Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Pod śniegiem siwym śpi cierpliwa trawa.
Przemykam po niej do tych lat minionych,
gdzie mgliste szczyty i ulotna sława
kuszą groszem upragnionym.

A potem niesie mnie wspomnienie jeszcze
do tej wiosny, co choć zwietrzała trochę,
to jednak nadal spada ciepłym deszczem
po moim smarkatym nosie,

do lata, co mozolne i gorące,
w krótkich gatkach, radośnie podkasane,
znów boso biegnie po kłującej łące,
pachnącej świeżym sianem,

do tej jesieni, co się mieni kolorami,
leśnych grzybów pełen koszyk niesie
i obietnicą ciepłych dni wciąż mami,
choć mgła snuje się po lesie,

do zimy, co mrozem w policzki szczypie
i skrzypi po śniegu płozami sanek,
a ja sunę owinięty szalikiem,
ciągnięty przez młodą mamę.

Tak wolno, spokojnie płynie mi czas.
Sławą się żadną nie chwalę,
za groszem nie gonię już wcale,
tylko czeszę wspomnień gesty las.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Skro w innych miejscach wiersza stawiasz przecinki, to i tu powinien być między zdaniami składowymi (przed: "gdzie").
Mówi się: boso (bez: na).
Poza tym w moim odbiorze źle brzmi zestawienie: "kłującej łące pachnącej". Ale to sprawa indywidualnego gustu.
Wierszyk jest dziecinny, jakby pisany dla najmłodszych; a może tak właśnie jest? Ale poza tym nie najlepszy warsztatowo. Na ogół lubię wiersze - wspomnienia z dzieciństwa, a ten jakoś mnie nie poruszył. Banalne przenośnie, naiwności w przekazie; podoba mi się właściwie tylko ten fragmencik:
Nie wiem, dlaczego, ale to robi na mnie wrażenie. Może dlatego, że mam dokładnie takie samo wspomnienie?
Pozdrawiam.
Opublikowano

Oxyvio J., dzięki! jeden przecinek, to i tak duży sukces jak na takiego starego dyslektyka jak ja. zawsze za mało albo za dużo przecinam.
nie, nie jest to wierszyk dla dzięci, a z drugiej strony...
na boso... hmm, nie jestem polonistą, ale wiem, że boso. długo się nad tym jednak zastanawiałem. u nas tak się mówiło: boso - na boso, pieszo - na piechotę, rowerem - na rowerze ;), a że wiersz jest taki jaki jest, więc postanowiłem, że może być tak jak się dawniej u nas mówiło. ciekaw jestem co to są banalne przenośnie, a co do niepodobania, to może pozostałe wspomnienia nie wspólne i dlatego? dziękuję za wnikliwy komentarz i pozdrawiam serdecznie.

Opublikowano

Oklepane (wg mnie) metafory:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Domyślam się, że ostatnia strofa celowo różni się budową od poprzednich, żeby podkreślić różnicę między wspomnieniami i dawnymi marzeniami a teraźniejszością. Jednak wydaje mi się, że byłoby dużo lepiej, gdyby przynajmniej skrócić ostatni wers, który jest zdecydowanie za długi, łamie melodykę wiersza i zawiera niepotrzebny zaimek. Czy nie mogłoby być np. tak?:

Tak wolno, spokojnie płynie mi czas.
Sławą się żadną nie chwalę,
za groszem nie gonię już wcale,
tylko czeszę wspomnień gęsty las.

I muszę zaznaczyć, że to nie jest tak, iż wiersz mi się zupełnie nie podoba. Nie uważam, żeby był całkowicie zły. Ale niektóre fragmenty mi się nie podobają, bo są oklepane i/lub naiwne, więc psują mi nastrój wiersza "wspomnieniowego", który to typ wierszy na ogół bardzo lubię. Może też dlatego w stosunku do takich wierszy jestem dość wymagająca?
Pozdrawiam serdecznie.
Opublikowano

Bardzo się cieszę, że Autor się nie obraził i że nie wyrządziłam (chyba) dużej przykrości? Miło mi poza tym, że poprawiłeś ostatnią strofę zgodnie z moją sugestią i że pochwaliłeś moją krytykę - to dla mnie duży komplement! Dziękuję i pozdrawiam. ;-)

Opublikowano

ta rymowanka pewnie wejdzie do kanonu "Poezja dla zakochanych przedszkolaków"
doczeka się zapewne szerokie recepcji w ramach "Domowego przedszkola".

przepis na wiersz:

na wiersz trzeba mieć pomysł
pomysł trzeba wymyśleć
trzeba napisać to, co sie wymyśliło
pisząc nalezy pisac prosto
bo (lemat:) to, czego nie można powiedzieć prosto, o tym nalezy milczeć [Witt., Tract.L-Ph]

to, co sie napisało nalezy przeczytac sobie na głos

a później zdecydować:
warto było, czy nie

no i jeżeli odpowiedź jest pozytywna, nalezy tekst opublikować

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No proszę! Tylu było w dziejach poetów i filozofów, i żadnemu nie udało się wymyślić jednej dla wszystkich recepty na wiersz ani jednego dla wszystkich przepisu na tworzenie wiersza. A tu udało się to jakiemuś JHVH! Niesamowite!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No proszę! Tylu było w dziejach poetów i filozofów, i żadnemu nie udało się wymyślić jednej dla wszystkich recepty na wiersz ani jednego dla wszystkich przepisu na tworzenie wiersza. A tu udało się to jakiemuś JHVH! Niesamowite!
spokojnie Oxyvio, spokojnie. gdyby to było rzeczywiście tak proste... w zasadzie spełniłem wszystkie zalecenia JHVH ;). no, ale nie zawsze każdy ma dobry dzień... Stanisławie Zak również dziękuję za wpis do "pamiętnika". jeśli dobrze zrozumiałem, to bardziej pozytywny niż obojętny. pozdrawiam Wszystkich czytających, a w szczególności komentujących.
  • 5 lat później...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


po wielu latach zaglądam do mojego starego wiersza i widzę, że nie odpowiedziałem na Twój komentarz. jest mi bardzo przykro z tego powodu.
mam nadzieję, że jeszcze kiedyś, może przez przypadek, tu zajrzysz.
przepraszam i bardzo dziękuję :)
pozdrawiam i do poczytania :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I.         Z wolna zarysowujący się świt, Przed tysiącleciami prymitywnych koczowników budził, By swe dzidy, maczugi zebrawszy, Przed wschodem słońca wyruszyli na łowy… A z każdym upolowanym w zasadzce mamutem, Z każdym przyrządzonym na ogniu posiłkiem, Zapoczątkowane niegdyś ludzkości dzieje, Posuwały się z wolna ślimaczym tempem… A sypiące się z ognisk złociste iskry, Zwiastunem były wieków kolejnych, Naznaczonych postępem technologicznym, Naznaczonych rozwojem całej ludzkości…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od drewnianych maczug prymitywnych Przez średniowieczne żelazne topory, Aż po dalekiego zasięgu hipersoniczne rakiety… Od pierwszych czarnoprochowych garłaczy, Przez rozdzielnie ładowane muszkiety, Po lśniące wielostrzałowe rewolwery, Po pierwszy w historii karabin maszynowy…   I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Dzierżąc niewzruszenie swe maczugi drewniane, Choć niedbale z drewna wyciosane, Zdolne zadawać obrażenia dotkliwe… I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Choć ubogą w słowa posiadali mowę, Wysoko dumnie nosili głowę, Czując instynktownie swego życia sens… Choć ułomne było ich postrzeganie świata, W licznych szczegółach tak różnili się od nas, Przez tysiąclecia przyświecała im ta sama, Właściwa wszystkim ludziom wola przetrwania… Przed tysiącleciami figurki rzeźbili, Z kłów, kości, kamieni, Martwym kamieniom formę zwierząt nadawali, By na polowaniach pomyślność im przynosiły… Może nawet od niebezpieczeństw chroniły, W otaczającej naokoło nieprzewidywalnej przyrodzie, Niczym prehistoryczne amulety, Choć wyrzeźbione tak nieporadnie…   II.   Kiedy piorun z jasnego nieba, W czasach u ludzkości zarania, Przeszył koronę starego, spróchniałego drzewa, Otulając ją płaszczem ognia, Gdy przeszyta piorunem w płomieniach stanęła, Z wolna popielona przez żar, Pierwotnemu człowiekowi dar ognia tym ofiarowała By łatwiejszą była jego ciężka dola… Tlącego się żaru ciepło, Ulgą było dla przemarzniętych rąk, A poniesione ku jaskiń czeluściom, Pomogło stawić czoła chłodnym nocom…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od zimnych jaskiń mrokiem spowitych, Przez średniowieczne warowne zamki, Po Białego Domu Gabinet Owalny… Od prymitywnych naszyjników z kości, Spowitych aurą tajemnicy amuletów szamańskich, Przez skrzące złotem królów korony, Po przypinane do piersi ordery…   Dziwił się latami świat nauki, Że ludzie pierwotni potrafili sztukę tworzyć, Mimo iż tak bardzo od nas dalecy, Zdolni byli o dalekiej przyszłości marzyć… Choć tak prymitywną była ich natura, Mieli świadomość swego człowieczeństwa, Mieli poczucie swej tożsamości i istnienia, Bezlitosnego czasu powolnego upływania… Zachowały się naszym czasom naskalne malowidła, Przedstawiające kontury niewielkich dłoni, W ukrytych przed światem prastarych jaskiniach, Niektóre z nich z brakującymi palcami, By po tysiącleciach badacze teorię wysnuli, Sami żyjący w zachłyśniętym nowoczesnością świecie, Iż to niewidzialnemu duchowi jaskini, Prehistoryczne kobiety ofiarowywały swe palce… Lecz co by na to powiedziały, Gdyby z prehistorii mogły na nas spojrzeć I gdyby dzisiejszą ludzkość ujrzały, Która pogoni za postępem zaprzedała duszę…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        III.   Kiedy przed tysiącleciami ogniska rozpalali, Pocierając o siebie parę suchych kamieni, Mistyczną iskrę tym wykrzesali, Która to roznieciła rozwój całej ludzkości… A kiedy migoczące ognia płomienie, Zatańczyły na suchych drzew wiązce, Pozwalając ogrzać zziębnięte dłonie, Przyrządzić także gorącą strawę… Sutym posiłkiem pokrzepieni, Choć tak prymitywni ludzie pierwotni, O dalekiej przyszłości ośmielali się marzyć, Spoglądając nocami na księżyc w pełni…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od ognisk prymitywnymi metodami skrzesanych, Przez pierwszy w historii piec kaflowy, Po centralnego ogrzewania stalowe kotły… To jest nasza Odyseja ludzkości... Gdy czas odmierzają stare zegary, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym upływem kolejnych dni…   Znający smak niedoli ludzie pierwotni, Do wszelakich niewygód przez lata nawykli, Nigdy nikomu się nie skarżyli, Ukradkiem niekiedy roniąc łzy… W surowych wnętrzach zimnych jaskiń, Choć skórami zwierząt otuleni, Przenikliwym chłodem nocą przeszyci, Dygocąc z zimna niekiedy drżeli… Zimnymi nocami bronili swych jaskiń, Przed srogimi tygrysami szablozębnymi, Przed potężnymi niedźwiedziami jaskiniowymi, Zasłaniając się ogniem płonących pochodni… Przed tysiącleciami gorejąca pochodnia, Odbita w oczach groźnego drapieżnika, W srogim zwierzu wzbudzała strach, Utrzymać pozwalała go na dystans… Broniąc swego zagrożonego potomstwa, Nie wahali się poświęcić własnego życia, Zupełnie jak i my dzisiaj, Gdy tyloma wojnami targany jest świat…   IV.   Niegdyś zażarta walka o ogień, Prymitywnych plemion była nadrzędnym zmartwieniem, Dziś rozpędzone wyścigi zbrojeń, Milionom ludzi spędzają z powiek sen… Przed tysiącleciami wynalezienie koła, Odcisnęło się trwale na ludzkości dziejach, Dziś rozwijana sztuczna inteligencja, Lepszym pomaga uczynić współczesny świat… Niegdyś niedbale ociosany krzemień, Służył ludziom za podstawowe narzędzie, Dziś już pierwsze komputery kwantowe, Pomagają badać galaktyki odległe…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od prehistorycznych malowideł naskalnych, Przez tajemnicze egipskie hieroglify, Po znany nam wszystkim alfabet łaciński… Od sumeryjskich tabliczek glinianych, Przez kroniki spisywane piórem gęsim, Przez pierwsze do pisania maszyny, Po sterowane głosem smartfony…   Nie bacząc na bezlitosnego czasu upływ, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym biegiem wieków kolejnych, Czapkując także zamierzchłej przeszłości. W cieniu wielkich wydarzeń wiekopomnych, Pisząc kolejne historii podręczniki, Wielkim wodzom stawiając pomniki, Oddajemy hołd ich czynom bohaterskim. I stawiamy czoła potędze natury, Zdobywając kolejne nieprzystępne szczyty, Zgłębiamy wciąż meandry nauki, Dając światu kolejne wynalazki… Aż gdy z biegiem kolejnych lat, Upłynie naznaczony nam czas, Ci którzy nadejdą po nas, Napiszą o nas w ciepłych słowach… Tak jak i my dziś, Piszemy z szacunkiem o ludziach pierwotnych, Czy to na kartach barwnych powieści, Czy pełnych refleksji wierszy zaplatając strofy…      
    • W świecie -1.0 jest budka telefoniczna za rogiem, Saturator w parasola cieniu – „malinowy, proszę!” I pan, co kłębiaste chmury zwija z cukru: „Już się robi!”. „Lody, lody na patyku!” są Bambino? „Wyszły, nie ma.”   Tu loteria jest fantowa – kwiatek, pierścień też się trafi. I strzelnica jest przyjezdna –„Misia damie pan ustrzeli” Kataryniarz z małpką na ramieniu i papugą w klatce, Cuda, cuda przygrywają, z okien grosz się sypie.   Cyrk prawdziwy, ten ze słoniem, lwem i małpą, Jak zajechał, lud się tłoczył, liny chwytał – w górę namiot! Klaun, orkiestra, niedźwiedź na rowerze, foka z piłką, Samobójca na trapezie, nawet pchła fikała tresowana.   Zimy srogie – śniegu po parapet, mróz jak szczypnął, nie odpuścił, I Mikołaj też zawitał wieczorową porą z rózgą, Sadzą upaćkany, z nadpalonym frakiem, brodą... Szkoda wujka – tyle było poświęcenia.   Kto nie lepił był bałwana wielachnego – trąba i fujara. W drodze z lodowiska na bajorze zakazanym Z koksownika korzystałem, piąstki sine ogrzewając, Oranżada w proszku – mniam! – na sucho z rąk znikała.   Kino objazdowe – Reksio, Bolek z Lolkiem na zachodzie. I Godzilla pruła ogniem, Miś Uszatek głupie miny stroił. W wolnych chwilach, a ich bezlik było aż nad miarę Bajtle w zośkę, gumę, kapsle i podchody grały hałaśliwie.   Cinkciarz w bramie szeptał do przechodnia: „Many, many”, Czarna Wołga mnie ganiała i zomowiec na rowerze, Woźny ścierą plecy łoił, dyrektorka z hukiem – tynki pospadały, „Marsz do kąta, do tysiąca liczyć na głos, cholerniku!”   Twarz oblepiona gumą balonową też bywała, Tak to się dawniej dmuchało, dmuch, dmuch... i pękł! Z procy – ciach! wróbelka, sąsiadowi w okno, kota w ogon, Śmigus-dyngus nie psikawką, lecz wiadrami – oj, się lało!   „Na wykopki! wolne od nauki, dziatki”– zachęcano, Skup butelek – fajna sprawa, coś dla wyjadaczy, I gazety, i tektury na barana się nosiło, na nic, waga oszukana. Neon „Społem” mruga – i dla kogo, zaraz jest godzina milicyjna?   Tak mnie pamięć zwodzi, czy powietrze było też na kartki? Mydłem szarym matka uszy szorowała, a pumeksem pięty, A z karbidu się strzelało – kurki nieść się przestawały, Państwa-miasta – co za burza mózgów! nie tam jakieś „Milionery”.   Fotografie wszystkie zżółkły, w albumie zostały wspomnienia... Co za oknem? ni trzepaka, ni zabawy – co zostało? „Dżesika, obiad!” Coś kontraltem: „Brajan, oddaj panu koło zapasowe i lusterko!” Dziś, na stare lata, buty wzuwam – powiem wam: ja tam wracam...  
    • Pszczoły ćwierkają i nic to nie zmienia. Nic już nie dziwi — Overton miał rację, więc mam benzynę, już podpalam drzewa. Pomagać światu — to kocham najbardziej.
    • @Nata_Kruk Nata ! Pomyślałem o sobie :) Czasami mam zwariowane fantazje. A ja Cię księżycem tulę do snu :)
    • @MIROSŁAW C. Dzika róża w wierszu to dla mnie metafora kobiety wolnej, nieujarzmionej, która pozwala się dotknąć nie tylko myślą i słowem, ale też czynem. Jest piękna, odświętna i pełna tajemnic i zapachu.  To hołd dla tej dzikiej kobiecości, nieokiełznanej, prawdziwej i pełnej życia, tak jak smak dzikiej róży w słoiku.   Ten wiersz przypomina mi teraz czas dzikiej róży, gdy jej owoce dojrzewają i można z nich zrobić pyszne konfitury. Podarowałam kilka słoików mojemu lekarzowi, który opowiadał, jak wyjątkowy jest to dar natury pełen niebiańskiego smaku.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...