Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dzień pierwszy:
2 paczki papierosów
4 butelki piwa
Stary batonik czekoladowy

Dzień drugi:
2 paczki papierosów
4 butelki piwa
Kanapka z zielonym serem

Dzień trzeci:
Paczka papierosów

Czwartego dnia się obudziłem.

Moje mieszkanie nigdy nie wyglądało zbyt pięknie. Najgorzej jest po burzy mózgu. Przez 10 minut zastanawiałem się gdzie jestem i dlaczego leże w podartych gaciach. Później stopniowo sobie wszystko przypominam. Szukam w paczkach ostatniego papierosa, który pozwoliłby mi właściwie rozpocząć dzień. Niestety nie znalazłem. Kawa bez papierosa jest jak seks z dziewicą – ciężko wchodzi. Założyłem szlafrok, który znalazłem i poszedłem do kuchni. Pod drodze przewróciła mnie butelka. Cholerna butelka. Twarzą uderzyłem w skarpetki. Śmierdziały. Ale znalazłem papierosa. Wystawał spod gazety. Wziąłem papierosa, podniosłem się z podłogi i poszedłem dalej. Plan zmienił się niemal o 180 stopni – zamiast do kuchni poszedłem do łazienki. Po załatwieniu tego co miałem załatwić wszystko wróciło na właściwy tor i mogłem wyruszyć w podróż do kuchni.

Mleko, kubek. Nie ma czystego. Dwie łyżeczki kawy. Gdzie są łyżeczki? Kupka kawy w takim razie. I woda. Przydałoby się ją zagotować. Rondelek i woda z kranu. Pięć minut. Robienie kawy jest trudniejsze niż się wydaje. Zdążyłem wypalić papierosa.

Z kuchni do salonu jest niedaleko.

Usiadłem w fotelu. Miękki. Kawę postawiłem na stoliku. Obejrzałbym sobie wiadomości. Tylko gdzie jest pilot…? Pod śmieciami na stoliku – nie ma. Pod śmieciami na podłodze – nie ma. Pod fotelem – nie ma. Pod kanapą – nie ma. Ktoś śpi na mojej kanapie. Pod gościem na kanapie – nie ma. Nie obejrzę dzisiaj wiadomości. Napiłem się kawy. Przydałby się cukier.

Wyprawa z salonu do kuchni trwała niesłychanie krótko.

Gdzie jest cukier? Nie ma w szafkach, ani na szafkach. Sprawdziłem nawet w piekarniku. Przeszukanie szuflad też nie przyniosło efektu. Znalazłem go dopiero w lodówce. Znalazłem tam też pilota. Teraz będę mógł obejrzeć wiadomości.

Wracam do salonu. Siadam w fotelu, słodzę kawę i włączam telewizor. Dlaczego nie słyszę dźwięku?... Gdzie jest mój telewizor? Cholera, jednak nie obejrzę wiadomości. Popijam kawę w ciszy, dopóki nie wchodzi do pokoju dziewczyna w bieliźnie.
- Cześć, mogę sobie zrobić kawę?
- Ehm… Cześć… Kim jesteś?
- Nikim.
- Aha…
- Mogę?
- Ehm… Jasne. Cukier jest tu.
Nikt znikneła w odmętach korytarza. Prawdopodobnie wyruszyła do kuchni przygotować sobie porcję kawy. Wróciła po siedmiu minutach tak jak oczekiwałem. Rozejrzała się po salonie i zauważywszy, że facet z kanapy zajmuje ostatnie możliwe miejsce do siedzenia, usiadła na podłodze. Po turecku, jak dzieci w przedszkolu. Zadręczało mnie pytanie dotyczące Pani Nikt, więc przerwałem picie kawy i je zadałem.
- Co ty tu robisz?
- Przyszłam na imprezę.
- Aha… I jak się udała?
- Nieźle.
Przerwaliśmy naszą miłą pogawędkę, by móc napić się kawy w spokoju. Po kilku łykach zapytałem ją o telewizor.
- Wiesz gdzie jest mój telewizor?
- W pokoju w którym spałam był jakiś telewizor.
- Hm… Ciekawe co on tam robi?... – picie kawy przerwało mi kolejne pytanie – Ehm… A wiesz może co robi ten facet na kanapie?
- Wygląda na to, że śpi.
- No tak, ale… To znaczy… Może wiesz kto to?
- Nie mam pojęcia, to twoje mieszkanie – po chwili zawahania dodała – chyba…
- No tak, tak… Hm… Spałem z tobą?
- Nie.
- To dobrze, bo mam dziewczynę.
- To miłe…
Później mogliśmy już spożywać kawę w spokoju. Nie, czekaj… Jeszcze ucięliśmy sobie pogawędkę o papierosach. Nikt zapytała czy mam papierosa. Zauważyłem paczkę leżącą na stoliku. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu były tam papierosy. Odpowiedziałem jej, że mam i poczęstowałem ją. Odpowiedziała „Dzięki”. Teraz już bez wątpienia mogliśmy spożywać kawę w spokoju. Skończywszy napar z zmielonych ziaren kawy stwierdziłem, że muszę się ubrać.

Kiedy przechodziłem korytarzem zaczepił mnie dzwonek do drzwi. Nie chcąc być niegrzecznym postanowiłem otworzyć. W drzwiach stanęła Anna. Od razu zaczęła na mnie wrzeszczeć. Nie chce mieć problemów z sąsiadami. Więc ją zaprosiłem do środka.
- Wejdź.
Nie trzeba było jej długo namawiać. I dalej okropnie na mnie wrzeszczała. Przydałby mi się papieros. Wróciłem do salonu. Nikt dalej siedziała na podłodze. Zapaliłem papierosa. Nareszcie zacząłem rozumieć co Anna do mnie mówi.
- Masz spotkanie z wydawcą!
- Ehm… E… Tak… 24-tego chyba…
- Dziś jest 26!
- Tak… Hm… To znaczy, że miałem dwa dni temu…
- Masz dzisiaj! Udało mi się cię wytłumaczyć! Kto to jest?!
- To jest Nikt. Nikt, to Anna.
Nikt odwróciła się do Anny – Cześć.
- Co?! Co tu się w ogóle stało?!
- Ehm… Proces twórczy… Tak… Musiałem trochę… E… Popracować.
- Idź pod prysznic! Muszę tu trochę posprzątać…
- Ok… E… Dzięki.
Anna wybiegła z salonu. Wydaje mi się, że poszła sprzątać… Nikt zapaliła papierosa i zapytała mnie, czy Anna to moja dziewczyna.
- Czy Anna to twoja dziewczyna?
- Ehm… Tak…
- Milutka…
- Tak, to anioł.
Skończyłem papierosa i poszedłem się umyć.

W łazience zdjąłem z siebie szlafrok i podarte gacie. Jak chciałem wejść do wanny zauważyłem, że śpi w niej jakiś facet. Nie chciałem go budzić, ale musiałem się umyć. Poprosiłem go, żeby wyszedł.
- Hej, kolego z wanny… Hm… Nie chciałbym przeszkadzać, ale… Mógłbyś wstać?
Facet spojrzał się na mnie przerażony. Chyba nie powinienem go budzić stojąc nad nim na golasa. Wybiegł spłoszony w kierunku drzwi. Chciałem mu podziękować, że dał mi się wykąpać.
- Dziękuje!
Teraz mogłem wziąć upragniony prysznic.

Dzięki staraniom Anny podróż z łazienki do salonu była przyjemna. Nic nie atakowało moich nóg. W salonie zapaliłem papierosa. Nikt już nie było. Na szczęście został facet z kanapy. Dzięki niemu nie czułem się tak samotny… Anna weszła do salonu. Znowu zaczęła krzyczeć.
- Załóż coś na siebie na litość boską!
- W łazience nie było ubrań.
- Idź się ubierz!
Zaczęła budzić faceta z kanapy
- Nie… Nie budź go… Ehm… To niekulturalne… On śpi…
- Idź się ubierz!
Biedny facet z kanapy. Nie wiem dlaczego Anna się tak na niego uwzięła… Na szczęście do salonu wpadła Nikt. Nie była już w samej bieliźnie. Podeszła do mnie i dała mi buziaka w policzek. Chciała się pożegnać.
- Chciałam się pożegnać. Do zobaczenia. Żegnaj Anno.
- Cześć Nikt, miło, że wpadłaś. Zapraszam, kiedy tylko chcesz…
- Na pewno wpadnę jeszcze.
Nie wiem dlaczego Anna się tak zdenerwowała, ale jak tylko Nikt wyszła Anna znowu zaczęła na mnie wrzeszczeć. Przypuszczam, że chce, abym się ubrał. Nie chcę jej już więcej denerwować, wiec idę.

W szafie znalazłem koszulę. Czerwoną. Zielony t-shirt i sweter rozpinany. W kolorze beżowym. Znalazłem też majtki, jeden zielony i jeden czarny but. Nie mogłem znaleźć spodni. Słyszałem jak facet z kanapy wychodzi. Założyłem wszystko. Idę do Anny. Miałem nadzieję, że się ucieszy. Ale ona chyba woli krzyczeć.
- Nie możesz tak iść!
- Dlaczego?... To bardzo ładny sweter…
- Nie masz spodni!
- A… Hm… Fakt…
Anna się już trochę uspokoiła. Chyba tylko przy ludziach tyle krzyczy.
- Załóż lepiej ten granitur, który kupiliśmy.
- Ehm… E… Nie mam go.
- Jak to?
- No… Nie mam go…
- Dobra, to znajdź jakieś spodnie.
Znalazłem.

Pora na podróż po mieście. Czas jechać do wydawcy.

Opublikowano

"Przez 10 minut zastanawiałem się (...) wszystko przypominam. Szukam w paczkach (...) nie znalazłem. (...) Założyłem szlafrok" - niezgodność czasów; zdecyduj sie na któryś, nie można tak przeplatać. Aha, i w opowiadaniach liczby piszemy słownie (poza datami)

"Nikt znikneła w odmętach korytarza." - korzystanie z tego "imienia" robi się ostatnio bardzo popularne; a już z "Panią Nikt" przesadziłeś ; )

"Przerwaliśmy naszą miłą pogawędkę, by móc napić się kawy w spokoju. Po kilku łykach zapytałem ją o telewizor.
- Wiesz gdzie jest mój telewizor?"
- skoro piszesz, że zapytałeś, nie musisz już umieszczać pytania. Wystarczy odpowiedź.

"spożywać kawę w spokoju. Skończywszy napar z zmielonych ziaren kawy..." - powtórzenie

"Nie chce mieć problemów z sąsiadami. Więc ją zaprosiłem do środka." - te zdania można połączyć. Nie ucinaj na siłę, bo to tylko szkodzi koncepcji : )

"Udało mi się cię wytłumaczyć!" się cię? Trochę komicznę. Lepiej: się ciebie

"Jak chciałem wejść do wanny" - kiedy chciałem

Zaczęło się świetnie:
"Dzień pierwszy:
2 paczki papierosów
4 butelki piwa
Stary batonik czekoladowy

Dzień drugi:
2 paczki papierosów
4 butelki piwa
Kanapka z zielonym serem

Dzień trzeci:
Paczka papierosów

Czwartego dnia się obudziłem."

W połowie było już trochę irytyjąco, a potem dokumentnie sknociłeś. Historia do niczego nie zmierza, staje się bełkotem, który nie ma większego znaczenia. O czym jest to opowiadanie? O facecie, który budzi się rano, wykonuje szereg czynności, spotyka różnych ludzi i idzie na spóźnione spotkanie? I co odkrywczego z tego wynika?

Wykorzystaj swoje (bardzo dobre) dialogi, uważaj na przerost formy nad treścią i napisz coś, co będzie miało ręce i nogi. Wtedy pochwalę ; ))

Opublikowano

Wow. To się nazywa konstruktywna krytyka. Dziękuje.

A teraz tak:
Zaczynając od końca - jak nazwa wkazuje to jest dopiero pierwsza część opoiwadania, tak więc cała historia może do czegoś prowadzić.

Niezgodność czasu narracji i opis pytania, później pytanie jest specyfiką narracji celowo zamieszczoną tak jak nazywanie osoby "Nikt"/"Pani Nikt" (zresztą sama się tak nazwała)

Się cię może (według mnie) brzmieć tak komicznie bo jest indywidualnym językiem bohaterki.

Dziękuje za komentarz i mam nadzieje, że rozwiałem wątpliwości dotyczące niektórych aspektów mojego opowiadania. Zachęcam także do czytania dalszych części.

Egalm.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



W takim razie czekam na więcej ; ) Martwi mnie tylko, że całość napiszesz "na jedno kopyto". Ja tam bym jednak nie przesadzała ze stawianiem kropek po każdym fragmencie zawierającym czasownik. Krótkie zdania dwuczłonowe w wielu przypadkach podziałałyby na korzyść opowiadania, upłynniły je trochę. Nie mówię o totalnej zmianie koncepcji, tylko lekkiej poprawce kosmetycznej. Co za dużo to niezdrowo, może spróbuj zrobić tak pół na pół?

- tego nie rozumiem. Mieszają ci się czasy i to nie jest dobre, czasem trzeba być konsekwentnym. Poszedłem na spacer, idę ulicą, widzę kolegę, powiedziałem mu cześć - przyznaj sam, to się nie sprawdza.

- poprawka; nie "sama", tylko ty, autorze, tak ją nazwałeś. Jeszcze tego nie było, żeby brak oryginalności zrzucać na własnych bohaterów ; ))

- nie mów o bohaterach jak o istotach nie z tego świata, które są tu tylko gościnnie; ty wkładasz słowa w ich usta i jesteś za nie odpowiedzialny. Jeśli ktoś ma mówić w śmieszny sposób, nie możesz tej śmieszności ograniczać do jednego punktu w rozmowie. Bo czytelnik - czyli na przykład ja - pomyśli sobie: coś autorowi w tym jednym miejscu nie wyszło ; ))

Pozdrawiam serdecznie,

Gwyn
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

W datach też. Poza tym się - w wiekszości - zgadzam. A od siebie dodam jeszcze - popraw, Drogi Autorze, "e" na "ę" tam, gdzie trzeba. :) I masz mnóstwo powtórzeń. Tyż popraw, bo źle robią Twojemu tekstowi. :)

Opowiadanie mi się podoba. Definitywnie w moim stylu (może tego nie widać po tym, co tu zamieszczam, ale spłodziłam już dwa długaśne cosie podobne do tego), więc łatwo i przyjemnie mi się to czytało. Czekam na więcej. :)

Pozdrawiam, R.
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Hm... Trudno mi to wytłumaczyć w sensowny sposób, ale postacie z moich opowiadań są istotami nie z tego świata. Głupio to brzmi, ale cóż...

Jak widać, na jedno kopyto napisane nie będzie. Czasu nie mam i tyle.

Poprawki będą, jak czas będzie.

Pozdrawiam
D.L.N.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        bolesna prawda .  I równowaga grawitacji neutralizowana w przeciwstawnej scenerii.
    • @viola arvensis   violu:)   pytania były retoryczne, pytanie retoryczne, nie służy odpowiedzi, ponieważ odpowiedź jest oczywista albo np. nieistotna:)  poza tym, najpierw pomyliłaś recenzję wiersza z krakaniem a teraz portal poetycki, z portalem ornitologicznym, wybacz, ale nie podejmuję się dyskusji na temat twoich problemów z ptactwem i pozostawionymi przez nie fekaliami :)    a ja ci życzę, podszkolenia się i opanowania trudnej sztuki czytania ze zrozumieniem, a jeśli kiedykolwiek pojawi się u ciebie potrzeba pogadania ze mną na poziomie wyższym, niż zoologia, daj proszę znać, miałam kiedyś takiego nicka wieśniara (to mój ulubiony) myślę, że byłabyś usatysfakcjonowana, zwracając się tak do mnie :)  
    • @Migrena @truesirex @Waldemar_Talar_Talar Cappuccino filioliryczne. To miło, że smakuje  :) Dziękuję, pozdrawiam. 
    • Ranek przywitał nas piękną pogodą. Klimat w tym rejonie zmienił się na tyle, że wszyscy czekali już na śnieg — aż mocno zawieje od Alp. Ludzie byli spragnieni chłodu i prawdziwej zimy. Ev rano oznajmiła smutnym głosem, że dziś nie ma siły na podróż do Lindau. Dopadła ją kobieca słabość. Zostanie w pokoju. Może tylko wyjdzie na kawę. — A co z Em? A co z Maksymilianem? — zapytałem. — Wczoraj byli tacy chętni na wycieczkę. — Nie chciałam cię budzić — powiedziała. — Em dzwoniła rano, że będzie sama. Maks też jest zmęczony, a poza tym musiał gdzieś wcześnie pojechać. — I nic mi nie mówisz? — Widzisz… nie chciałam ci przeszkadzać, kiedy jadłeś śniadanie. Masz tutaj rzeczy, przygotowałam ci. Weź aparat. Zrób dla mnie kilka zdjęć. — Dobrze. Nie przemęczaj się, kochanie. — Postaram się — uśmiechnęła się ciepło. Na zewnątrz czekała już na mnie Em. — Witaj, Arturze. — Witaj, Em. To gdzie mnie dzisiaj zabierzesz? — Niespodzianka — rzuciła z uśmiechem i ruszyła przed siebie. — Mamy jakieś dwadzieścia minut do odjazdu pociągu i kawałek drogi przed sobą. Ale powinniśmy zdążyć. Dopiero teraz, w porannym świetle, dostrzegłem w pełni jej rysy — bardziej europejskie, z wydatnymi ustami jak u modelki. Zapewne to po dziadku, Francuzie. Szybko dotarliśmy na stację. Em kupiła dwa bilety. — Chciałabym ci coś pokazać — powiedziała. — Ale dopiero na miejscu. Do Lindau mamy jakieś trzydzieści minut. Po chwili byliśmy już w środku pociągu. — Usiądź proszę — wskazała miejsce. Usiadłem, a Em zajęła miejsce naprzeciwko. Poluzowała płaszcz, rozpinając go lekko. Miała drobną, zgrabną sylwetkę. — Widzisz, my kobiety… co drugie pokolenie jesteśmy skazane tylko na siebie. Mag była szczęśliwa, miała Maksa. A ja znowu jestem sama. Może moja córka wypełni się miłością… — westchnęła. — Wiesz, że przez ostatnie dwieście lat działało tu wielu znanych malarzy? Jedni przyjeżdżali, drudzy wyjeżdżali. Część mieszkała tu całe sezony. Manet, ten Manet, tak, ten słynny — uwieczniali swoje muzy na płótnach, malując je w podobnych pozach, w wyszukanych miejscach. Pokażę ci… mam kilka szkiców Jakuba. — Kogo? Jakuba Ammersinna? — Tak, tak. Miał na imię Jakub. Constanze i Jakub Ammersin. Idealnie do siebie pasowali. Jak dwie krople wody. Pociąg sunął brzegiem jeziora. Po obu stronach migotała tafla wody, a w oddali majaczył ciężki kontur Alp. Patrzyłem w okno, chłonąc widok. — Widzę, że spoglądasz w kierunku jeziora — uśmiechnęła się Em. — Zaraz będziemy na miejscu. I faktycznie — po chwili byliśmy już na zewnątrz. Ruszyliśmy w kierunku zachodniej części wyspy. — Nie mówiłam ci jeszcze jednej rzeczy — zaczęła. — Mam tutaj swój dom. Zabiorę cię tam na moment. Zobaczysz obrazy. Mam kilka ręcznie malowanych portretów mojej babki. Oczywiście autorstwa Jakuba. To bardzo miłe z twojej strony — powiedziałem. Dom był duży, elegancko wtopiony w krajobraz wyspy. Weszliśmy do środka. Em zdjęła płaszcz i wskazała mi fotel. — Proszę, usiądź. Zniknęła na moment w sąsiednim pokoju. Po chwili usłyszałem jej głos: — Myślałam, że to moja córka… gdzie ona znowu się podziewa! — Masz córkę? — zapytałem. — Mam. Niesforną nastolatkę, która co jakiś czas przepada gdzieś na tej wyspie — odpowiedziała, wracając z lekkim uśmiechem. — Rozgość się proszę. Na ścianach wisiało kilka szkiców pięknej kobiety. Przez moment pomyślałem, że to Em. — Nie, to nie ja — powiedziała, zauważając moje spojrzenie. — To moja babka. A to obok… to już ja. Podobieństwo było uderzające. Różniły je właściwie tylko usta. — Masz niezwykle spostrzegawcze oko — skomentowała. — Nie myślałeś kiedyś, żeby malować? — Raczej nie. Nie mam tak sprawnych dłoni. Malować potrafię bardziej słowem. — Piszesz? — dopytała z zaciekawieniem. — Coś tam próbuję. — Bardzo chętnie bym coś twojego przeczytała. — Tak. To na pewno kiedyś ci coś prześlę — uśmiechnąłem się. Mój wzrok zatrzymał się na innym obrazie — innym niż wszystkie wokół. — To nie Ammersin… — powiedziałem cicho. — Nie. To jeden z ważniejszych obrazów powstałych na tej wyspie. „Śniadanie na trawie”, Claude Manet. Oryginał ? Tak. Jeden z dwóch namalowanych właśnie tutaj — wyjaśniła. — Te kobiety… piękne prawda? Jedna podobna do ciebie? Uśmiechnęła się. — Zapewne któraś z moich babek. W każdym pokoleniu pozowałyśmy malarzom. Był Manet, był Pissarro… wielu pozostawiło tu swój ślad. Podczas gdy opowiadała, podeszła bliżej. Jej głos stał się cichszy, miękki. — Ja też pozowałam — powiedziała. — Chcesz zobaczyć moje akty? Zbliżyłem się do niej. — Wiesz… masz w sobie coś niezwykle pociągającego — wyszeptała. — Poczułam to od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłam u mojego ojca. Od razu… Jej twarz była tuż przy mojej. — Myślę, że mógłbym cię pocałować — powiedziałem półgłosem, a zanim dokończyłem, nasze usta spotkały się w gorącym pocałunku. Wtopiła się we mnie całkowicie. — Em… — szepnąłem. — Proszę… — odsunęła się delikatnie. — Ja jestem z tego pokolenia, które nie może już kochać. Co drugie pokolenie w mojej rodzinie skazane jest na samotność. Nie wiem, jaki grzech popełniłyśmy… ale jesteśmy same. Chodźmy już. Pokażę ci tamto miejsce. — Jakie miejsce? — To ze „Śniadania na trawie”. Zaraz wezmę tylko kawę na drogę. Napijemy się tam. Zniknęła w kuchni. Siedziałem wpatrzony w ścianę, próbując poukładać w głowie to, co właśnie się wydarzyło. A właściwie: to, co prawie się wydarzyło. Ten jeden pocałunek już wiedziałem, że zapamiętam go na długo. Ona chyba też. — Proszę, oto kawa — powiedziała, wracając. — Dziękuję. — Chodźmy już. Wyszliśmy na malowniczą ścieżkę prowadzącą w głąb wyspy. — Przepraszam cię, Arturze… za ten pocałunek — odezwała się nagle. — Dlaczego? — Jesteś z Ev. Nie powinnam była. — Em… to tylko pocałunek. Potrzebowałaś go, żeby poczuć się znów kobietą. A ja w tej chwili… musiałem cię dotknąć. Em tylko pokręciła głową. — Jesteśmy prawie na miejscu. To tutaj. Faktycznie poczułem się tak, jakbym stał się częścią tej scenerii. To było dokładnie to samo ujęcie. — Tak, to to miejsce. Tylko sto pięćdziesiąt lat później — powiedziała Em. Podszedłem do drzewa. Na korze wyryto: J. K. Ammersin. — Oni… tutaj? — zapytałem z niedowierzaniem. — Tak — potwierdziła. — Tutaj dziadek namalował portret mojej babki. Tutaj siedziała na trawie, a on malował. Wodził za nią wzrokiem, dotykał palcami jej twarzy, gładził włosy… a potem pokazywał jej efekt swojej pracy. Ona czekała cierpliwie, bo wiedziała, że jego pocałunek będzie nagrodą. A jej dotyk — wszystkim, co on będzie miał na kolejne lata. Z dala od ukochanej, gdzieś w Afryce… będzie tylko marzył. Tylko śnił, że znów jest z nią. Że kocha. Zadumałem się. — Pięknie to opisałaś — powiedziałem. — To ty pięknie to powiedziałeś, Arturze — poprawiła mnie łagodnie. — To naprawdę miejsce, które tak działa. Usiadła na moment na pniu. Gładząc delikatnie swoje kolana. Chodźmy już. — Poczekaj. Zrobię zdjęcie dla Ev. Bardzo chciała tu być. Wczoraj była zachwycona pomysłem, ale dziś… jest niedysponowana. — Rozumiem — skinęła głową. — I Maks miał tu być. Często przyjeżdżał tu z Magdą. Widać, że to dla niego wciąż trudne. I tak dobrze, że się otworzył. Że was poznał. Ustawiłem aparat na samowyzwalaczu i zrobiłem nam wspólne zdjęcie. — No to mamy… rozwodowe — rzuciła Em żartem. — Ja mam! — roześmiałem się głośniej.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...