Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

„(...)to ciągłe odwoływanie się do autorytetów w polskim życiu publicznym jest fatalne. Prawdziwość sądów weryfikuje się, odwołując się do autorytetu. To tragedia polskiego myślenia.” Te słowa Jarosława Kaczyńskiego odnosiły się bezpośrednio do stanowiska Wisławy Szymborskiej w sprawie lustracji i wypowiedziane zostały w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. A ja pytam: do czego mam się odwołać, aby zweryfikować sąd premiera, że lustracja jest konieczna?
Wydaje się, że tak naprawdę mało kto jest w stanie taki sąd zweryfikować. Nie wiem, co jest w archiwach SB, a co ważniejsze – nie wiem (i tego nie wie nikt), jaka część tych archiwów została zniszczona. I główny paradoks w sposobie myślenia lustratorów: dokonywać ocen moralnych (moim zdaniem wątpliwych) na podstawie dokumentów tworzonych przez członków zbrodniczej organizacji. Czyli dajemy wiarę zbrodniarzowi. Lustratorzy chcą iść dalej – z archiwów zbrodniczej organizacji złożonej ze zbrodniarzy chcą wyciągać konsekwencje prawne wobec osób, które w tych archiwach występują. Rozumiem magię dokumentu, słowa pisanego, ale chyba należy brać pod uwagę kto i w jakich okolicznościach coś pisał.
Zastanawiam się, czy wyposażeni w najlepszą z możliwych ustawę jesteśmy w stanie stwierdzić bez żadnych wątpliwości, że ktoś współpracował i to z własnej nieprzymuszonej woli. Czy może chodzi o to, by napiętnować wszystkich, którzy okazali się słabsi, którzy nie byli herosami-kamikadze? Nie rozumiem, jak coś takiego może wpłynąć pozytywnie na sytuację w kraju, komu to jest potrzebne? Komu jest potrzebne wydobywanie na światło dzienne wstydliwych i pożałowania godnych postaw? Nie widzę w tym żadnego sensu.
Nie rozumiem też argumentów, że brak ustawy lustracyjnej uniemożliwi wyjaśnienie wielu zbrodni PRL-u, takich jak zabójstwo księdza Popiełuszki. Przecież organy ścigania mają dostęp do dokumentów. Można też otworzyć archiwa, wtedy każdy będzie mógł wyjaśniać na własną rękę. Nie trzeba tworzyć ustawy lustracyjnej – wystarczy stworzyć jasne regulacje prawne dotyczące tego kto i w jakich sytuacjach ma prawo dostępu do archiwów. Plus sankcje za ujawnienie informacji osobom niepowołanym.
Brak ustawy lustracyjnej nie uniemożliwia wyjaśniania zbrodni. Problem tkwi w sądach, które nie bardzo chcą skazywać winnych na podstawie ocalałych po SB archiwów. Groźne jest to, że na instytucje konstytucyjnie niezależne, jakimi są organy sądownicze, próbuje się wpływać. Padają propozycje zmiany konstytucji tak, aby ustawa lustracyjna do niej „pasowała”, zaraz potem mogą się pojawić inne pomysły, bo zasada trójpodziału władzy może „nie pasować do oczekiwań społecznych”.
Vox populi, vox Dei. Prawo i Sprawiedliwość próbuje wytworzyć wrażenie, jakoby sprawa lustracji była kluczowa dla społeczeństwa, wywodząc to od faktu, że wygrało wybory. Rozumowanie to jest logicznie dość ułomne. Po pierwsze trudno dziś mówić o przełożeniu pomiędzy wynikami wyborów i oczekiwaniami społecznymi, skoro frekwencja wyborcza w wyborach parlamentarnych wyniosła niecałe 40%. Wątpliwym również wydaje się, że ci, co zagłosowali na PiS, uczynili to ze względu na sprawę lustracji. W czasie kampanii wyborczej PiS kładł nacisk na rozbijanie układów, bezrobocie, bezpieczeństwo, a przede wszystkim na zdyskredytowanie PO. Nie przypominam sobie, aby uderzał w lustracyjny dzwon ze szczególną zaciętością.
Jarosław Kaczyński nie mówi, do czego lustracja jest potrzebna, mówi, że jest potrzebna, a ludziom takim jak ja pozostaje tylko uwierzyć lub nie uwierzyć. Sprzeciwia się otwarciu archiwów, aby „nie krzywdzić niewinnych”, a z drugiej strony patrzy obojętnie jak regularnie, nie wiadomo skąd, pojawiają się przecieki o tym, że ten, albo tamten współpracowali. Przedstawiciel Sejmu w Trybunale Konstytucyjnym doprowadza do wykluczenia dwóch sędziów na podstawie rzekomych „papierów” w archiwach SB, a opinia publiczna ma uwierzyć w to, że jest on czystszy moralnie od tajnego współpracownika.
PiS stara się wprowadzić ustawę, która pozwoli oceniać czyny obywateli pod kątem moralnym. Bo przecież współpraca z SB w PRL nie była zabroniona. Tajni współpracownicy nie łamali obowiązującego prawa. Czy może chodzi o to, aby uznać ich w majestacie prawa za wrogów demokratycznego i suwerennego państwa polskiego, za winnych zbrodni na narodzie polskim, za agentów sowieckiego zaborcy? Ale w takim razie co tymi, którzy pełnili funkcje państwowe w Polsce Ludowej? Co z członkami PZPR? Co z tymi wszystkimi, którzy godzili się na podległość wobec ZSRR? Gdzie jest równość wobec prawa? Dlaczego rzucać się na drobnych tajniaków, którzy być może przyczyniali się do ludzkich tragedii, ale nie w takim stopniu jak aktywni i jawni obrońcy, utrwalacze sowieckiej dominacji?
Nie wierzę w dobre intencje lustratorów. Dla mnie to tylko żądza zemsty, niezrozumiała nienawiść, napuszczanie mediów na sensację, puste hasła IV RP i tanie draństwo.

Opublikowano

Racja i podobnie rzecz się ma z propozycją obniżenia emerytur dla byłych "sbków", ludzi działających w ramach legalnego państwa jakim była PRL. Jeśli ktoś był szują to zawsze przecież można wyjaśnić sprawę w sądzie, o ile nie jest przedawniona. Prawo powinno być takie samo dla każdego, a takie działania sprawiają, że są równi i równiejsi. To ma być sprawiedliwość? To są bolszewickie metody.

Opublikowano

To jest tak - należy mieć jakiś punkt oparcia. Dzisiaj, zamiast polepszania bytu zaczynając od najniższych warstw, tworzy się mitomanie, rozliczanie z tego co było głośnym hukiem, pokazówką, zresztą za nasze pieniądze. Ja uważam, że trzeba rozliczać - kapusiów rozlicza się zawsze i wszędzie, ale zrobić to raz a dobrze i nie w formie drogiego przedstawienia. Jednak, z braku lepszych opcji trzeba to rozłożyć na raty, bo na czymś społeczeństwo należy skupić.

Inna, zabawna sprawa dotyczy samej nagonki na wszystko, co jest tylko hasłowe. Każdy wie, że narkotyki można kupić w szkole, każdy wie, gdzie i jak dzieciaki piją - jednak jest to zbyt trudne do zwalczenia, bo zbyt realne. A taki "homoseksualizm" jak najbardziej, szczególnie, że raczej nikt się z tym nie obnosi w szkole, więc kolejny dobry mit do zwalczania. Mit, bo jaka jest reakcja policji na wykroczenia, to też każdy wie - im dalej, im głębiej w krzakach, tym lepiej.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To ja ci podam przykład - w Norwegii sąsiad potrafi podkablować sąsiada, że ten zostawił przed swoim domem kupę śmieci. Rozliczać go?;)


Tylko co to znaczy: "raz a dobrze"? Uważasz, że potępienie tajniaków spowoduje następne kroki w postaci rozliczania prominentów? Tak nie będzie. Draństwo polega na tym, że się zrzuca frustracje ludzi na pomniejsze szuje, ale też na ludzi skrzywdzonych, zastraszonych i zmuszanych. To nie jest równość, jeśli ma się rozliczać donosiciela, a członków Biura Politycznego nie.
Poza tym nie można stworzyć w systemie prawnym sankcji za coś takiego jak donos. Nie ma podstaw, by uznać to zjawisko za szkodliwe społecznie, a jeśliby je za takie uznać, to może to doprowadzić do sytuacji, w której telefon na policję w sprawie sąsiada, który naparza żonę i dzieci, będzie karalny.
Moim zdaniem system prawny nie może zawierać w sobie ocen moralnych, inaczej staje się niebezpieczny.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To ja ci podam przykład - w Norwegii sąsiad potrafi podkablować sąsiada, że ten zostawił przed swoim domem kupę śmieci. Rozliczać go?;)


Tylko co to znaczy: "raz a dobrze"? Uważasz, że potępienie tajniaków spowoduje następne kroki w postaci rozliczania prominentów? Tak nie będzie. Draństwo polega na tym, że się zrzuca frustracje ludzi na pomniejsze szuje, ale też na ludzi skrzywdzonych, zastraszonych i zmuszanych. To nie jest równość, jeśli ma się rozliczać donosiciela, a członków Biura Politycznego nie.
Poza tym nie można stworzyć w systemie prawnym sankcji za coś takiego jak donos. Nie ma podstaw, by uznać to zjawisko za szkodliwe społecznie, a jeśliby je za takie uznać, to może to doprowadzić do sytuacji, w której telefon na policję w sprawie sąsiada, który naparza żonę i dzieci, będzie karalny.
Moim zdaniem system prawny nie może zawierać w sobie ocen moralnych, inaczej staje się niebezpieczny.

A to się zgodzę, oczywiście, tylko nie wiem, czy nie przekraczamy granicy norm politycznych, a obyczajowych. Wiadomo, że jak grupa 40 osób urządza huczną zabawę o 2 w nocy to emeryt nie pójdzie z kijem przegonić towarzystwo, tylko zadzwoni na policje. A ja dalej się zgodzę, że wchodzimy w sytuacje, w którym donos będzie spełniał bardzo ważną rolę. Już szykuje się by donosić na sąsiada czy nie bije dzieci, czy nie pije, czy dobrze się prowadzi itp. - co też możliwe, że będzie kiedyś w teczkach. Ale ja to osobiście olewam.
Za to kwestia rozliczania UB ma trochę inny wymiar. Wg mnie jest to rozliczanie historii, z którą się już zmagamy od jakiegoś czasu (można jako przykład dać Katyń jako obszar tabu do pewnego czasu) i takie zachowania, jak żywe uczestniczenie w systemie cenzury, bicia powinno mieć jakieś konsekwencje, może nie takie cyrkowe, ale jednak. Ja np. chciałbym wiedzieć, czy jakiś znajomy nie donosił czy w pracy na mnie, czy na podwórku. Np. dlatego, żeby nie podawać mu ręki. Ale faktycznie, jak ktoś np. donosi na dealera, służy obecnemu prawu i obecnemu państwu, a jak za pięć lat zalegalizują narkotyki to ci, którzy teraz są słuszni, przestaną być słuszni. I tutaj faktycznie tworzy się błędne koło, dlaczego karać kogoś, kto wierzył, że robił dobrze dla państwa. Szczególnie, że propaganda była taka, jak i dziś.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To ja ci podam przykład - w Norwegii sąsiad potrafi podkablować sąsiada, że ten zostawił przed swoim domem kupę śmieci. Rozliczać go?;)


Tylko co to znaczy: "raz a dobrze"? Uważasz, że potępienie tajniaków spowoduje następne kroki w postaci rozliczania prominentów? Tak nie będzie. Draństwo polega na tym, że się zrzuca frustracje ludzi na pomniejsze szuje, ale też na ludzi skrzywdzonych, zastraszonych i zmuszanych. To nie jest równość, jeśli ma się rozliczać donosiciela, a członków Biura Politycznego nie.
Poza tym nie można stworzyć w systemie prawnym sankcji za coś takiego jak donos. Nie ma podstaw, by uznać to zjawisko za szkodliwe społecznie, a jeśliby je za takie uznać, to może to doprowadzić do sytuacji, w której telefon na policję w sprawie sąsiada, który naparza żonę i dzieci, będzie karalny.
Moim zdaniem system prawny nie może zawierać w sobie ocen moralnych, inaczej staje się niebezpieczny.

Panie Karolu, nie chodzi tylko kwestie ukarania potencjalnych donosicieli, ale o wyjaśnienie pewnej sytuacji aby zyskać jakąś przejrzystość. Ujawnienie takiego nazwiska niekoniecznie wiąże się jednoznacznie z wieloletnim wyrokiem. Bo niby dlaczego pewne fakty mają zostać zatajone skoro były zgodne z ówczesnym prawem? Równie dobrze można zadać pytanie po co mają zostać ujawnione, ale z drugiej strony dlaczego niby nie.
Donosicielstwo poważnie ogranicza wolność osobistą i chociażby dlatego cała ta sytuacja powinna zostać dokładnie zbadana. System prawny nie powinien zawierać ocen moralnych, ale powinien brać pod uwagę wszystkie czynniki przyczyniające się do manipulowania obywatelem zupełnie nieświadomym zagrożenia.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ależ moim zdaniem chodzi o ukaranie! Chodzi o stworzenie mechanizmów prawnych takich, by dawały możliwość moralnego wartościowania prawdziwych bądź sfałszowanych dowodów współpracy. Nie chcę mi się wierzyć, aby możliwe było stworzenie sankcji karnej, w mojej wypowiedzi była to hiperbola. Chodzi o karę i to groźną, zwłaszcza w obliczu niedawnych wydarzeń, kiedy to poseł pozwolił sobie na, moim zdaniem, manipulację materiałami z teczek SB.
Zgadzam się, że nie widać przyczyn, aby nie otwierać archiwów dla wszystkich i tak samo nie widać przyczyn, by je zamknąć na wieki - pod warunkiem, że zostaną spalone. Obydwa rozwiązania byłyby w miarę uczciwe, bo mamy wybór pomiędzy prawem tych, których dokumenty zostały sfabrykowane i prawem inwigilowanych do sprawiedliwości. Tyle że ta sprawiedliwość powinna być moim zdaniem świadczona przez sądy powszechne na drodze cywilnej. Nie potrafię się zgodzić na wizję osobnej instytucji, która z całą pewnością byłaby polityczna, bo innej sytuacji dzisiaj w Polsce być nie może.
Opublikowano

polecam wszystkim obejrzenie filmu nominowanego do oscara w kategorii filmu zagranicznego " Życie na podłuchu " > Chwile temu wywołałem wielkie obuzenie znajomych przypuszczeniem że śp. Kapuściński był TW , długo nie musieliśmy czekać , wczoraj bodajże poajwiły sie jakieś dokumenty że jednak był ,
byli TW aktorzy , dziennikarze , pisarze , dzisiejsi profesorowie , kapłani itp.
lustracja była potrzebna 16 lat temu i to nie po to aby tych ludzi wieszać , skazywać na ostracyzm , polować na nich itp . itd .
była potrzebna im samym aby mogli w spokoju żyć i nie bać sie że ktoś będzie mógł ich szantażować , a brak lustracji spowodował że Ci ludzi byli i są wciąż szantażowani - albo będziesz mówił i pisał to co nam pasuje albo pokazemy Twoje kwity ..........
zaniechanie lustracji 18 - 16 lat temu jest wielkim błędem ludzi którzy daki sie oszołomić tezom " gróbej kreski " itp .
a było zrobić jak Niemcy , Słwacy , Czesi itp .....
dzisiaj wogóle nie byłoby tematu i nie byłoby żałosnych wyroków Trybunału Konstytucyjnego

kop

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziś wszyscy się nad tym zastanawiają, czy gruba kreska była błędem, większość chyba przychyla się do wersji, że jednak była. BYŁA. Oczywiście, każdy jest mądry z perspektywy czasu - chcę wierzyć, że ówcześni decydenci kierowali się jakimś dobrem obierając taką politykę. Zasada z pewnością była piękna, przebaczenie to szlachetna cnota chrześcijaństwa. Tylko czy ta zasada ma wiele wspólnego z mentalnością człowieka.
Jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że ktoś próbuje coś z tym tematem zrobić. Ale dlaczego tak, że widać jak na dłoni, że tak naprawdę nie wie, jak temat ugryźć.
Mnie tajni współpracownicy nie dotyczą - jest mi obojętne, kto był, kto nie był. Wiem jednak, że zapewne są tacy, którym to nie jest obojętne, więc niech otworzą te archiwa w diabły, niech się ludziska procesują, niech się media rzucą, za pół roku najdalej się znudzą. Otworzyć bez żadnych komentarzy, opisów od władzy itp itd. Niech się zajmą tym historycy.
Myślę, że ludzi z mojego pokolenia bardziej dotyczy sprawa jawnych współpracowników PRL. Tyle że tej sprawy to już na pewno nie da się załatwić. Choćby się premier z prezydentem złożyli w jednego supermana, i tak będą za krótcy.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...