz przeciwnie – nie pasuję, do tonacji i rytmu świata, a cały mój wysiłek, pójdzie na marne.      Może na szczęście, nie dla całego, ale i tak, trudno mi przebrnąć przez ten, nieprzychylny tunel. Poza tym, nie mam pewności, czy warto, chociaż przeminą bezpowrotnie, jakiś bliżej nieodwracalne chwile.    Jednak  promień przywołujący, coraz słabiej, acz stanowczo, wyznacza drogę. Cel jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Czynniki utrudniające, przytłaczają ze wszystkich stron. Kolczaste druty jaźni, dławią i ranią niemiłosiernie.      Pomimo, że  wołanie już trudno słyszalne, odczuwam jakieś dziwnie rozpaczliwe przynaglenie. Mówi o tym, że za chwilę może być za późno. A wystarczy tak niewiele. To właściwe już tylko same echa, powtarzają wciąż to samo.   A jednak. Niemożliwe, może byś możliwym. Jeszcze trochę rozgarniania przeszkód i wchłonę sensowne wytłumaczenie. Może jeszcze nie wszystko stracone. Widzę przysłowiowe światełko w tunelu. Błyszczy daleko, lecz odległość, jakby krótsza. Mam w sobie więcej energii, spotęgowanej widocznością celu, lecz może to tylko, złudzenie.       Cholera. Światełko zaczyna zanikać. A przecież w jakiś niepojęty sposób, jestem prawie u celu podróży. Nawoływanie było przecież bardzo silne. Aż prawie bolało. Nie chcę popełniać błędów, ale czasami tak mam. Mylę cel. Może teraz, zmylił, mnie?    Jestem wewnątrz umysłu. Niestety. Przybyłem chyba za późno, bo raczej już po sprawie. Nie mogę nic na to poradzić. Czuję się jak ścierwo, wyciągnięte z zamrażarki, którym ktoś stuka, o kant przegapionej powinności.   Mogłem bardziej uwierzyć w przeszkody, by mieć większą pewność, że je pokonam, chociaż trochę wcześniej. Dupa ze mnie, a nie empatia! Może wystarczyło kilka słów zrozumienia. Przepraszam – wypowiadam w myślach – patrząc na nieruchomą ciszę.  
    • Widziałem ją w śnie? Była na ulicy? Znałem ją?   W innym śnie: Jawił się jej zarys na krętych schodach. Prowadzą one do krzywej wieży…    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...