Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mucho Przebrzydła!!!
Spać Mi nie dajesz!
Myśleć nie dajesz!

Zabiłbym Cię drągiem jakowym
lub packą
z wikliny plecioną nadrzecznej.
Alem leniwy! I ruszyć się nie chce
cielsko kochane Moje,
ciężkie, że aż...

A Ty bzyczysz!!!
I życie uprzykszasz!!!
A paszła, Ty...!
Paskudo.

Zabiłbym Cię drągiem jakowym
lub packą.
Ach! Czekaj, już wstaję i biegnę!
O, jak biegnę. Czyż widzisz?

Za chwilę.

Gorąco i parno,
i zdycham w upale.
I paszczę otwieram jak ryba,
co z wody wyciągniona.
I ruszyć się nie chce...

Ech! Później Cię, Mucho, zabiję.
Kiedy się wyśpię.

Opublikowano

Dziekuję B.H. za natchnienie. :)
I przepraszam, że temat pożyczam bez pytania. Ale chyba mogę...?
No i nie przyjmuj "wiersza" do siebie... To taki żarcik tylko, nie o Tobie. :)

Pozdrawiam, R.

Opublikowano

Stanisławo: dlaczego od ojeja? To ta sama osoba, co B.H.? :/

A duże litery tak dla podniesienia rangi Muchy i Mnie (peela znaczy). Walka równych sobie. ;D Poza tym - to apel do Muchy. Wzniosły, pateTyczny (duże T nalezy w tym słowie wymawiać z potężnym "wystrzałem"). ;D

Dzięki za odwiedziny i komenta.
Pozdrawiam, R.

Opublikowano

Hehe bardzo mi sie podoba:) ja niestety swojej muchy nie mogę drągiem zabić,nie mam prawa pozbawić jej życia choć ona pozbawia mnie spokoju i zabrała mi ćwierć wieku.Kiedy się wyśpisz?Daj znać to może wyręczysz mnie w tym niecnym spisku:)pozdrawiam :)

Opublikowano

Ta Mucha to taki x, pod który każdy może sobie podstawić dowolną wartość, byle by równanie się zgadzało (tzn. Mucha musi być równa stopniowi bezsenności, którą wywołuje). Dla mnie ta Mucha to złe, natrętne myśli, zmartwienia, codzienne bolączki, powodujące zaburzenia snu. Nie ma na nie drąga ni macki. Chyba że prochy na szajbę (jak mówił Adaś Miauczyński w "Dniu świra") albo też alkohol, ale nie radzę z tymi drągami przesadzać. A Muchy i tak zawsze będą. :-)
I najlepiej nauczyć się z nimi zasypiać.
Pozdrawiam z tym optymistycznym akcentem.
PS. Inwersje rzeczywiście chyba niepotrzebne.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Z tym nachnieniem to chodzi o to, że B.H. napisał opowiadanie na Zaawansowanych, które mnie zainspirowało do napisania tego, o, tutaj. :)
A czy wszyscy zdrowi...? Hem... No...
Nie wiem. Zobaczę później, bo teraz boję się sprawdzać... ;D

Dzięki za odwiedziny i komenta. Pozdrawiam, R.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Spotkajmy się gdzieś w ustronnym miejscu, coby szczegóły omówić. Cenę. I ostrzegam - połowę ustalonej sumy biorę przed robotą. Bezzwrotnie.

;D

Dzięki za odwiedziny i komenta. Cieszę się, że się podoba. Pozdrawiam, R.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czyli każdy ma swoją muchę ale o drąg samobij trudno, serce miękkie....he he Jedni mają miekkie serce, a na drugich sprzątanie nie robi wrażenia... ;D

Pozdrawiam, R.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Taa... Dobre! Podoba mi się! Masz na to jakiś wzór? W sensie taki... graficzny? Z x-ami i kreskami? :D

Dzięki za odwiedziny i komenta. Pozdrawiam, R.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Że z drągiem na nie? :D
Spać nie dają, czorty jedne... Ale tu i dziesięć pacek nie pomoże. Na miejsce każdej zabitej meszki sto następnych wyrasta...
Cieszę się, że się podoba. :) Dzięki za odwiedziny i komenta. Pozdrawiam, R.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Z B.H. chodzi o to, że napisał/a (zgubiłam się - do tej pory myślałam, że to mężczyzna =/ ) opowiadanie na Zaawansowanej Prozie. Owo opowiadanie zainspirowało mnie do stworzenia tego tutaj wiersza.
Z Twojego komenta wnioskuję, że Ci się mój utwór podoba? Kiedyś koleżanka mi powiedziała, że jeśli nie jestem pewna, czy ktoś mnie chwali, czy gani, to mam być optymistką. ;D

Dzięki za odwiedziny i komenta. Pozdrawiam, R.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Forum funkcjonuje trochę jak księgarnia. Tam też do pewnych półek tematycznych nie podchodzisz, podobnie jak do autorów, bo twój czas i percepcja są ograniczone, podobnie jak zainteresowania. Moja żona czyta wyłącznie książki dokumentalne z dziedziny kryminalistyki. Jest to więc hierarchia osobista, niezwiązana z moją oceną. Co do komentarzy z reguły nie komentuję tekstów, których nie rozumiem, bardzo osobistych, religijnych, politycznych i autorów, którzy źle reagują na krytyczne uwagi. Czasem nie mam niczego ciekawego w komentarzu do napisania, czy zwyczajnie nie mam czasu i daje lajka.  Pozdrawiam
    • Fajnie to napisałaś. Co do meritum, zawsze zwyczaje i systemy były silne i często silniejsze od logiki  i zdrowego rozsądku, a władza duetu Herkus - Monte była widać słaba, skoro nie potrafili podjąć decyzji sprzecznej ze zwyczajami. Tutaj przychodzi mi do głowy sytuacja, w której doniesiono szefowi Luftwaffe Goeringowi, że jeden z jego pilotów jest Żydem. Odpowiedział: w Luftwaffe, to ja decyduję, kto jest Żydem.   Pozdrawiam serdecznie
    • @w0lfy77 Ten wiersz jest bardzo poruszający. Brzmi jak zapis kogoś, kto jednocześnie chce być sam i strasznie się boi, że nikt go naprawdę nie chce. I to napięcie czuć w prawie każdym wersie.
    • @Migrena Ten wiersz jak zimowy trans. Jest bardzo intensywny, gęsty i totalnie cielesny. Nie opowiada o zimie malując pejzaże, tylko wrzuca czytelnika w środek mrozu, aż zaczyna się od tego tekstu realnie robić chłodno.
    • Zima zaciska na mnie palce - cienkie, twarde, lodowe, jakby ktoś ulepił je z kości ptaków, które zamarzły w locie. Wsuwa mi w płuca powietrze ostre jak tłuczona noc, jakby każdy oddech był odłamkiem zbitego lustra, w którym ktoś przeglądał się po raz ostatni. Czuję, jak świt tłucze się o moją klatkę piersiową, jakby chciał wybić sobie wejście, zanim przymarznie od środka. Oddycham metalem. Oddycham trzaskiem. Oddycham bielą, która nie rozjaśnia - tylko kasuje świat po kawałku, cierpliwie, profesjonalnie, jak gumka, która zna moje imię, mój podpis, moje wszystkie wahania. Zima prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błyskawicy - widzi we mnie kości zanim ja je poczuję. Samochody stoją jak martwe dorsze pochowane w lodowych katafalkach: obrośnięte mrozem, przykryte bezdechem, wypatrują moich dłoni - czerwonych, popękanych, jakby każde knykcie pisały zaklęcia przeciw ciepłu, jakby skóra uczyła się alfabetu zimy poprzez ból. Mróz wcina się we mnie głębiej niż lato, głębiej niż jesień, głębiej niż wszystkie pamięci: jest czysty, anatomijny, bezczelnie uczciwy. Nic nie udaje. Zima nie kłamie - rani prosto, rani w punkt, jak chirurg, który nie używa znieczulenia, bo wie, że znieczulenia są dla miękkich miesięcy. Wiatr oplata mnie jak zwierzę zrobione z noży, jak drapieżnik, który zna moje przeszłe oddechy. Próbuje mnie wypchnąć ze swojego terytorium, a potem wciąga z powrotem - jakby chciał mnie mieć w sobie na stałe, jako gorącą skazę, którą trzeba okiełznać. Wiatr rozkłada mnie na częsci jak anatom, który uczy się człowieka od zewnątrz do środka, mróz po mrozie, drżenie po drżeniu. Śnieg patrzy na mnie jak głuche bóstwo zrobione z ciszy; niczego nie oczekuje, ale wszystko zapamiętuje. Skrzypi pod stopami, skrzypi tak, jakby pod bielą poruszały się nerwy ziemi - biały impuls, wstrząs za wstrząsem, jak elektrokardiogram planety. Nos parzy, policzki drewnieją, dłonie szczypią jakby księżyc przykładał mi do skóry swoje zimne monety, płacąc za każdy gram ciepła, ktory ze mnie wyciąga. Drzewa stoją czarne i ostre, płoną odwrotnym ogniem - ogniem, który nie daje światła, tylko świadomość. Latarnie dymią zimnem. Słyszę świat dzwoniący lodem - jakby wielka szklana misa właśnie pękała nad moją głową. Wchodzę w tę zimę jak w obrzęd przejścia, w alfabet, który można odczytać tylko własnym drżeniem. Lód jest nauczycielem, wiatr jest kapłanem, śnieg jest księgą, a ja jestem atramentem, który zamarza na marginesach. But od nart, pogryziony przez psa, leży jak relikwia nieprzeżytego planu - świadectwo śmiechu, który nigdy nie miał okazji zabrzmieć. Śmieję się pod nosem: nie trzeba nart, żeby spadać. Wystarczy zgodzić się na zimę, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie lipcowe resztki, aż zostanie tylko cienki rysunek - pulsujący ślad na mrożonym szkle. Jestem upojony. Nie winem, nie jesiennym rozpadem, nie lipcowym ogniem - tylko białym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów kości, wyskrobuje z niego pęknięcia, a na koniec zostawia w środku błysk: zimny, chirurgiczny, prawdziwy. Śnieg migocze jakby ktoś zmielił tysiąc gwiazd i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim zniknąć. Zima potrafi kochać okrutnie. Ale kocha uczciwie - pali od środka, wypala powietrzem, aż stoję w jej ramionach niby zamarznięty, a jednak w środku płonę - cichym, niebieskim ogniem, którego żaden lipiec, choćby ryczał w niebo, nie potrafi nazwać.              
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...