Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kronikarskie oczy rzucają wspomnienia
Między kartki niby przeznaczenia

Nieważne dzbany
Calość słońca w słońce przeistoczy
Chmury westchnie
Deszcz wykrzyczy
Boskie stworzenia zaświeci

Opadnie z jesiennym liściem
Z nieudanym płodem
młodością, starością
Zwykłym grobem

Wystuka okno
Butelką wina za 3.5
Tanią promocją nieudanego życia

Opublikowano

smutno jakoś i za dużo życia, za dużo brutalnej codzienności w tym wierszu (nieudany płód! okropne! ;). Nie lubię takich dramatycznych klimatów ;)

Myślę,że te dwa rymy, których się doszukałem lepiej sobie darować.
Albo rymujemy całość albo wcale, hybrydy są zazwyczaj fatalne ;)

Nie bardzo rozumiem słowo promocja w tym wierszu.
Promocja, promowanie, podkreślanie zalet jakiegoś towaru,żeby inni bo kupili. Jak można kupić czyjeś nieudane życie i po co?
Tekst ciekawy, nie w moim klimacie, ale klimatyczny ;)
miejscami przesadzony(nieudany płód), miejscami banalny(opadnie z jesiennym liściem), ale może się podobać.
Ja się nie mogę zgodzić z odczytanym przez siebie przesłaniem ;)
Pozdrawiam
Coolt

Opublikowano

Drodzy Panowie :). Ten wiersz miał być okropny, fatalny budzący wstręt jak i również refleksje w stronę słowa "promocja". Rymy (dwa? nie wiem może więcej) same się wkradły z czasem je zjem całkowicie... Drogi Adamie nie wiesz co pisać? Cóż w tym dziwnego? Napisałam to co wie każdy, nie koniecznie, to co każdy rozumie. Zbyt brutalne? niesądze. Jedna myśl, kilka słów, wstręt. Smutne Coolt'cie? Smutek winien zazdrościć radości...

Weronika

Opublikowano

Witam Weroniko! szczerze mawiac czekalam na twoj komentarz az cos podpowiesz bo niestety nie moge domyslic sie przeslania wiersza
"calosc slonca w slonce przeistoczy" ????
jeszcze tu zajrze,zapowiada sie ciekawie (((((;
pozdr, M+A

Opublikowano

Przesłanie? Pierwsza myśl... Twoja myśl, to będzie przesłanie.
"Całość słońca w słońce przeistoczy" Słońc często jest spostrzegane jako jedna ognista kula wisząca na niebie latem. Dlatego napisałam całość, bo dla mnie całe słońce, to radość, przemijanie, ciepło w sercu, a także szkło w oku, gdy np. teraz uparcie świeci mi w oczy oślepiając literowy monitor. No a w słońce przeistoczy, to zależnie od człowieka można rozumieć. Tu wolna ręka czytelnika. Mario dziękuje za Twój komentarz usłany wątpliwościami, ale także wiosennym uśmiechem. Do napisania wkrótce.

Weronika

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...