Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Piekło - niebo...


Rekomendowane odpowiedzi

- Zachowywałeś się fatalnie - oświadczył gość, który nagle zmaterializował się przed Bogdanem. - Absolutnie karygodnie.
Kiedy mówił, kolczyki z czaszkami podzwaniały irytująco, obijając się o srebrne serduszka, dyndające na agrafkach wbitych w uszy. Wszystko to wyglądało dość groteskowo w połączeniu ze skórzanym ubraniem, pieszczochami, ćwiekami i... twarzą mocno brodatego, siwiuteńkiego sześćdziesięciolatka. W dodatku zza jego pleców unosiły się kłęby siwego dymu i pary.
- Siedzisz mi na masce. - zauważył Bogdan, oderwawszy zęby od kierownicy.
- Nie zmieniaj tematu! - zbeształ go staruszek, grożąc palcem. Zsunął się zgrabnie na ziemię i nachylił nad Bogdanem, opierając ręce o dach. Czy raczej to, co z dachu zostało po uderzeniu w drzewo z prędkością siedemdziesięciu kilometrów na godzinę.
- Piłeś - staruszek niemal wypluł to słowo, krzywiąc nos i odsuwajac się od wyziewów z pełnego procentów żołądka rozmówcy. - paliłeś, kradłeś, malwersancie jeden...
- Wyglądasz jak harleyowiec. - przerwał kierowca, wodząc dookoła nieprzytomnym wzrokiem.
- No i...?
- Tacy się tu nie zdarzają.
- Nie?
- Nie. Tacy jeżdżą po amerykańskich pustyniach.
- O. Wybacz. Nigdy jakoś nie mogłem się połapać w tych waszych modach i stylach.
Na oczach Bogdana staruszek z harleyowca przepoczwarzył się w nobliwego biznesmena. Z kolczykiem w nosie.
- Wracając do tematu naszej rozmowy... - podjął znowu biznesmen, drapiąc się po czole ćwiekami pieszczochy. - Byłeś bardzo niegrzecznym chłopcem. Bardzo, bardzo...
- A skąd ty to możesz wiedzieć?! - zdenerwował się wreszcie Bogdan. Ubódł go ten "chłopiec".
- No, cóż... Wiem wszystko. Jestem Bogiem.
- A ja Napoleonem...
- Pójdziesz do piekła za to, jak sie zachowywałeś.
- A nie powinienem najpierw dostać jakiejś szansy? Pójść do czyśćca? Aż tak zawiniłem? - wypytywał sarkastycznie Napoleon, wciąż nie wierząc w ani jedno słowo staruszka. Ten jednak postanowił go zignorować i mówił dalej.
- Pozwól, że pokażę ci, co cię ominęło. - jakimś cudem otworzył zgniecione w harmonijkę drzwi samochodu, chwycił Bogdana za kołnierz i szarpnął. Napoleon przez chwilę miał uczucie, jakby się rozdwajał - wydało mu się, że opuścił swoje ciało. Bał się jednak spojrzeć za siebie i sprawdzić, czy faktycznie został w samochodzie, równocześnie stojąc obok niego.
Staruszek objął go ramieniem i uchylił niedużą, dębową klapę, która nagle, nie wiadomo skąd, pojawiła się w jednej z chmur.
- Zobacz.- rozkazał.
Bogdan zajrzał do środka i zobaczył spełnienie wszystkich swoich marzeń. Był bogaty i sławny. Mieszkał w luksusowym mieszkaniu ze szklanymi ścianami, gdzieś na trzydziestym piętrze wieżowca. Z okien roztaczał się widok na tysiące migających światełek i pas purpury na horyzoncie - był późny wieczór. W telewizji piękne kobiety mówiły o nim z zachwytem. Po pokoju przechadzała się długonoga, naga piękność, co jakiś czas głaszcząc ślizgającego się po posadzce doga.
- Złaź. - warknął znowu Bóg. - Wystarczy.
- Ale... - zaczął niepewnie Bogdan. - Chyba naprwdę mam jakieś szanse poprawy, prawda? Czyściec...? Prawda...?
- Teraz byłeś w czyśćcu. W czyśćcu rozbiłeś samochód o drzewo, jadąc po pijaku. Zawaliłeś sprawę.
- Jak to? Teraz przecież byłem na ziemi...
- Czyli pomiędzy niebem, a piekłem, prawda? A gdzie jest czyściec?
- No... To jak w takim razie wygląda piekło?
Bóg pstryknął palcami.
- Od dziś będziesz bał się słońca i krzyży. Będziesz łaknął krwi... i żył tu wiecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Większego tak. Ale nie powieść od razu. ;) Nikt nie chciałby tego czytać.

To może od początku:
Nie cały czas piszę o schodzeniu ze świata. Wiem, że dużo tego u mnie jest, ale nie wszystko. :)
To, że stał się wampirem, mogło bardzo dużo wnieść do jego życia. Tu zostawiłam już pole Czytelnikowi do myślenia. I zastanawiania się, dlaczego bycie wampirem ma niby być piekłem? Przecież to życie wieczne. W dodatku nie trzeba się martwić o pieniądze na jedzenie. :)

Może kiedyś dopiszę następną część, ale nie jestem pewna. Bo moim zamiarem było zakończyć właśnie w tym konkretnym momencie.

Interesuję się nimi (wampirami), bo... są ciekawe. ;D Budzą we mnie fascynację. W dodatku każdy może je widzieć zupełnie inaczej. Wzięły się z legend. Są praktycznie w każdej kulturze, w każdej mitologii... (no, może w prawie każdej. Nie wiem, jak jest z Grecją i Egiptem). Fascynujące! :)

Pozdrawiam, R.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale żadnej historii dalej tam nie ma. Jeśli Czytelnik chce - bardzo proszę, niech dorabia dalszy ciąg: co się dalej z nieszczęsnym delikwentem dzieje. Ale moim zamiarem było skończyć w tym właśnie momencie. Bez "...i żył, a raczej egzystował, dłuuuuuuuugo i nieszczęśliwie..." ;D

Powtarzam - kiedyś być może dopiszę tak zwany dalszy ciąg. Ale - jak by na to nie patrzeć - to i tak będzie już zupełnie inna historia. Inne życie. Jeśli będzie się wiązało z tym tutaj powyższym tworem, to właściwie tylko imieniem bohatera. I ewentualnie tytułem.

'zdrawiam, R. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Uznajemy w naszej wspaniałomyślności. Znaj naszą łaskę, którą z chęcią obdarzamy. ;D

Dzięki za "nice". :) Bardzo mnie cieszy ta opinia. :)
Kiedy następne opowiadanie - nie wiem. Póki co - zapraszam do moich poprzednich. I o komenty też poproszę, jeśli zdarzy Ci się przeczytać inne moje kawałki. :)

Pozdrawiam, R.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałam to już jakis czas temu, teraz sobie "odświezyłam". Temat oklepany, ale to już wiesz. Zakończenie ciekawe, ale to też już wiesz. Ogólnie, poza wampirami, mało tu jest odkrywczości, ale - cytując siebie - nie każdy musi być od razu piszącym Einsteinem.

Mnie się podobało, nie miałam trudności z dotarciem do końca ani nie zacięłam się w środku. To już dużo, bo naprawdę szybko się nudzę ; ))

Pozdrawiam,
Gwyn

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Każdy się stara ; ) W literaturze zostało już tak wiele powiedziane (to zdanie chyba również ; )), że naprawdę trzeba się napocić, by spłodzić coś wyjątkowego. To tak, jak w nauce. Jaki procent naukowców to genialni wynalazcy?

Do tego - jakże banalnego - motywu zdołałaś wrzucić swoje trzy grosze. I chwała ci za to.

G.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tym, ze nie chodzi o oryginalnosc sytuacji, czy historii, ale oryginalnosc w opowiadaniu tego i wyciagniecia przez pisarza wnioskow, ktore przekazuje innym.
Ja sie nie chce czepiac, no ale mozna powiedziec w skrocie: koles mial wypadek, umarl i zostal wampirem za kare. No i co? Gdyby w przeszlosci powiedzmy nie wiem, chociaz kaszanke ze sklepu ukradl, to kara bylaby usprawiedliwiona. A tak? Nie bron sie tylko teoria, ze dostal kare "bez podowu", bo wtedy musialabys opisac, jakie byly skutki tej kary i wtedy powod sie znalazl. To tak jak ja bym napisal w profilu: "Mam na imie Mateusz i dlatego publikuje na poezja.org(heh, musze cos opublikowac wlasnie, bo wiersze za rzadko przyjmuja...)". Kaman o co mi chodzi?:) Pozdrawiam i czekam na kolejne utwory.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"ale mozna powiedziec w skrocie: koles mial wypadek, umarl i zostal wampirem za kare. No i co?"

Ja też nie chcę się czepiać, ale każdy przemyślany i zaplanowany (sic!) twór literacki, choćby nie wiem ile miał stron i ile wątków zawierał, można streścić jednym zdaniem. Przykład? Teraz akurat czytam "Rapsodię" pani Haydon, jestem na stronie 325 z 536. Co za banalna powieść. Główna bohaterka włada czymś w stylu magii, spotyka dobrodusznego potwora i strasznego zabójcę o szlachetnym sercu, razem będą walczyć ze złym demonem i zakładam, że go pokonają. Co z tego wynika?

Ano, przyjemność w czytaniu. Drobne szczegóły, wplecienie w bardzo banalne motywy czegoś własnego i wyjątkowego, poukładanie tych motywów tak, by razem stworzyły arcydzieło - to nadaje opowieści sensu. Jakkolwiek długa by nie była, ilekolwiek wątków by nie miała i cokolwiek byłoby w niej niedopowiedziane : ))

Gwyn

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

Piekło Niebo

A widzi kolega, gdyby tak powertować, to jasełka w głowie by nie zalegały.
Czyściec :)To wytwór wyobraźni i dogmatyki katolickiej, nigdzie w Biblii nie ma o nim mowy:)
Co do piekła (z grecka hades ,z hebrajska szeol),to jest to nic innego jak zaleganie zwłok w grobie.
Biblia banalnie pisze na temat śmierci człowieka. Ludzie umierają i ich ciała leża w grobie,duszy w znaczeniu katolickim czy platońskim tak naprawdę nie ma, nie oddziela się od ciała po śmierci, nie ma takiej opcji. Człowiek umiera totalnie i po śmierci zmysły jego razem z nim.To jest piekło w zrozumieniu biblijnym. Morze ognia (z apokalipsy) to druga ostateczna śmierć,taka ,która ma działanie już wieczne. Dlatego,że ta pierwsza choć totalna,na chwile zostanie przerwana jednym aktem ponownym przyjściem Chrystusa,wtedy ci co w niego uwierzyli i przy nim wytrwali zmartwychwstania z grobów podobnie jak Łazarz do życia ,a ci drudzy ,którzy jak w twoim wierszu,którzy uznali,że bez Boga jest im lepiej, umrą śmiercią druga,bo przecież po latach swojego żywota nie zatrzymają ani młodości przy sobie czy życia. Tym człowiek nie dysponuje totalnie aby korzystać sobie z tego do woli w nieskończoność.
Polecam lekturę Biblii i Apokalipsy bez teologii katolickiej,wtedy jasełka odejdą i pretensję do Boga lub naigrawania z jego Natury.

Kolega mnie ocenia za formę,ja spróbuje kolegę ocenić za przekaz dosłowny idei, które kolega jak dziecinne samoloty rzuca w wirtualny świat.

To nie jest odwet,ale zwierciadło odbicie własnej foremnej doskonałości...

myśl starożytna głosi (niby Sokrates)"poeci mówią od siebie". Czasem wydaje mi się,że tak jest.
Ktoś wpada w trans ,uniesienie emocjonalne i myśli,że wyrzuca złote maksymy,ale czasem nie wszystko złoto co się świeci i jest cacy pod względem formy i interpunkcji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Witaj. Napisaliśmy sobie żegnaj, ale sprawdziłem i według mnie, po żegnaj wstąpiłaś do , więc chyba sie nie narzucam. Przeczytałem, także komentarze. Dużo mówi się o banalności, o tym,że wszystko już napisano. Czytałem z zainteresowaniem, do końca. Nie żałuję czasu poświęconego Twojemu opowiadaniu. To by było na tyle, mam więcej do powiedzenia, ale nie wiem, czy Cię nie znudziłem, może masz mnie dosyć, poczekam sobie na Twoją odpowiedź.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jak się nazywasz? Alkione, prawda? Bo tak właśnie się nazywasz? Nikt nie znał twojego imienia aż do teraz. Opada w chmurze gryzącego kurzu zasłona tajemnicy. Po miliardach lat. Po całych eonach dekad niczym wieczność. Mimo że w przestrzeni jeszcze do końca niewyśnionej… Zatem, powiedz mi, bo tamto nie uzyskało żadnego poklasku, podoba ci się czy nie? Mów szczerze. Masz, naleję ci czegoś mocniejszego. Może rozwiąże ci się język i popłyniesz wartkim potokiem słów. Tylko przesuń się trochę w bok, bo nie widzę księżyca w pełni. Widzę jedynie twoją twarz usianą księżycowymi kraterami. Albo może to ty nim jesteś? Jesteś nim, prawda? To ty jesteś tym księżycem, który wkrada się chytrze srebrną smugą blasku? A zatem mówię do księżyca, nadając mu nawet imię. A zatem…   Tu przerywam na chwilę pisanie, albowiem słyszę jakieś stukania i szurania krzeseł dobiegające z książkowych półek regału. To bohaterowie powieści próbuję wydostać się na zewnątrz. Kołaczą się i wyją jak te psy uwięzione w klatkach. Książka spada na podłogę. Jedna. Druga. Trzecia… Spadają, furkocząc w locie skrzydłami rozbieganych nerwowo stronic. Wzniecają pył zakrzepły przez lata… I znowu cisza…  Cisza, aż w uszach dzwoni. A więc to był jedynie krótki zryw rzeczywistości. Chwilowy błysk pamięci. Tylko takiej enigmatycznej. Zatajonej.   Zatem wchodzę po półkach jak po drabinie. Wspinam się, poruszając wieloma odnóżami, aby dosięgnąć czułkami drgających gwiazd. I kiedy tak osiągam powoli szczyt słyszę jakieś polemiki dobiegające z ciemności. Ktoś się z kimś sprzecza. Spoufala. Kłóci… Muskają mnie słowa, jakby zimne usta całowały skronie. Zamknięte powieki… Okrywam się koszulą z wilgoci i pleśni. Upodobniony na kształt ekscentrycznej ćmy, która wciska się na powrót do kokonu  poczwarki. Zapadam w letarg…   Kiedy się budzę, w dole słychać trzaskanie podłogowych klepek od czyichś kroków. Ktoś bez wątpienia chodzi w tę i z powrotem. Jakby w zadumie. Ale będąc na górze jestem bezpieczny. Nie dosięgną mnie niczyje myśli. Chyba, że jakiś olbrzym o wzroście strzelistej topoli i wiotkich ramionach. Kołyszą się. Kołyszą się za oknami drzewa. Tak blisko i tak strasznie daleko. Na wyciągnięcie ręki. Kołyszą się całe szpalery, te prawdziwie i te urojone… Światła ulicznych latarni żółkną jeszcze bardziej jak woskowe ciało nieboszczyka szykującego się do kolejnej próby wniebowzięcia. A więc jestem w górze. A więc się przepoczwarzam. Albo raczej dopoczwarzam. Wracam do początku. Do nadmiaru niewiadomego piękna. Księżyc przesuwa się. Coraz bardziej odchyla… Odchyla… Odchyla… Coraz bardziej odchyla… Aż trzeszczą wszystkie kości i stawy. Albo ta twarz czyjaś. Nieustalona w rysach.. Absolutnie obca. Niczyja… Oświetla wszystko wartkim potokiem blasku. Posrebrza nawałą pikseli mżące krawędzie przedmiotów… Po lewej stronie rozgrzebane łóżko. Odsunięte na środek krzesło… Po prawej… Na stoliku zwietrzały skrawek papieru. Wazon pęknięty na wpół. I rozsypane wokół okruchy czerstwego chleba…    A więc ktoś tu był. Kto taki? Ktoś coś zaczął, ale nie skończył. Rozsypał się w proch. Zwietrzał jak ta karetka papieru z okruchami nic nieznaczących słow. I widzę siebie. Koło stołu. Siedzę pod ścianą z kolanami pod brodą. Ale nie poznaję do końca, albowiem kościste truchło zatarł w połowie czas. Pod płachtą pajęczyn. Wrośnięte korzeniami w ziemię. Połączone ze ścianą. Z żeliwnymi rurami rozgałęzionymi pod stropem, jakby pępowinami z krwiobiegiem matczynego ciała. Wszystko znieruchomiałe i martwe od wieków. Od całych tysiącleci… W absolutnej ciszy gwiazd. W głębokim oddechu nieskończonej nocy…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-13)      
    • @beta_b Bo na tych złożach, zorza dodana Po na powrozach, tak wyczekana   Bardzo dobry wiersz Zostaje w głowie   Pozdrawiam miło, M.
    • @Andrzej P. Zajączkowski Kolejne strofy, na przecinek Kolejne chwile, łap oberżynę   Bardzo wartościowy wiersz   Pozdrawiam miło, M.
    • @Jacek_Suchowicz I te marzenia, tak doniesione I te pragnienia, będą skończone   Fajnie. Miękko. Z polotem   Pozdrawiam miło, M.
    • @liwia Na sadzenie, po co spory Rozsadzenie, to opory   Ciekawie napisane Podoba mi się :)   Pozdrawiam miło, M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...