Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

proszę o jakies konstruktywne wskazówki, bo zależy mi na tym wierszu by go wygładzić tudzież ogładzić jeśli są jakies niedociągnięcia..pozdrawiam i dziękuję za każdą krytykę.

Opublikowano

Panno Beato

nie leży mi percepcja wzrokowa tego wzrokowca i peelki;)
widzę zapach
obserwujesz mój smak
poza tym peelka nie może się doczekać modlitwy?!

a może zmiana wersyfikacji
i wtedy tak ..?


widzę
Twój zapach
chowam się za bez
wstydnie
czuję jak obserwujesz
mój smak
nie mogę się doczekać
gdy będziemy między
wierszami pościeli


jutro modlitwa o szczelność
gumy balonowej


Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


smak
bez
szczelności ?
Tak mi się skojarzyło tylko ;) Proszę jednak nie doszukiwać się dwuznaczności, bo wiersz mi się naprawdę podoba i dobrze się czyta. Zmieniłbym tylko jedno - "nie mogę się doczekać" na "drżę w oczekiwaniu". Jakoś bardziej logicznie mi się kojarzy z całością.
Pozdrawiam.

widzę Twój zapach
chowam się za bez
wstydnie
czuję jak obserwujesz mój smak
drżę w oczekiwaniu
gdy między wierszami pościeli
będziemy jutro
modlić się o szczelność
gumy balonowej
Opublikowano

Dziękuję.. podoba mi sie wieloznaczność słów, lubie jej używać w różnych celach. Pani często pisze o kwiatach podoba mi sie taki jeden wiersz o bzie i piwoniach, gdzie są rozdzielone wyrazy w ciekawy sposób.pozdrawiam:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Właśnie o to ciche drżenie "z nerwów" mi chodziło. Bo czy tak nie jest? Wtedy właśnie człowiek raczej drży z niepewności - w oczekiwaniu, niż "nie może się doczekać". To duża różnica.
Ale może się nie znam ;)
Pozdrawiam
Opublikowano

Dzięki Bezecie ..Płaska.."Głowa moja pełna jest najdzikszych sprzeczności" Piłsudski. Nie wszystko musi pięknie do siebie pasować i być Platońską harmonią..właśnie ta guma to znak dziecinnych igraszek wplątanych w dorosłe życie. Jednak klamka nie zapadła jestem otwarta na zmiany, skorzystalam z rad kolegów i edytowałam wierszydło..Buziaki Boguś:)

Opublikowano

Chodziło mi o taki dokument z cyklu "w pościeli". Zapachy w pościeli, które sie tam mieszają, a następnie modlą..wszystko kryje pościel i zarazem odkrywa, tworzy tło..Ale oczywiście jestem otwarta na sugestie:)

Opublikowano

Acha..oj racja mogłoby go tu nie być, chociaż ja mam słabośc do wielokropków, bo one są jedynymi znakami interpunkcyjnymi, które wyrażają to co niedopowiedziane, pozwalają na refleksję...:)wydaje mi się, że jest Pani polonistką. Zawsze moimi ulubiomnymi nauczycielkami były polonistki, bo tworzyły duszę szkoły. Serdecznie pozdrawiam:)

Opublikowano

Chciałabym zmienić tytuł ale jakoś nie mogę z przyczyn technicznych. Tylko nie pić..a jak juz pić to nie przeze mnie;) Zresztą tak od rana nie przystoi. Ja nie jestem na "pani"... Proszę pisać Beata.

Opublikowano

Beatuś
Ty się tu nie przekomarzaj ;)
za dużo nie domniemywaj, tylko zerknij sobie na podany adres Twojej interlokutorki
/niżej, pod nickiem Alter Net /
;)))

i będzie wszystko jasne:)
Pozdrawiam serdecznie obie Panie

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • milczenie  wplata się w myśli  chciałoby powiedzieć …   nikt nie słucha nie widzi  bólu cierpienia wojen  obok i nie tyłko    życie płynie wartkim nurtem  i na betonie  w szczelinach rosną kwiaty    świat dostrzega tylko siebie  swoje ja  i jeszcze  jeszcze poucza    a my  nam trudno znaleźć klucz  aby się wypowiedzieć    7.2025 andrew   
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...