Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Squat XVII


asher

Rekomendowane odpowiedzi

*

Mógłbym pójść do pierwszej lepszej kafejki internetowej, jednak tak długo nie widziałem Arka, że z chęcią podjąłem się wyprawy na Ealing. Nie wiedzieć czemu, podczas monotonnej podróży metrem, wróciłem myślami do squata.
Kiedy byłem tam po raz ostatni, panował piękny sierpniowy dzień. Przeszedłem zatłoczoną ulicę i jak przed kilkoma miesiącami, minąłem wygiętą szynę kolejową, by zniknąć w gąszczu krzewów między dwoma squatami.
Wszystko wokół było obce. Zamiast drzwi i okien wstawiono stalowe płyty z napisem: VPS, poza tym przybyło śmieci, chaszcze rozrosły się do gigantycznych rozmiarów. Przez chwilę wydało mi się, że w krzakach widzę bure futerko kotki-squatki, lecz szybko okazało się, że to tylko wróbel.
Nagle zza drzewa wyszedł postawny Murzyn w odblaskowej kamizelce, przestraszony i zaskoczony, jak ja.
- Co pan tu robi? – zapytał bez wrogości.
- Piszę reportaż – skłamałem szybko – A pan?
Roześmiał się. Idealnie białe zęby błysnęły w słońcu.
- Każdy, kto tu przychodzi, mówi, że pisze o tym domu.
- Może squaty to ciekawy temat?
Machnał ręką i poprawił Bluetootha, przyklejonego do jego ucha, niczym jakiś futurystyczny pasożyt.
- Ja tam do squatersów nic nie mam. To fajni ludzie. Dali mi nawet fotel i stolik – skwitował i
skinął, żebym poszedł z nim.
Faktycznie, urządził się komfortowo pośród krzaków. Na stoliku stał termos z herbatą, stos gazet i małe radyjko. Murzyn usiadł w wiklinowym fotelu z naszej squatowej palarni i śmiesznym gestem pokazał mi, jak mu wygodnie.
- Mam kontrakt do października. Transport for London wynajął naszą firmę do pilnowania tej posesji. Nie chcą, by ktoś ponownie wdarł się do środka. Tego drugiego pilnuje aż dwóch. Siedzą w aucie naprzeciwko.
Pokręciłem z niedowierzaniem głową.
- Pracuje pan tu codziennie od 17-go lipca?
- Tak.
- To kraj wariatów...
Wkrótce potem zjawili się Arek, Roman i paru innych ludzi, których nie znałem, a pięć minut później ludzie z TFL. Zerwano plomby i zdjęto wielką płytę z drzwi.
- Siemano, Archie – powiedziałem ze smutnym uśmiechem.
- Pieprzę Archiego – odparł gnewnie – Mam na imię Arek.
W ponurej atmosferze zaczęliśmy odkopywać tak misternie poukrywane meble, sofy, sprzęt elektroniczny, książki – wszystko, czego nie daliśmy rady zabrać ze sobą podczas błyskawicznej eksmisji. Załadowaliśmy cały ten majdan do vana i zawieźliśmy do specjalnie wynajętego garażu. Miał tam być przechowywany, dopóki nie znajdą jakiegoś nowego lokum.
Niedługo później Arek włamał się do innego squata i został aresztowany. Roman zresztą też. Pojęcia nie mam, jak to się stało, ale Arka uniewinniono, zaś Roman otrzymał wyrok w zawieszeniu.
Teraz mieszkają w bloku dwie przecznice od squata.
- Nieźle, co? – mówi Arek z nutką dumy, kiedy rozglądam się po jego nowym mieszkaniu.
- Pięknie. Gratuluję.
Siadam w wielkim fotelu. Magda częstuje mnie piwem i chipsami. Oboje wyglądają na bardzo szczęśliwych.
- Ale zachodu z tym było – ciągnie Arek – Nasz angielski był jeszcze za słaby, by samodzielnie telefonować, negocjować, zrozumieć co podpisujemy w kontrakcie. Zwróciliśmy się do jednej z tysiąca agencji pośrednictwa, polsko-angielskiej, żeby nie było problemów z komunikacją. Dokładnie określiliśmy rodzaj mieszkania, okolicę i pułap możliwości finansowych. Poszukiwania trwały prawie miesiąc. Byliśmy bliscy załamania. Malutki pokoik na drugim squacie, nierozpakowane rzeczy, a pośród nich baraszkujące kotki.
Przypominam sobie, że przecież eksmitowali nas tuż po narodzinach pięciu maluchów.
- Co z nimi? – pytam jako ten, który asystował przy narodzinach.
- Poszły po 30-40 funtów od sztuki.
Słyszę ciche miauknięcie i squatka ląduje na moich kolanach. Nie widziała mnie kilka miesięcy, a jednak pamięta. Przez chwilę wierci się czule, przytulona do mojego brzucha, po czym wyciąga jak długa.
- Jak ty to robisz, że ona cię tak lubi? – pyta zdziwiona Magda.
- Nie mam pojęcia.
Mile połechtany sączę piwo. Arek kontynuuje swoją opowieść.
Zazwyczaj agencje wymagają od potencjalnych lokatorów doskonałych referencji, wyciągów z kona bankowego czy listu od pracodawcy. Robią to, ponieważ to one odpowiadają przed landlordami, jeżeli coś pójdzie nie tak - ktoś będzie zalegał z opłatami, niszczył wyposażenie, urządzał balangi itd.
Arek i Magda jako self-employed mieli utrudnione zadanie. Konta w banku i karty kredytowe to był duży plus, ale brakowało referencji od ostatniego landlorda (właściciel squata na pewno by ich nie wystawił) oraz pracowawcy. Polacy z agencji zgodzili się przymrużyć oko na papier z ostatniego miejsca zamieszkania, ale zażądali bardzo dobrych referencji z pracy.
Arek wsiadł na rower i odwiedził większość swoich klientów. Jeden z nich wysmarował taki pean na jego cześć, że agencja przyjeła go bez zająknięcia.
Z przedstawicielem agencji odwiedzili kilka mieszkań. Wybrali to z uwagi na bliskość do aż trzech stacji metra oraz zaciszną, jak się wydawało, uliczkę. Roman zdecydował się zagospodarować living room, Arek z Magdą większą sypialnię, a mniejsza, jednoosobowa została przeznaczona pod wynajem.
- Jest tylko jedna niedogodność – kończy Arek – A właściwie dwie. Pierwsza to sąsiedztwo torów kolejowych. Co kilka minut przewala się wielki huk, aż ściany drżą. Druga to obecność w kontrakcie podpunktu, że nie wolno trzymać zwierząt domowych. Na razie, odpukać, nikt nie wie o obecności kotki, choć małpa większość czasu spędza poza domem.
- Naprawdę się cieszę – mówię z dumą – Było ciężko, ale kto to chce jeszcze pamiętać. Ja już w życiu nie wróciłbym na squat.
- My też – śmieje się Arek - Potraktujmy to jako przystanek w podróży naszego życia.
- Dobrze powiedziane. Dla mnie to był bardzo ważny przystanek. Rodzaj sanatorium, w którym leczyłem urazy z Polski. Bez tego nie byłbym tym, kim jestem.
Kiwają głowami. Doskonale wiemy, o czym mówimy. Całą trójką doświadczyliśmy balsamicznego działania Anglii. Wyleczyliśmy się z kompleksów i zahamowań, staliśmy ludźmi świadomymi swych atutów.
- Chodź zapalić – proponuje Arek.
- Za chwilkę. Chciałbym załatwić to ubezpieczenie.
- A tak, jasne. Zapomniałem. Jeszcze piwka?
- Głodnego pytasz?
Spędzam nad wypełnianiem formularzy pół godziny. System przyjmuje moje zgłoszenie. Pierwsza wpłata 20%, potem 10 rat. Korzystniej byłoby zapłacić w jednym kawałku, jednak nie mam dość pieniędzy, by sobie na to pozwolić.
Uprzedzano mnie, że ubezpieczenie auta w Anglii może kosztować niemal jego równowartość, dlatego euforia po zakupie taniego pojazdu może szybko przejść w zgagę. Za Carismę zapłaciłem 1400 funtów, ubezpieczenie kosztuje mnie dalsze 900. Mimo wszystko niespecjalnie to przeżywam. To wciąż jest taniej, niż musiałbym dać za tego rodzaju auto w Polsce. Nie wspominam też, jak długo musiałbym pracować, by sobie na nie pozwolić.
Siadamy z Arkiem na ławce za domem. Nagle przewala się obok wielki huk. Prawie podskakuję.
- To był ekspres – mruczy Arek, pykając fajkę – A co u ciebie?
- Aneta mnie odwiedziła. Przyjechała sprawdzić, czy w Anglii da się żyć. Jeżeli mam tu mieszkać dłużej lub nawet zostać na stałe, nie chcę związku na odległość.
- A jak z robotą?
- Prawie nie wyrabiam. Organizuję sobie interwały. Robię trochę w ogrodach, później trochę maluję i tak na zmianę. Teraz kroi mi się duża robota na Chelsea. Cały dom do obdarcia z tapet i pomalowania. Mam tylko jeden problem. Nie mam nikogo, kto położy płytki w łazience.
- Hm..., może ja mógłbym...
Patrzę na niego z boku. Wygląda na to, że mówi poważnie.
- Bez jaj. To poważna robota. Nie możemy jej schrzanić.
- Od piętnastego roku życia kładłem płytki z wujkiem. Musze sobie tylko przypomnieć co i jak.
Ta argumentacja ma sens. Umawiamy się, że za tydzień pojedziemy razem zrobić wycenę i wtedy podejmiemy decyzję. Czuję się dobrze, że teraz ja mogę dać jakąś robotę jemu.
- Przyjemne rozmyślania przerywa mi dzwonek telefonu.
- Hallo?
Słyszę jakiś dziwny bełkot, który tylko trochę przypomina język angielski. Akcent wskazuje na osobę ze środkowej Azji – Indie, Pakistan, może Sri Lanka. Z trudem wyławiam sens tego, o co ta kobieta pyta. Dzwoni z Norwich Union, by potwierdzić zamówioną przeze mnie polisę. Po długich i żmudnych negocjacjach udaje mi się otrzymać numer ubezepieczenia oraz zapewnienie, że papiery dotrą do mnie w ciągu trzech, czterech dni roboczych.
- Cholerne telefonistki! Kto je przyjmuje do roboty? Jaki egzamin zdają? Chyba pisemny...
Ledwie zdążyłem na ostatni pociąg metra. Stojąc na peronie z puszką piwa w ręce, zauważyłem, że motorniczy do złudzenia przypomina Osamę Bin Ladena. Długa broda, ciemne oczy, twarz Saudyjczyka. Zmroziło mi krew w żyłach. Więc to tak. Jakiś terrorysta może zatrudnić się jako motorniczy i zamiast kanapek, wziąć do torby semtex.
Na szczęście pociąg był pusty i akurat nie był to czwartek. To rozwiało moje wątpliwości. Motorniczy nie miał nic wspólnego z terrorystami, a ja po prostu wypiłem za dużo piwa.
Usiadłem w kącie i zamknąłem oczy. Najlepsze w podróżach metrem są właśnie drzemki. Fajnie buja, huczy i stukocze. Nic tylko spać.
W Northfields ktoś wsiadł do mojego wagonu. Miałem tego świadomość, ale nie otwierałem oczu. To musiał być ktoś starszy, bo okropnie szurał nogami. Uchyliłem powieki dopiero w chwili, gdy zrozumiałem, że idzie w moją stronę.
- Tato? Co ty tu robisz?!
Wyglądał jakoś tak niewyraźnie, jak z reklamy Rutinoscorbinu.
- Synu, udało ci się. Jestem taki dumny.
- Z czego?
- Pojechałeś do Londynu! Pamietasz jak ci opowiadałem, że pewnego dnia to zrobimy? Moja kuzynka wciąż gdzieś tu mieszka. Obiecała nam nocleg.
Poprawiłem się na siedzeniu.
- To ty nic nie wiesz? A Unia?
- Jaka Unia?
- Europejska. Granice są dawno otwarte.
Długo milczał. Jego dłonie lekko dygotały, sygnalizując postępującego Parkinsona. I był tak strasznie stary. Skurczony. Siwy.
- Nieważne. Twój dziadek stacjonował w Northolt. Nie był pilotem, ale swoje zrobił. Kwatermistrzowie też byli potrzebni.
Wstałem. Byłem o głowę wyższy od niego.
- Tato. Skąd ty nadajesz?
- Nie rozumiem.
- No, gdzie jesteś?
- Jak to gdzie jestem?
- Odpowiedz na proste pytanie.
Popatrzył na mnie dziwnie – trochę smutno, trochę ze zdumieniem.
- Nie wiem – odparł po dłuższej chwili – Rozwiązywaliśmy krzyżówkę. Nie pamiętasz? Zawsze ci mówiłem, że „Rozrywka” jest najlepsza.
- Co ty bredzisz? Od 10 lat tego nie robię. Wkułem wszystkie słowniki i encyklopedie na pamięć. Wpisuję hasła w rubryki z taką łatwością, że przestało mnie to bawić.
- Taki się zrobiłeś mądry?
- Nie. Wytworzyłem pewną powtarzalność, która cechuje także autorów krzyżówek. Czasami jeszcze kręcą mnie Jolki...
- Jestem pod wrażeniem. Mam mądrego syna.
- Zdolność szybkiego myślenia nie daje gwarancji na dobre życie. Powinieneś o tym wiedzieć...
Podniosłem głowę, a jego już nie było. Pociąg zajechał na Hounslow Central i trzeba było wysiadać. Na peronie dostałem smsa od mamy. „Synku, twój ojciec nie żyje. Pogrzeb w przytułku za trzy dni. Tak mi przykro”.
Powlokłem się powoli peronem i wyszedłem na opustoszałą ulicę. Usiadłem na przystanku autobusowym. Ciemne niebo było obojętne, jak dekoracje w telenoweli.
Właściwie niewiele mnie z ojcem łączyło. Najbliższy mi był w dzieciństwie, kiedy naprawdę potrzebowałem jego obecności. Wydawał się taki mądry, silny, interesujący. Marzył o dalekich podróżach, to i ja marzyłem. Wsiadał w pociąg i jechał na drugi koniec Polski, to ja z nim. Szedł w niedzielę na piwo, zamiast do kościoła, towarzyszyłem mu z ochotą. Rozwiązywał łamigłówki, czytał dużo książek, posiadał ogromną wiedzę. Imponował mi. Z biegiem czasu, ja dorastałem i coraz więcej rozumiałem, on coraz więcej pił. I oddalał się. Zamykał w swoim świecie, a raczej małym, zagraconym pokoiku, do którego przegnała go mama. Snuł w nim swoje wyimaginowane życie, aż do rozwodu. Pewnego dnia zapakowałem z kolegami resztki jego rzeczy do wynajętego Żuka i tyle go widziałem.
Ponoć różni ludzie spotykali go później jako bezdomnego, ale umykał przed nimi ze wstydem. Kiedy opuściły go siły, trafił do przytułku ojców Bonifratrów w Kalwarii Zebrzydowskiej i tam dokonał żywota.
Co za idiotyczna puenta – pomyślałem z goryczą i ruszyłem w stronę domu.
W nocy Hounslow nie jest miejscem bezpiecznym, choć i tak podobno w północnym londynie bywa gorzej. Co rusz jakieś grupki Murzynów lub Pakistańczyków ganiają się po zaułkach, próbując oddać przeciwnikowi jak najwięcej ciosów i uciec. Policja ma z nimi sto światów. Urodzili się tu, są obywatelami angielskimi, jednak z obyczajowością Wyspiarzy mają tyle wspólnego, co warkocz z korkociągiem.
Czasem dopadała mnie obawa, że w końcu i ja oberwę. Traktowali mnie z obojętnością, ale kto wie, co tam w tych zaułkach popalają i jak to na nich działa.
Aneta wyskoczyła z łóżka, jak sprężyna.
- Gdzie ty byłeś tyle czasu?!
- Rozmyślałem.
- Jadę do ciebie przez pół Europy, a ty rozmyślasz do 3 nad ranem?!!!
- Przepraszam. Umarł mój ojciec.
Westchnęła i przytuliła mnie. Nie potrzebowałem tego, nie było mi przykro. Chciałem po prostu pobyć sam i pomyśleć. Zawsze tak robiłem, kiedy działo się coś złego. Zazwyczaj pomagało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1) „Zamiast drzwi i okien wystawiono stalowe płyty z napisem” - Może chodzi o zabite stalowymi płytami drzwi i okna? – jeśli tak, to słowo „wystawiono” jest chyba na miejscu.
2) „…z napisem: VPS, przybyło śmieci, chaszcze rozrosły się do gigantycznych rozmiarów.” – napis brzmiał „VPS, przybyło śmieci, chaszcze rozrosły się do gigantycznych rozmiarów”. ?
3) imachnął – brak spacji po „i”
4) a pięc – pięć
5) odparł gnewnie – gniewnie
6) „Jak wiadomo, potem Arek włamał się do innego squata i został aresztowany. Roman zresztą też.” – „Jak wiadomo”? – Mówili o tym w wiadomościach telewizyjnych, czy jak?
7) „po czym wyciąga jak długa, przytulona do mojego brzucha.” – Na twoim miejscu przestawiłbym szyk: po czym przytulona do mojego brzucha wyciąga się”.
8) „Konta w banku i karty kredytowe to był duży plus, ale brakowało referencji od” – Zdanie zbyt potoczne, nie pasuje do prowadzonej w tekście stylistyki. Lepiej już napisać coś takiego: Posiadanie kont bankowych pracowało na ich plus – lub - można zapisać, zaliczyć na ich plus – Pomyśl
9) że agencja przyjeła – przyjęła
10) Narazie, odpukać – Na razie
11) ale kto to chce jeszcze pamietać – pamiętać
12) Ta agrumentacja ma sens – argumentacja
13) numer ubezepieczenia - ubezpieczenia
14) w ciągu trzech,czterech dni – spacja po przecinku
15) Zmroziło mi krew w żylach – żyłach
16) Pamietasz jak ci opowiadałem – pamiętasz
17) Rowiązywaliśmy krzyżówkę – rozwiązywaliśmy
18) postepującego Parkinsona – postępującego

19) „Potraktujmy to jako przystanek w podróży naszego życia.
- Dobrze powiedziane. Dla mnie to był bardzo ważny przystanek. Rodzaj sanatorium, w którym leczyłem urazy z Polski. Bez tego nie byłbym tym, kim jestem.
Kiwają głowami. Doskonale wiemy, o czym mówimy. Całą trójką doświadczyliśmy balsamicznego działania Anglii. Wyleczyliśmy się z kompleksów i zahamowań, staliśmy ludźmi świadomymi swych atutów.” - Bardzo mnie to interesuje. Mógłbyś rozszerzyć myśl. Na przykład, o jakie urazy, kompleksy i zahamowania chodzi? - Może też powinienem wyjechać z Polski.

Podsumowując: czyta się bardzo dobrze. Jak już mówiłem, lubię czytać twoje teksty. Ten odcinek podobał mi się bardziej od poprzedniego. Zastanawia mnie spotkanie w metrze z duchem ojca. W części 08 mojego dziennika, jest coś podobnego, czy aby nie podsunąłem ci pomysłu?

Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kongenialność. Ale to chyba ja byłem pierwszy. Widmo Anety w parku - rozdział I, maj 2005.
W squacie od poczatku pojawia się widmo Anety, przyjaciela, komornika. Niekoniecznie ludzi marwtych.
wprowadzam je dla zabawy i utrzymania kontaktu z przeszłością.

Dzięki za poprawiny. Zaraz się za nie wezmę.


PS. Urazy i zahamowania przewijały się wcześniej, ale niedługo do tego wrócę...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przemyślałem sprawę.

Chodzi mi głównie o brak wiary we własne siły, rozczarowanie, zawężający się horyzont możliwości, powolne godzenie się z losem, czyli właściwie oczekiwanie na śmierć.

Mentalna przepaść, brak optymizmu, zaściankowość. Ilekroć jadę albo ktoś mnie odwiedza, to się pogłębia i jest naprawdę bardzo smutne. Przywożą mi lustro mojego dawnego ja...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam Panowie, że wtrące się do rozmowy, ale chyba wiem o co biega. Pół roku spędziłem w Austrii i pół w Holandii, poza tym mieszkam zaledwie pięćdziesiąt kilometrów od niemieckiej granicy. Różnice między mentalnościami polską, a zachodnią są mi znane. A widzę je w różnych szczególnych przypadkach, np. kiedy pojawia się problem. Problem w Holandii np. istnieje po to, by go rozwiązać, u nas powstaje zaś po to, by stworzyć okazję do biadolenia, jęczenia, ewentualnie przekrzykiwania się nawzajem, kto jest najmądrzejszy. No i wielu mądrych i chcących coś zrobić Polaków jest tłamszonych, tłumionych, poddają się i uciekają na Zachód, do normalnych krajów, gdzie ich pomysły spotykają się z zainteresowaniem i albo akceptacją, albo rzeczową krytyką. Rozwija to w nich poczucie własnej wartości i sensu, że jest się przydatnym, że ma się na coś wpływ. Kiedy wróciłem z tułaczki zastałem moich kumpli z browarem przed knajpą, gadających bzdury w stylu "no future", po co coś robić, jak i tak nie ma co robić itd. I okazało się wkrótce, że to nie oni się zmienili, a moje spojrzenie na nich.
Składam właśnie kolejne części mojego tekstu "Sklep na ..." i zbieg okoliczności polega na tym, że właśnie jeden z tematów, które tam poruszę właśnie tego się tyczy. Różnic w mentalności i nieporozumień z tego wynikających. Okazuje się, że to często poruszany temat w naszych czasach. Chyba trudno się dziwić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oczywiście nie tylko ich postrzegam inaczej. Władza na każdym szczeblu nie potrafi słuchać i od ciągłego pukania do drzwi obojętności, uprzedzeń i prymitywnej odmiany dumy, ludkom puchą palce, dłonie i po kolejnych próbach pojawia się rezygnacja. Jedni wyjeżdżają, inni pogrążają się w maraźmie. Tak trudno rozbić betonowe czaszki kolejnych burmistrzów, sołtysów etc. Wszystko jest ważniejsze od normalności. Wraźliwi, mądrzy ludzie nie są w stanie tego zaakceptować.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Asher, jesli naprawdę można się z tych rzeczy wyleczyć, to chyba powinienem wyjechać. Tym bardziej, że wziąłem kredyt na giełdę. Zakupione przeze mnie akcje spadają. Niedługo może zabraknąć mi akcji, którymi spłacam comiesięczne raty.
Chciałem polepszyć sobie komfort życia - tu - w miejscu gdzie żył mój ojciec i dziad. I co z tego? Niedługo sam będę dziadem! :))

Pozdrawiam uleczonych z niedobrej polskości

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym sęk. Dziad i pradziad poczekają aż wrócisz z sakiewką i odnowisz ich włości. Przecież nikt nie chce zostawać za granicą na zawsze. Polska to Polska, a politycy przychodzą i odchodzą w niesławie. Nie łam się i nie pożyczaj na hazard gospodarczy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Domysły Monika   Tak przy okazji: odebrałbym prawa kobietom - nadużywają własną wolność i to właśnie przeciwko mężczyznom - różne oskarżenia padają wobec mnie: iż jestem zboczeńcem, chodzę po ulicy i zaczepiam ludzi, a najgorsze jest to - kwiaty, kwiaty i kwiaty - to wy szukacie słabego punktu, aby dobić i wykorzystać mężczyznę.   Łukasz Jasiński 
    • @Domysły Monika   Nie, moja droga Moniko, poezja jest bardzo trudna, otóż to: poezja to mało słów i dużo myśli, proza: dużo słów i mało myśli, dlatego niektórzy chcą, abym pisał, pisał i pisał - bez sensu, zresztą: samo pisanie bez sensu jest grafomanią.   Łukasz Jasiński 
    • Ja jestem z początku grudnia :) może to jeszcze przedgrudzie. Oddałeś ten klimat. Wiecznej nie dokończonej albo nawet nie zacz3tej rozmowy, bo kurczy się dzień i jak nigdy, wtedy słupy stoją dostatecznie blisko owinięte w dziurawy jak sié okazuje sweter :)
    • Ja już płaczę. Bardzo wiele wierszy, które czytasz, są z udziałem Ala. Tak czuję, ale obym się myliła.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Dziękuję.   Jako dziecko cz3sto tak sobie pisałam do siebie. Teraz jest inaczej, każdy może się odnieść, sam wiesz. Może to taka symboliczna pani, bo trochę ich się uzbierało :)  To takie dziś były pierwsze łzy, bo bał się iść do szkoły. I tak możnaby powiedzieć , dopiero dzisiaj. Mój chłopak nie dosłyszy.   Dziękuję za wizytę :)             Nie wyszło mi to jednak do dziecka :) Może właśnie nie nienawiść, cz3sto wiele bierzemy zbyt bardzo do siebie. Dziękuję:) Dziękuję :) Proszę nie dręczyć mojego gościa pod tekstem :) Komentarz to coś znacznie więcej niż nawet pierwsze miejsce w rankingu, tak wg mnie :) Ale świat się chyba zmienia i pod tym wzgl3dem ;)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...