Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
(próba ajabaju)

zaufaj. potrafię się zasłuchać
wolę oglądać twoje ręce
niż jego pępek

rozlewam się na fotelu
bas? bas masuje mi plecy -
uśmiecham się przez zielone dno

wchodzisz agresywnie i czysto
ktoś z rogu odpływa w swoim dymie
a tylko ja mogę pogubić rytm

propozycja zmiany tempa
więc jednak. funky

I came to hear my drumma play

nie mam aż tylu oddechów
każdy jest na wagę czasu

intonuj. dźwięk przypomina -
nadchodzi wieczór.
intonuj



-----------------------------------------
*E. Badu
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



miało być "basista masuje mi plecy" ale pewnie każdy by brał dosłownie:)
spokojnie,z sąsiadami zyję w komitywie,na "masaże" chodzę w miejsce specjalnie do nich przeznaczonego:)

dzięki za koment,pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



he he, a mi to przypomniało mojego psa, który wskakiwal na tapczan i łapami masował mi plecy, tzn, łapami odbijał się i tak w kółko...
Martyno, tak długo pracowałaś:):):) nad tym wierszem, bo już tęskniłam.....
buziaczki, ES
Opublikowano

zaufaj że potrafię się zasłuchać

wolę oglądać twoje ręce niż jego pępek
rozlewając się na fotelu
bas? bas masuje mi plecy -
uśmiecham się przez zielone dno

wchodzisz agresywnie i czysto ktoś
z rogu odpływa w swoim dymie
tylko ja mogę pogubić rytm

propozycja zmiany tempa
więc jednak
funky

I came to hear my drumma play

nie mam aż tylu oddechów
każdy jest na wagę czasu

intonuj
dźwięk przypomina -
nadchodzi wieczór
intonuj



////

wiem że namieszałem
ale parę łączeń w odpowiednich miejscach by się przydało
zrobisz co będziesz chciała
ogólnie tekst nacechowany klimatem brzmień i nagrań
prawie że tekst do jakiegoś mocnego utworku


wieczności

Opublikowano

Wracam tu już chyba 'nasty' raz i będę wracać jeszcze, bo od początku po sam koniec do mnie trafił. Pewnie po części dlatego, że w swoim czasie Erykah bardzo często u mnie 'gościła', ale nie tylko. Chciałam zacytować jakiś fragment, który najbardziej smakował, ale musiałabym chyba wszystko. Czuć w nim muzykę. Dzięki.
Pozdrawiam.

Opublikowano

sex and rok`n roll??:D
jakoś mi nie podchodzi...wiesz, ja ani muzyki a ni seksu nie lubię....:D:D:D:D
po co te powtórzenia? ja ostatnio lubię zwięzłość (wszystko przez fotografię i szukanie pieprzonych kadrów, czystość i minimalizm, ale nie taki minimalny...:D)

teraz będę mówić wprost o skojarzeniach:P
zaufaj. potrafię się zasłuchać
wolę oglądać twoje ręce
niż jego pępek --->peel woli się kochać niż robić loda?:D (sorry za pezpośredniość)

wchodzisz agresywnie i czysto
ktoś z rogu odpływa w swoim dymie
a tylko ja mogę pogubić rytm--> bez komentarza:D



a może to tylko mi isę tak kojarzy?:D
pzdr

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...