Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Lustro

Zapytania w człowieku
Autorze dróg od wieków
Za nim duch nie zaginie
Walor życia w nowinie

To po innej stronie lustra
Twa droga wyboru jest pusta
Widzę talerz oddali słońca
I poczułem początek końca

Wyskoczyłem całkiem nagi
Nie czułem ludzkiej wagi
Samotny w ciemnościach
Ja roję na nagich kościach

Nie było dnia, ni nocy
Wiosłowałem bez pomocy
Pławiłem się bezkarnie
Czas wiałem przez wialnię

Biegłem ulewą swawoli
Używałem zabaw dowoli
I niby się przejmowałem
Tego dnia zrozumiałem

To w czeluści liści wierzby
Usłyszałem larum dzierzby
Krzyk jawił uprawnienie
Ptak dał mi uwolnienie

Światło błysło znienacka
Przygniotła mnie posadzka
Anioła ścisnę dłonie
I uśmiech mu pokłonię

On wybucha do rozpuku
Ty głupi kamienny tłuku
Ja wykonuję swoją pracę
Do Pana, a cię wzbogacę

Pęk światła oznacza drogę
Ona w tobie budzi trwogę
W ciemne idziesz kanały
Człowieku tak doskonały

I długo dążysz ślepą drogą
Zatruty bluźniercy trwogą
Lata ogłaszasz światu wzdłuż
Żeś ty to u źródeł prawdy już

A odkrywcze sekty wywody
To mrzonki i trupie płody
Ludzi byt mija tysiąc lat
Pyłek życia chyli kwiat

Techniki nowe odkrycia
Poszukują sekret życia
Idea złości duszy człeka
Zaraz później ucieka

Rana życia w kamieniu
Kuje pęto w cierpieniu
Raz bólu pokory naucza
Logika pustotę wyklucza

Spokojnie głębią wdechu
W cichości spokoju refleksji
Wyczuwam opary wolności
Me chwile rozdane tkliwości

Bose tło zwierciadła
Nie szukam talonu bytu
Tulę boleść ostrzem zioła
I owocem upragnionym
Życie wiecznej miłości

Cezary Trąba
04.11.03


Opublikowano

Po przeczytaniu pańskiego wiersza wypowiedziałem tylko jedno słowo - " WOW! ". Naprawdę zaimponował mi pan. Tak w ogóle to z niego można by było zrobić film animowany krótkometrażowy. Hm...
Przed oczami mam teraz animowanego człowieka( coś w stylu człowieka z teleturnieju " MIliard w Rozumie"). W miejscu jego brzucha pojawia się droga, w którą wchodzi jakiś człowiek( my- widzowie oczywiście też) przed nim pusta przestrzeń, a na przeciwko duże słońce, które zanika. On jest nagi, robi się ciemno nagle pojawia się na morzu i wiosłuje, na tle pojawia się jego bez troskie życie( on nadal wiosłuje). Następnie morze znika, a tło jest koloru zgnitej zieleni, która zaczyna przytaczać naszego bohatera, nagle jednak wyłania się ptak( symbolika np nawrócenia, czy też wypadku). Pojawia się on przy Aniele i dziękuje, jest wdzięczny, a Anioł się śmieje i pokazuje mu palcem niebo( czyli Pana). Następnie wskazuje na jego serce, a tam widzimy przebłysk, który jest drogą, człowiek jednak przeraża się (symbolika tego, że tak zaraz np pomodli się, czy coś dobrze zrobi )i spada w ciemny dół, a tam pojawiają się nagle napisy, np o tym co źle robił, co jest mylne itp + głosy ludzkie. Człowiek ten zaczyna łapać się za głowę, a następnie zatykać uszy, aż wreście pojawia się znów w białej przestrzeni, stoi, dotyka miejsca swojego serca, z uśmiechem i wychodzi z tego lustra(drogi). W tym momencie gdy wychodzi znika cała animacja i pojawia sie rzeczywistość, a człowiek idzie prosto między innymi ludzmi przez drogę w mieście.

Nie wiem czy o tym akurat jest pański wiersz, ja mniej więcej miałem taka wizję. Hm... a może jest o miłości między dwojgiem ludzi?...Hm...


Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...