Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Pewnego ciepłego, niemalże letniego dnia znalazłem się w domu Kolejarza na ulicy Szczecińskiej, w celu stawienia się przed komisją przyznającą prawo do odbywania służby zastępczej. Wszyscy moi rówieśnicy, którzy wchodzili na salę, po spędzeniu tam kilku minut wychodzili z niej radośni; a nas, nerwowo oczekujących na swoją kolej, poklepywali po plecach, aby dodać trochę otuchy. Było to coś w rodzaju zaklinania rzeczywistości, odrobinę przypominało też sztafetę, w której zamiast pałeczki przekazywaliśmy sobie łut szczęścia.
Mniej więcej po czterdziestu minutach od rozpoczęcia wątpliwej imprezy nadeszła moja kolej. Otworzyłem drzwi i gdy zorientowałem się, że w ogromnej sali panuje złowroga cisza, od razu poczułem znajome kłucie w karku. Ku wielkiemu stołowi, posuwałem się po karminowym dywanie tłumiącym kroki, tym samym nie pozwalającym zaistnieć mi bardziej, niż to konieczne. Z trudnością wydobyłem z siebie słowa pozdrowienia. Zza stołu stojącego jakoś krzywo, jakby nieco w przestrzeni na moje lękliwe „dzień dobry” odpowiedziało kilku mężczyzn w garniturach. „Pieprzone grono decydujące o naszej przyszłości” - pomyślałem.
Przystanąłem jakieś półtora metra od stołu i zaczekałem, aż najgrubszy z nich porządnie się wykicha i wysmarka. Najwyraźniej był to przewodniczący, bo kiedy wyraził prośbę o chusteczkę, wszyscy zaczęli jej szukać po kieszeniach. Po tym, jak ją otrzymał, okropnie zapaskudził, następnie z wyrazem obrzydzenia oddał właścicielowi (jakby to była zdechła mysz), spojrzał na mnie i zapytał:
- Pan Kornel Grzegorz Kiełbowicz, tak?
- Tak.
- Proszę powiedzieć komisji to samo, co napisał pan w podaniu.
- Nie bardzo rozumiem, przecież... wystarczy przeczytać.
I już tym pierwszym zdaniem, zdenerwowałem go. Zrobił się purpurowy na twarzy .
- Proszę powiedzieć. No niech pan powie, co pan tu napisał?
Wychylił się dosyć znacznie ponad stół i przez chwilę wymachiwał mi przed oczami kartką. A ja zapomniałem, co napisałem. Zdania, które tak zachwyciły majora, wyparowały teraz jak zwrotki zaliczonego na pamięć wiersza. Wiedziałem tylko, że nie chcę być w wojsku. To „Nie chcę być w wojsku” w sposób zaskakujący stało się moim jestestwem. W tej też sekundzie uświadomiłem sobie, jak bardzo argumenty zawarte w podaniu były jedynie fasadą, wykrętem - nie tylko podporządkowane mojemu celowi, ale i tego celu pochodną, nie na odwrót. Na zadane przez przewodniczącego pytanie wciąż nie odpowiadałem. Moje milczenie powodowało krępującą ciszę, a mnie oblewał zimny pot. Postanowiłem przerwać to i coś mówić. Problem jednak polegał na tym, że kompletnie nie wiedziałem, co mam gadać, a totalna pustka w głowie nic nie chciała zasugerować. I nagle usłyszałem jak wydobywa się ze mnie przeraźliwy bełkot. Jąkałem się! Jakże ja się jąkałem! Mój język stawał kołkiem, jak gdyby co rusz wlatywała mi do gardła mucha lub jakieś inne paskudztwo. Doprawdy, chwile żywcem wyjęte z jakiegoś sennego koszmaru. Nie mogłem zrozumieć, co się ze mną dzieje? Co się stało, że moje zalety, takie jak głęboki głos i poprawna dykcja, wypięły się na mnie jak obrażone psy na swojego pana? Na domiar złego, chyba nic z tego, co mówiłem, nie było na temat. Właśnie, o czym ja w ogóle wtedy paplałem? Nic - ale to nic, nie pamiętam. W każdym razie słowotok przerwał gość o wyglądzie ważnego niegdyś komunisty Feliksa Dzierżyńskiego. Facet siedział po prawej stronie grubasa. Jego przenikliwe, pełne wrogości spojrzenie przeszyło mnie na wylot.
- Panie Konradzie, tak słucham pana… słucham… i wie pan co?
- Mam na imię Kornel.
- Zgadza się. Kornel. A więc, panie Kornelu ewidentnie nie przyłożył się pan do spotkania z komisją. Nie przygotował się pan. Co gorsza, tego podania pan nie napisał. Ktoś panu napisał, a pan nawet nie raczył przeczytać. Nieładnie młodzieńcze. Proszę się przyznać. Prawda, że pan tego nie napisał?
- Nie. Nieprawda. Sam napisałem.
Na jego chudej gębie pojawił się wyzywający grymas niedowierzania, podparty uśmieszkiem pogardy i wyższości.
- Doprawdy? Jakoś panu nie wierzę. – wycedził.
Poczułem chęć skoczenia mu do gardła. Na szczęście, nie uczyniłem żadnego ruchu zdradzającego moje zakusy. Pomyślałem tylko, coś w rodzaju: „Boże, przecież ja co czwartemu chłopakowi napisałem! Ludzie czemu mi to robicie?”
"Dzierżyński" tymczasem się rozgadał, plótł o obywatelskiej uczciwości. Kiedy robił przerwy by przypomnieć sobie kolejną słuszną społecznie myśl, zakatarzony przewodniczący dorzucał wówczas trzy grosze. Czułem się między nimi jak zwierz w matni. Gdyby nie ich gadulstwo, moja wyobraźnia jak nic poszybowałaby poza mury jakichś koszar, aby zobaczyć siebie w przerażającej, niedalekiej przyszłości – już jak to robię na czyjeś widzimisię pompki, już jak to sprzątam kibel szczoteczką do zębów.
Wiadomo od dawna, że tonący łapie się nawet brzytwy. No i właśnie, na horyzoncie rozbitka, jakim byłem, nagle ujrzałem ją... moją brzytwę, którą zdawał mi się przepełniony beznadzieją krzyk. Zacząłem płynąć ku niej, to znaczy z sekundy na sekundę podnosić głos. I już po chwili krzyczałem i błagałem tych pierdolonych urzędasów, by postawili się w mojej sytuacji, w sytuacji człowieka skazanego na wolę ludzi o innym światopoglądzie.
Po upływie kolejnych sekund, już nieco dystansując się do histerii, w jaką wpadłem, zacząłem zauważać na ich twarzach coś w rodzaju przerażenia - przerażenia, iż w czyichś oczach mogą jawić się oprawcami.
Teraz po kilku dniach, widzę to jeszcze wyraźniej. Oni byli zdumieni, że wykonywana przez nich praca może nie być kojarzona ze spełnianiem zaszczytnego obowiązku wobec państwa, lecz z odwalaniem brudnej, a nawet hańbiącej roboty. W końcu, chyba zdenerwowani już samym swoim zdenerwowaniem, kazali mi wyjść i czekać na decyzję.
Byłem pierwszym poborowym, który w swojej sprawie nie otrzymał odpowiedzi na miejscu. Po jakichś pięciu minutach wraz z jednym z chłopaków wyszedł z sali facet, który podczas całego mojego dramatu siedział sobie na skraju stołu i najwyraźniej się nudził. Przez sekundę szukał mnie wzrokiem, a gdy mnie dojrzał uśmiechnął się serdecznie, podszedł bliżej i powiedział, że ma dla mnie pomyślną wiadomość. Pogratulował mi i zaczynając już śmiać się dodał, coś w tym sensie, jakoby komisja uznała, iż byłoby wysoce niepożądane, aby taki niezrównoważony osobnik, miał kontakt z czymś, co wystrzeliwuje śmiercionośne pociski.

Opublikowano

- przeczytałam pańskie opowiadanie wyciągnąwszy nauczkę, aby nie czytać przy jedzeniu. co do służby wojskowej, to wiem- z rozmowy telefonicznej z pewnym kapitanem WKU- że przepisy odnośnie naboru do służby wojskowej złagodniały i służyć będą tylko ochotnicy, więc można śmielej ważyć argumenty na nie. a w ogóle, to lista cech osobniczych na nie jest bardzo długa, np. alergia. gdzieś czytałam. pozdrawiam.

Opublikowano

"- przeczytałam pańskie opowiadanie wyciągnąwszy nauczkę, aby nie czytać przy jedzeniu" - Czyżby moje opowiadanie było, aż tak niestrawne? Pozdrawiam i dziękuję za przeczytanie.
ps
Proszę nie mówić mi na "Pan" - Don jestem :)

Opublikowano

- niestrawny- jak dla mnie- był przebieg scenki z tą chusteczką. Don Cornellosie życzę 'jak najbardziej' miłego dnia. dopiszę tu jeszcze, że bez względu na moje animozje to opowiadanie porusza ważny problem i zasługuje na wyższą półkę.

Opublikowano

no cóż. Pamięta mnie pan? Jak tak, miło mi niezmiernie. Opowiadanie jest poprawne aż do bólu i zemdlenia, nie w tym ikry i indywidualnego stylu. Jest to papka, grysik z mleczkiem, mnie znużyło. Proszę nad językiem przede wszystkim popracować. Chociaż z drugiej strony lekkości nikt pana nie nauczy. To się albo ma od Boga albo się nie ma w ogóle.

Opublikowano

Radzę mocno zastanowić się nad interpunkcją, brak kilku niezbędnych (moim zdaniem) przecinków zmienia niektóre całkiem smaczne zdania w słowotok, a tego przecież chcemy uniknąć ;)

"mnie obleciał zimny pot" - pot zazwyczaj oblewa, a nie oblatuje.
"Kiedy ją otrzymał, okropnie zapaskudził, następnie oddał właścicielowi..." - coś mi tu nie brzmi, ale nie mogę się jeszcze zdecydować co.

Poza tym temat jest ciekawy, proponowałabym jeszcze trochę pomyśleć nad jego ujeciem. Panie Donie, jest dobrze, ale skoro mogłoby być lepiej, to dlaczego nie spróbować? :)

Dyg,
A.

Opublikowano

Historyjka całkiem niezła, zgrabnie napisana i fajnie się czyta. Barwne i zabawne opisy, hehe Ty to masz talent do tych rzeczy :D. Zgrzyta mi trochę pierwsze zdanie:
'w celu stawienia się przed komisję ' - może lepiej 'przed komisją'
Gdzieś dostrzegłam kulejącą interpunkcję, ale teraz za cholerę nie mogę jej znaleźć
o! 'po karminowym dywanie tłumiącym kroki, i' - wywal przecinek, a postaw go dalej po
'bardziej niż to konieczne, '

Jejku jak ja się starałam, żeby się do czegoś przyczepić ;-), a tu nie ma do czego zbytnio. Więc mam nadzieję Don Cornellosie, że docenisz moje wysiłki :D. Pozdróweczka ślę wieczorową porą/Basia

  • 3 tygodnie później...
  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Berenika97  a mnie się podoba, to że zauważyłaś- żeby tak łatwo nikogo nie osądzać. Bo w pędzie życia nie zauważamy ludzi, ludzi starszych, wiem są czasem uciążliwi, trudni, ale są, nie są przezroczyści. Tak mi się wydaje, że jest taka obojętność, nie wiem, może mi się tylko zdaje. Dziękuję Berenika
    • Na bramce stoję, w tym klubie marzeń, Stałych bywalców dobrze znam. Pamiętam, smukłe wyblakłe twarze, Uśmiech na ustach - miły mam. Podają bilet, a ja przedzieram, Suną na salę, schodząc w dół. Tam wielka łąka dziś się otwiera Pachnących kwiatów oraz ziół. Zajmują miejsca w bajecznym koszu, Na łuku tęczy wzniosą się. Barw i zapachów zliczyć nie sposób. Czy jakiś czar? Czy jakiś sen? Zaczęty spektakl. Odwrotu nie ma. Zamknięte okna oraz drzwi. W oczach niepokój błędne spojrzenia, Nie trzeba marzyć ani śnić. W olbrzymiej trawie kosz lekko płynie, Rozchodzą się olbrzymie źdźbła. Gama zapachów dusi w gęstwinie, Kwiaty, owady wokół nas. Słychać ich mowę swary i kłótnie. Panuje tu straszliwy gwar. Gesty radosne i gesty smutne Wyraża piękny ruchu czar. Właśnie mijamy stokrotek chmary, Trzmiela powabem pragną zwieść. Rumianek zawsze w uczuciach stały, Do swojej pszczoły mizdrzy się. Mlecze żółcienią zalały zieleń, Tkwi w samotności sobie skrzyp. Mak swą czerwienią głośno się śmieje, Do biedronki - ona śpi. Złowrogie perzu strzelają liście, Wśród różowych koniczyny kul. On rządzić łąką chce oczywiście. Naiwnych roślin mnóstwo tu. Pragnie okazać wszystkim swą pomoc, Spulchniając chętnie glebę w mig. Kłącza zaciska - jak nie wiadomo, Więdną rośliny - żal mi ich. A perz na łące szybko się pleni Podstępem niszcząc roślin stan. Każdy, kto pragnie coś tutaj zmienić Rasista - głośno wrzeszczą nań. Znika gdzieś łąka. Spektakl się kończy. Przesłanie w głowie stale tkwi: Pomocna ręka, z którą się złączysz Kłopoty może przynieść ci. Ciemność wypełnia powoli salę, Zabiera płaszcz ostatni widz. Zamykam wejście na wielki zamek. Jest zagrożenie - czy się śni?   2006    
    • Komu i do pana; karmili kota, to kilim raka ma na podium - ok.  
    • Odwiedził mnie ranny deszcz,  by zmyć i zgnić  świata tego ból, lecz ah On wstrętny jest      Nie odwiedzi słońce mnie puszyste w pokoju zaciemnionym, lecz ah Ono tak wstrętne jest parzy i naznacza mnie, piętnuje    Odwiedziło mnie tysiąc ciemnych chmur, by snuć i pruć  moje przebrzydłe słowa,  lecz ah One wstrętne są!    Odwiedziło mnie kolorów siedem, a niebo było tak czyste… Odbijało, purpurowo-niebieskie,  i witało mnie…mgliście, a pal to sześć! Co tu dłużej pleść?    Nie odwiedzi nikt mnie,  więc odetchnę  Oni wszyscy ah, wstrętni są…   Nawiedził mnie przeokropny sen, by wstać i znów  budzić się, w tym samym śnie.       ………………………….       I przyszłaś ty, Zmazałaś fizyczność  w fizycznej formie Stałaś się moim największym snem, marzeniem, czystym jakże niewinnym pięknym pragnieniem, aniele…! wciąż na jawie        Jestem błaznem! w mrok pójdę mojej przyciepłej jaskini  Nie wstanę, póki  nie wyrwie mnie  ostatni ….. raz   Bedę błaznem  choćbym się zarzekała,  będę  wciąż  ….     Błaznem?    Ucieknę stąd w moje marzenia  Głupie serce,  obyś wygrało!
    • Ot, rady; wytrawiono i warty wydarto.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...