Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Nie chcę nowej "wojny" na Forum ale proszę tylko o odrobinę kultury podczas komentowania cudzych wierszy. Nawet jeśli uważamy, że dany tekst jest bardzo słaby nie używajmy takich zwrotów:
"To jest Mega Rzęch - nuda, banał i zaawansowana grafomania - do kosza z tym wont!".
Dnia: Dzisiaj 18:32:43, napisał(a): M. Krzywak

O to proszę w imieniu słabszych poetów te koleżanki i kolegów, którzy uważają się za mocnych poetów.

Ideą tego forum jest jak dobrze zrozumiałem dzielenie się swoim spostrzeganiem świata na miarę osobistych uzdolnień oraz uczenie się pisania wierszy a nie obrażanie innych autorów i pokrzykiwanie.

Bartek

:-)

Opublikowano

jeśli uważa Pan, że jest słabszym poetą, to dlaczego umieszcza wiersze na formum dla zaawansowanych? krytyka bywa różna i każdą trzeba umieć przyjąć. porównam: im wyżej lata ptak, do którego się celuje, tym z większej wysokości może nas trafić gówno w oko. takie jest życie. niech Pan celuje w /P/rzepiórki. pod górę trudniej. prawa fizyki

powodzenia w krucjacie (historię, domyślam się, Pan zna)
s/

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Krytyka tak proszę Pana ale nie chamstwo i arogancja.

"Mega rzęch" doskonale pasuje do pana "zaawansowanego" utworu, chociaż jak pamiętam pod pańskim napisałem "gniot". Pan jest cudzym adwokatem, panie BB?
Pana kumple tak piszą:

" O-wyszło szydło z worka!
pojawił się lis w kurniku.
A tak na marginesie:
Niech pan się lepiej przyklei
do swojej ukochanej żoneczki,
jeżeli w ogóle ją pan ma?-
tylko się zastanawiam,
jak pana-może znosić? "

i to jest chamstwo i arogancja, tyle, że ja nie płacze jak pan.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




ojojojoj chyba komuś tu woda sodowa do główki bije

Powtórzę jeszcze raz: krytyka to nie chamstwo i arogancja. Ja nie mam problemów z przyjmowaniem krytyki ale nie lubię gdy ktoś zachowuje się wobec mnie albo innych po chamsku.

Dla mnie koniec dyskusji. Powiedziałem co chciałem powiedzieć a Państwo mogą teraz komentować ile i jak chcą ( nie mam na to wpływu).

:-)
Opublikowano

Witam.
Staż mój na tym forum jest krótki, więc może nie powinienem się wypowiadać (bo i wojna nie moja), ale skoro już temat powstał na forum ogólnym, to ode mnie przysłowiowe trzy grosze.

Zgadzam się, że nie można komentować niekulturalnie, ale "rzęch" nie jest wyrazem wulgarnym, jest wyrazem potocznym. Inna sprawa, że jeśli ktoś nowy dostanie taki komentarz, to się bardzo zdołuje i wpadnie w depresję (taki szok debiutanta). No ale nie o to się tu rozchodzi. Nawołuje Pan do kulturalnego komentowania i jako przykład niekulturalnego cytuje Pan czyjąś wypowiedź. Może Pana zawiodę, ale nie ma w tej wypowiedzi niczego niestosownego. Jedyne, co można jej zarzucić, to to, że ma niski poziom merytoryczny.

Nie chce Pan nowej wojny? Nie wiem, ile już ich Pan stoczył, tudzież wywołał, w każdym razie podnosi Pan larum, kiedy nie ma, o co. To sprawa indywidualna, jak ktoś wyrazi swoją dezaprobatę dla tekstu, jeśli robi to w ramach kulturalnego zachowania. Jeden powie "mizerny tekst", drugi "słaby", trzeci "kiepski", czwarty "mega rzęch, nuda, banał i zaawansowana grafomania", co w tym złego? To chyba dobrze, że są ludzie, którzy mówią wprost, co im na sercu leży, zamiast owijać w bawełnę i słodzić dufnym "artystom". Sam również sobie życzę, żeby ludzie gnoili moje teksty, jeśli faktycznie tak czują.

I na koniec - kiedy ktoś wystosuje komentarz w stylu "tekst jest fatalny. W ogóle mi się nie podobał" albo "Do bani!", to dlaczego nikt wówczas nie podnosi alarmu? Przecież taka wypowiedź niesie tę samą treść, co cytowana przez Pana. Tak więc albo cytujemy większą liczbę osób, albo nie czepiamy się jednego człowieka. Cytowana zaś przez Pana wypowiedź ma większy ładunek emocjonalny i napisana jest z większą ekspresją. Nic więcej. Nie ma żadnego "obrażania", jak Pan napisał. Pokrzykiwanie? Niektórych trzeba sprowadzić na ziemię. Zresztą to subiektywne odczucie. Dla mnie to opinia, jakich wiele. Nie rozumiem, o co ten cały hałas.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Ja napiszę tak - z wieloma osobami się pokłóciłem, ale uznaje zasadę - dział zaawansowany to dział trochę bardziej wymagający niż np. debiuty nie widzę powodów jakiegoś łagodzenie słów. Dlatego były, są i będą starcia i nie jest to nienormalne. Nienormalne jest zaś, gdy marny poeta żąda od innych pozytywnych recencjii (o zachowaniu pana BB nie wspominam, sam dostał bana, a powodem było właśnie aroganckie i chamskie zachowanie).

Dodam, że miałem sposobność wymieniać krytyczne poglądy pana BB i jego wiedza na temat wiersza jest bardzo mała, wręcz żenująca. Jedyną taktyką jest znaleźć sobie kozła ofiarnego by na jego barkach pokazać siebie. Mnie to nie przeszkadza do czasu, gdy kolega BB nie zacznie kolejnej afery prowadzącej do zamknięcia forum. Ostatnio nawet umawiał się na placu boju, z czego nie skorzystałem, nie tyle ze strachu, co szkoda czasu na zajmowanie się pierdołami.

Dlatego, panie Bartek - pańskie straszenie, kłamanie, hipokryzja to tutejszy koszmar. Ja to poznałem i mnie pan nie zastraszy, ale nie daj losie, że ktoś uwierzy w pańską lukrowaną dobroć. I przed tym przestrzegam słabsze koleżanki i słabszych kolegów.

Opublikowano

Amerrozzo ujął sprawę najtrafniej. Jak coś jest gó**** to gó**** pozostanie i nic tego nie zmieni. Ja tam jestem odporny na krytykę i dziękuję wszystkim, kórzy chociaż raz mnie zgnoili. Dzięki nim mam ochotę ćwiczyć swoje umiejętności poetyckie-to chyba logiczne.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



woda sodowa? a skąd taki wniosek? ja akurat jestem świadom tego, że poziom moich wierszy nie zasługuje na nic więcej, niż miano nieśmiałych prób początkującego. i z tą świadomością oraz z szacunku dla autorów, którzy piszą dłużej i lepiej, nie zaśmiecam forum dla zaawansowanych (uprzedzę Pana potencjalny atak - jedyny przypadek to efekt umowy uczestników pewnego spotkania). Napisał Pan w imieniu słabszych (mniej doświadczonych?) autorów, czyli zaliczył się Pan do tej grupy, a równocześnie kreuje się Pan na zaawansowanego poetę.

nie mogę jednak, jak widać, oczekiwać szacunku dla innych od kogoś, kto po pierwsze ustanawia jakąś grupę słabych (kiepskich?) poetów (wg mnie są tylko lepsze lub gorsze wiersze), a na dodatek zrównuje mnie z kapustą, szpilką, itd. Moim zdaniem arogancją bije Pan wszystkich na głowę.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mam inne zdanie na temat stosowności cytowanego na początku komentarza. Nie chodzi również o "słodzenia" lecz zwrócenie uwagi na słabe i mocne strony tekstu. Do tego jednak potrzebny jest analityczny dystans do komentowanego utworu a nie pełen emocjonalnego napięcia stosunek do autora, który przekłada się na dobór słów użytych w komentarzu. Proszę porównać negatywne komentarze osób pozostające z autorami komentowanych tekstów w dobrych relacjach.
Co do "czepiania" się jednej osoby pragnę zwrócić Pana uwagę, że w innym miejscu zacytowałem aroganckie komentarze jeszcze dwóch osób.
O co ten "hałas"? Powiem tak: o panowanie (albo raczej jego brak) nad emocjami podczas komentowania cudzej twórczości. Mówiąc inaczej: o szacunek wobec wszystkich a zwłaszcza wobec tych, których nie lubimy.

:-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mam inne zdanie na temat stosowności cytowanego na początku komentarza. Nie chodzi również o "słodzenia" lecz zwrócenie uwagi na słabe i mocne strony tekstu. Do tego jednak potrzebny jest analityczny dystans do komentowanego utworu a nie pełen emocjonalnego napięcia stosunek do autora, który przekłada się na dobór słów użytych w komentarzu. Proszę porównać negatywne komentarze osób pozostające z autorami komentowanych tekstów w dobrych relacjach.
Co do "czepiania" się jednej osoby pragnę zwrócić Pana uwagę, że w innym miejscu zacytowałem aroganckie komentarze jeszcze dwóch osób.
O co ten "hałas"? Powiem tak: o panowanie (albo raczej jego brak) nad emocjami podczas komentowania cudzej twórczości. Mówiąc inaczej: o szacunek wobec wszystkich a zwłaszcza wobec tych, których nie lubimy.

:-)

Jest takie powiedzenie "widzi drzazgę w czyimś oku, a belki u siebie nie widzi" - przecież pan sam nie zna zasad dobrego wychowania. Kogo pan poucza?
Zresztą miało tu już pana nie być. Niech pan powstrzyma emocje i przestanie dopisywać treści, których nie ma i pisać o rzeczach, o których pan nie ma pojęcia, jak np. kultura osobista.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...