Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
dedykowany Andrzejowi Z.

(1 wersja)

ratowałeś zbłąkanych wędrowców
przed chłodem górskiej nocy
potrafiłeś bezpiecznie wysterować
jacht na wzburzonej wodzie

a lekką ręką oddałeś ogarek
wykorzystując nieuwagę stróża
bez obola przepłynąłeś rzekę
za przekupny kubek ptasiego mleka

gdy słoje dębowej łodzi znikały
z pola widzenia uświadomiliśmy sobie
że ciągle nie rozumiemy puenty
twojego ostatniego żartu

30.03.2007 r.

(2 wersja - okrojona)

ratowałeś zbłąkanych wędrowców
przed chłodem górskiej nocy
potrafiłeś bezpiecznie wysterować
jacht na wzburzonej wodzie

wykorzystując nieuwagę stróża
bez obola przepłynąłeś rzekę

gdy słoje dębu znikały z pola widzenia
uświadomiliśmy sobie
że ciągle nie rozumiemy puenty
twojego ostatniego żartu


(3 wersja - ociosana)

zbłąkanych ratowałeś przed chłodem
górskiej nocy potrafiłeś wysterować
bez obola przefrunąłeś rzekę za
kubek mleka aż dębowe słoje
łodzi znikały z pola widać nie można
oswoić żartu puenty
Opublikowano

Moim zdaniem to bardzo ładny wiersz. Proponuję kosmetyczne zmiany:

przed chłodem górskiej nocy ratowałeś
zbłąkanych wędrowców
potrafiłeś bezpiecznie wysterować
jacht na wzburzonej wodzie

wykorzystując nieuwagę stróża
bez obola przepłynąłeś rzekę

gdy słoje dębu znikały z pola widzenia
uświadomiliśmy sobie
że ciągle nie rozumiemy
twojego ostatniego żartu


___________________________________

W pierwszej strofie zmiana kolejności wersów dubluje znaczenie, zaś w ostatniej wyrzuciłabym słowo "puenta" - ale to oczywiście moja subiektywna opinia :). Pozdrawiam.

Opublikowano

Mnie się podoba 2a wersja
Choć też tak miałam na jeziorze podczas burzy i strasznej ulewy a w dodatku silnik się popsuł.
Panika straszna była.Na pocieszenie dostaliśmy to ,że sternik trzezwy był.
Wiersz mi się podoba, ze względu na moje przeżycia
Pozdrawiam milutko

Opublikowano

Beenie
osobiście optowałbym za trzecią wersją bezstrofową.
ale po dorzuceniu pewnych ciekawszych elementów.

np. coś w stylu jak niżej:

zbłąkani uratowani przed chłodem -----> zmieniłem, bo za dużo byłoby - łeś
górskiej nocy dodałeś czaru
bez obola przefrunąłeś rzekę za
przekupny kubek ptasiego mleka

dębie zaklęty w łodzi powoli znikałeś
z pola widzenia również ty
uświadomiliśmy sobie
że ciągle nie rozumiemy puenty
twojego ostatniego żartu

pozdrówka
i życzę weny :))

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Marlettko
przy mojej propozycji celowo pominąłem ten jacht
bo mi nie pasuje do górskiej atmosfery
ale wena należy od Autorki Benie:)

no, a Ciebie to jacht ponosi od razu
wiadomo ;)
Pozdrowionka dla Ciebie
Opublikowano

Witaj Beenie, zamiast sugestii napisałem po swojemu. Przepraszam, że to trochę chaotyczne, ale w pośpiechu pisałem. Nie wiem, czy się przyda, ale może...
Pozdrawiam.

potrafiłeś utrzymać stery
i jacht na wzburzonej wodzie
ratować zbłąkanych wędrowców
przed górskiej nocy chłodem

z nieuwagi skorzystać stróża
lub kuszony ptasim mlekiem
lekką ręką oddać ogarek
bez obola przepłynąć rzekę

gdy z pola widzenia znikały
dębowej łodzi słoje
żartu nie zrozumieliśmy
i puenty ostatniej twojej.

Opublikowano

Jestem Wam wszystkim bardzo wdzięczna, że zechcieliście przystanąć, pomyśleć, doradzić - to bardzo ważne w zabieganym świecie. Wiersz ma dla mnie szczególne znaczenie, i być może dlatego ciągle widzę jego miernotę, jego niedociągnięcia, i brak czegoś, sama nie wiem czego. Muszę się jeszcze zdystansować, poczekać, może po czasie coś mi zaświta, coś wpadnie do głowy, co sprawi, że oko mi błyśnie, i będę chociaż ja sama zadowolona z tego co powstanie. Bardzo dziękuję za wszystko.

Ewa Maria Gomez – dziękuję za dobre słowo, za podszepty dot. kosmetyki wersów.
Kaja-maja28 – dobrze że wiersz przypomniał to co dobrze się skończyło; z wodą nie ma żartów, też coś mogę na ten temat powiedzieć z własnych przeżyć.
Egzegeta – jak dzisiaj patrzę, wersja, którą wskazałeś, ociosała mi zbytnio pień - został chudy kołek, z którego nie czółno, a wiosło da się już tylko zrobić – mówię: pas, i czekam dalej na wenę :(
Marlett – zapamiętam proponowany przez Ciebie fragment, bo Ty, jako wodna pani, najlepiej czujesz to co wody dotyczy.
HAYQ – zachowałam Twoją wersję z delikatnymi rymami (lubię rymy), dziękuję i doceniam Twój nie mały wkład; wiem, między innymi z Limeryków, że jesteś niezmiernie sprawnym ‘rymownikiem’.

Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tylko jedno ukłucie. Nie bój się jakoś do nas wrócisz. Kiedy już znudzi Ci się sen. Marzenia dziecięcych dni. Szybują nad ziemią. Zatopioną we krwi i ciągłej przemocy. Rasy panów muszą zabijać by przeżyć. Śpij. I wejdź przez bramę w tęczowe korytarze. Obrazy z ich ścian przedstawiają, pielgrzymkę do spokojnego ustronia, gdzie wśród fontann z marmuru, w których kąpią się małe amorki, możesz spotkać tych co żyją tu wiecznie, zatopieni w melodii pokoju i miłości.   Weź głębszy wdech. Jesteś zimnym, starym wężem. Wijesz się niczym bezkresna, górska droga. Opadasz i wspinasz się. Piekło zostawiasz za sobą. Niebo jest w Tobie. Suń swe ciało do świątyni miłości. Jesteś potulnym zwierzątkiem swojej ukochanej bogini. Widzisz ją w całej najpiękniejszej krasie. Tańczą w krąg nimfy. Roześmiane i zarumienione. Gorące i nagie. Taka jest i ona. Jest owocem poznania dobra i zła, który skusił węża. Jej łono jest celem spełnienia.   Kolejny wdech i większą porcja utlenia się we krwi. Nie możesz ich spłoszyć. Wychodzisz z krzaków jako półbóg. Heros, który zrodził pieśń. Mit, który trwa zakodowany w przestrzeni myśli. Tysiąc dni i jedną noc. A może tysiąc nocy. W jej ramionach. Uzależnienia od piękna. Ciesz się chwilą. Kiedyś wrócisz do nas. Ale nie będziesz mógł już tutaj żyć. Bez kolorów i tęczy.   Nie chcę myśleć o tym dziś. Może jutro. Spotkam znów dzieci z kwiatami we włosach. Będziemy leżeć na trawie. Pośrodku niczego. Złączeni. Zjednoczeni. Trzymając się za ręce. W symbolu słońca. Z jego tarczy wychynął, niebieski autobus bez kierowcy. Wsiedliśmy. By zabrał nas stąd gdzie nie chcemy być. Do krainy halucynogennych snów.   Wiersz „LSD” jest poetyckim hołdem dla epoki psychodelii dla muzyki, która otwierała bramy świadomości i dla Grace Slick, głosu kobiecego objawienia tamtych lat.   30 października wokalistka Jefferson Airplane skończyła 86 lat
    • @Kwiatuszek chyba mleko trzeba podać:)
    • @Nata_Kruk wiem ;), poważnie to takie moje przygotowanie się na... , i nie wiem czy jak Kochanowski po córeczce... ,  Staram się ją sprowokować by odeszła na jakiś czas od niej, jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas mamo.
    • @Simon Tracy... tytuł zachęcił. Strasznie dluuugie są Twoje wiersze i dlatego "uciekam" od nich, poważnie piszę. Skłamałabym, że pomimo mrocznych treści, tak prowadzisz 'pióro', że człek wchłania całość na kilka wdechów, bo na jednym się nie da- za dłuuuugie... :) Zostawiłam plus, ponieważ sprawnie piszesz swoje historie.    
    • Doskoczyłem do nich prędko a raczej na tyle rychło ile pozwalały mi skute w kostkach stopy. Tibelle przepchnęła się ku mnie jako pierwsza po drodze bez pardonu kopiąc, klnąc jak szewc i rozdając kuksańce i razy, kościstym łokciem. Gdy jakiś ponury drap, postury słusznego niedźwiedzia ale niestety dla niego gołębiego rozumu, zastąpił jej drogę i starał się schwycić ją w pasie, Czarnulka po prostu rozbroiła jego dotąd niezachwianą potęgę męskości, solidnym i nad wyraz celnym kopnięciem w krocze. Padł przed nią na kolana jak przed obliczem najświętszej Marii Panny i zzieleniałym, spoconym licem zwrócił swe daremne żale ku niebu. Tibelle obrzuciła go jeszcze na odchodne, godnym politowania wzrokiem, dzieliły nas ledwie dwa kroki i już była w moich ramionach. Ucałowałem jej usta, które ochoczo mi podała. Za nią jak cienie przybyły Alipsa i Pluie. Wszystkie były zasapane, spocone i rozgorączkowane. Dodatkowo Tibelle miała włosy i makijaż w totalnej rozsypce. Uścisnąłem serdecznie pozostałe młódki i z żalem spojrzałem na zapłakane twarze Strażnicy już zdążyli obezwładnić jakiś starych, podagrycznych, bezdomnych nędzarzy i zbliżali się na powrót do mnie nadal dzierżąc nadziaki w dłoniach.   - Nie mam dla Was zbyt wiele czasu dziewczęta. Bom strasznie jak widać zajęty, walką o godne odejście z tego padołu łez, pełnego zawistnych, ciemnych i rozsierdzonych jegomościów i niewiast, których to nasi drodzy włodarze sprosili by mnie zachęcali do żywszego marszu ku naszej drogiej cioteczce Agnes, która szczerzy się do mnie ze szczytu szafotu, pełnym satysfakcji i drzazg uśmiechem   Wszystkie trzy wybuchły śmiechem a Pluie rzuciła nawet w duchu sarkazmu szelmowskiego rynsztoka.   - Zaiste monsieur Orlon - jej dziewczęce rysy drgnęły ironicznym uśmieszkiem, małej diablicy - Cóż za dostojna procesja. Królów spod herbu marchwii i brukwii, książąt szlachetnie zbrukanych gównem i pomyjami no i dam dworu co mogą swymi mordami szpetnymi straszyć psy i koty po zaszczanych zaułkach Gayet. Doborową kompanię sobie dobraliście nie ma co a Wy w niej jak ten klejnot cesarski bez skazy acz z gołą, obitą rzycią i niedługo karkiem skręconym pętlą wisielczą.   Z pełnym podziwem, przyjąłem jej słowa. Bo przecież nikt inny jak ja sam uczyłem te słodkie, kuszące wargi, wymawiać tak dalece wulgarne słowa.   - Ach moje słodkie acz zbrukane grzechem cudzołóstwa ptaszyny. - Na swój sposób każdą z nich kochałem a Tibelle nawet tak jak powinno się kochać swą połowicę. - Jakże cudna byłaby śmierć gdyby te drewniane, zimne i twarde ramiona Agnes zamienić na Wasze pulchne, krągłe i soczyste usta, piersi, biodra i łona. Napisać, będąc w potrzasku gorących i chętnych ciał, ostatnią balladę o słodkich nektarach waszych źródeł miłości. Błądzić palcami po fałdkach młodzieńczej skóry i słuchać westchnień romantycznych uniesień wieńczących nocne, łóżkowe harce. Dziewczęta. Gdyby nie los mój franta i szelmy, to zamiast na szubienicę, zmierzałbym teraz z Wami do naszego upadłego od grzechu, kamienicznego ustronia. Dalibóg, wziąłbym każdą, radośnie na ręce. Lecz jak widać dziś ręce oddałem kajdanom sprawiedliwości, ślepej Temidy a szyję i żywot oddam katowi i grupce gawronów co już czują na językach smak mego truchła.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...