Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

I wołają - nadpływa. Ostrzeżenie coraz dalej,
a zielony wieloryb zbliża się; otwierając paszczę
połyka fiord. W nim zaczynają życie nasze dzieci,

kiedy pewnej nocy odrywasz żebro i wkładasz
gdzie pasuje. Następuje pasmo wcieleń wody;
pęcznieją płuca i pęcherze, wychodzą bokiem

tętnice. Tutaj pijemy tylko morze,
czasami niestrawione resztki perfum
na bazie ambry. Rorbur powoli kapituluje,

wilgotnieje od krwi i śluzu, a przez okna
otwarcie nawiedzają nas ryby. W kącie
rozkładam się na dziurawym tapczanie

niezależnie obok ciebie. I teraz
mogą śmiało zaczynać, uczta gotowa.

[październik 2007]

Opublikowano

generalnie, tak jak mówisz Espeno, wiersz ma wydźwięk pesymistyczny,
ale przecież pointa daje nadzieję. podmiot liryczny kładzie się przy bliskiej
mu osobie, co za tym idzie - czuje się przy niej pewien. wie, że cokolwiek
zaraz nastąpi, tak będzie mu dobrze, bo jest właśnie ta druga osoba.
a może i nie ? hmmm po ponownym przeczytaniu brakuje mi pewności ;)

pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



można tak interpretować. choć w moim zamyśle
umierają obok siebie, czekają na pożarcie przez ryby
i to miaŁo być tragiczne. mimo wszystko, każda
interpretacja jest dobra ;)

serdeczności Espena :)
Opublikowano

Tak, po kilkukrotnym przeczytaniu ewidentnie widzę ten pesymizm, wiersz porusza i nie ma dwóch zdań jest dobry jedno mi tylko nie daje spokoju dlaczego niezależnie, może to źle czytam ale to tak brzmi jak: „razem ale osobno” a przecież w obliczu spraw ostatecznych ludzie lgną do siebie w końcu nikt nie chce umierać w samotności.
Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



cieszę się, że ktoś nareszcie zrozumiaŁ :D.

jeśli chodzi o ową niezależność; chciaŁam podkreślić,
że owy rozkŁad następuje u podmiotu w innym
stopniu niż u osoby mu towarzyszącej.

dzięki za uwagi, przemyślę jeszcze.

serdecznie Espena :)
Opublikowano

I wołają - nadpływa. Ostrzeżenie coraz dalej,
a zielony wieloryb zbliża się; otwierając paszczę
połyka fiord. W nim zaczynają życie nasze dzieci,

kiedy pewnej nocy odrywasz żebro i wkładasz
gdzie pasuje. Następuje pasmo wcieleń wody;
pęcznieją płuca i pęcherze, wychodzą bokiem

tętnice. Tutaj pijemy tylko morze, niestrawione....tutaj "ewentualnie" nie najlepiej się styka z "niestrawione"
resztki perfum na bazie ambry. Rorbur powoli
kapituluje, wilgotnieje od krwi i śluzu, otwarcie
przez okna nawiedzają nas ryby. W kącie

rozkładam się na dziurawym tapczanie
niezależnie obok ciebie. I teraz mogą
śmiało zaczynać - uczta gotowa.

Takie moje dygresyjki.... pozdrawiam.

Opublikowano

Eugenku! dawno Ciebie nie byŁo, więc tym bardziej
cieszy mnie Twoja obecność pod moim tekstem.
dziękuję za sugestie, wersyfikacji narazie nie zmieniam,
ale owo ewentualnie - dobrze, że zwróciŁeś
na to uwagę :).

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



pozdrawiam serdecznie Espena :)

P.S. zapraszam ponownie, teraz piszę bardziej 'malarsko' ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dekaos Dondi  a potem ktoś głowę kata zetnie  
    • @Nata_Kruk musi być szalony, bo czasem jestem szalona dzięki   @Kwiatuszek dzięki
    • @Natuskaa    "(...) To, co długo dojrzewa, bywa śmieszne i niedocenione (...)".     Rozumiem, że masz na myśli innych ludzi. Bo na podstawie już tylko "Późnego owocu" można wysnuć wniosek, że owoce adojrzałe bynajmniej Cię śmieszą.     Pozdrowienia. ;))*    
    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież, także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Leakey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby.       Cusco, 22. Września 2025       
    • @lena2_ Leno, tak pięknie to ujęłaś… Słońce w zenicie nie rzuca cienia, tak jak serce pełne światła nie daje miejsca ciemności. To obraz dobroci, która potrafi rozświetlić wszystko wokół. Twój wiersz jest jak promień, zabieram go pod poduszkę :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...